Wszyscy byli już gotowi do gry. Czekali na znak od pani Hooch, żeby zacząć mecz. Blaise i Draco mieli w sobie tyle energii i determinacji, żeby pokonać Gryfonów, że można było odnieść wrażenie że są gotowi na dosłownie wszystko. Malfoy stał przy wyjściu na boisko i obserwował sytuację, próbując się dowiedzieć dlaczego nadal nic się nie dzieje.
- Nie stresuj się tak...- usłyszał przy uchu, a dwie szczupłe dłonie oplotły go w talii i zatrzymały się na jego torsie.
- Co tu robisz?- zapytał pełnym skupienia głosem.
- Przyszłam ci życzyć powodzenia. I powiedzieć, że...- zbliżyła się jeszcze bardziej do jego ucha, aż poczuł jej ciepły, miętowy oddech wokół siebie.- Ja i moja mała błyskotka chcemy dzisiaj świętować zwycięstwo...- skończyła, ocierając się o niego piersiami. Wciągnął głośno powietrze i odwrócił napięcie w jej kierunku, zamykając jej usta za pomocą mocnego pocałunku.
- Ty mała wiedźmo... Gdybym nie wiedział jak nie lubisz Gryfonów, pomyślałbym że specjalnie chcesz mnie rozproszyć.
- Skąd. Chciałam dać ci motywację do tego, żebyś złapał Znicz...- szepnęła, poprawiając wydekoltowaną bluzkę.- Mecz zaraz się zacznie. Najwyraźniej ktoś ubrudził wszystkie stroje Gryfonów...- zaśmiała się cicho.
- Miałaś z tym coś wspólnego?
- Nie... Skąd takie podejrzenia?- oburzyła się.
- Bo jesteś wredną zołzą...- wzruszył ramionami na co odepchnęła go od siebie.
- Chyba sama się zabawię moją błyskotką, a ty będziesz tylko słuchał...
- Chętnie...- jego oczy pociemniały, zbliżył się do niej jak polująca pantera i w tym samym momencie usłyszeli wołanie z boiska. Odwrócił się od niej, a ona zdążyła tylko puścić oczko do Zabiniego, który szeroko się szczerzył w jej kierunku.
Dołączyła do swoich przyjaciółek i stanęła przy samej krawędzi trybuny Ślizgonów. Nie miała zamiaru krzyczeć i nadmiernie się ekscytować, bo wolałaby być na boisku, a nie tutaj. Poza tym nigdy nie lubiła nadmiernie okazywać emocji. Stała oparta o poręcz i obserwowała grę swoich przyjaciół. Blaise radził sobie jak zwykle fantastycznie, zdobywając punkty dla drużyny. Draco cały czas kręcił się wokół boiska, jak zawsze nonszalancko uśmiechając się do mijającego go Pottera. I w końcu obaj rzucili się w pogoń za Zniczem. I bez żadnych większych utrudnień to właśnie Ślizgon złapał małą, złotą kuleczkę, rzucając przy tym jakiś komentarz w stronę Wybrańca. Usłyszał to Weasley, który wyrwał jednemu z Pałkarzy ich narzędzie i odbił latający wokół nich tłuczek w stronę blondyna. Nie przewidział tylko, z jaką siłą uderzy on w jego ciało, które momentalnie runęło z miotły, lecąc kilkanaście metrów w dół. Widownia jęknęła, a Evelyn która myślała trzeźwo, wyciągnęła różdżkę i zatrzymała jego ciało nad ziemią, spokojnie je opuszczając na trawę, sama aportowała się na dół i uklękła przy blondynie, który się dusił. Łapczywie próbował złapać powietrze, ale coś mu to uniemożliwiało.
- Draco...- szepnęła cicho, nie do końca wiedząc na co liczy. Bała się go dotknąć, żeby nie sprawić mu bólu, albo nie pogorszyć jego stanu. Nie płakała. Chociaż bardzo chciała. Jednak nie mogła pokazywać uczuć przed całą szkołą. Widziała jak wyprowadzają Weasley'a, a Snape i McGonagall zbliżają się do nich. Wściekłość zaczęła w niej narastać i dobrze, że Gryfoni zniknęli z boiska, bo pobiła by tego rudego palanta i to dotkliwie.
- Szybka reakcja, panno White.- powiedział Snape, obserwując dyrektorkę, która uniosła zaklęciem blondyna. Złapał ją mocno za łokieć.- Mam nadzieję, że nie zrobi pani nic głupiego, jak na przykład... pobicie Weasley'a.
- Jak mnie będzie unikał przez następne... stulecie, to nie.
Mistrz Eliksirów ją puścił i razem wyszli z boiska.
- Poinformuję Lucjusza i Narcyzkę, kiedy tylko zostanie podana diagnoza. Jedyne o co proszę, Evelyn to nie rozdmuchiwanie tej sprawy jeszcze bardziej...- powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem. Czasami, gdy nie byli obserwowani przez innych, zwracał się do niej po imieniu, jak wtedy gdy miała u niego indywidualne lekcje z eliksirów.
- Nie rozdmuchiwać?! Weasley przegiął pałę! Jeśli jemu stanie się krzywda... Proszę wybaczyć, ale ja zabiję tego człowieka gołymi rękami.- warknęła.
- Dobrze, że tych gróźb nie słyszy nikt inny. Dopilnuję, żeby Weasley dostał odpowiednią karę, poza tym wydaje mi się, że państwo Malfoy nie odpuszczą tak łatwo.
Zamilkła na chwilę, idąc obok opiekuna swojego domu. Do Skrzydła Szpitalnego dotarli chwilę po McGonagall, jednak tylko Snape mógł wejść do środka. Dziewczyna stała stukając stopą o podłogę i chodząc w jedną i drugą stronę, zdenerwowana, zaciskając dłonie w pięści niemal do krwi.
Nagle zza zakrętu wyszedł Blaise z Dafne, Pansy i Astorią, na którą nawet nie zwróciła uwagi.
- Nie pozwolili mi wejść...- zirytowała się Eveleyn, mając ochotę w coś uderzyć. A najlepiej w kogoś. Kogoś o rudych włosach.
- Spokojnie...- powiedział Zabini i w tym samym momencie zza zakrętu wyszedł Potter, Granger i dwójka Weasley'ów, a
Evelyn wpadła w furię. Rzuciła się na rudzielca z takim impetem, że ten poleciał na ścianę.
- Ty gnido! Jak jemu coś się stanie, to przysięgam, że obedrę cię ze skóry gołymi rękami, a potem zabiję!- krzyczała okładając go pięściami, ku jego zaskoczeniu bardzo mocno. Nikt nie wątpił, w to że to tylko puste słowa. Wszyscy wiedzieli, że ona mówi jak najbardziej poważnie. Uderzyła go kilka razy w twarz i brzuch, a jej przyjaciele nie ruszyli się z miejsca.
- Nic nie zrobicie?- oburzyła się Ginny mierząc ich wściekłym spojrzeniem.
- Po pierwsze: nie chcę oberwać, nie wiesz, że nie przeszkadza się atakującej panterze? A po drugie... należy mu się.- warknął Zabini i skierował wzrok na przyjaciółkę. Twarz Gryfona, była nieco zmasakrowana, gdy w końcu odsunęła się od niego.
- Pieprzony bohater? Jak dla mnie żałosny palant, który chce uchodzić za silniejszego niż jest...- obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i odwróciła się w stronę drzwi do Skrzydła.
- Panno White...- zaczęła dyrektorka.- Z uwagi na ogromne wzburzenie, nie wlepię pani szlabanu, ale następnym razem, grozi pani zawieszenie za taki karygodny czyn.
Dziewczyna o mało nie wywróciła się z wrażenia. McGonagall, która nie wlepia jej szlabanu. Szok. Snape spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy i poszedł, poinformować zapewne rodziców Draco.
- Co z nim?- spytał Blaise, patrząc na panią Pomfrey.
- Cóż... Pan Wealey wyjątkowo mocno uderzył w ten tłuczek. Na chwilę obecną stwierdzam pękniętą czaszkę, więc z cała pewnością pan Malfoy trochę sobie pośpi. Do tego ma wybity bark i z tego co widzę, pęknięte żebra, jedno z nich przebiło płuco, dlatego nie mógł oddychać.
Oczy blondynki zapłonęły i już odwróciła się, żeby dobić Gryfona, ale złapał ją Zabini i zaciągnął do Skrzydła.
- Nie narażaj się... Chociaż chciałbym żebyś mu poprzestawiała niektóre części ciała, to wolałbym, żeby cię nie zawiesili, albo wywalili.
Trzymał ją chwilę z żelaznym uścisku, kiedy próbowała się wyrwać. Wypuścił ją dopiero, kiedy poczuł, że się uspokoiła. Stała chwilę z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, po czym ruszyła w stronę ostatniego łóżka. Opadła na krzesełko i odetchnęła głośno.
- Kiedyś wyleją mnie ze szkoły przez ciebie...- powiedziała i popatrzyła na jego lekko siną twarz. Chwyciła jego dłoń między swoje i zamknęła na chwilę oczy. Nikt za nią nie wszedł, bo wszyscy wiedzieli że potrzebuje być sama. I tak za chwilę pewnie pojawią się jego rodzice. Oparła głowę o krawędź łóżka i oddychała, żeby uspokoić swoje emocje. Siedziała tak dłuższą chwilę, aż przerwało jej wejście państwa Malfoy. Lucjusz starał się trzymać uczucia wewnątrz siebie, chociaż od bitwy był dość mocno niestabilny. Narcyza natomiast nie kryła łez i kiedy zobaczyła syna, jęknęła głośno.
- Nie odpuszczę Weasley'om. Ich syn pożałuje tego czynu...- wysyczał mężczyzna przez zaciśnięte zęby.
- Myślę, że już pożałował...- powiedziała cicho blondynka, wstając z krzesełka i kierując się do wyjścia.- Chyba mu połamałam kilka kości...
- Nie musisz wychodzić.- powiedziała cicho Narcyza.
- Nie, proszę z nim posiedzieć. Ja wrócę po obiedzie.- uśmiechnęła się blado i wyszła.
Siadła obok Zabiniego i spiorunowała wzrokiem Gryfonów. Ron siedział skulony i nic nie jadł. Unikał wzroku wszystkich, wiedząc że jego sytuacja maluje się w bardzo ciemnych barwach.
- Jakieś wieści?- warknęła nie spuszczając z niego wzroku.
- Na razie nie ma decyzji. Podobno poinformowali jego rodziców, ale ma już 18 lat, więc to akurat było zbędne.- odparł Blaise.
- Gdyby to było jedno z nas od razu by nas wywalili.- warknęła Pansy.
- Niekoniecznie. Nasze rodziny by im nie dały żyć. Tylko, że jego nie chcą tak szybko wywalić bo bohater wojenny. Podejrzewam, że go zawieszą...- wtrąciła się Dafne.
- Cóż, ojciec Draco pewnie nie odpuści tak łatwo.
- I dobrze. Chociaż... Niech zostanie. Ja bardzo chętnie go ukarzę na swój własny sposób... I zrobię mu z życia piekło.- Evelyn uśmiechnęła się łobuzersko i zaczęła jeść.
- Czemu tak późno przyszłaś?- zagadnął Blaise wprost do jej ucha, zauważając jej diaboliczny uśmiech.
- Poprzestawiałam jego sypialnię...
Sen ją zmorzył dość późno. Wieczór spędziła w niewygodnej pozycji, na krzesełku, koło łóżka Draco, z książką w ręce. Jednak koło północy, poczuła takie zmęczenie, że nie planowała się opierać i po prostu pozwoliła się zabrać do krainy snów. Wyciągnęła nogi przed siebie, głowa opadła jej na ramię, a oczy się zamknęły. I przespała tak kilka godzin, mając świadomość że rano tego pożałuje. Ale nie mogła go zostaeić. Myśl, że mógłby się obudzić i nikogo by przy nim nie było, była nie do zniesienia.
W okolicach piątej nad ranem, poczuła delikatne gładzenie po dłoni. Poruszyła się lekko.
- Nie chciałem cię obudzić.- usłyszała.
- A powinieneś... Która godzina?
- Czwarta czterdzieści.
- Dawno się obudziłeś?- przeciągnęła się i ziewnęła.
- Godzinę temu... Co ty tutaj robisz? Macie jakieś przyjacielskie dyżury?
Otworzyła szeroko oczy, przypominając sobie jak w jednej z wizji stracił pamięć. Jak nie wiedział, że byli razem, że... Przeraziła się, że teraz dzieje się to samo.
- Jak to przyjacielskie dyżury? Co ty nie pamiętasz...?- podniosła się i już chciała wyjść, czując że łzy napływają jej do oczu, a on ostatnio zbyt wiele razy widział jak płacze, ale poczuła że łapie ją za nadgarstek i ciągnie w swoim kierunku. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował.
- Żartowałem... Jak mógłbym zapomnieć, że mam taką fantastyczną dziewczynę?- powiedział cicho.
- Masz szczęście, że jesteś taki połamany, bo właśnie zasłużyłeś na lanie.
- Mocno bijesz?
- Spytaj Weasley'a.- warknęła.
- Pobiłaś go?
- Omal przez niego nie zginąłeś. Dusiłeś się, cholera jasna! Więc oczywiście, że go pobiłam!
Uśmiechnął się blado.
- Coś ty tak zareagowała na żart?- spytał, kiedy siadła na łóżku i złapała go za rękę.
- W ostatniej wizji też straciłeś pamięć. Wiesz, to po prostu dziwne, bo czasem dzieją się rzeczy tak bardzo podobne do tamtych...
- To jest prawda, Lyn.- przejechał palcem wzdłuż jej dłoni i splótł mocno ich palce.- Ja jestem prawdziwy i moja wściekłość też jest prawdziwa.
- Wiem.- uśmiechnęła się w końcu szczerze i uniosła do góry brwi.- Przemeblowałam pokój tego tępego kretyna. Jestem pewna, że niektórych rzeczy będzie bardzo długo szukał...
Przekroczyła próg dormitorium wyjątkowo późno. Po wszystkich lekcjach poszła odwiedzić Draco do Skrzydła, który już zaczął wszystkich swoim uroczym charakterem. Zmuszanie go do leżenia w łóżku i nie opuszczania Skrzydła Szpitalnego, było jak walka z rozjuszonym wężem: ty niby go omijasz, a on i tak atakuje. Pani Pomfrey przyzwyczaiła się już do kąśliwych komentarzy z jego strony, a przyjaciele, starali się utrzymywać go w dobrym nastroju. Tym razem poczekała aż uśnie i wróciła do siebie, żeby w końcu wyspać się na swoim własnym łóżku. Ledwo weszła do salonu, a do jej uszu doszło ciche szlochanie z kąta. Wywróciła oczami i spojrzała w tamtym kierunku. Ciemnowłosa Gryfonka siedziała skulona na fotelu, a kiedy ją zobaczyła, speszyła się, szybko ocierając łzy.
- Wybacz...- powiedziała cicho.- Z Malfoy'em ok?
- Taaaak.- przeciągnęła zaskoczona blondynka i popatrzyła na nią zaskoczona.- A tobie co? Nie zaliczyli ci pracy? Dostałaś szlaban?
- Ron został zawieszony.
- Dziwisz się?
- Nie ja...
- Słuchaj, przestań się przejmować tym palantem.
- To mój przyjaciel!- oburzyła się.
- Tak? Jesteś tego pewna? Zastanów się, czy to nadal twój przyjaciel, czy jakiś idiota, któremu coś się poprzestawiało we łbie. Czasem trzeba podjąć decyzję najlepszą dla nas. Takie życie. Kto zapomina o sobie, w końcu bardzo źle kończy. Przestań przez niego wyć. Nie warto. Sam się w to władował.
Wydała z siebie zduszony jęk i weszła do swojej sypialni. Czasem bycie egoistą, było naprawdę bardzo potrzebne.
- Draco...- szepnęła cicho, nie do końca wiedząc na co liczy. Bała się go dotknąć, żeby nie sprawić mu bólu, albo nie pogorszyć jego stanu. Nie płakała. Chociaż bardzo chciała. Jednak nie mogła pokazywać uczuć przed całą szkołą. Widziała jak wyprowadzają Weasley'a, a Snape i McGonagall zbliżają się do nich. Wściekłość zaczęła w niej narastać i dobrze, że Gryfoni zniknęli z boiska, bo pobiła by tego rudego palanta i to dotkliwie.
- Szybka reakcja, panno White.- powiedział Snape, obserwując dyrektorkę, która uniosła zaklęciem blondyna. Złapał ją mocno za łokieć.- Mam nadzieję, że nie zrobi pani nic głupiego, jak na przykład... pobicie Weasley'a.
- Jak mnie będzie unikał przez następne... stulecie, to nie.
Mistrz Eliksirów ją puścił i razem wyszli z boiska.
- Poinformuję Lucjusza i Narcyzkę, kiedy tylko zostanie podana diagnoza. Jedyne o co proszę, Evelyn to nie rozdmuchiwanie tej sprawy jeszcze bardziej...- powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem. Czasami, gdy nie byli obserwowani przez innych, zwracał się do niej po imieniu, jak wtedy gdy miała u niego indywidualne lekcje z eliksirów.
- Nie rozdmuchiwać?! Weasley przegiął pałę! Jeśli jemu stanie się krzywda... Proszę wybaczyć, ale ja zabiję tego człowieka gołymi rękami.- warknęła.
- Dobrze, że tych gróźb nie słyszy nikt inny. Dopilnuję, żeby Weasley dostał odpowiednią karę, poza tym wydaje mi się, że państwo Malfoy nie odpuszczą tak łatwo.
Zamilkła na chwilę, idąc obok opiekuna swojego domu. Do Skrzydła Szpitalnego dotarli chwilę po McGonagall, jednak tylko Snape mógł wejść do środka. Dziewczyna stała stukając stopą o podłogę i chodząc w jedną i drugą stronę, zdenerwowana, zaciskając dłonie w pięści niemal do krwi.
Nagle zza zakrętu wyszedł Blaise z Dafne, Pansy i Astorią, na którą nawet nie zwróciła uwagi.
- Nie pozwolili mi wejść...- zirytowała się Eveleyn, mając ochotę w coś uderzyć. A najlepiej w kogoś. Kogoś o rudych włosach.
- Spokojnie...- powiedział Zabini i w tym samym momencie zza zakrętu wyszedł Potter, Granger i dwójka Weasley'ów, a
Evelyn wpadła w furię. Rzuciła się na rudzielca z takim impetem, że ten poleciał na ścianę.
- Ty gnido! Jak jemu coś się stanie, to przysięgam, że obedrę cię ze skóry gołymi rękami, a potem zabiję!- krzyczała okładając go pięściami, ku jego zaskoczeniu bardzo mocno. Nikt nie wątpił, w to że to tylko puste słowa. Wszyscy wiedzieli, że ona mówi jak najbardziej poważnie. Uderzyła go kilka razy w twarz i brzuch, a jej przyjaciele nie ruszyli się z miejsca.
- Nic nie zrobicie?- oburzyła się Ginny mierząc ich wściekłym spojrzeniem.
- Po pierwsze: nie chcę oberwać, nie wiesz, że nie przeszkadza się atakującej panterze? A po drugie... należy mu się.- warknął Zabini i skierował wzrok na przyjaciółkę. Twarz Gryfona, była nieco zmasakrowana, gdy w końcu odsunęła się od niego.
- Pieprzony bohater? Jak dla mnie żałosny palant, który chce uchodzić za silniejszego niż jest...- obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i odwróciła się w stronę drzwi do Skrzydła.
- Panno White...- zaczęła dyrektorka.- Z uwagi na ogromne wzburzenie, nie wlepię pani szlabanu, ale następnym razem, grozi pani zawieszenie za taki karygodny czyn.
Dziewczyna o mało nie wywróciła się z wrażenia. McGonagall, która nie wlepia jej szlabanu. Szok. Snape spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy i poszedł, poinformować zapewne rodziców Draco.
- Co z nim?- spytał Blaise, patrząc na panią Pomfrey.
- Cóż... Pan Wealey wyjątkowo mocno uderzył w ten tłuczek. Na chwilę obecną stwierdzam pękniętą czaszkę, więc z cała pewnością pan Malfoy trochę sobie pośpi. Do tego ma wybity bark i z tego co widzę, pęknięte żebra, jedno z nich przebiło płuco, dlatego nie mógł oddychać.
Oczy blondynki zapłonęły i już odwróciła się, żeby dobić Gryfona, ale złapał ją Zabini i zaciągnął do Skrzydła.
- Nie narażaj się... Chociaż chciałbym żebyś mu poprzestawiała niektóre części ciała, to wolałbym, żeby cię nie zawiesili, albo wywalili.
Trzymał ją chwilę z żelaznym uścisku, kiedy próbowała się wyrwać. Wypuścił ją dopiero, kiedy poczuł, że się uspokoiła. Stała chwilę z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, po czym ruszyła w stronę ostatniego łóżka. Opadła na krzesełko i odetchnęła głośno.
- Kiedyś wyleją mnie ze szkoły przez ciebie...- powiedziała i popatrzyła na jego lekko siną twarz. Chwyciła jego dłoń między swoje i zamknęła na chwilę oczy. Nikt za nią nie wszedł, bo wszyscy wiedzieli że potrzebuje być sama. I tak za chwilę pewnie pojawią się jego rodzice. Oparła głowę o krawędź łóżka i oddychała, żeby uspokoić swoje emocje. Siedziała tak dłuższą chwilę, aż przerwało jej wejście państwa Malfoy. Lucjusz starał się trzymać uczucia wewnątrz siebie, chociaż od bitwy był dość mocno niestabilny. Narcyza natomiast nie kryła łez i kiedy zobaczyła syna, jęknęła głośno.
- Nie odpuszczę Weasley'om. Ich syn pożałuje tego czynu...- wysyczał mężczyzna przez zaciśnięte zęby.
- Myślę, że już pożałował...- powiedziała cicho blondynka, wstając z krzesełka i kierując się do wyjścia.- Chyba mu połamałam kilka kości...
- Nie musisz wychodzić.- powiedziała cicho Narcyza.
- Nie, proszę z nim posiedzieć. Ja wrócę po obiedzie.- uśmiechnęła się blado i wyszła.
Siadła obok Zabiniego i spiorunowała wzrokiem Gryfonów. Ron siedział skulony i nic nie jadł. Unikał wzroku wszystkich, wiedząc że jego sytuacja maluje się w bardzo ciemnych barwach.
- Jakieś wieści?- warknęła nie spuszczając z niego wzroku.
- Na razie nie ma decyzji. Podobno poinformowali jego rodziców, ale ma już 18 lat, więc to akurat było zbędne.- odparł Blaise.
- Gdyby to było jedno z nas od razu by nas wywalili.- warknęła Pansy.
- Niekoniecznie. Nasze rodziny by im nie dały żyć. Tylko, że jego nie chcą tak szybko wywalić bo bohater wojenny. Podejrzewam, że go zawieszą...- wtrąciła się Dafne.
- Cóż, ojciec Draco pewnie nie odpuści tak łatwo.
- I dobrze. Chociaż... Niech zostanie. Ja bardzo chętnie go ukarzę na swój własny sposób... I zrobię mu z życia piekło.- Evelyn uśmiechnęła się łobuzersko i zaczęła jeść.
- Czemu tak późno przyszłaś?- zagadnął Blaise wprost do jej ucha, zauważając jej diaboliczny uśmiech.
- Poprzestawiałam jego sypialnię...
Sen ją zmorzył dość późno. Wieczór spędziła w niewygodnej pozycji, na krzesełku, koło łóżka Draco, z książką w ręce. Jednak koło północy, poczuła takie zmęczenie, że nie planowała się opierać i po prostu pozwoliła się zabrać do krainy snów. Wyciągnęła nogi przed siebie, głowa opadła jej na ramię, a oczy się zamknęły. I przespała tak kilka godzin, mając świadomość że rano tego pożałuje. Ale nie mogła go zostaeić. Myśl, że mógłby się obudzić i nikogo by przy nim nie było, była nie do zniesienia.
W okolicach piątej nad ranem, poczuła delikatne gładzenie po dłoni. Poruszyła się lekko.
- Nie chciałem cię obudzić.- usłyszała.
- A powinieneś... Która godzina?
- Czwarta czterdzieści.
- Dawno się obudziłeś?- przeciągnęła się i ziewnęła.
- Godzinę temu... Co ty tutaj robisz? Macie jakieś przyjacielskie dyżury?
Otworzyła szeroko oczy, przypominając sobie jak w jednej z wizji stracił pamięć. Jak nie wiedział, że byli razem, że... Przeraziła się, że teraz dzieje się to samo.
- Jak to przyjacielskie dyżury? Co ty nie pamiętasz...?- podniosła się i już chciała wyjść, czując że łzy napływają jej do oczu, a on ostatnio zbyt wiele razy widział jak płacze, ale poczuła że łapie ją za nadgarstek i ciągnie w swoim kierunku. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował.
- Żartowałem... Jak mógłbym zapomnieć, że mam taką fantastyczną dziewczynę?- powiedział cicho.
- Masz szczęście, że jesteś taki połamany, bo właśnie zasłużyłeś na lanie.
- Mocno bijesz?
- Spytaj Weasley'a.- warknęła.
- Pobiłaś go?
- Omal przez niego nie zginąłeś. Dusiłeś się, cholera jasna! Więc oczywiście, że go pobiłam!
Uśmiechnął się blado.
- Coś ty tak zareagowała na żart?- spytał, kiedy siadła na łóżku i złapała go za rękę.
- W ostatniej wizji też straciłeś pamięć. Wiesz, to po prostu dziwne, bo czasem dzieją się rzeczy tak bardzo podobne do tamtych...
- To jest prawda, Lyn.- przejechał palcem wzdłuż jej dłoni i splótł mocno ich palce.- Ja jestem prawdziwy i moja wściekłość też jest prawdziwa.
- Wiem.- uśmiechnęła się w końcu szczerze i uniosła do góry brwi.- Przemeblowałam pokój tego tępego kretyna. Jestem pewna, że niektórych rzeczy będzie bardzo długo szukał...
Przekroczyła próg dormitorium wyjątkowo późno. Po wszystkich lekcjach poszła odwiedzić Draco do Skrzydła, który już zaczął wszystkich swoim uroczym charakterem. Zmuszanie go do leżenia w łóżku i nie opuszczania Skrzydła Szpitalnego, było jak walka z rozjuszonym wężem: ty niby go omijasz, a on i tak atakuje. Pani Pomfrey przyzwyczaiła się już do kąśliwych komentarzy z jego strony, a przyjaciele, starali się utrzymywać go w dobrym nastroju. Tym razem poczekała aż uśnie i wróciła do siebie, żeby w końcu wyspać się na swoim własnym łóżku. Ledwo weszła do salonu, a do jej uszu doszło ciche szlochanie z kąta. Wywróciła oczami i spojrzała w tamtym kierunku. Ciemnowłosa Gryfonka siedziała skulona na fotelu, a kiedy ją zobaczyła, speszyła się, szybko ocierając łzy.
- Wybacz...- powiedziała cicho.- Z Malfoy'em ok?
- Taaaak.- przeciągnęła zaskoczona blondynka i popatrzyła na nią zaskoczona.- A tobie co? Nie zaliczyli ci pracy? Dostałaś szlaban?
- Ron został zawieszony.
- Dziwisz się?
- Nie ja...
- Słuchaj, przestań się przejmować tym palantem.
- To mój przyjaciel!- oburzyła się.
- Tak? Jesteś tego pewna? Zastanów się, czy to nadal twój przyjaciel, czy jakiś idiota, któremu coś się poprzestawiało we łbie. Czasem trzeba podjąć decyzję najlepszą dla nas. Takie życie. Kto zapomina o sobie, w końcu bardzo źle kończy. Przestań przez niego wyć. Nie warto. Sam się w to władował.
Wydała z siebie zduszony jęk i weszła do swojej sypialni. Czasem bycie egoistą, było naprawdę bardzo potrzebne.
~*~
Następny rozdział: 30.06.2016, godzina: 18:00
Rozdział 43 - 'Troubles In Paradise'
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz