Ariana | Blogger | X X

30 cze 2016

Rozdział 43 - 'Troubles In Paradise'

Stała oparta o ścianę, w najodleglejszym kącie salonu i wpatrywała się w pozostałych. W duchu błagała, żeby ten koszmar się skończył i mogła się w końcu położyć do łóżka. Po całym dniu lekcji, spacerze po błoniach i próbie odrobienia lekcji, marzyła jedynie o ciepłej, odprężającej kąpieli, a potem wygodnym łóżku.
- Mamy małe zmiany w naszym zespole...- powiedziała Hannah, patrząc na zgromadzonych.- Ponieważ Ron został zawieszony, jego miejsce zajmie Harry.- dodała na co blondynka wywróciła oczami.- Poza tym Padma, musiała zrezygnować ze stanowiska. Prefetem Ravenclawu zostanie Catherine.
Evelyn zmierzyła wzrokiem dziewczynę i odwróciła się napięcie, znikając za drzwiami swojej sypialni. Zatrzasnęła głośno drzwi i od razu skierowała się do łazienki, napuszczając wodę do wanny i zdejmując z siebie ubrania. Związała włosy w niedbałego koka na samym szczycie głowy i wsunęła się do wody, aż po szyję. Zamknęła oczy, czując jak ciepła woda działa kojąco na napięte, zmęczone mięśnie. Od razu poczuła się lepiej. Zrelaksowała się i wyrzuciła z głowy wszystkie problemy i myśli. Była tylko ona.
- Powinnaś zamykać drzwi kiedy bierzesz kąpiel. Jeszcze jakiś niecny człowiek będzie chciał to wykorzystać...
Poczuła jak siada na krawędzi wanny, wpuszczonej w ziemię i układa nogi po obu jej stronach, przykładając dłonie do jej pleców i masując je. Oparła głowę o jego uda, okryte ciemnymi, dresowymi spodniami.
- I ty jesteś tym niecnym człowiekiem?- zamruczała.
- Zdecydowanie.
- Kiedy cię wypuścili?- zapytała, biorąc jego dłoń i zsuwając ją w dół swojego ciała.
- Chwilę temu.
- Jak się czujesz?
- Teraz nawet lepiej...
- Mhm...- jęknęła cicho, zsuwając się niżej.- Idealnie...
- Tak?
- Mhmmm...
- A teraz?- przejechał palcem po dwóch, niewielkich, metalowych kuleczkach. Jęknęła głośniej i wygięła się w łuk, obejmując go rękami.
- Fantastycznie... Nie przestawaj...
- Jak ty beze mnie wytrzymywałaś?- nachylił się nad nią.
- Ledwo...- wydyszała, czując jak przyjemność zalewa jej ciało. Patrzył w jej zamglone oczy i lekko rozchylone wargi. Była piękna. Szczególnie wtedy kiedy zatracała się w przyjemności. Uniosła się do góry i oparła o jego ciało, mocząc całe jego ubranie.
- Jesteś tak cholernie piękna...- wyszeptał wprost do jej ucha.
- Mówisz to, bo chcesz mnie przelecieć...- zaśmiała się cicho, wydając z siebie zduszony jęk. Jej oddech przyspieszył.
- I tak to zrobię...
- Racja...- przyciągnęła do siebie jego twarz i pocałowała namiętnie, ukrywając między jego wargami swój krzyk.
- Naprawdę lubię na ciebie patrzeć.- powiedział, pomagając jej wyjść i okrywając ją ręcznikiem. Potarł jej ramiona, chcąc wytrzeć jej skórę. Uśmiechnęła się szeroko, obserwując jego skupioną minę. Jej oczy błyszczały, a na ustach malował się uśmiech.- Co?- zapytał, patrząc na nią uważnie.
- Nic.- wzruszyła ramionami i pocałowała go czule.- Cieszę się, że wróciłeś.
Złapał ją za rękę i zaciągnął do sypialni, upewniając się, że pomieszczenie jest dobrze wyciszone. Zaśmiała się głośno, gdy pocałował ją mocno. Przyłączył się do niej, czując tak, jakby zaaplikował sobie coś rozweselającego. Po prostu jakieś uczucie bezgranicznego szczęścia zalało go od momentu, gdy upadli na miękki materac, łącząc się w namiętnym pocałunku.

~*~

Weszli do Wielkiej Sali, zasłaniając usta i wodząc nieobecnym wzrokiem po wszystkich. Evelyn siadła na swoim miejscu i momentalnie oparła głowę o ramię Draco, który był tak samo nieprzytomny jak ona. Nałożył im coś do jedzenia, jednak byli zbyt śpiący, żeby od razu zabrać się za jedzenie.
- Ciężka noc?- zaśmiał się Blaise.
- Spieprzaj...- warknęła Evelyn.
- Naprawdę powinniście ograniczyć sex. Noce są po to, żeby spać.- zaczął się nabijać czarnoskóry.
- Zazdrościsz, bo ty nie uprawiasz go wcale?- odpyskował Draco, spoglądając na niego z drwiącym uśmiechem.
- Oh, ranisz moje uczucia!
- Raczej dbam o to, żeby ego za bardzo ci nie urosło.
- Jesteście jak dwójka napalonych nastolatków. 
- Jakby nie patrzeć jeszcze nimi jesteśmy...- burknęła pod nosem blondynka.
- Nimfomani...- skwitował, obserwując jak jego przyjaciółka pocałowała czule Draco i zaczęła jeść.
- Znajdź sobie laskę, Zabini...
- Znajdę. Na dzisiejszej imprezie.- zaśmiał się chłopak, rzucając w nią truskawką. 
- Czemu nic o tym nie wiemy?- oburzyła się Evelyn. 
- Byliście tak zajęci sobą...- wtrąciła się Pansy z łobuzerskim uśmiechem.
- Hola, hola! Ja do wczoraj leżałem w Skrzydle i miałem wyjątkowo dużo czasu!- Draco obrzucił przyjaciół obrażonym spojrzeniem.
- Wybaczcie. Dzisiaj robimy imprezę, powinniśmy was wykluczyć jako że jesteście Prefektami, ale... 
- Dzięki Zabini. Świetny z ciebie przyjaciel...- uśmiechnęła się słodko Evelyn.- Nie wiem czy znajdziemy czas...- uniosła wymownie brwi i zaśmiała się głośno.
- Jesteście beznadziejnymi przypadkami.

~*~

Przyglądała się uważnie nauczycielowi, który cały czas coś im tłumaczył i pokazywał jak przygotować eliksir. Nie musiała uważać. Dobrze wiedziała co ma zrobić po kolei.
- Pracujecie w parach.- powiedział Snape.- Macie uwarzyć eliksir osłabiający. Osoby, które zrobią to najlepiej zostaną zwolnione z pracy domowej i otrzymają po 10 punktów dla swojego domu.
Rozejrzała się dookoła i utkwiła wzrok w Draco, który stał obok niej.
- Pójdziesz łaskawie po składniki?- spytała unosząc do góry brwi.
- Ależ oczywiście skarbie...- uśmiechnął się, całując ją w skroń i odszedł. Kiedy wrócił, zaczęła mu wydawać polecenia, a na jego pytający wzrok odpowiedziała oburzona:
- Myślisz, że ja odwalę całą robotę?
Zaśmiał się i po kolei dodawał składniki do wywaru, który niedługo potem stał się zielony. Nachyliła się z miną znawcy.
- Nieźle.
Podniosła się i popatrzyła na niego. Przyglądał jej się uważnie. 
- Słucham...- jęknęła, widząc że desperacko chce zadać jej jakieś pytanie.
- Co zrobiłaś z Płynnym Szczęściem?- zapytał cicho.
- Wylałam.- wywróciła oczami.- Nic nie zrobiłam. Nadal go mam. Czeka na to aż faktycznie będzie mi potrzebny.
Patrzył na nią dłuższą chwilę, po czym skierował wzrok na Snape'a, który stanął przed nimi.
- Powinienem wykluczyć cię z konkursu.- powiedział nauczyciel.
- Ja tylko pomagałam. Draco przygotował wszystko sam...- powiedziała cicho uśmiechając się szeroko. Wtedy zrozumiał, dlaczego wydawała mu tylko polecenia.
- Dobrze więc... Jesteście zwolnieni z dzisiejszej pracy domowej i 20 punktów dla Slytherinu. Możecie iść. 
Wstała, obserwując jak pozostali się męczą i wyszła na korytarz. W lochach zawsze panował chłód, ale na jesień, wszędzie poza dormitorium Ślizgonów było przeraźliwie zimno. Otuliła się szatą, czując jak blondyn obejmuje ją ramieniem. 
- To co, chcesz się publicznie po obściskiwać?- zaśmiał się, na co wywróciła oczami. Złapała go za rękę, która zwisała z jej ramienia i wtuliła się w jego ciało.

Przez niemal całe przemówienie McGonagall podczas obiadu, trzymał dłoń na jej kolanie. Nie słuchała kobiety, skupiając się na jego dotyku. Czuła na sobie czyjś wzrok, więc rozejrzała się po Wielkiej Sali. Jej oczy spotkały się z ciemnymi oczami Smith, na co zareagowała drwiącym uśmiechem i zaczęła coś szeptać do siedzącego obok niej blondyna. Wywrócił oczami, po czym zaczął się śmiać i pocałował ją w skroń, co jeszcze bardziej zirytowało Krukonkę.
- Drodzy państwo, za miesiąc odbędzie się bal, który ma na celu zintegrować was i zakończyć te bezsensowne walki między domami. Dlatego, pary mają być mieszane. Kolejna zasada: to panie mają zapraszać panów. A tymczasem... Smacznego.
Blondynka zszokowana, w końcu odwróciła wzrok od dyrektorki. 
- Popieprzyło ją.- warknęła.
- Przecież żadna się nie odważy zaprosić twojego chłopaka.- zadrwił Blaise, na co Draco popatrzył na zdenerwowaną blondynkę. 
- Lepiej dla nich.
- Mam iść sam?- zbulwersował się blondyn. Evelyn popatrzyła na niego takim wzrokiem, że od razu zrozumiał.
- Ciebie nikt by nie zaprosił, bo wszyscy się ciebie boją... dobrze, że to ty powinnaś zaprosić kogoś.- zaśmiał się Zabini, na co oberwał porządnego kopniaka pod stołem.- Auć!
- Lyn, nie zachowuj się jak pies ogrodnika...- powiedział Draco patrząc na nią karcąco.
- A co, chcesz żebym sama poszła i zaprosiła któregoś? Może Pottera?
Westchnął głośno.
- Od kiedy jesteś taki chętny żeby się "integrować z innymi"?- warknęła, podnosząc głos trochę bardziej niż planowała.- Co, liczysz że zaprosi cię któraś z tych laleczek, hmm? Śmiało. Kim ja jestem żeby ci tego zabronić!- warknęła, wstając pospiesznie i opuszczając Wielką Salę. W przerwie między lekcjami uświadomiła sobie kilka bardzo nieprzyjemnych rzeczy, na czele z tym, że właśnie spóźniał jej się okres. 

Nie poszła na imprezę. Skutecznie zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju i udawała że jej nie ma. Siedziała na oknie i wpatrywała się w krajobraz za nim, a kiedy impreza w lochach się zaczęła, wyszła na patrol, o który poprosiła Hannę. Pod drzwiami stał Harry.
- Z tobą mam patrol?- spytała, na co kiwnął twierdząco.- Co mnie podkusiło żeby się zamieniać...- minęła go i wyszła z dormitorium.
- To pewnie dlatego, że jednak większość chciała iść na tajną imprezę o której i tak wszyscy wiedzą...- powiedział doganiając ją.
- Ty nie?
- Mógłbym spytać o to samo.
- Nie lubię imprez.
- Ja też.
Długo milczeli, idąc przez ciemne i puste korytarze. Ona nie miała zamiaru mówić za wiele, bo za wiele chciała powiedzieć. A skończyłoby się to bardzo źle.
- Przepraszam...- powiedział nagle Harry. Stanęła i odwróciła się w jego kierunku.
- Za co?- warknęła.
- Wszystko. Za to jak was traktują ludzie, za zachowanie Rona. Masz rację, że nie jesteście traktowani równo. Bardzo mi przykro.
- Dzięki.- powiedziała, nie do końca wiedząc jak się zachować, po czym odwróciła się napięcie i ruszyła w stronę dormitorium. Zatrzymała się gwałtownie widząc parę pod obrazem.
- Catherine, wybacz ale...
- Wiem, wiem. Masz dziewczynę... Nie mówię, że masz ją zdradzić, proponuję żebyś poszedł ze mną na bal i dobrze się bawił. To chyba nic złego, prawda? Przecież Evelyn nie może ci tego zabronić...
- Nie może...
- No właśnie! Więc... Pójdziesz ze mną na bal?
W Evelyn się zagotowało. Była wściekła i oczekiwała odpowiedzi chłopaka jak nigdy wcześniej, chociaż miała ochotę wyjść zza zakrętu i im przerwać.
- Tak, jasne.- usłyszała i nagle aż jej się ciemno przed oczami zrobiło.
- Wszystko w porządku?- spytał Harry pojawiając się koło niej.
- Tak. Wszystko jest fantastycznie.- Ruszyła w stronę obrazu, mijając parę bez słowa.
- Lyn, wszystko ok?- spytał Draco podchodząc do niej, ale nawet się nie zatrzymała.
- Tak. Wszystko pięknie.- wysyczała i zniknęła za obrazem, zostawiając go kompletnie osłupiałego na środku korytarza.



~*~
Następny rozdział: 07.06.2016, godzina: 18:00





Rozdział 44 - 'End'

23 cze 2016

Rozdział 42 - 'Not a Hero'

Wszyscy byli już gotowi do gry. Czekali na znak od pani Hooch, żeby zacząć mecz. Blaise i Draco mieli w sobie tyle energii i determinacji, żeby pokonać Gryfonów, że można było odnieść wrażenie że są gotowi na dosłownie wszystko. Malfoy stał przy wyjściu na boisko i obserwował sytuację, próbując się dowiedzieć dlaczego nadal nic się nie dzieje.
- Nie stresuj się tak...- usłyszał przy uchu, a dwie szczupłe dłonie oplotły go w talii i zatrzymały się na jego torsie.

- Co tu robisz?- zapytał pełnym skupienia głosem.

- Przyszłam ci życzyć powodzenia. I powiedzieć, że...- zbliżyła się jeszcze bardziej do jego ucha, aż poczuł jej ciepły, miętowy oddech wokół siebie.- Ja i moja mała błyskotka chcemy dzisiaj świętować zwycięstwo...- skończyła, ocierając się o niego piersiami. Wciągnął głośno powietrze i odwrócił napięcie w jej kierunku, zamykając jej usta za pomocą mocnego pocałunku.

- Ty mała wiedźmo... Gdybym nie wiedział jak nie lubisz Gryfonów, pomyślałbym że specjalnie chcesz mnie rozproszyć.

- Skąd. Chciałam dać ci motywację do tego, żebyś złapał Znicz...- szepnęła, poprawiając wydekoltowaną bluzkę.- Mecz zaraz się zacznie. Najwyraźniej ktoś ubrudził wszystkie stroje Gryfonów...- zaśmiała się cicho.

- Miałaś z tym coś wspólnego? 

- Nie... Skąd takie podejrzenia?- oburzyła się.

- Bo jesteś wredną zołzą...- wzruszył ramionami na co odepchnęła go od siebie.

- Chyba sama się zabawię moją błyskotką, a ty będziesz tylko słuchał...

- Chętnie...- jego oczy pociemniały, zbliżył się do niej jak polująca pantera i w tym samym momencie usłyszeli wołanie z boiska. Odwrócił się od niej, a ona zdążyła tylko puścić oczko do Zabiniego, który szeroko się szczerzył w jej kierunku.


Dołączyła do swoich przyjaciółek i stanęła przy samej krawędzi trybuny Ślizgonów. Nie miała zamiaru krzyczeć i nadmiernie się ekscytować, bo wolałaby być na boisku, a nie tutaj. Poza tym nigdy nie lubiła nadmiernie okazywać emocji.  Stała oparta o poręcz i obserwowała grę swoich przyjaciół. Blaise radził sobie jak zwykle fantastycznie, zdobywając punkty dla drużyny. Draco cały czas kręcił się wokół boiska, jak zawsze nonszalancko uśmiechając się do mijającego go Pottera. I w końcu obaj rzucili się w pogoń za Zniczem. I bez żadnych większych utrudnień to właśnie Ślizgon złapał małą, złotą kuleczkę, rzucając przy tym jakiś komentarz w stronę Wybrańca. Usłyszał to Weasley, który wyrwał jednemu z Pałkarzy ich narzędzie i odbił latający wokół nich tłuczek w stronę blondyna. Nie przewidział tylko, z jaką siłą uderzy on w jego ciało, które momentalnie runęło z miotły, lecąc kilkanaście metrów w dół. Widownia jęknęła, a Evelyn która myślała trzeźwo, wyciągnęła różdżkę i zatrzymała jego ciało nad ziemią, spokojnie je opuszczając na trawę, sama aportowała się na dół i uklękła przy blondynie, który się dusił. Łapczywie próbował złapać powietrze, ale coś mu to uniemożliwiało.
- Draco...- szepnęła cicho, nie do końca wiedząc na co liczy. Bała się go dotknąć, żeby nie sprawić mu bólu, albo nie pogorszyć jego stanu. Nie płakała. Chociaż bardzo chciała. Jednak nie mogła pokazywać uczuć przed całą szkołą. Widziała jak wyprowadzają Weasley'a, a Snape i McGonagall zbliżają się do nich. Wściekłość zaczęła w niej narastać i dobrze, że Gryfoni zniknęli z boiska, bo pobiła by tego rudego palanta i to dotkliwie.
- Szybka reakcja, panno White.- powiedział Snape, obserwując dyrektorkę, która uniosła zaklęciem blondyna. Złapał ją mocno za łokieć.- Mam nadzieję, że nie zrobi pani nic głupiego, jak na przykład... pobicie Weasley'a.
- Jak mnie będzie unikał przez następne... stulecie, to nie.
Mistrz Eliksirów ją puścił i razem wyszli z boiska.
- Poinformuję Lucjusza i Narcyzkę, kiedy tylko zostanie podana diagnoza. Jedyne o co proszę, Evelyn to nie rozdmuchiwanie tej sprawy jeszcze bardziej...- powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem. Czasami, gdy nie byli obserwowani przez innych, zwracał się do niej po imieniu, jak wtedy gdy miała u niego indywidualne lekcje z eliksirów.
- Nie rozdmuchiwać?! Weasley przegiął pałę! Jeśli jemu stanie się krzywda... Proszę wybaczyć, ale ja zabiję tego człowieka gołymi rękami.- warknęła.
- Dobrze, że tych gróźb nie słyszy nikt inny. Dopilnuję, żeby Weasley dostał odpowiednią karę, poza tym wydaje mi się, że państwo Malfoy nie odpuszczą tak łatwo.
Zamilkła na chwilę, idąc obok opiekuna swojego domu. Do Skrzydła Szpitalnego dotarli chwilę po McGonagall, jednak tylko Snape mógł wejść do środka. Dziewczyna stała stukając stopą o podłogę i chodząc w jedną i drugą stronę, zdenerwowana, zaciskając dłonie w pięści niemal do krwi.
Nagle zza zakrętu wyszedł Blaise z Dafne, Pansy i Astorią, na którą nawet nie zwróciła uwagi.
- Nie pozwolili mi wejść...- zirytowała się Eveleyn, mając ochotę w coś uderzyć. A najlepiej w kogoś. Kogoś o rudych włosach.
- Spokojnie...- powiedział Zabini i w tym samym momencie zza zakrętu wyszedł Potter, Granger i dwójka Weasley'ów, a
Evelyn wpadła w furię. Rzuciła się na rudzielca z takim impetem, że ten poleciał na ścianę.
- Ty gnido! Jak jemu coś się stanie, to przysięgam, że obedrę cię ze skóry gołymi rękami, a potem zabiję!- krzyczała okładając go pięściami, ku jego zaskoczeniu bardzo mocno. Nikt nie wątpił, w to że to tylko puste słowa. Wszyscy wiedzieli, że ona mówi jak najbardziej poważnie. Uderzyła go kilka razy w twarz i brzuch, a jej przyjaciele nie ruszyli się z miejsca.
- Nic nie zrobicie?- oburzyła się Ginny mierząc ich wściekłym spojrzeniem.
- Po pierwsze: nie chcę oberwać, nie wiesz, że nie przeszkadza się atakującej panterze? A po drugie... należy mu się.- warknął Zabini i skierował wzrok na przyjaciółkę. Twarz Gryfona, była nieco zmasakrowana, gdy w końcu odsunęła się od niego.
- Pieprzony bohater? Jak dla mnie żałosny palant, który chce uchodzić za silniejszego niż jest...- obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i odwróciła się w stronę drzwi do Skrzydła.
- Panno White...- zaczęła dyrektorka.- Z uwagi na ogromne wzburzenie, nie wlepię pani szlabanu, ale następnym razem, grozi pani zawieszenie za taki karygodny czyn.
Dziewczyna o mało nie wywróciła się z wrażenia. McGonagall, która nie wlepia jej szlabanu. Szok. Snape spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy i poszedł, poinformować zapewne rodziców Draco.
- Co z nim?- spytał Blaise, patrząc na panią Pomfrey.
- Cóż... Pan Wealey wyjątkowo mocno uderzył w ten tłuczek. Na chwilę obecną stwierdzam pękniętą czaszkę, więc z cała pewnością pan Malfoy trochę sobie pośpi. Do tego ma wybity bark i z tego co widzę, pęknięte żebra, jedno z nich przebiło płuco, dlatego nie mógł oddychać.
Oczy blondynki zapłonęły i już odwróciła się, żeby dobić Gryfona, ale złapał ją Zabini i zaciągnął do Skrzydła.
- Nie narażaj się... Chociaż chciałbym żebyś mu poprzestawiała niektóre części ciała, to wolałbym, żeby cię nie zawiesili, albo wywalili.
Trzymał ją chwilę z żelaznym uścisku, kiedy próbowała się wyrwać. Wypuścił ją dopiero, kiedy poczuł, że się uspokoiła. Stała chwilę z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, po czym ruszyła w stronę ostatniego łóżka. Opadła na krzesełko i odetchnęła głośno.
- Kiedyś wyleją mnie ze szkoły przez ciebie...- powiedziała i popatrzyła na jego lekko siną twarz. Chwyciła jego dłoń między swoje i zamknęła na chwilę oczy. Nikt za nią nie wszedł, bo wszyscy wiedzieli że potrzebuje być sama. I tak za chwilę pewnie pojawią się jego rodzice. Oparła głowę o krawędź łóżka i oddychała, żeby uspokoić swoje emocje. Siedziała tak dłuższą chwilę, aż przerwało jej wejście państwa Malfoy. Lucjusz starał się trzymać uczucia wewnątrz siebie, chociaż od bitwy był dość mocno niestabilny. Narcyza natomiast nie kryła łez i kiedy zobaczyła syna, jęknęła głośno.
- Nie odpuszczę Weasley'om. Ich syn pożałuje tego czynu...- wysyczał mężczyzna przez zaciśnięte zęby.
- Myślę, że już pożałował...- powiedziała cicho blondynka, wstając z krzesełka i kierując się do wyjścia.- Chyba mu połamałam kilka kości...
- Nie musisz wychodzić.- powiedziała cicho Narcyza.
- Nie, proszę z nim posiedzieć. Ja wrócę po obiedzie.- uśmiechnęła się blado i wyszła.

Siadła obok Zabiniego i spiorunowała wzrokiem Gryfonów. Ron siedział skulony i nic nie jadł. Unikał wzroku wszystkich, wiedząc że jego sytuacja maluje się w bardzo ciemnych barwach.
- Jakieś wieści?- warknęła nie spuszczając z niego wzroku.
- Na razie nie ma decyzji. Podobno poinformowali jego rodziców, ale ma już 18 lat, więc to akurat było zbędne.- odparł Blaise.
- Gdyby to było jedno z nas od razu by nas wywalili.- warknęła Pansy.
- Niekoniecznie. Nasze rodziny by im nie dały żyć. Tylko, że jego nie chcą tak szybko wywalić bo bohater wojenny. Podejrzewam, że go zawieszą...- wtrąciła się Dafne.
- Cóż, ojciec Draco pewnie nie odpuści tak łatwo.
- I dobrze. Chociaż... Niech zostanie. Ja bardzo chętnie go ukarzę na swój własny sposób... I zrobię mu z życia piekło.- Evelyn uśmiechnęła się łobuzersko i zaczęła jeść.
- Czemu tak późno przyszłaś?- zagadnął Blaise wprost do jej ucha, zauważając jej diaboliczny uśmiech.
- Poprzestawiałam jego sypialnię...

Sen ją zmorzył dość późno. Wieczór spędziła w niewygodnej pozycji, na krzesełku, koło łóżka Draco, z książką w ręce. Jednak koło północy, poczuła takie zmęczenie, że nie planowała się opierać i po prostu pozwoliła się zabrać do krainy snów. Wyciągnęła nogi przed siebie, głowa opadła jej na ramię, a oczy się zamknęły. I przespała tak kilka godzin, mając świadomość że rano tego pożałuje. Ale nie mogła go zostaeić. Myśl, że mógłby się obudzić i nikogo by przy nim nie było, była nie do zniesienia.
W okolicach piątej nad ranem, poczuła delikatne gładzenie po dłoni. Poruszyła się lekko.
- Nie chciałem cię obudzić.- usłyszała.
- A powinieneś... Która godzina?
- Czwarta czterdzieści.
- Dawno się obudziłeś?- przeciągnęła się i ziewnęła.
- Godzinę temu... Co ty tutaj robisz? Macie jakieś przyjacielskie dyżury?
Otworzyła szeroko oczy, przypominając sobie jak w jednej z wizji stracił pamięć. Jak nie wiedział, że byli razem, że... Przeraziła się, że teraz dzieje się to samo.
- Jak to przyjacielskie dyżury? Co ty nie pamiętasz...?- podniosła się i już chciała wyjść, czując że łzy napływają jej do oczu, a on ostatnio zbyt wiele razy widział jak płacze, ale poczuła że łapie ją za nadgarstek i ciągnie w swoim kierunku. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował.
- Żartowałem... Jak mógłbym zapomnieć, że mam taką fantastyczną dziewczynę?- powiedział cicho.
- Masz szczęście, że jesteś taki połamany, bo właśnie zasłużyłeś na lanie.
- Mocno bijesz?
- Spytaj Weasley'a.- warknęła.
- Pobiłaś go?
- Omal przez niego nie zginąłeś. Dusiłeś się, cholera jasna! Więc oczywiście, że go pobiłam!
Uśmiechnął się blado.
- Coś ty tak zareagowała na żart?- spytał, kiedy siadła na łóżku i złapała go za rękę.
- W ostatniej wizji też straciłeś pamięć. Wiesz, to po prostu dziwne, bo czasem dzieją się rzeczy tak bardzo podobne do tamtych...
- To jest prawda, Lyn.- przejechał palcem wzdłuż jej dłoni i splótł mocno ich palce.- Ja jestem prawdziwy i moja wściekłość też jest prawdziwa.
- Wiem.- uśmiechnęła się w końcu szczerze i uniosła do góry brwi.- Przemeblowałam pokój tego tępego kretyna. Jestem pewna, że niektórych rzeczy będzie bardzo długo szukał...

Przekroczyła próg dormitorium wyjątkowo późno. Po wszystkich lekcjach poszła odwiedzić Draco do Skrzydła, który już zaczął wszystkich swoim uroczym charakterem. Zmuszanie go do leżenia w łóżku i nie opuszczania Skrzydła Szpitalnego, było jak walka z rozjuszonym wężem: ty niby go omijasz, a on i tak atakuje.  Pani Pomfrey przyzwyczaiła się już do kąśliwych komentarzy z jego strony, a przyjaciele, starali się utrzymywać go w dobrym nastroju. Tym razem poczekała aż uśnie i wróciła do siebie, żeby w końcu wyspać się na swoim własnym łóżku. Ledwo weszła do salonu, a do jej uszu doszło ciche szlochanie z kąta. Wywróciła oczami i spojrzała w tamtym kierunku. Ciemnowłosa Gryfonka siedziała skulona na fotelu, a kiedy ją zobaczyła, speszyła się, szybko ocierając łzy.
- Wybacz...- powiedziała cicho.- Z Malfoy'em ok?
- Taaaak.- przeciągnęła zaskoczona blondynka i popatrzyła na nią zaskoczona.- A tobie co? Nie zaliczyli ci pracy? Dostałaś szlaban?
- Ron został zawieszony.
- Dziwisz się?
- Nie ja...
- Słuchaj, przestań się przejmować tym palantem.
- To mój przyjaciel!- oburzyła się.
- Tak? Jesteś tego pewna? Zastanów się, czy to nadal twój przyjaciel, czy jakiś idiota, któremu coś się poprzestawiało we łbie. Czasem trzeba podjąć decyzję najlepszą dla nas. Takie życie. Kto zapomina o sobie, w końcu bardzo źle kończy. Przestań przez niego wyć. Nie warto. Sam się w to władował.
Wydała z siebie zduszony jęk i weszła do swojej sypialni. Czasem bycie egoistą, było naprawdę bardzo potrzebne.



~*~
Następny rozdział: 30.06.2016, godzina: 18:00




Rozdział 43 - 'Troubles In Paradise'

16 cze 2016

Rozdział 41 - 'True Feelings'

Wieczór był chłodny, więc otuliła się swetrem i wolnym krokiem szła po lesie, szukając kolejnego, martwego pająka. Normalnie, późne wypady o Zakazanego Lasu nie robiły na niej wrażenia. Lubiła w ciemności przesiadywać pod drzewem i delektować się otaczającą ją ciszą. Teraz, bała się tego miejsca i nie czuła się pewnie. Wprawdzie jej szlaban dobiegał końca, jednak akurat dzisiaj rozdzielili się z Hagridem, który poszedł w drugim kierunku. Miała nie zapuszczać się zbyt głęboko między drzewa i sprawdzić jedynie polankę, na której odbywały się lekcje. Nic trudnego. Przed sobą trzymała wyciągniętą, zapaloną na końcu różdżkę. Miała wrażenie że im dalej się znajduje od błoni, tym zimniej jest dookoła niej. Nad ziemią unosiła się warstwa mgły, która nadawała całej scenerii przerażającego klimatu. A przecież ona się nie bała. Wtedy do jej uszu doszedł dziwny dźwięk. Najpierw jakby głośny oddech, po chwili jęk. Jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia, gdy odwróciła się i zobaczyła, czołgającego się po ziemi stwora. Cofnęła się o krok, widząc jak czepia się on ziemi i ciągnie całe swoje ciało. Nie przewidziała tego, że się wywróci. Nie przewidziała, że jej różdżka upadnie kilka metrów dalej. A on się zbliżał. Jej oddech przyspieszył. Czuła silne uderzenia serca i zimny pot, oblewający całe jej ciało. Ucisk w piersi stał się nie do zniesienia, a dłoń, która szukała różdżki, trzęsła się niemiłosiernie. Czuła, jak kręci jej się w głowie, gdy Inferius wyciągnął dłoń w jej stronę i złapał za nogę. Krzyknęła głośno, dobywając różdżki. Oszołomiła go zaklęciem i wykorzystała moment, by uciec. Było to jednak utrudnione, bo czuła, jakby całe jej ciało zdrętwiało ze strachu. Potykając się o własne nogi, zaczęła kierować się w stronę wyjścia z lasu. Czuła jak po łydce spływa jej krew. Zawroty głowy coraz bardziej utrudniały poruszanie się. Nie chciała nawet odwracać się za siebie, czując że potwór nadal nie odpuścił i czołga się za nią by ją dorwać. Wybiegła spomiędzy drzew krzycząc głośno, gdy kolejny Inferius przewrócił ją i zaczął ciągnąć w stronę lasu. 
- POMOCY!- krzyknęła, prosząc w duchu żeby ktokolwiek ją usłyszał. Widziała na skraju lasu kilka potworów, czekających na nią. Wbiła paznokcie w ziemię, licząc że to pomoże. Ale tak się nie stało. Poczuła tylko ból, kiedy ziemia wbiła się pod nie. Wierzgnęła nogami chcąc kopnąć napastnika. Wtedy uścisk zniknął. Spojrzała za siebie i zauważyła, że potwory uciekają do lasu. Podniosła się i momentalnie zaczęła wymiotować. McGonagall dobiegła do niej jako pierwsza razem z Hermioną. Kilku nauczycieli ruszyło do lasu.
- Zabiorę cię do Skrzydła...- powiedziała czarownica.
- Nie.- wyjęczała pomiędzy kolejnymi torsjami.- Pokój...
- Pani Pomfrey musi cię obejrzeć!
- Pokój, proszę...- załkała, czując jak kolejny atak paniki się do niej zbliża. Popatrzyła na Granger z lekką wściekłością, a gdy dyrektora nie patrzyła wysyczała do niej:- Nie waż się nikomu mówić o tym, bo zmienię twoje życie w piekło.

Pani Pomfrey kręciła się dłuższą chwilę wokół jej łóżka, zostawiając jakieś eliksiry i opatrując zadrapania na jej nogach i niewielkie rozcięcie na głowie.
- Po weekendzie nie będzie śladu.- powiedziała kobieta.- Zostań lepiej jutro w pokoju. Tu masz eliksir na uspokojenie i dawkę tego na sen, gdybyś miała problem. Rano nasmaruj otarcia tą maścią. Na szczęście nic poważnego się nie stało... Rany są czyste, więc nie powinno wdać się zakażenie. Gdyby coś się działo to przyjdź do mnie...- dodała, a tuż po skończeniu wypowiedzi do pokoju wpadł Draco. Otworzył z hukiem drzwi i widząc totalnie rozbitą dziewczynę, siedzącą na łóżku, nie była pewna czy przez jego twarz przemknęła wściekłość czy zaniepokojenie.
- Dziękuję...- szepnęła wgapiając się w ścianę. Malfoy czekał aż kobieta wyjdzie i zostaną sami. Kiedy drzwi w końcu się zamknęły, dopadł do łóżka i przyciągnął ją do siebie. Rozpłakała się przytulając do niego, aż straciła oddech.
- Co się stało? Usłyszałem od Granger, że przyprowadziła cię z McGonagall ze szlabanu i że powinienem od razu do ciebie przyjść, a ona skończy patrol.
- Zaatakowały mnie...- załkała.- Byłam sama... Z daleka od ludzi... Bałam się, że mnie zaciągną do lasu...- powiedziała ukrywając twarz w jego koszuli. Położył dłoń na jej głowie i czule pogłaskał.
- Dlaczego byłaś sama?- warknął.
- Postanowiliśmy z Hagridem się rozdzielić.
- I ty się zgodziłaś?! Lyn, wiesz co się czai między drzewami i zgodziłaś się na to?! A ten przygłup nie powinien do tego dopuścić!? Jak mogliście być tak nieodpowiedzialni! Cholera jasna, jeszcze tak boisz się tych stworów i tak po prostu poszłaś na samotną wyprawę po Zakazanym Lesie nocną?! Nie wierzę w to co słyszę.
- Draco, proszę... Uspokój się, ostatnie czego teraz potrzebuję to twoje zdenerwowanie...- powiedziała cicho, pociągając nosem. Jego koszula była mokra od jej łez i brudna od makijażu.- Wiem, że to był idiotyczny pomysł...
- Ciii... Przepraszam...- powiedział cicho.
- Tak bardzo się bałam...
- Wiem, kotku... Już jesteś bezpieczna...
- Ja myślę, że one są w lesie przeze mnie. I to jeden z nich był w naszym salonie...- załkała.
- Co ty gadasz? Przecież...
- Śmierciożercy są wściekli, że mój ojciec zdradził... A Inferius wykonuje polecenia swojego stwórcy... W końcu tylko drzwi do mojej sypialni były zniszczone. Człowiek nie byłby w stanie tak ich podrapać...
Załkała jeszcze głośniej, bo cały ten strach i inne emocje, które dzisiaj jej towarzyszyły, znalazły ujście, kiedy była w jego ramionach.
- Płacz... Wyrzuć to z siebie...- powiedział cicho, kładąc się na łóżku wygodnie i otulając ją kołdrą.
- Boję się...
- Nie spuszczę cię z oka, nawet na sekundę. Obiecuję.- szepnął przyciskając jej szczupłe ciało do swojego.

~*~

Obudziła się niewyspana i zirytowana. Wprawdzie obecność blondyna była kojąca, jednak wspomnienia były zbyt świeże, żeby cokolwiek i ktokolwiek, byli w stanie zafundować jej spokojną noc. Kiedy jednak otworzyła oczy w ten sobotni poranek, była zupełnie sama. Zegarek wskazywał już 12. Podniosła się i usiadła, rozglądając po pomieszczeniu. W tym samym momencie do sypialni wrócił Draco z tacą pełną jedzenia. Uśmiechnęła się blado.
- Nie pytam jak spałaś, bo niestety dobrze wiem...- powiedział stawiając ją na stoliku i całując dziewczynę czule.- Ale dzisiaj możesz tu zostać calutki dzień. Zabini obiecał przynieść mnóstwo rzeczy z Hogsmeade, więc wpadnie po południu.- dodał zajmując miejsce obok niej.
- Oh, Hogsmeade! Dlaczego nie poszedłeś?!
- Cóż... Wolę zostać z tobą i byczyć się cały dzień.- zaśmiał się i podsunął jej pod nos talerz.
- Nie wiem czy jestem w stanie zjeść.
- Lepiej zacznij, bo nakarmię cię siłą, White
- Czarujący jak zawsze...- odparła głaszcząc go po policzku i całując go namiętnie.
- Twój ojciec był w szkole.
- Widziałeś się z nim?
- Tak. Chciał przyjść, ale powiedziałem, że jeszcze śpisz. Kazał ci przekazać, żebyś napisała...
Skinęła głową i upiła łyk herbaty.
- Był wściekły. Najpierw wpadł do gabinetu McGonagall i zrobił straszną awanturę. Nie wiem co będzie z Hagridem... Ale ochrona szkoły została wzmożona. Zakazany Las jest odcięty zaklęciami i przysłali ludzi z Ministerstwa. Podobno szukają tych potworów po okolicach. Rozmawiałem ze Snapem, po tym jak twój ojciec wyszedł. 
- I? 
- Obaj twierdzą, że byłaś celem. Nie jedynym, ale najważniejszym. Ci którzy przeżyli muszą być wściekli, że twoja rodzina się postawiła. Zresztą fakt, że miałaś zostać zabita podczas bitwy wskazuje na to, że chcą się ciebie pozbyć. Będziemy teraz mieć cię na oku, księżniczko.- powiedział cicho i wepchnął jej w ręce tosta.- Nie żartowałem z tym wpychaniem jedzenia na siłę.
- Domyślam się...- skrzywiła się i ugryzła kawałek.
- Dobra dziewczynka.
- Oh zamknij się Malfoy...
- Sama się zamknij, White.
- Zmuś mnie!- wystawiła mu język i patrzyła wyzywająco, prosto w jego oczy.
- Bardzo chętnie...- nachylił się nad nią.- Ale to może się skończyć głośnymi jękami.- uśmiechnęła się łobuzersko i pocałowała go niespodziewanie, po czym zaśmiała się jak mała dziewczynka.
- To jakie plany na cały dzisiejszy dzień?
- Leżenie w łóżku, leżenie w łóżku i... Leżenie w łóżku.
- Uważaj bo nam nogi zanikną jak nie ruszymy się z łóżka.
- Nie przeszkadza mi to. Jedz.
- Ale się rządzisz!
- Bo jedzenie jest bardzo ważne.
- Czemu nie powiesz tego głośno?
- Czego?
- Hmm... Martwię się o ciebie, Lyn.
- Martwię się. Zadowolona?
- Okropnie...- uśmiechnęła się szeroko i poczuła jak jej kot wskakuje obok niej i domaga się pieszczot. Wzięła go na ręce i ukryła twarz w jego futerku, na co miauknął z zadowolenia, ocierając się o nią łebkiem. 

Przez pół dnia leżeli nie robiąc kompletnie nic. Rozmawiali o wszystkim co tylko przyszło im do głowy. On rozwalił się wygodnie na jej łóżku, a ona ułożyła głowę na jego torsie i wpatrywała się w sufit. 
- Nigdy bym się nie spodziewał, że tak bardzo lubisz czarny kolor.- zaśmiał się cicho. Trzymała jego dłoń uniesioną do góry i uważnie jej się przyglądała, jakby chciała zapamiętać każdy jej milimetr. On natomiast bawił się kosmykami jej włosów, nakręcając je na swoje szczupłe palce.
- Czarny jest klasyczny i do wszystkiego pasuje.- uśmiechnęła się szeroko. 
- Co cię naszło na tą nową ozdobę?
- Nie wiem.- zaśmiała się cicho.- Ot, takie widzimisię.
- Masz więcej takich widzimisię?- zamruczał głaszcząc ją po głowie.
- Może.
- Fantastycznie...
Objął ją obiema rękami i przycisnął do siebie. Zaśmiała się głośno, czując jak całuje ją w sam czubek głowy.
- No gołąbeczki! Dość tej samotności!- krzyknął Zabini wchodząc bez pukania do pokoju i rzucając na łóżko pełno słodyczy. Za nim wkroczyły Dafne i Pansy, które wygodnie się rozłożyły na przeciwko pary, która zrobiła im miejsce. Draco nie wypuścił z objęć Eveleyn, nawet na sekundę. Teraz siedzieli w piątkę śmiejąc się coraz bardziej z kolejnych opowieści.
- Pierwszy mecz gramy z Gryfonami.- powiedział Zabini. 
- Wiecie co... Zorganizuję pompony i kuse ciuszki i będę wam kibicować.- zaśmiała się Evelyn, a Dafne i Pansy jej zawtórowały.- Żałuję, że nie mogę z wami grać.
- Specjalnie dla ciebie wygramy ten mecz.
- No ja mam nadzieję. Bo inaczej z naszą przyjaźnią koniec. Śmiertelnie się obrażę.
- Na mnie też?- oburzył się Draco.
- Na ciebie najbardziej.
Poczuła jak gryzie ją mocno w ucho. Zaśmiała się głośno.
- Pansy dzisiaj pokłóciła się z Hermioną.- powiedziała z dumą Dafne.
- O co poszło?
- O całokształt.- odezwała się w końcu Pansy.- Weszli do pubu pod Trzema Miotłami i nagle jakby rodzina królewska się pojawiła. Nikt nie zwracał na nas uwagi, zanim ktokolwiek przyjął zamówienie, minęło ponad pół godziny!
- Pansy, uważa że Granger krzywo na nią popatrzyła, jak zaczęła się domagać obsłużenia.
- A nie? Szlama traktowana lepiej niż my. To ich wina. Wszystko co się wydarzyło. Potter mógł skończyć tą bitwę dużo wcześniej, ale chciał ratować swoją dupę.
Pozostali Ślizgoni przytaknęli, bo sami byli wściekli na wszystkich dookoła.

Zabini cały wieczór obserwował blondwłosą parę. Chciał w końcu zrozumieć o co tak naprawdę chodzi. Przed wszystkimi grali jakieś role, których nie do końca rozumiał. Chcieli uchodzić za takich, którzy są w związku tylko dlatego, że miało to swoje zalety i wyciągali z tego korzyści. Nie okazywali sobie przy innych uczuć, nie obdarzali się delikatnymi gestami, nie wyznawali uczuć. Ale w tym momencie, czarnoskóry zrozumiał bardzo wiele. 
Po pierwsze: widział, jak jego przyjaciel, co chwila spogląda na blondynkę, a w jego oczach pojawiał się błysk, kiedy widział jak się uśmiecha. Nie wypuszczał jej z objęć nawet na chwilę, odgarniając jej włosy z twarzy. Nawet wtedy kiedy jej dogryzał, a ona mu pyskowała, ten błysk nie znikał.
Po drugie: cały czas się dotykali. Ukradkowe muśnięcie dłoni, odgarnięcie włosów, czułe pocałunki i uśmiechy, które sobie rzucali zawsze kiedy ich spojrzenia się spotykały.
Po trzecie: i to doszło do niego dopiero, kiedy ich przyjaciel usnął nagle, wtulony w jej ciało, a ona zaczęła tłumaczyć, że oboje kiepsko spali tej nocy. Patrzyła na niego takim wzrokiem, z taką czułością odgarniała spadające mu na twarz włosy, że Zabini zrozumiał jakimi uczuciami się darzą, nawet jeśli sami nie chcieli się przed sobą do nich przyznać. Kilka chwil później Evelyn także usnęła, trzymając go cały czas w objęciach. Trójka przyjaciół sprzątnęła pudełka po słodyczach i opuściła pokój, zostawiając ich samych.



~*~
Następny rozdział: 23.06.2016, godzina: 18:00



Rozdział 42 - 'Not A Hero'

9 cze 2016

Rozdział 40 - 'Somebody's watching'

Biegła korytarzem, spóźniona już na lekcje. Jak ona mogła zaspać?! Narzuciła na ramiona szatę i zawiązała porządnie krawat. Do sali od Transmutacji zbliżyła się 15 minut po rozpoczęciu lekcji i weszła.
- Panna White bardzo lubi się spóźniać, prawda?- powiedziała McGonagall, która nadal nauczała tego przedmiotu, chociaż podobno poszukiwała zastępcy, bo obowiązki dyrektora pochłaniały bardzo dużo czasu.
- Przepraszam...- powiedziała cicho i zajęła miejsce obok Malfoy'a, szturchając go mocno.
- Może tygodniowy szlaban u Hagrida, oduczy panią spóźnień. A teraz wracamy do zajęć...- skończyła nauczycielka, a Evelyn spiorunowała wzrokiem blondyna.
- Czemu mnie nie obudziłeś?- warknęła.
- Chciałbym powiedzieć, że spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić, ale... spałaś tak mocno, że nie dałem rady...- powiedział i unikając wzroku Minerwy, pocałował ją w skroń.- Przepraszam...
- Dzień czułości?- spytała, zaskoczona jego zachowaniem. Wzruszył ramionami i skupił się na robieniu notatek. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc nagłej zmiany.

Leżała na trawie i wpatrywała się w niebo. Ręce miała założone za głowę i i oddychała spokojnie, obserwując chmury płynące po niebie. Lekcje już skończyła, do kolacji zostało jeszcze sporo czasu, a szlaban zaczynała dopiero po niej. Długo leżała sama, aż w końcu ktoś zajął miejsce obok niej. Nie musiała spoglądać w kierunku przybysza, żeby wiedzieć kim jest. Po prostu to czuła.
- Co ty taki nieobecny dzisiaj?- spytała, odwracając się na bok i patrząc na jego profil. 
- Po prostu... Miałem koszmarną noc. Powrót tutaj odblokował kilka rzeczy...- odparł cicho blondyn nie patrząc na nią. 
- To znaczy?
- Chodzi o Teo. Nie poszedłem na cmentarz. Nie mogłem. Chyba nadal do mnie nie doszło, że on... 
- Cały czas myśleliśmy, że to nikt z nas... Że my przeżyjemy.- powiedziała cicho, znowu kierując wzrok na niebo.
- Od kiedy wróciłem nie myślałem o tym. Cieszyłem się, że razem z ojcem jesteśmy wolni, że moja matka znowu się uśmiecha. Sytuacja w moim domu, w końcu się uspokoiła. Moi rodzice byli żywi i to było najważniejsze... Zapomniałem, że nie wszyscy mieliśmy tyle szczęścia...
Przysunęła się do niego i złapała go za rękę.
- A co z naszą reputacją?- zaśmiał się cicho, ściskając jej dłoń.
- Pieprzę naszą reputację w tym momencie.- odparła opierając głowę o jego ramię.- Po prostu, czasami trzeba wyrzucić z siebie wszystkie emocje...
- Teraz brzmisz jak Teo.
- Jak w domu?
- Hmm... Lepiej. Zdecydowanie wszystko wróciło do normy sprzed pojawienia się Voldemorta. Ojciec jest sfrustrowany tymczasowym odebraniem magii, jak zwykle wymaga, zakazuje, jest zimny i oschły, ale nie wisi nad nami groźba śmierci. Więc przynajmniej moja mama się wyluzowała.
- To dobrze...- uśmiechnęła się.
- Nie uwierzysz...
- Pewnie nie.- zaśmiała się podnosząc głowę i patrząc na niego.
- Smith mnie dzisiaj zaczepiła na korytarzu.
- Czego chciała?- warknęła. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Umówić się.
- Ma dziewczyna przesrane. Z cholerną przyjemnością doprawię jej królicze zęby, świńskie uszy i...
- Hej, hej... Wyhamuj, zołzo.- zaśmiał się i pocałował czule.- Powiedziałem jej, że wypadłem z rynku wolnych facetów. I że moja cudownie wredna dziewczyna, pewnie by ją zmieniła w małego szczura.- pocałował ją po raz kolejny i kolejny. 
- Zapewne, twoja cudownie wredna dziewczyna, zamieniłaby ją w szczura, a potem nasłała na niego swojego kota.- uśmiechnęła się łobuzersko i przygryzła wargę.
- Lepiej, żeby się żadna teraz do mnie nie zbliżała?
- Nie. Jestem zazdrosną zdzirą...- pocałowała go po raz kolejny. Zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie, obejmując obiema rękami i  spoglądając w niebo.

Zeszła wolnym krokiem w stronę chatki Hagrida. Było już ciemno, a ona musiała odbyć ten pieprzony szlaban. I jak zwykle McGonagall wysłała ją do tego przygłupa, bo wiedziała że Ślizgoni wyjątkowo go nie lubią. Zapukała energicznie do drzwi.
- Świetnie. Bierz lampę, idziemy do Zakazanego Lasu.- powiedział Hagrid i wyszedł na dwór.
- Serio? 
- A co, strach cię obleciał?
- Chciałbyś...- jęknęła i ruszyła za nim. Szli w milczeniu. Bardzo jej to odpowiadało, bo nie miała ochoty na prowadzenie jakiekolwiek konwersacji z tym człowiekiem.
- Okey. Jakieś stworzenie notorycznie zabija mieszkające w lesie pająki. Ich truchła są porozrzucane w różnych miejscach. Jeśli się natkniemy na kolejne, musimy je przenieść w odpowiednie miejsce.
- Ty mówisz naprawdę?- warknęła.- Mam przenosić martwe pająki? Czemu nie mogą zostać tam gdzie są, kiedyś się w końcu rozłożą!
- Bo tu organizowane są lekcje. Uczniowie nie mogą się na nie natknąć.
Wywróciła oczami i wsunęła dłonie do kieszeni. Chciała, żeby ten dzień dobiegł końca i żeby mogła w końcu położyć się do łóżka i pójść spać. W końcu, na jej nieszczęście, natknęli się na jednego pająka. Był większy niż przypuszczała i dość mocno... rozczłonkowany. Coś ewidentnie rozerwało jego odwłok i oderwało kilka odnóży. Przyjrzała mu się uważnie.
- Nie mam pojęcia, co może je tak okaleczać.- powiedział olbrzym i schylił się, żeby podnieść truchło. 
- Stój...- powiedziała cicho i zbliżyła się, wyciągając różdżkę. Schyliła się powoli i przyjrzała.
- Wygląda mi to na... robotę Inferiusa. 
- Inferus?! Co cholibka ten potwór robiłby w tutejszym lesie?!
- W bitwie brały udział Inferiusy, czyż nie? Stworzone zostały przez różnych Śmierciożerców. Nie da się ich zabić, więc może poukrywały się w lesie.
- Czy to w ogóle potrzebuje jedzenia?!- obruszył się Hagrid gdy uniosła pająka za pomocą czarów do góry.
- Gdzie...?- spytała, na co wskazał jej kierunek.- Teoretycznie nie potrzebują jedzenia, bo nie żyją. Ale to potwory. Atakują i zabijają, bo taka ich natura. Pewnie spotykają pająki i żrą. Nie spotkałeś innych zwierząt tak okaleczonych?
- Ze dwa jednorożce... Kilka sów... Ale to pająków jest najwięcej. 
- Bo najwięcej jest ich w lesie.
- Skąd ty tyle wiesz, cholibka?!
- Wychowałam się w domu Śmierciożerców. Takie rzeczy po prostu... były wokół mnie zawsze. Widziałam kiedyś Inferiusy. Czytałam o nich, bo mnie przerażają. Chciałam być pewna, że jeśli stanę z jednym oko w oko, będę wiedzieć jak się bronić.- wzruszyła ramionami.- Myślę, że profesor McGonagall powinna wiedzieć.

Spał, ale niezbyt głęboko. Nasłuchiwał mimochodem, czy Evelyn wróciła już ze szlabanu, ale mimo późnej pory, nadal jej nie było. Ułożył się na plecach i odetchnął głęboko. Poczuł, że materac nagle się ugina, a o jego rękę ociera się kot. Spojrzał na jego oczy i od razu wiedział. Kot zaczął się przymilać i tulić do niego. Uśmiechnął się szeroko kiedy zwierzę wtuliło łebek w zagłębienie jego szyi i zamruczało głośno. Chwycił kota i położył na swoim torsie.
- Cześć...- powiedział cicho, ziewając i obserwując jak kot włazi pod kołdrę i po kilku sekundach zmienia się w blondwłosą dziewczynę.
- Cześć...- szepnęła całując go delikatnie i przytulając się do niego. Poczuł coś zimnego na swoim torsie i zajrzał pod kołdrę.
- Kiedy ty to zrobiłaś?! I jak ja mogłem tego nie zauważyć?
Zaśmiała się cicho i wtuliła mocniej w jego ciało.
- To wyjątkowo mała rzecz.- powiedziała cicho.
- Mała, nie mała...- objął ją jedną ręką.- Podoba mi się.
- To dobrze. Będziesz musiał wypróbować jego zastosowanie...- przymknęła oczy.
- Może zrobię to od razu?
- Nie. Aktualnie marzę jedynie o śnie. Jestem bardzo zmęczona...
- Czemu wróciłaś tak późno?- pogłaskał ją po nagim ramieniu.
- Najwyraźniej w Zakazanym Lesie osiedliły się Inferiusy.
- Wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojonym głosem, wiedząc jak bardzo boi się ich dziewczyna.
- Tak. Dopóki żadnego nie spotkam, nie ma problemu.- poczuła jak całuje ją w czubek głowy i zamyka w silnym uścisku. Chwilę później oboje spali.

Leżała rozwalona na łóżku i wpatrywała się w sufit. Słyszała dźwięki odkręconej wody, więc wiedziała, że Draco zajął łazienkę. Jej rozmyślania przerwało bardzo intensywne pukanie do drzwi. Chwyciła do ręki jego koszulę, która leżała na krześle i podeszła do drzwi.
- Może powinniśmy przydzielić wam jedną sypialnie? I tak najwyraźniej mieszkacie razem...- skrzywił się Weasley obserwując jej drwiący uśmieszek.
- Zazdrosny? Czego chcesz?- spytała nieprzyjemnym tonem.
- Ktoś nam rozwalił salon.- warknął rudzielec.
- Mogę się normalnie ubrać, czy mam wyjść tak? Wiesz, mi nie przeszkadza, ale niektórzy mogą się poczuć zgorszeni...
- Pięć minut. I weź ze sobą tego tlenionego palanta.
Zatrzasnęła drzwi tuż przed nosem Gryfona, który ewidentnie chciał coś jeszcze powiedzieć. Odwróciła się i przeszła przez łazienkę do swojego pokoju, kompletnie ignorując blondyna, który stał akurat przed lustrem.
- Kto to?- spytał, kiedy wyrzuciła z szafy swoją szatę.
- Weasley. Ktoś zdemolował salon.
- Serio? Nic nie słyszałem w nocy.- zdziwił się, zapinając koszulę.
- Jak wracałam wszystko było normalne.
Szybko ogarnęła się, ubrała i wyszła za blondynem do salonu. Wszystko było wywrócone do góry nogami. Książki leżały na podłodze, sofa i fotele leżały na oparciach, pergaminy zostaly wyrzucone z szafek, podobnie jak cała zawartość kominka.
- Kto mógł zrobić coś takiego?- jęknęła Hermiona.
- Jak wracałam koło 11 wszystko było na swoim miejscu.- powiedziała Evelyn.- Jak na mój gust, ktoś czegoś szukał. 
- No co ty nie powiesz!- warknął Weasley, zgromiony wzrokiem przez Ślizgonów.
- Sypialnie wyglądają normalnie?- zignorowała go Hannah i wyszła na środek.
- Tak...- jęknęła Evelyn, ale spojrzała w stronę swoich drzwi i zdziwiona stwierdziła, że jej drzwi są podrapane.- Ale chyba ktoś szukał czegoś, co mogło być w moim pokoju...- dodała.
- Czemu nie wszedł do środka?- wtrąciła się Hermiona.
- Mam silne zabezpieczenia.
- Paranoja?- zaśmiał się Ron.
- Dla twojej wiadomości, Weasley...- wysyczała zbliżając się do niego.- Mnie nie traktują jak bohatera wojennego, którego jedynym osiągnięciem jest przyczepienie się do Złotego Chłopca. I nikogo nie obchodzi czy coś mi się stanie czy nie, a najwyraźniej mnóstwo osób, uważa że jestem groźna i niebezpieczna.- dodała stając tuż przed nim. W jej oczach malowała się niepohamowana furia.- Nazwij to paranoją, ale najwyraźniej posiadanie jej się opłaca.
- Czy masz przy sobie coś, co ktoś mógłby chcieć ukraść?- powiedziała Hermiona stając obok przyjaciela i starając się załagodzić sytuację.
- Jakieś czarnomagiczne przedmioty...- dodał rudy.
- Tak, takie żebyś zamknął się na wieki.- nadal wpatrywała się w niego a ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Była tak wściekła, że miała ochotę go obedrzeć ze skóry.
- Evelyn... Proszę, może to pokaże kto mógł się tu dostać.
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek co przywiozłam, mogło mieć jakiekolwiek znaczenie dla kogokolwiek. 
- Może ktoś specjalnie trzyma Inferiusy w lesie...- wypalił nagle Malfoy, który milczał od momentu, gdy zebrali się w salonie.
- Inferiusy?! W lesie?!- pisnęła Hermiona, a Evelyn spiorunowała go wzrokiem.
- Tak mi się wydaje...- powiedziała zrezygnowanym głosem blondynka.- Martwe pająki na to wskazują. Ale nikomu ani słowa. Nauczyciele już wiedzą...
- Oh, może się naraziłaś komuś i teraz chce cię sprzątnąć. Nie zdziwiłbym się...- powiedział Ron, na co oberwał od dziewczyny zaklęciem, przez które wylądował na ścianie. Malfoy dopadł do niej i wyciągnął ją z dormitorium na korytarz.
- Oberwiesz szlaban. Kolejny...- warknął, łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę Wielkiej Sali.- Zapnij koszulę do końca.
- Bo co?
- Bo nie mam ochoty oglądać jak się ślinią na twój widok, wszyscy dookoła.- przyciągnął ją do siebie i przerzucił rękę przez jej ramię. Weszli do pomieszczenia i większość osób spojrzała w ich kierunku. Oprócz ich przyjaciół, którzy nie przejęli się tym, że do nich dołączyli.
- Wyglądacie, jakbyście dopiero co skończyli się pieprzyć na korytarzu...- zaśmiał się Zabini. Evelyn poprawiła włosy, które faktycznie były mocno rozkopane, a jej koszula nadal była rozpięta.
- Cóż, Malfoy ostatnio prawie się umówił z jedną z najbardziej niedostępnych dziewczyn w szkole...- zaśmiała się blondynka, obrzucając Draco wrednym spojrzeniem. Chciała odwrócić ich uwagę od swojego wyglądu.
- Uuu... Czyżby oziębła Smith chciała roztopić swój lód?- powiedziała Dafne, szturchając chłopaka. 
- A chciała...- odarł, pijąc sok.
- No przecież wszystkie chcą zaliczyć naszego słodkiego Draco...- przeczesała jego włosy Evelyn.
- Z tobą na czele...- zaśmiał się Blaise.
- Ja już to zrobiłam. Wiele razy...- zamruczała całując go w policzek.
- Cóż, ta zazdrośnica zagroziła że zmieni ją w szczura i naśle na nią kota, więc z potajemnej randki raczej nic nie wyjdzie...
- Wynagrodzę ci to.- wyszeptała przygryzając płatek jego ucha i obserwując Catherine, siedzącą niedaleko nich. Oh tak, była wściekła. Bo Catherine Smith, uchodziła za niedostępną, zawsze otoczoną przez przyjaciółki, nigdy z chłopakami, a fakt, że była wyjątkowo rozpieszczona sprawiał, że myślała, że każdy facet tylko czeka aż zwróci na niego uwagę. Ale Draco jej odmówił. I to ją zdenerwowało. Bo ona zawsze dostawała to co chciała.  I zawsze była zazdrosna o Evelyn. O jej przyjaźń z dwoma najprzystojniejszymi chłopakami w szkole, że ma przyjaciół za którymi skoczyłaby w ogień, że spotyka się z Draco, którego sama chciała złowić. Obserwowała jak dziewczyna konsumuje swoje śniadanie, siedząc blisko chłopaka, ale nie okazując mu co chwilę jakiś czułości. Wręcz przeciwnie, powiedziała coś, na co Draco zmierzył ją wściekłym spojrzeniem, po czym zaczął czochrać jej włosy, by ostatecznie objąć ją i pocałować. Catherine zacisnęła dłoń tak mocno, że paznokcie prawie przebiły skórę. W końcu podniosła się i poszła pod salę, w której mieli mieć pierwsze zajęcia. Razem ze Ślizgonami.

Całą grupą opuścili Wielką Salę. Szli powoli w stronę sali od Zaklęć, śmiejąc się głośno i potrącając tych, którzy na czas nie zeszli im z drogi. W końcu zatrzymali się pod ścianą, na przeciwko drzwi. Evelyn rozejrzała się, czując że ktoś intensywnie się w nią wpatruje. Ignorując rozmowę, którą prowadzili Blaise i Draco, odwróciła się i popatrzyła wprost na Catherine. Uśmiechnęła się drwiąco, przejeżdżając wzrokiem po jej ciele. Poczuła dłoń, oplatającą jej talię. Znowu uśmiechnęła się do Smith po czym odwróciła się do Draco, który przyciągnął ją do siebie i oparł głowę na jej ramieniu.
- Oh, jesteście słodcy jak dwa cukiereczki...- zadrwił Zabini, na co oberwał od obojga silne uderzenia.- I bijecie tak samo mocno.
- Znajdź sobie babę, Zabini.- powiedziała Evelyn i ruszyła do otwieranej przez nauczyciela sali.



~*~
Następny rozdział: 16.06.2016, godzina: 18:00



Rozdział 41 - 'True Feelings'

2 cze 2016

Rozdział 39 - 'Coming back'

Otworzyła jedno oko i niemal od razu je zamknęła, zaatakowana promieniami słońca, wpadającymi do pokoju. Odważyła się na pobudkę dopiero po chwili, chcąc sprawdzić, czy to co wydarzyło się w nocy by jedynie snem czy prawdą. Chociaż powinna znać odpowiedź, bo czuła przy swoim boku ciepło, którego źródłem na pewno nie był kot. Popatrzyła na twarz chłopaka, który nadal mocno spał i ze smutkiem stwierdziła, że jego policzki są zapadnięte, a skóra poszarzała i była niemal przezroczysta. Odgarnęła kosmyki włosów, opadające na jego czoło i wstała zakładając na siebie pierwszą lepszą rzecz, która się do tego nadawała. Wiedziała, że wszyscy domownicy są już w pracy i nie powinna się martwić niewygodnymi pytaniami o większe śniadanie. Odnalazła skrzata, który dla nich pracował i poprosiła o przygotowanie podwójnego śniadania. 
- Będziesz jeść w pokoju?- zapytała jej matka, siedząca w salonie i dzierżąca Proroka Codziennego w jednej dłoni i filiżankę kawy w drugiej. 
- Myślałam, że jesteś w pracy.
- Chciałam ci przekazać, że rano przybyła sowa z informacją, że twoja różdżka jest już gotowa. Poza tym zaczynam dzisiaj trochę później. Zjesz z Draco?
Jej oczy się rozszerzyły, gdy popatrzyła na matkę.
- Chciałam sprawdzić czy już wstałaś, ale oboje spaliście, więc nie chciałam was budzić.- dodała kobieta wstając z miejsca. 
- Tak, cóż...- zaczęła niepewnie. 
- Evelyn, przecież wiem, że nie jesteś już dziewicą, więc nie rób takiej miny.- zaczęła wyjątkowo szczerze jej matka.- Wolałabym żebyś zaczekała, ale nie mogę ci zabraniać takich rzeczy bo tym bardziej będziesz się buntować. Mam tylko nadzieję, że nie wpadniesz w wieku 18 lat. 
- Ja... Nie...- dukała dziewczyna. 
- Poza tym wolę, żeby to był Draco niż jakiś nieznany człowiek, o którym nie mam pojęcia i nie wiem jakie jest jego pochodzenie. Z drugiej strony chłopak dopiero wczoraj wyszedł z Azkabanu i powinien chyba być z rodziną. Oh, Evelyn naprawdę wiem, że nic złego nie zrobił, ale wolałabym żebyś zachowała dystans. W końcu ma już wyrok. Powinnaś się zastanowić czy to odpowiedni materiał dla ciebie.
Jeszcze chwilę wpatrywała się drzwi, które zatrzasnęły się za jej matką i próbowała przetworzyć w głowie jej słowa. W końcu otrząsnęła się z otępienia i wróciła do pokoju. Blondyn siedział na łóżku i głaskał wyraźnie zadowolonego kota. 
- Zdrajca...- warknęła do kota, słysząc jak pojawia się skrzat i zostawia tacę ze śniadaniem na stoliku.- Czy ty nie możesz jak normalny człowiek, przyjść i zapukać do drzwi, Malfoy? Od tego w końcu są. 
- Wybacz, przyłażenie o 3 w nocy, mogłoby się nie spotkać z aprobatą twoich rodziców. 
- Nie mogłeś poczekać do rana?- spytała siadając na przeciwko niego na łóżku, zaczynając jeść tosta. 
- Nie. Niemal trzy tygodnie siedziałem w Azkabanie...
- No właśnie... Kilka godzin nie zrobiłoby różnicy.
- Zrobiłoby...- uśmiechnął się i nachylił, by czule ją pocałować. Walnęła go w ramię.- Auć!- oburzył się masując ramię.- Za co to?
- Za całokształt. Wracasz do szkoły?- zmieniła temat, przyglądając mu się uważnie.
- Podobno mam to zrobić. Powinienem?
- Tak. Chcemy z Blaisem zgnoić innych.- zaśmiała się głośno, rzucając w jego kierunku truskawkę.
- Niezły plan. Czym się ci inni narazili?- zapytał, kładąc się wygodnie i przyglądając jej.
- Oh, wściekam się, że nikt nie zwraca na nas uwagi. Że nie traktują nas równo, wiesz? Też ryzykowaliśmy życie, a oni nadal patrzą na nas krzywo.
- Komu ty to mówisz... 3 tygodnie siedziałem w Azkabanie. Ale dość o tym. To jakie miałaś wizje?
- Srakie...- warknęła niezadowolona.
- No... Lyn...
- Co? Nie ma co opowiadać. Im dalej, tym wizje były bardziej realne. W ostatniej się obudziłam, wszystko trwało kilka miesięcy. Dlatego nadal trudno mi pojąć, że to nie jest kolejny sen.
- Byłem w nim?- zapytał, nie patrząc na nią.
- Tak, miałeś wziąć ślub.- zaśmiała się, widząc jak wypluwa z ust kęs jedzenia i patrzy na nią przerażony.
- Ja? Ślub? Z kim?!
- Catherine Smith. Kojarzysz ją?
- Oczywiście, że tak. Od czwartej klasy chciałem ją zaciągnąć do łóżka...- powiedział beznamiętnie, jakby to wyznanie było zupełnie normalne. Kopnęła go mocno.- Pięknie. Lubisz mnie bić?
- Za durne teksty, tak. Wiesz, nie mam ochoty słuchać kogo chciałbyś przelecieć, Malfoy.
- Mam cię oszukiwać, że nie chciałem?- zapytał unosząc jedną brew. Wywróciła oczami.- No Catherine to... no wiesz, jest taka ogólna lista najładniejszych dziewczyn w szkole, które każdy chce zaciągnąć do łóżka. I jeśli mówi, że tak nie jest to kłamie.
- O, naprawdę? Więc chodzi o skreślanie imion z listy?- zmrużyła oczy.
- Nie, po prostu ona jest w czołówce. Każdy chciał ją zaliczyć, ale ona nie z tych.
- Pięknie. Świnia z ciebie.
- To przeszłość. Już nie chcę jej zaliczyć.
- Oh, dzięki Merlinie za zmianę podejścia. Czy ja też jestem na tej liście?
- Ależ oczywiście.
- Salazarze! Na którym miejscu?
Nachylił się w jej kierunku i namiętnie ją pocałował, skutecznie uspokajając jej zirytowanie.
- Pierwszym...

~*~


Harry nie wiedział co się działo przez wakacje z Evelyn. Ich ostatnia rozmowa była dość nieprzyjemna i pełna pretensji z jej strony, więc nawet nie pytał Alexa co się dzieje z jego siostrą. Zresztą czego mógł się spodziewać po Ślizgonach? Kiedy minął Malfoy'a w Ministerstwie ten obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Ale czy mógł ich winić za rozgoryczenie? W sumie mieli rację: on i jego przyjaciele zbierali laury, a oni traktowani byli ozięble i chłodno. A przecież walczyli u ich boku, to Evelyn przeniosła go na wieżę, a Draco podał mu różdżkę. Ale nikt tego nie doceniał ze względu na przeszłość. Westchnął, stojąc obok Hermiony, która sprzeczała się o coś z Ronem. 

- Nie wydaje mi się, żeby to był największy problem w tym roku, Ronald. Pamiętaj, że żeby zostać aurorem musisz naprawdę dobrze zdać egzaminy i...- mówiła jego przyjaciółka, kiedy nagle przerwała i utkwiła wzrok w wejściu na peron. Tłum się rozstąpił przed grupą uczniów, która jak zwykle onieśmielała wszystkich. Na przedzie szła dwójka blondynów. Ku niezadowoleniu większości dziewczyn i panów, trzymali się za ręce. Wszyscy, pomimo stosunku do Ślizgonów, uważali tych ludzi za idealnych. Za nimi szedł Zabini, uśmiechając się jak zwykle drwiąco, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach. Po jego lewej stronie szła Dafne ze swoją siostrą, która jak zwykle obserwowała uważnie zachowanie Malfoya. Obie siostry Greengrass prezentowały się dużo lepiej niż wcześniej. A Pansy? Zaskoczeniem był dla wszystkich jej cyniczny uśmiech, którego nikt nie rozumiał. W końcu straciła bardzo bliską osobę, a zamiast nieobecnego, smutnego wzroku, wyglądała jak wyniosła arystokratka, która niczym się nie przejmuje. Nikt nie wiedział, że za tym wszystkim stoi jedno: chęć zemsty. Bo Pansy obwiniała wszystkich za śmierć Teodora. A szczególnie Pottera, który wolał walczyć, zamiast poświęcić swoje i tak marne życie. Evelyn obrzuciła Złote Trio drwiącym uśmiechem i wsiadła do pociągu, przepuszczona przez wszystkich dookoła.

- Ona jest niewątpliwie królową. Wszyscy się jej boją.- powiedziała cicho Hermiona.

- Wszystko wróci do normy.- dodał Harry.- Trochę się nie dziwię, że są wściekli.

- Wybielasz ich? Tłumaczysz podłe zachowanie?- warknął Ron.- Oni uczynili piekło z naszego życia. Sześć lat nam dogryzali, wyzywali, gnoili.
- Ale w ostatecznej bitwie stanęli po naszej stronie. A jednak są traktowani jak ci źli. Malfoy ponad 3 tygodnie siedział w Azkabanie.
- Bo na to zasłużył! Był Śmierciożercą.
- Nie zrobił nic złego. Został zmuszony... Nie chcę go tłumaczyć, ale za bycie wrednym dupkiem nie trafia się do więzienia.
- Straciłem brata! Teddy stracił rodziców! Ci ludzie powinni gnić odizolowani od porządnych obywateli.
- A oni stracili przyjaciela, Ron.- wtrąciła się Hermiona. Nie chciała mówić na głos, że Nott i jego brat się nie różnią w tym momencie. Obaj polegli w walce, za obojgiem będą tęsknić ludzie. Ale ponieważ dla Rona ten temat nadal był drażliwy, wolała nie drążyć go. Wszyscy ruszyli do pociągu i znaleźli dla siebie wolny przedział.

Zajęli miejsce przy drzwiach, uśmiechając się drwiąco do innych prefektów, którzy jak zawsze, przyglądali się im z niechęcią. Blondynka miała ogromną ochotę coś powiedzieć, albo zrobić ale powstrzymała się.
- Ok.- zaczęła Hannah Abbot, która nadal pełniła funkcję Prefekta Naczelnego.- Dostaliśmy to samo dormitorium co ostatnio, więc myślę, że pokoje zajmiemy te same. Przygotowałam dla was rozpiskę patroli. Będziemy je robić po cztery osoby, żeby szybciej szło.
Evelyn ziewnęła, ostentacyjnie dając do zrozumienia jak bardzo nudzi ją to spotkanie. Abbot zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem.
- Nadal możemy odbierać i dodawać punkty. Opiekunem Slytherinu nadal jest profesor Snape, jeśli złapiecie Ślizgona na łamaniu regulaminu, macie go do niego wysłać.- zmierzyła blondynów usatysfakcjonowanym spojrzeniem.- Cisza nocna jest od teraz od 21. Po tej godzinie nikogo ma nie być na korytarzach. Zakazany Las, nadal jest zakazany. Imprezy też są zakazane...- uważnie popatrzyła na Ślizgonów, na których twarzach cały czas gościł cyniczny uśmiech.- Macie jakieś pytania?
- Ja mam...- zaczęła Eveleyn, a wszyscy z przestrachem popatrzyli w jej kierunku. Uśmiechnęła się łobuzersko, spoglądając w stronę Gryfonów.- Dlaczego bohaterowie wojenni nie otrzymali specjalnego pokoju? Przecież i tak wszyscy wychwalają ich pod niebiosa, więc jak oni mogą ze zwykłymi śmiertelnikami mieszkać?- usłyszała jak Draco prycha cicho i piorunuje wzrokiem wściekłego Weasley'a.- W dodatku po sąsiedzku z nami... Zdrajcami, tchórzami i Śmierciożercami...
- Wszyscy w Hogwarcie są traktowani równo...- wysyczała Hermiona przez zaciśnięte zęby.
- Oby...- odparowała blondynka i opuściła wagon.

Siedziała oparta o okno, a o nią oparty był Draco, który rozmawiał o czymś z Zabinim. Nie słuchała ich. Od kiedy wrócili z krótkiej narady prefektów i obrzucenia Weasley'a i Granger pogardliwym spojrzeniem, rozsiedli się wygodnie na przeciwko Pansy i Dafne. Jednak dziewczyna wyłączyła się z wszelkich rozmów. Patrzyła na przesuwający się za oknem obraz, ignorując nienawistne spojrzenie Astorii, która siedziała ze swoimi koleżankami niedaleko nich. Tego, czego ani dziewczyna, ani nikt inny nie widział, to złączone pod stolikiem dłonie pary. Wszyscy postrzegali ich raczej jako tymczasowy romans i fascynację, która szybko minie. Bo nikt nie wierzył, że ta dwójka zdolna jest do jakiś głębszych uczuć. Sami chyba nie byli tego pewni, jednak chcąc zachować reputację, musieli nieco naginać rzeczywistość. Ich kciuki zaczęły ze się ze sobą przepychać, aż w końcu to ona zwyciężyła w ich małej potyczce i zaczęła się śmiać.
- Zawsze musi wyjść na twoje?- spytał odsuwając się od niej lekko i spoglądając na nią.
- Oczywiście. Jestem kobietą. Zawsze wychodzi na moje.- odparła i przeczesała dłonią jego włosy. Kompletnie nie zwracali uwagi na otaczających ich ludzi, gdy pocałował ją namiętnie i po raz kolejny ułożył się wygodnie. Chwycił jej dłoń w swoją i zaczął delikatnie głaskać jej skórę. Gdyby nie fakt, że byli w wagonie pełnym ludzi, wydałaby z siebie cichy pomruk zadowolenia. Ale zagryzła wargę, skutecznie tłumiąc potrzebę wyznania jak bardzo podoba jej się ten gest. Cały czas byli obserwowani przez swoich przyjaciół, którzy dostrzegali te małe gesty, które wskazywały na to, że między nimi jest coś dużo głębszego niż wszyscy myślą.

Siedzieli i wpatrywali się w dyrektorkę, która gadała i gadała i nie miała zamiaru skończyć. Evelyn podparła głowę na ręce i wlepiła wzrok w głowie Pottera. Już zdążyła zwyzywać dzisiaj Granger, która jak zwykle musiała wpaść na nią na korytarzu i Weasley'a, który stanął w jej obronie. Nie spodziewała się, że tak szybko dostanie okazję, żeby wyżyć się na ludziach, których tak nie lubiła. Było w niej tyle wściekłości, że nie mogła się powstrzymać. Nie zwróciła uwagi na to, że McGonagall skończyła mówić, a na stołach pojawiło się jedzenie. Dopiero ostra reprymenda Malfoy'a wyrwała ją z otępienia. Potrząsnęła głową jakby chciała coś z niej wyrzucić.
- Jedz...- usłyszała tuż przy uchu. Zgromiła go wzrokiem.- Mamy dzisiaj patrol, nie chcę żebyś mi w jego trakcie zemdlała.
- Urocza jest ta twoja troska.- powiedziała z ironią, wywracając oczami.
- Wybacz, ale nie chce mi się ciebie nieść do sypialni, jakbym cię zaatakował w mrocznym korytarzu.
- A nie zaatakujesz mnie w mrocznym korytarzu?- zapytała nachylając się w jego kierunku i zbliżając do siebie ich usta. Popatrzył na nią z mrocznym uśmiechem i oblizał wargi. Odsunęła się i zaczęła jeść kolację.

Hermiona szła obok Rona, jednym z pustych korytarzy. Nie rozmawiali ze sobą. Ron od awantury z Evelyn na środku korytarza, zamknął się w sobie i uparcie milczał. Hermiona nie chciała poruszać tematu, bo chociaż słowa dziewczyny były wyjątkowo bolesne to jednak prawdziwe: wszyscy opłakiwali Freda, Ron robił z siebie ofiarę, a nikt nie myślał o tym, że nie tylko on i jego rodzina stracili kogoś bliskiego i że Teodor niczym nie różni się od jego brata, tylko że o nim nikt oprócz przyjaciół nie pamięta. Cóż, była to prawda. A Ron ostatnio szczególnie dawał wszystkim odczuć, że stracił brata i bardzo mu ciężko. A w końcu Ślizgoni byli dla siebie jak rodzina, słyszała ich rozmowy. Poza tym w tajemnicy przed przyjaciółmi poszła na pogrzeb Notta i z przerażeniem stwierdziła, że tylko jego przyjaciele przyszli go pożegnać. To dało jej do myślenia i zrozumiała, że oni naprawdę są sobie bardzo bliscy.
Gryfonka szła za Ronem, pogrążona we własnych myślach. W sumie powinni skończyć patrol jakieś 15 minut temu, więc kierowali się w stronę dormitorium. Ciszę przerwał nagły jęk i głośne oddechy. Dziewczyna zamarła i spojrzała w boczny korytarz. Para, spleciona w miłosnym uścisku, stała tuż pod ścianą. Ona oparta była o nią, on ją mocniej ją do niej przyciskał.
- Draco...- wydyszała w przerwie, wyjątkowo namiętnego pocałunku.- Myślę, że powinniśmy wrócić do pokoju.
- Ty jesteś w stanie logicznie myśleć?- warknął chłopak, unosząc ją do góry, tak że oplotła go nogami w pasie.
- Średnio.- jęknęła, czując jego pocałunki na szyi.
- To nie próbuj... Miałem cię zaatakować w mrocznym korytarzu. Mówisz masz...- szepnął podsuwając jej spódnicę do góry, odsłaniając długą, szczupłą nogę.
- Nie wiedziałam, że masz dzisiaj dzień dobroci.
- Twoje prośby mam zamiar spełniać zawsze i wszędzie...
Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy zobaczyła Rona, zdeterminowanego, żeby przerwać parze upojne chwile.
- Ronald! Zatrzymaj się!- warknęła, ale chłopak nie słuchał, idąc pewnym krokiem w stronę dwójki, która wyjątkowo mocno zaabsorbowana była pocałunkiem,- To się skończy źle.
- Wiecie, ze korytarze że to nie miejsce na schadzki?!- warknął podchodząc do nich. Malfoy niechętnie oderwał się od Evelyn.
- Zazdrościsz, Weasley? Twoje życie uczuciowe z taką twarzą musi być wyjątkowo ubogie.- wypuścił dziewczynę, która niewzruszona przybyciem dwójki innych osób, opadła z gracją na podłogę i oparła dłoń na jego ramieniu.
- Nie twój zasrany interes, Malfoy. Powinniśmy odebrać wam punkty!
- Taki jesteś zgorszony niewinnym pocałunkiem?- włączyła się dziewczyna.- Wracaliśmy akurat do dormitorium.
- Opornie wam to szło.- warknął rudzielec.
- Uspokój się, bo jeszcze się zestresujesz i tu zejdziesz. Robisz problem z niczego... Jak zwykle.- Malfoy poprawił szatę i objął dziewczynę w pasie.- A ty, Granger? Co się nie odzywasz? Podobało ci się?- zmrużył oczy, patrząc w jej kierunku i od razu wiedział, po jej reakcji, że miał rację. Blondynka zaśmiała się cicho.
- Chodź...- powiedziała ciągnął go w stronę dormitorium.
- Czemu nie stanęłaś po mojej stronie?- warknął Ron.
- Bo ty naprawdę robisz problem z niczego...- odpyskowała Gryfonka i ruszyła za nimi.



~*~
Następny rozdział: 09.06.2016, godzina: 18:00
Rozdział 40 - 'Somebody's Watching'