Ariana | Blogger | X X

30 mar 2016

Rozdział 30 - 'Gossips'

Szła jednym z korytarzy, w dłoni trzymała teczkę z dokumentami, a jej kitel rozwiewał się przez tępo jej kroku. Wprawdzie zaczęła kurs dopiero trzy tygodnie temu, ale ponieważ szło jej bardzo dobrze, bo matka przekazała jej część swoich umiejętności, dostała etat w Mungu i pomagała Uzdrowicielom przy coraz trudniejszych przypadkach. Teraz musiała zanieść dokumenty do gabinetu jednego z nich. Nie doszła jednak do drzwi, bo została przyciśnięta do ściany.
- Hej...- usłyszała, między pocałunkami.
- Malfoy, cholera... Jestem w pracy.- zaśmiała się cicho przyciągając go do siebie.
- Ja też. Tak jakby. Jeden z aurorów oberwał i prowadzę śledztwo, dlatego mam mało czasu. Ty też masz dla mnie ostatnio mało czasu.
- Wybacz. Praca, nauka...- powiedziała, kiedy znowu złączył ich usta.
- Tak, tak, a dla mnie, swojego faceta, nie masz już czasu w rozkładzie dnia. Pięknie...- udał oburzenie, na co znowu się zaśmiała i go pocałowała. 
- Wybacz, Niepokorny Aurorze. Mam dzisiaj wolny wieczór, a ty?
- Może mam, a może nie mam.- odparł zniecierpliwionym głosem, bo wiedział że powinien wracać do pracy.- Jak będę miał czas to wpadnę...- dodał całując ją jeszcze raz i odchodząc, jak gdyby nic się nie stało.

~*~

-... ta znalazł sobie kolejną dziwkę do kolekcji...
- Podobno już w szkole dawała mu dupy... Wiesz... Wygodnie, nie? Przyjaciółeczka, przyjdzie na każde jego zawołanie... 
- Już myślałam, że jak ten ślub z córką Smitha to się w końcu ogarnie, a nie dalej jak męska dziwka zachowuje.
- A ona nie lepsza! Wygodnie jej, prestiż sobie podnosi, bo jest znanym aurorem i wszyscy wiemy, że każda na niego leci. Do tego szanują go w Ministerstwie... Podobnie jak tatusia... 
- Słyszałam, że po bitwie zniknęła. Podobno wyjechała do Włoch i znalazła sobie bogatego faceta, który ją utrzymywał...
- Ciekawe jak długo. Niedługo pewnie się znudzi i ją wypieprzy ze swojego życia jak inne. W niczym nie jest od nich lepsza. 
- Pewnie poleci do kolejnego... Taki typ, tylko na nią spojrzeć.

Słuchała takich komentarzy cały dzień. Jeden pocałunek przy ścianie i tyle wersji i opinii ludzi dookoła. Z reguły nie miała problemu z tym, że ludzie jej unikali, ale określenia 'dziwka' nie mogła znieść. Skurczyła się w sobie i snuła po korytarzach, unikając wzroku wszystkich dookoła. A oni patrzyli. I oceniali. Gdyby nie była taka zmęczona i niewyspana, pewnie by odpyskowała, ale nie miała na to siły. Nie chciała robić sobie kwasu zaraz na początku pracy. Postanowiła więc dzisiaj znosić te teksty, licząc że do jutra im przejdzie. A jak nie...  miała zamiar martwić się tym następnego dnia. Tylko, że im później się robiło tym komentarze stawały się coraz ostrzejsze, plotki przybierały na sile, a wzrok był bardziej wrogi i nieprzyjazny. No tak... Była tylko uczniem. Była nikim. Była na samym dnie szpitalnego łańcucha pokarmowego. Jak plankton pożerany przez większe rybki. Nie miała autorytetu, więc można było się na niej wyżywać. 
- Dziwka...- usłyszała po raz kolejny, kiedy mijała ją jakaś kobieta. Cóż, trzeba było przyznać, że to głównie płeć piękna tak bardzo wyładowywała na niej swoje niezadowolenie.
-Przepraszam...- nie wytrzymała w końcu i spiorunowała wzrokiem niską, rudowłosą Uzdrowicielkę.- Jaki ma pani problem? To znaczy, co to panią obchodzi kto mnie pieprzy po godzinach pracy?- warknęła niezbyt przyjaznym tonem, a jej oczy stały się jak dwie, kostki lodu. 
- Ja...
- Niech się pani zajmie swoim życiem, bo najwyraźniej jest tak nudne, że wysłuchiwanie o kimś innym jest jedyną rozrywką na jaką może pani liczyć. To przykre. Może czas znaleźć sobie faceta, a nie siedzieć jak zgorzkniała stara panna i wyzywać na innych. Nic pani do tego czy jestem dziwką czy nie. Nawet jeśli jestem to co? Chodzę i się tym chwalę? 
Kobietę zamurowało. Stała i wpatrywała się w nią zszokowana.
- Więc z łaski swojej... Dajcie wy mi spokój i zajmijcie się swoimi życiami, bo wysłuchiwanie komentarzy na swój temat, padających z ust podstarzałych bab, które najwyraźniej nigdy nie były porządnie wzięte w obroty przez faceta, jest strasznie irytujące. A ja mam ograniczoną cierpliwość...- skończyła swoją wypowiedzi i odwróciła się napięcie, zostawiając tego rudzielca samego na korytarzu.

~*~

Otworzył drzwi i wszedł do przedpokoju, ściągając po drodze buty i starając się nie narobić zbyt wiele hałasu. Wszedł do kuchni, w której nalał sobie wody do szklani i od razu wypił, po czym wszedł po schodach na piętro, a tam skierował się do sypialni. Leżała na łóżku, odwrócona plecami do drzwi, ale nie miał pewności czy śpi. Powoli do niej podszedł i zauważył kilka zwiniętych chusteczek na podłodze i jej rozmazany makijaż. Położył dłoń na jej ramieniu, na co wzdrygnęła się i na niego popatrzyła. Jej kot wystraszył się nagłego ruchu właścicieli i zjeżył grzbiet obserwując napastnika.
- Nie możesz się włamywać do mojego mieszkania, Malfoy.- powiedziała bez przekonania i opadła na poduszki.
- Robiłem to wcześniej... Co się stało? Płakałaś? Komu mam obić mordę?
- Wszystkim w Mungu?
- Hej, księżniczko, co się stało?- spytał czule, kładąc się obok niej i przyciągając do siebie.
- Nic. Po prostu dostałam dzisiaj nowe przezwisko w pracy: Nowa Dziwka Malfoya. Niezłe, nie? Smuci mnie fakt, że nie liczyli i nie numerowali nas, bo to w sumie byłoby ciekawe doświadczenie, być kolejnym numerem w twoim życiu.- zaśmiała się histerycznie i zakryła twarz dłońmi. 
- Czy ty jesteś pijana?
- Nie?
- Jesteś.
- To po co pytasz, tatusiu. Może trochę wypiłam, ale mogę bo jestem pełnoletnia! 
- Cholera, Lyn...- powiedział zawieszając głos, widząc niedopałek papierosa koło łóżka.- Chcesz się spalić?!
- Ze wstydu już się spaliłam...
- Co cię obchodzą opinie jakiś znudzonych życiem ludzi?
- Chciałam być szanowaną Uzdrowicielką, a tymczasem niedługo zacznę dostawać propozycje seksu za awans...
- Chcesz się rozstać? Żeby dali ci spokój...
- Żartujesz?! Jesteś za dobry w łóżku! Byłabym skończoną debilką gdybym zrezygnowała z TAKIEGO seksu! 
- Czyli chodzi tylko o seks?
- Tak.
- Nic więcej?
- Nic a nic...
- Tak myślałem...- zaśmiał się cicho.
- To chyba faktycznie czyni mnie jedną z twoich dziwek. 
- Niewątpliwie...
- Ty draniu! Miałeś powiedzieć, że nie jestem dziwką...
- Sama przyznałaś, że to tylko seks...- pogłaskał ją po głowie i odgarnął pasma włosów, które wpadały jej do oczu.
- Nie chcę tak.
- Wiem, kochanie.
- Nie jestem dziwką.
- Nie jesteś.
- I gdybyś mnie zostawił nie poleciałabym do innego.
- Wiem. 
- Wolałabym już chyba w tajemnicy płacić za seks...
- Ty chora nimfomanko!- uszczypnął ją w nagie ramię.
- Ale mnie nie zostawisz...
- Oczywiście, że nie
- To dobrze...- szepnęła zamykając oczy. Jęknął cicho, uświadamiając sobie, że dziewczyna usnęła, a on leży w pełni ubrany co jest średnio wygodne.
- Podstępna jędza...- warknął, starając się ułożyć tak, żeby nic go nie uwierało i przycisnął jej ciało do swojego, jakby się bał, że w nocy ucieknie.

Zeszła po schodach, czując okropny ból głowy i mdłości. Przesadziła i nie do końca pamiętała co się w nocy wydarzyło. Wkroczyła do kuchni, usiadła na wysokim krześle przy wyspie i położyła twarz na blacie, który przyjemnie chłodził jej policzek.
- Masz za swoje...- powiedział blondyn, opierając się o szafki, popijając kawę i przyglądając się jej uważnie.
- Dupek.- jęknęła.- I mów ciszej z łaski swojej. Mam wrażenie że po mojej głowie przebiegło stado smoków...
- Dobrze ci tak.- dodał opierając się na przeciwko niej i nachylając w jej kierunku.
- Nieczuły drań.
Postawił przed nią szklankę wypełnioną eliksirem. Spojrzała na niego z wyrzutem. Wypiła bez słowa i skrzywiła się, kiedy wyjątkowo cierpki płyn, spłynął po jej gardle.
- Przeszło ci już?- spytał nagle.
- Co?- spytała nie podnosząc głowy, tylko wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nagle zamiast szafek i ścianki zobaczyła jego twarz. Siadł w dokładnie takiej samej pozycji co ona i spojrzał jej w oczy.
- Wczorajszy dołek.
Wzruszyła ramionami.
- Nie chcę, żeby nasz związek opierał się tylko na seksie.
- No przecież nie opiera się. Czy ci ludzie wyprali ci mózg? Lyn, cholera. Wiem, że ostatnio mało mamy wolnego czasu, ale przecież nie chodzi tylko o seks.
- Jesteś tego pewny? Bo co się widujemy to lądujemy w łóżku.
- Nie nasza wina, że jesteśmy jak napalone nastolatki. Oczywiście ty bardziej...
Uderzyła go mocno w ramię.
- To nie czas na żarty! Ja mówię poważnie!
- Ja też. Co mam ci powiedzieć? Nie jesteś dziwką, Lyn. Nie chodzi tylko o seks i wierz mi, że nie zostawię cię jak mi się znudzisz. Bo mi się nie znudzisz. Będziesz mnie znosić do końca życia.
Patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamknęła na chwilę oczy i poczuła jak blondyn obejmuje ją i całuje w czoło.
- No co ja mam powiedzieć, żebyś przestała się przejmować tym co mówią ci wszyscy ludzie.?Nie chcę, żeby moja beznadziejna reputacja jeśli chodzi o kobiety, odbijała się na tobie.
Odwróciła się na siedzeniu, tak że teraz była między jego ramionami, bo stał tuż przed nią i pochylał się nad jej ciałem. Pogłaskała go po policzku. Nie musiał nic mówić. Jego oczy mówiły wszystko.
- Dostanę trochę tej twojej pysznej kawy?- spytała ze słodkim uśmiechem.
- Dostaniesz nawet więcej niż trochę. I do tego śniadanie.- rozpromienił się i pocałował ją czule, po czym odszedł, żeby przygotować jej śniadanie. Postawił przed nią kubek z gorącą kawą i talerz pełen tostów i dodatków do nich. Jęknęła z zachwytem i zaczęła jeść, bo dotarło do niej jak bardzo jest głodna.
- Jak źle było w nocy?- spytała z pełnymi ustami, kiedy przejechał palcem w kąciku jej ust, żeby zetrzeć kroplę miodu.
- Nie tak bardzo. Chociaż skoro nic nie pamiętasz, to znaczy że jednak bardzo źle...- zaśmiał się biorąc palec do ust. 
- Ale jestem głodna... Nieźle ci idzie w kuchni.
- To zasługa Zabiniego.- uniósł znacząco brwi.- Zresztą... Skoro pozbyłaś się pewnie całego wczorajszego jedzenia... Teraz powinno ci smakować dosłownie wszystko.
- O nieee...- jęknęła opierając czoło o blat. Zaśmiał się głośno i wstawił swój pusty kubek do zlewu, a mała ściereczka zaczęła go myć. Znowu nachylił się w jej stronę.
- W sobotę są nasze urodziny...- obniżył głos i obserwował jak podnosi na niego wzrok.
- Masz jakiś plan?
- A mam. Dlatego nic nie planuj na sobotę.- powiedział i pocałował ją lekko.- Muszę lecieć do Ministerstwa.
- Przyjdziesz dzisiaj?
- Nie, kotku...- powiedział narzucając na siebie kurtkę.- Mam nocy patrol, więc cały dzień i noc spędzę w pracy...- skrzywił się i podszedł do niej, całując ją tym razem mocno i namiętnie.- Nie przejmuj się tym co mówią ci ludzie. Mają nudne życie to czepiają się innych. 

~*~

Mało kto z nią rozmawiał tego dnia. Ludzie jej unikali jak ognia i omijali szerokim łukiem na korytarzach. Nie wiedziała czy to wina tego, że w ich oczach jest dziwką, czy jej wczorajszego wybuchu. Przemieszczała się między salami i sprawdzała pacjentów, kiedy wpadła na wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka.
- Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz, kotku...- zaśmiał się Zabini biorąc ją w objęcia.
- Proszę, powiedz że wszystko jest ok.- powiedziała patrząc na niego przerażona.
- Jest! Spokojnie. Jestem tu przesłuchać tego poszkodowanego aurora. 
Odsunęła się od niego i stanęła w bezpiecznej odległości. Obdarzył ją pytającym spojrzeniem.
- Nazywają mnie dziwką. Pewnie do wieczora usłyszę kolejne plotki na swój temat.- zaśmiała się nerwowo i schowała dłonie do kieszeni kitla.
- Bardzo dobrze pani wygląda, pani doktor.- zaśmiał się auror opierając o ścianę.- Bardzo profesjonalnie. Jak idzie nauka? 
- Fantastycznie. Jak tak dalej pójdzie to skończę kurs za niecałe dwa miesiące.- uśmiechnęła się szeroko.- Teraz tylko muszę zdobyć szacunek i jakąś reputację.- skrzywiła się. Objął ją czule i poprowadził w stronę wyjścia ze szpitala.
- Jesteś geniuszem. Nie martwię się o ciebie. Ale wpadłem na ciebie nie bez powodu...
- Oho. Zaczynam się bać.
- No przecież moje blondaski mają w sobotę urodziny...
- Stop. Malfoy cię uprzedził. Mam nie robić planów.
- O nieee... Chciałem wszystkim pokazać, że żyjemy w trójkącie!
- Zapewne już to wiedzą...- zaśmiała się głośno.
- No cóż. Porozmawiam sobie z tym tlenionym palantem. Nie może cię izolować w dniu twoich urodzin!
- W sumie może... To też jego urodziny.
- Już ja mu dam popalić.- powiedział groźnym tonem.
- Proszę bardzo! Wyżyj się.- uniosła ręce do góry, dając mu pełne przyzwolenie na wszelkie tortury i przepychanki słowne. 

Siedziała w gabinecie i kończyła uzupełniać dokumenty. Było już późno, ale średnio miała ochotę wracać do pustego domu. Zaoferowała więc, że wypełni dokumenty i odniesie je do archiwum. Po dniu wysłuchiwania, że żyje w trójkącie z dwoma aurorami i słowach potwierdzenia, że jednak jest dziwką, w tym miejscu w końcu było cicho. Uśmiechnęła się do siebie, bo to wszystko wydawało jej się tak absurdalne, że rozważała nawet namówienie innych do zagrania w grę pod tytułem: Dajmy im kolejne tematy do rozmów. O ile wczoraj była zdołowana. Dzisiaj jest bardziej rozbawiona. Zakładała, że jutro będzie wkurzona. Cóż... Czekała na rozwój tej całej sytuacji. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Przyszedłem sprawdzić czy skończyłaś...- powiedział mężczyzna wtykając głowę przez szparę w drzwiach.- I czy nie potrzebujesz pomocy.
- Nie, dziękuję. W zasadzie... Właśnie skończyłam...- powiedziała stawiając ostatnią kropkę i zamykając teczkę.- I mogę w końcu iść do domu.
Aaron Williams, był jednym z młodszych Uzdrowicieli. Pracował na oddziale Zatruć Eliksirami i Roślinami i czasami w wolnych chwilach dotrzymywał jej towarzystwa. Jako jedyny nie powtarzała tych wszystkich plotek i nie interesował się jej życiem seksualnym. Był po prostu normalnym kolegą z pracy, który pomagał jej, udzielał przydatnych rad i kierował na odpowiednie zawodowo tory. 
- Świetnie, to poczekam i odprowadzę cię do domu.
- Oh, Aaron nie musisz.- zaśmiała się cicho.
- Proszę cię, jest już późno i ciemno, a ja wiem jak lubujesz się w długich spacerach do domu. Kim byłbym pozwalając ci iść samej?
- Ok, ok!- podniosła do góry ręce, w geście kapitulacji.- Daj mi pięć minut...

- Nie przejmuj się nimi... Zawsze znajdują sobie kogoś do gnębienia. Po prostu nudzi im się. Jak zauważyłaś, sporo z nich to dojrzali ludzie, po ślubie z dziećmi. Wiesz... Zazdroszczą młodości, energii, wigoru.- zaśmiał się mężczyzna, kiedy szli wolnym krokiem w kierunku dzielnicy, w której mieszkała. Było już ciemno, niebo było bezchmurne dzięki czemu widać było gwiazdy. Cichy, spokojny wieczór. 
- Po prostu... Chciałabym dojść do czegoś, a tymczasem wysłuchuje o swoim życiu takich rzeczy o których nigdy nie miałam pojęcia. 
Zaśmiał się cicho. Poprawiła swoją ramoneskę i torbę przerzuconą przez ramię.
- Cóż oni są zazdrośni. Jesteś młoda, piękna i spotykasz się z naprawdę bardzo szanowanym facetem. Niektórzy mówią że jest niebezpieczny i porywczy, ale on in jego partner wyłapali mnóstwo złych ludzi, dzięki nim jest zdecydowanie bezpieczniej na ulicach. A to jaką ma przeszłość... Ja wierzę, że każdy może się zmienić, prawda? Każdy kiedyś wyrasta z okresu puszczania się na prawo i lewo.- uśmiechnął się szeroko patrząc jej w oczy. Stali pod jej domem i powinni się pożegnać. Powinni, ale tego nie zrobili. Stali dłuższą chwilę po prostu się na niebie patrząc.
- Muszę iść... Mój kot pewnie właśnie zdycha pod drzwiami z głodu...- powiedziała cicho unikając jego spojrzenia i ruszyła w stronę drzwi.






~*~
Następny rozdział: 02.04.2016, godzina 18:00

Rozdział 31 - 'I Love You'

26 mar 2016

Rozdział 29 - 'Strong Will'

Wyszła z gabinetu, zapinając ostatnie guziki swojej czarnej koszuli. Rzuciła kurtkę na krzesełko stojące na korytarzu. Spojrzała w bok i zobaczyła dwóch mężczyzn w białych kitlach, rozmawiając o czymś z ożywieniem. Odwróciła wzrok, bo jednym z nich był Malfoy, który w stroju Uzdrowiciela wyglądał bardzo kusząco. Chciała uchować resztki silnej woli i wytrzymać bez zaciągnięcia go do łóżka za każdym razem gdy go zobaczy co najmniej do czwartej oficjalnej randki.
- Wszystko w porządku?- usłyszała kilka metrów od siebie.
- Tak. To tylko badania...- odwróciła się i zarzuciła skórzaną ramoneskę na ramiona, wyciągając spod niej włosy.- Nie podchodź...
- Zrobiłem coś złego o czym nie wiem? 
- Tak, wyglądasz jak jakiś cholerny bóg seksu... Moja silna wola właśnie cierpi...- powiedziała przesuwając wzrokiem po jego szczupłych, umięśnionych nogach, ukrytych pod czarnymi spodniami i wyrzeźbionym brzuchu i klatce piersiowej okrytej czarną koszulką i tym pieprzonym kitlem. Poczuła skurcz w podbrzuszu i przyjemne mrowienie między nogami. Włosy miał zmierzwione, a policzki okraszone kilkudniowym zarostem. Wzniosła wzrok do sufitu.- Oh Merlinie... Daj mi siłę...
- Przestań z tym walczyć...- powiedział swoim najbardziej uwodzicielskim głosem, uderzając lekko podkładką, którą trzymał, o otwartą dłoń. W jej głowie pojawił się obraz jego z tą podkładką, kiedy ona leży na jego kolanach i błaga o...
- STOP!- warknęła na co zaśmiał się drwiąco.
- White nie wytrzymasz...
- No nie jeśli będziesz tak wyglądał! I będziesz to robił!
- Ale co?
- Przestań uderzać tą pieprzoną podkładką! Staram się skupić!
- Oh, czyżbyś chciała, żebym ci pokazał za pomocą TEJ podkładki jaka byłaś niegrzeczna?- nachylił się w jej stronę mrużąc oczy.
- Ty zboku!- krzyknęła. Od kiedy tak bardzo się denerwowała gadką z podtekstami? Szczególnie z nim! Kiedy zaczęła się peszyć w jego obecności?! Musiała przyznać, że przez trzy lata się zmienił. Zmężniał, stał się jeszcze bardziej pociągający i przystojny. W oczach tańczyły mu iskierki rozbawienia. Zacisnęła dłonie w pięści. 
- Jutro aktualne?- zapytał mijając ją na korytarzu.
- Mhmm...- jęknęła oddychając głęboko.
- Wpadnę o 18, White...- oplótł jej talię jedną ręką i pocałował ją w skroń. Jego zapach dostał się do jej nozdrzy, wywołując lekkie drżenie kończyn. Wiedział jak to na nią podziała. Zaśmiał się odchodząc.
- A niech cię smoki zeżrą, Malfoy!- krzyknęła ruszając do wyjścia.

~*~

- Nie musisz się wyprowadzać, dopiero wróciłaś...- powiedział jej ojciec, stawiając przed nią kubek z herbatą i obejmując żonę, siedzącą obok niego. Dziewczyna nadal siedziała z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc się nadziwić temu co właśnie widzi. Jej rodzice, okazywali uczucia, martwili się, cieszyli, uśmiechali, byli... zwyczajni. Nie oschli, zimni, zdystansowani.
- Ja... Jakby nie patrzeć mam... 21 lat, najwyższy czas się usamodzielnić...- wyrwała się z osłupienia i popatrzyła na nich nieco bardziej przytomnie.- Złożyłam podanie do akademii magomedycznej... Lepiej, żebym mieszkała w Londynie a nie tu. Codzienna teleportacja by mnie wykończyła.
- Ojciec codziennie dojeżdża do Londynu do Ministerstwa. Zabierałby cię ze sobą...- powiedziała nieco błagalnym tonem Victoria.
- Posłuchajcie... Wiem, że to co się wydarzyło odebrało sporo czasu... I oczywiście, że chcę spędzić z wami dużo czasu, żeby...- zawiesiła głos nagle nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.- Naprawić... Ale muszę się nauczyć dbać o siebie.
- Chyba nie uda się przemówić do tej upartej dziewczyny!- jej matka wzniosła ręce do góry.
- Nie ma co walczyć...- zaśmiał się w końcu mężczyzna.- Wiadomo, że nie odpuści. Ma to po tobie. Dobrze więc, obiad w niedzielę? Przyjedzie Alex z Annalise i Anastasia z Blaisem. 
Dziewczyna popatrzyła na nich z otwartymi ustami i uszczypnęła się w rękę, na co skrzywiła się mocno.
- Czyli nie śnię...- powiedziała cicho.- Bardzo dużo mnie ominęło... A co się z wami działo przez te trzy lata?- westchnęła głośno.
- Ojciec wrócił do pracy w Ministerstwie. Zajmuje się nieprawidłowym użyciem czarów...- odparła z uśmiechem jej matka.- Ja nadal siedzę w domu, ale od kiedy wyjechaliśmy do Brighton, pracowałam jako lokalna Uzdrowicielka. Teraz może też będę pomagać ludziom tutaj...
- Brighton...- szepnęła z rozmarzeniem blondynka.
- Jak będziesz miała ochotę to zawsze możesz się tam wybrać. Dom nadal stoi, tuż nad klifem... Piękny widok się roztacza z okien.
- Evelyn...- powiedział jej ojciec cicho.- Znajdę Moore'a. Chociaż bym miał zjechać pół świata. Znajdę tego gnoja...

~*~

- Gdzie to postawić?- spytał Alex, wnosząc do mieszkania pudło, w którym znajdowała się półka do złożenia.
- Do tej dużej sypialni!- odkrzyknęła, wychodząc z łazienki na dole. 
- Ładne to mieszkanie. Jasne takie...- odparł chłopak siadając na sofie i przyglądając się siostrze, która postawiła przed nim szklankę z Ognistą. Usiadła na jednym z foteli i rozkoszowała się palącym napojem.- Dlaczego, cholera jasna, przesunąłeś ślub?
- Byłem w żałobie.
- Trzy lata?! Alex...
- No co mam powiedzieć? Nie było łatwo zrozumieć, że nie będzie cię na nim.
- Ale nie mogłeś wiedzieć że wrócę... Odwlekałbyś ślub do końca życia?
- Nie wiem... Nie zastanawiałem się nad tym...- powiedział przejeżdżając dłonią po twarzy.- Ale wróciłaś... Więc już nie muszę się tym martwić, nie?
- No mam nadzieję...- zaśmiała się cicho.
- A ty?
- A ja co?
- Jakie masz plany w związku z Malfoy'em?
- Nie władować mu się do łóżka, co najmniej do czwartej randki.
Jej brat zaśmiał się głośno i odstawił szklankę.
- A wtedy po balu, to może siedzieliście i rozmawialiście o sensie istnienia?
- To był ostatni raz...- powiedziała z łobuzerskim uśmiechem.- Mów o co chodzi z rodzicami!
- No co co... Dorwałem ich przed bitwą. Powiedziałem o Zakonie. Rozmawialiśmy. Ojciec wyznał, że nigdy nie chciał mojej śmierci. Mam wybuchowy charakter...
- Po nim...
- I widziałem coś czego nie było... Wiem, byłem upartym gnojkiem...
- Jak cała nasza rodzina. 
- Fakt. W każdym razie... Po bitwie. Siedliśmy, porozmawialiśmy na spokojnie. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Wspieraliśmy się po twojej śmierci...- powiedział łapiąc ją za rękę.- Teraz mogę planować ślub. Mam wszystko czego mi potrzeba...

~*~

Przejrzała się po raz kolejny w lustrze. O tak, miała w planach zagrać w jego grę. Skoro on mógł wyglądać tak, że miała ochotę zerwać z niego ubrania, patrzyć na nią z satysfakcją, że tak na nią działa, to ona mogła go przyprawić o skręt najważniejszego punktu jego ciała. Poprawiła krótką, czarną sukienkę, która idealnie opinała jej zgrabne pośladki i kończyła się w połowie ud. Wysokie obcasy podkreślały jej długie nogi, a ciemny makijaż błękit jej oczu. Góra sukienki była prosta i niezbyt wyzywająca, jednak materiał pod szyją był powycinany w trójkąty, a ten na środku, schodził nieco niżej, odsłaniając rowek między jej piersiami. Prosto, elegancko i piekielnie seksownie. Uśmiechnęła się pod nosem poprawiając włosy, spięte w koka, z którego wypadało kilka pasm okalających twarz.
- A masz...- powiedziała, słysząc głośne pukanie do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła Malfoy'a opartego nonszalancko o framugę. Miał na sobie czarną koszulę, rozpiętą pod szyją i czarne spodnie. Tak prosto, tak... DOŚĆ! Musiała wyrzucić z głowy te myśli. Blondyn zlustrował ją wzrokiem i otworzył usta.- Szach mat, dupku...- powiedziała zamykając mieszkanie i nie mogąc sobie podarować otarcia swoim ciałem o jego. Ruszył za nią, obserwując jej bujające się lekko biodra, które niemal go hipnotyzowały. Do czasu aż wyszła z budynku i zatrzymała się jak wryta, widząc czym po nią przyjechał. Zacisnęła dłonie w pięści. Pieprzony Aston Martin. Czarny! Powinna się domyślić, że ten arogancki arystokrata może mieć tylko samochód, który jest jak synonim słowa seksowny i idealnie pasuje do takiego człowieka. Jęknęła głośno, słysząc jego śmiech.
- Szach mat, skarbie?- wyszeptał wprost do jej ucha aż podskoczyła.
- To jest wojna.- warknęła ruszając w stronę samochodu. Otworzył przed nią drzwi i pomógł wsiąść. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i czekała aż do niej dołączy. Wsiadł zwinnie niczym kot i odpalił silnik, który przyjemnie zamruczał.
- Wiesz... Może trudno w to uwierzyć, ale seks w tym samochodzie jest jak poezja...- powiedział uwodzicielsko gwałtownie przyspieszając. Przymknęła oczy i zacisnęła szczękę, czują przyjemne wibracje pod sobą.
- Jesteś draniem, Malfoy. Strasznym, cholernym, pieprzonym draniem.- westchnęła głośno.- Robisz to specjalnie?
- Tak.- uśmiechnął się łobuzersko. 
- Nienawidzę cię...- uśmiechnęła się drwiąco.


Przystawka  
Pomógł jej usiąść przy najbardziej oddalonym od innych stoliku, w jednej z najlepszych magicznych restauracji w Londynie. Momentalnie podbiegł do nich kelner, zachwalając tutejsze wina i dania. Blondynka zaśmiała się i poprosiła o lampkę czerwonego wina, do tego jakąś lekką przystawkę i oparła policzek o dłoń.
- Nie przyglądaj mi się tyle, bo nie wytrzymasz...- powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem Draco i rozsiadł się wygodnie na krzesełku.
- Ok. Znamy się cholera wie ile, ale tak naprawdę nic o tobie nie wiem...- powiedziała prostując się i dziękując skinieniem głowy kelnerowi za wino.- Ulubiony kolor?
- Czerń. Twój?
- Patrz jakie to niespodziewane: ten sam.- zaśmiała się cicho i upiła łyk, zostawiając ślad szminki na szkle.- Co lubisz jeść?
- Włoskie jedzenie jest niezłe... I francuskie. Moja matka często robiła różne wymyślne rzeczy.
- Dobra odpowiedź. Powinniśmy się dogadać.
- Nałogi?
- Lubię się napić. Codziennie. Nie upijam się, ale... rozluźniam. Kiedyś paliłam.
- Nie wiedziałem.
- Nikt nie wiedział.- uśmiechnęła się szeroko.
- Z piciem się zgodzę. Jestem uzależniony od kawy. Palenie... Czasami. 
- To źle. Paskudny nawyk. Wolny czas?
- Seks.
Wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Już wiem skąd ten kaloryfer.
- To bardzo wymagające zajęcie, White. Ale ćwiczę. Jak mam więcej czasu to jeżdżę gdzieś za miasto i udaję, że mnie nie ma.
- Wszyscy zapewne rozpaczają.
- Żebyś wiedziała. 
- Cóż. Ja dotychczas... Spałam. Na razie mój wolny czas nie istnieje. 
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Moja kolej? Gdzie lubisz uprawiać seks?
- Malfoy, wydaje mi się że to się nie nadaje na pytanie na pierwszej randce.- uśmiechnęła się drwiąco, jednak on wpatrywał się w nią z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Nachyliła się nad stołem i spojrzała prosto w jego stalowoszare oczy, przygryzając wargę.- Wszędzie...

Danie Główne
- Nie wydaje mi się, że byłbyś w stanie to odtworzyć.- powiedziała pochłaniając kolejną część swojego dania.- A to jest takie dobre!
- Ranisz moje uczucia... Jak możesz tak bardzo nie wierzyć w moje umiejętności?
- Oh, daj spokój Malfoy. Jesteś gówniarzem latającym w jedwabnych pieluchach. Wszyscy ci usługiwali i nigdy w życiu nie musiałeś sobie gotować.- zaśmiała się głośno.
- A ty to się może napracowałaś przy posiłkach?
- Nie bardzo... Szkoda, zawsze chciałam gotować. Po cholerę były mi lekcje tańca?!
- Przygotowuję świetną kawę.
- Skoro jesteś od niej uzależniony to to raczej oczywiste. Nie zaskoczyłeś mnie niczym...- oblizała widelec i nabiła kolejny kawałek mięsa.
- Musisz spróbować.
- Chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. To takie w twoim stylu!- wzniosła ręce do góry i opuściła na stolik.- Nie tak prędko, ogierze. Musisz sobie zasłużyć.
- I tak zmiękniesz... 
- Może ktoś cię uprzedzi.
- Jestem jedynym kandydatem, White.
- Arogancki dupek.
- Uparta wiedźma.

Deser
- Domyślam się, że w waszym związku to ty jesteś tym złym glinom...- powiedziała przejeżdżając opuszkiem po krawędzi kieliszka wypełnionego winem. Warto nadmienić, że kolejnego kieliszka. W jej głowie przyjemnie szumiało, a umiejętność hamowania słów, przestawała działać.
- Oh, rozszyfrowałaś mnie i Blaise'a? Cholera...
- Malfoy, ja już od dawna wiedziałam, że bardzo się kochacie.- uśmiechnęła się drwiąco.
- Aż tak widać? Cóż, nasz związek rozwinął się w ostatnich latach... W końcu...- odparł siedząc rozparty nonszalancko na krzesełku i przyglądając jej się uważnie.- I tak, to ja jestem w tym związku złym glinom.- zmrużył groźnie oczy.- I zawsze osiągam sukces.
- To ci się chwali... Pewnie lubisz skuwać ludzi kajdankami...- odparła prostując się i lekko przekrzywiając głowę na bok. Przygryzła wargę i spojrzała na kelnera, który postawił przed nią spory kawałek ciasta czekoladowego.- Jak dobrze, że nie muszę dbać o linię...- powiedziała cicho biorąc kawałek na widelczyk i zamykając go między pomalowanymi na różowo wargami.- Mmm... Doskonały... Więc... - po raz kolejny zjadła kawałek ciasta, prowokacyjnie oblizując wargi.
- A ty?  Będziesz troskliwą panią doktor czy sadystką?
- Sadystką...- odsłoniła rząd białych zębów.- Więc lepiej nie traf do mnie na leczenie...
Wpatrywali się w siebie intensywnie, przerywając na chwilę jedzenie. Był taki seksowny z tym kilkudniowym zarostem, firmowym, łobuzerskim uśmiechem i groźnym błyskiem w oczach. Ledwo się powstrzymywała przed rzuceniem się na niego przez stół. A on doskonale o tym wiedział i wybornie się bawił, obserwując jak z kolejną godziną i kolejnym łykiem wina, jej silna wola maleje. Zresztą on też się męczył, bo wyglądała jak wszystkie skarby zamknięte we wszystkich bankach na świecie. Włosy opadające niesfornie na twarz, lekko rozchylone usta i figlarne ogniki w oczach. Gdyby nie fakt, że wiedział jak się męczy, a jemu sprawiało przyjemność drażnienie się z nią, już dawno wyciągnąłby ją do swojego samochodu.

Wysiadła i stanęła obok samochodu, czekając aż go zamknie i odprowadzi ją do drzwi. Kiedy w końcu przy nich stanęli, oparła się o ścianę i popatrzyła mu w oczy.
- Może zaprosisz mnie na drinka...- szepnął, opierając dłoń koło jej głowy.
- Ale ty jesteś bezpośredni. 
- Prowadziłem, nie mogłem pić...- wyszeptał nachylając się w jej stronę. Poczuła zapach jego perfum i przymknęła lekko oczy.
I w dodatku bezczelny. Nie kazałam ci brać samochodu.
- Teleportacja po alkoholu to kiepski pomysł...
- Mmmm...- wydyszała i rozchyliła lekko wargi i otworzyła oczy.
- Chodźmy do środka...- powiedział zachrypniętym głosem, całując delikatnie linię jej szczęki, zbliżając się do ust, ale je omijając. Mieli przyspieszone oddechy i ciarki przebiegały po ich skórze.
- Nie... Moja silna wola...
- Pieprzyć twoją silną wolę...- przejechał dłonią po jej talii.- Przestań być taką upartą wiedźmą i opierać się temu...- dodał zsuwając ją między jej nogi. Jęknęła głośno.
- Sąsiedzi...- warknęła.
- Jeśli mnie nie wpuścisz...- powiedział i złączył ich wargi w mocnym, pełnym pasji pocałunku. Daleko mu było do delikatnego i czułego. To był wyjątkowo zachłanny gest, który dziewczyna po chwili odwzajemniła i przyciągnęła go do siebie.
- Ty potworze...- warknęła wpychając go do mieszkania. Uśmiechnął się zwycięsko i rozpiął jej sukienkę.- Podstępny, uparty nimfomanie! Czy ty zawsze musisz dostać to czego chcesz?
- Zawsze. Tak mnie wychowali.
- Palant.
Przyciągnął ją do siebie i zamarł na chwilę patrząc jej prosto w oczy.
- Jędza.





~*~
Następny rozdział: 30.03.2016, godzina 18:00


Rozdział 30 - 'Gossips'

23 mar 2016

Rozdział 28 - 'Changes'

- Opowiedz mi o tym co się zmieniło...- powiedziała układając się na boku. Była bardzo ciekawa co się wydarzyło przez trzy lata, kiedy zamknięta była w świecie urojeń i snów.
- Może zacznę od Dafne...
- Zacznij od siebie...- powiedziała uśmiechając się łobuzersko.
- Ok... Pracuję w Ministerstwie i w Mungu.
- Naprawdę?- zdziwiła się.
- Tak. Pracuję w Departamencie Przestrzegania Prawa, jestem aurorem. - powiedział z dumą.- Czasem pomagam w Mungu. Zrobiłem kurs Uzdrowicielski chcąc móc pomagać innym, kiedy jesteśmy na akcji... Ale aurorów jest teraz tak dużo, że mimo wszystko miałem sporo czasu. Dlatego chadzam do Munga.- zawiesił głos.- Nie to, że się przepracowuję, ale czasami miałem za dużo wolnego czasu i robiłem dziwne rzeczy.
- To znaczy?
- Oh no... Próbowałem wyrzucić cię z głowy... Z innymi. Żebyś ty widziała... Nazywali mnie playboy'em.
- Nie dziwię się.- zaśmiała się głośno.- Jesteś bardzo przystojny...- dodała całując go w szczękę.
- Śmiali się, że kolekcjonuję kobiety.
Wybuchnęła głośnym śmiechem, wsuwając dłoń pod kołdrę i gładząc go po umięśnionym brzuchu.
- Całkiem niezłe hobby. Czy ty się kiedykolwiek zmienisz? Seks na problemy, to takie w twoim stylu.
- Nie mam zamiaru się zmieniać...- uśmiechnął się zawadiacko.- Potem pojawiła się Catherine. I została na dłużej. Oświadczyłem się, jak kompletny palant... Największy błąd.
- Cóż... Nie wiem jak z nią wytrzymałeś... I nie umarłeś z nudów. Pamiętam ją ze szkoły...- zaśmiała się głośno.
- Wracając do opowieści... Blaise jest aurorem. Nikogo nie ma. Puszcza się na prawo i lewo, dobrze że nie bierze za to pieniędzy.- uśmiechnął się szeroko.- Dafne pracuje w Mungu. Jest Uzdrowicielką zajmującą się dziećmi i ciążami. Podobno spotyka się z kimś, ale nadal go nam nie przedstawiła, więc to zapewne nic poważnego. A Pansy... Nadal nie ogarnęła się po Teodorze, więc z nikim się nie związała i pracuje w Ministerstwie. Razem ze mną, więc mam ją na oku. Średnio się trzyma. Chociaż próbuje to ukryć. Mieszka sama od czasu gdy rodzice zniknęli. Twoi się załamali. Zostawili dom i wynieśli się... nie mam pojęcia gdzie. Przyjeżdżali na święta, ale nic nie mówili. A Alex wstrzymał ślub i zamieszkał w Dolinie, ale to pewnie sami ci opowiedzą.
- Draco...- zaczęła cicho.- Chciałabym zwolnić...- dodała.
- To znaczy?
- No wiesz... Wiem, że sypialiśmy ze sobą i wiemy o swoich uczuciach, ale... nie chcę nic pospieszać. Zaczęliśmy od złej strony, wiesz? Chciałabym zacząć od początku naszą relację. Randki, oddzielne mieszkanie...
- I co niby? Okazjonalne bzykanko?
Uderzyła go mocno w ramię, ale zaśmiała się cicho.
- Nie po kolei to szło...- skończyła wtulając się w jego ramię.- Więc chciałabym oficjalnie wyjaśnić, że to był nasz ostatni seks... Na następny musisz sobie zasłużyć.
- Cóż...- zaśmiał się głośno.- Jak sobie życzysz, księżniczko. Zobaczymy ile wytrzymasz... To teraz zadam ci pytanie... Gdzie zamierzasz pracować?
- Nie mam pojęcia. Nie wiem do czego się nadaję. Ale chciałabym wyprowadzić się do Londynu. Rozglądałam się już za mieszkaniem... Może zrobię kurs magomedyczny.- wzruszyła ramionami. 
- Przyda się pomoc w Mungu. Mają mało ludzi. Ostatnio wszyscy chcą być aurorami.
- No tak... Odważnymi, łapiącymi złych kryminalistów... Napakowanymi, milczącymi, złymi chłopcami...- szepnęła całując go namiętnie.- To kręci.
- Ciebie też kręci?
- Nawet nie wiesz jak bardzo...

~*~

- Powinienem ci skopać tyłek za to co zrobiłaś...- powiedział czarnoskóry czarodziej, kiedy razem z nią szedł na spotkanie z agentką od nieruchomości. Dziewczyna chciała wynająć mieszkanie, bo zanim je urządzi minie kilka dni, które spędzi w rodzinnym domu.- Ale ponieważ byłem tak zdruzgotany i tak mi cię brakowało, to nie zrobię tego.
- Dziękuję łaskawco. Twoje miłosierdzie ociepla moje skostniałe serce.
- Znalazłaś Jamesa?
- Nie. Zapadł się pod ziemię.
- Może zginął?
- Blaise, ten człowiek przeżył ponad 70 lat, myślisz że nie miał planu awaryjnego?- powiedziała zrezygnowana, kiedy weszli do ładnej kamienicy w centrum londyńskiej dzielnicy Royal Borough of Kensinghton and Chelsea.- Albo go schwytali, albo był kompletnym dupkiem, który mnie wystawił. Tak czy tak... Nie ma co się nad tym zastanawiać. Ważne, że eliksir miał działanie... tymczasowe.
- Tymczasowe. Kicia, spałaś przez trzy lata. Ładne mi tymczasowe! Czy tobie teraz chce się spać?- krzyknął idąc z nią na ostatnie piętro.
- Hmm... Nie zastanawiałam się. Sypiam. Ale mało. Nie czuję zmęczenia, po prostu... Idę spać. Pewnie bardziej z przyzwyczajenia. Jutro idę się przebadać... Dzień dobry!- powiedziała zmieniając na chwilę temat, widząc uśmiechniętą kobietę w drzwiach.
- Oh, dzień dobry, jestem Melanie Brighton.
- Evelyn White. Cieszę się, że znalazła pani tak szybko dla mnie czas i mieszkania...
- Oh taka moja praca. Proszę...- zaprosiła ich do środka.- W budynku są tylko cztery mieszkania. To zajmuje dwa poziomy i widać z niego panoramę miasta.- szepnęła kobieta uśmiechając się zalotnie do Zabiniego. Evelyn zauważyła to i posłała mu drwiący uśmieszek.- Cała ta dzielnica jest magiczna, ma silne zabezpieczenia przed nieproszonymi gośćmi, bo mieszka tutaj sporo arystokracji. Mieszkanie jest objęte zaklęciem ochronnym, ale można jeszcze dorzucić coś od siebie. Na dole jest duży salon połączony z kuchnią i jadalnią oraz łazienka i pokój. Góra to dwa pomieszczenia, jedno z łazienką i garderobą oraz taras.
Blondynka rozejrzała się po dużym salonie, z którego roztaczał się widok na miasto. Budynek znajdował się na niewielkim wzniesieniu, dlatego widok był idealny. I jeszcze do tego kominek, przed którym stała wygodna kanapa i dwa fotele. Mieszkanie pomimo dwóch poziomów nie było bardzo duże, ale dla niej wydawało się idealne. Kątem oka widziała, jak agentka przystawia się do Blaise'a, więc postanowiła się nieco zabawić.
- Kochanie, co o tym myślisz?- spytała, odwracając się w jego kierunku. Uśmiechnął się łobuzersko, rozumiejąc o co chodzi.
- Myślę, że jest idealne. Przecież nie potrzebujemy ogromnego domu, prawda skarbie?
- No oczywiście i zobacz ten widok!- uśmiechnęła się szeroko.- Możemy się kochać i patrzeć na miasto!
Kobieta pobladła słysząc ich słowa, a jej oczy rozszerzyły się znacznie. Blondynka stała przy oknie, gdy czarnoskóry chłopak podszedł do niej i przycisnął do zimnej szyby.
- O tak, myślę że jest idealne.- powiedział tonem znawcy.- Bierzemy!- odkrzyknął do agentki i nachylając nad blondynką jakby chciał ją pocałować.
- Aha... Przy... przy... przygotuję dokumenty...- powiedziała odwracając się do nich tyłem. Blaise zaśmiał się cicho i odsunął od niej.

- Dobrze, Blaise... Powiedz mi... Dlaczego się puszczasz?- spytała, kiedy siedli przy stoliku, w jednej z pobliskich kawiarni.
- Kto ci tak powiedział?
Spojrzała na niego w taki sposób, że od razu zrozumiał.
- A to tleniona szuja. A kiedyś ze mną łaził na baby!- uniósł ręce do góry.- Nie mam czasu na związki. Tak jest... łatwiej. Na razie. Wiesz, jestem aurorem, laski na mnie lecą.- zaśmiał się głośno.
- Tak, tak. Właśnie widziałam reakcję tej miłej agentki, która się śliniła na twój widok.- upiła łyk kawy, siedząc wyprostowana jak struna.
- Nie chcę być w związku. Na razie korzystam z tego, a kto wie... może ktoś kiedyś zmieni moje nastawienie. Wiesz, że wyglądasz teraz jak pieprzona arystokratka?
- Jestem arystokratką, Blaise...- zaśmiała się cicho.
- Ale jakoś tak... Wyglądasz inaczej.
- Spałam trzy lata. Chciałeś powiedzieć: wyglądasz tragicznie. 
- Nigdy nie wyglądasz tragicznie, Lyn. 
- Dziękuję. Własnie to chciałam usłyszeć.- zaśmiała się.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś... Zacząłem uświadamiać sobie, że nigdy cię nie zobaczę, a tu taka niespodzianka.
- A widzisz... Nie taki był plan...
- Co teraz?
- Złożyłam papiery do akademii magomedycznej. Zobaczymy czy mnie przyjmą.
- Na pewno! Miałaś świetne oceny w Hogwarcie. Kurs nie trwa długo, więc szybko znajdziesz pracę i rozpoczniesz nowy etap w swoim życiu.
- Dobra. Skończmy o mnie. Przez trzy lata leżenia w trumnie niewiele się zmieniło.-oparła głowę na dłoniach i utkwiła w nim swoje niebieskie oczy.- Opowiadaj mi o sobie...

~*~

- To fantastyczny pomysł, Lyn! Możemy pracować razem!- uśmiechnęła się Dafne, stawiając przed nią kubek z herbatą.- Bardzo potrzebujemy nowych Uzdrowicieli, bo ostatnio mniej osób idzie do Akademii...
- Dobrze ci się pracuje?- zapytała blondynka, unosząc wzrok znad naczynia.
- Bardzo! Wiesz jakie to cudowne uczucie, pomagać przyjść na świat nowym, małym ludziom?! Tyle satysfakcji! I te reakcje rodziców... Evelyn, nawet sobie nie wyobrażałam, że będę świadkiem czegoś tak pięknego. Kiedyś kochana będę witać na świecie twoje dziecko!
Blondynka zakrztusiła się herbatą.
- Nie prędko.- skrzywiła się, po czym uśmiechnęła znowu.- O co chodzi z tym nowym facetem?
- Czy ten plotkarz Malfoy, nie potrafi trzymać jęzora za zębami?- warknęła dziewczyna siadając na przeciwko niej. Uśmiechnęła się łobuzersko.
- Oj nie potrafi...
- Nie mów dalej. Nie chcę wiedzieć do czego go używa.
- Do czynienia cudów, kochana! No to co to za facet?
- To nic takiego. Jeden z Uzdrowicieli w Mungu. Spotkaliśmy się kilka razy...
- Draco uważa, że to nic poważnego, bo go im nie przedstawiłaś.- zaśmiała się głośno Evelyn odstawiając kubek.
- Jakbym go przedstawiła tym debilom, to z całą pewnością by uciekł.
- Oh na pewno. Pewnie Zabini walnąłby jakimś idiotycznym tekstem i facet by zwiał gdzie pieprz rośnie...
- Lubię go. Ma na imię Adam i jest... starszy. Nie jakoś dużo... Siedem lat. Ale spotkaliśmy się kilka razy. Dużo rozmawiamy o sztuce, kulturze, medycynie... Jest taki czuły i... idealny.
Evelyn uśmiechnęła się promiennie, widząc zachwyt przyjaciółki. Cieszyła się, że tak dobrze jej się powodzi i układa w życiu. Nie mogłaby znieść myśli, że którekolwiek z jej przyjaciół jest nieszczęśliwe. 
- Co u twojej siostry?- rzuciła od niechcenia White.
- Oh, Astoria... Czemu pytasz?
- Dziwię się, że nie wykorzystała okazji...
- Wykorzystała.- szepnęła dziewczyna.- Draco zaczął... pić. Dużo. I pieprzyć się na prawo i lewo. Nic nowego. Cóż, dobrze że po pierwsze nie brał kasy i nie płacił nikomu, po drugie, że nie złapał jakiejś choroby, po trzecie, że żadna z nich nie była chorą psychicznie wariatką. Chociaż czasem miałam wrażenie, że zachowuje się jak męska dziwka...- zaśmiała się głośno na to wspomnienie.- Przespał się z nią... Potem wytrzeźwiał, powiedział kilka przykrych słów, które jej się należały, tak swoją drogą. Wyjechała do Paryża. Teraz tam mieszka... Niewiele wiem, bo mało się odzywa... Lyn...
- Słucham?- spytała z szerokim uśmiechem.
- Dobrze, że jesteś. Tęskniłam...

~*~

- Wybacz, nie miałam czasu żeby posprzątać...- powiedziała czarnowłosa dziewczyna układając koc z boku sofy.
- Nie jestem perfekcyjną panią domu. Nie zacznę sprawdzać jak czysto masz w mieszkaniu...- powiedziała Evelyn siadając na fotelu.- Opowiadaj...
- Dobrze mieć cię z powrotem.
- Oh przestań. Usłyszałam to tyle razy w ciągu ostatnich dni, że niedługo do przewożenia mojego ego będę potrzebowała kilku smoków.
- Masz rację. Beznadziejnie, że wróciłaś. Przynajmniej byłam w centrum zainteresowania wszystkich...- wywróciła oczami Pansy i złapała ją za rękę.- Naprawdę się cieszę. Strata Teodora była wystarczająca tamtego dnia. Kiedy zobaczyłam twoje ciało w ramionach Draco... Tego było za dużo.
- Przepraszam. Wiem, to było bezmyślne.
- Wolę tęsknić trzy lata niż całe życie...- uśmiechnęła się blado.
- Więc pracujesz w Ministerstwie?
- Tak. Planowałam założyć kancelarię prawną, ale... tak jest łatwiej. Mam pracę, mam dochody, pomagam innym. Mam pod ręką Zabiniego i Malfoy'a... 
- A po za tymi dwoma idiotami?
- Co?
- Czy jest jakiś facet, Pansy?
- Oh...- zawiesiła głos i spuściła wzrok na swoje dłonie.- Naprawdę się staram... Ale... Po prostu jeszcze nie znalazł się nikt odpowiedni.
- Ale nie zamknęłaś się w domu?
- Nie. Po prostu wolniej mi idzie...- uśmiechnęła się dziewczyna. 
- To proponuję że w weekend wyskoczymy we trzy się zabawić. 
- To dobry plan, Lyn. Tylko uprzedź Dafne bo to pracoholiczka.

~*~

- Hej, Teo...- powiedziała cicho siadając na trawie koło nagrobka i układając wieniec tuż pod nim.- Nie zasłużyłeś na to. Ani ty, ani Pansy... Bardzo mi przykro, że to się tak potoczyło. I że nie miałam się kiedy pożegnać. Byłeś dobrym przyjacielem i wszyscy za tobą tęsknią... I brakuje im twojego opanowania... Do zobaczenia w przyszłości, Nott. Obiecuję że się nimi zaopiekuję... Nawet jeśli sama zawaliłam...





~*~
Następny rozdział: 26.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 29 - 'Strong Will'

19 mar 2016

Rozdział 27 - 'Get Out Of My Head'

Kiedy potrzebował pomyśleć i odciąć się od ludzi, mógł iść tylko w jedno miejsce. Mogło się to innym wydawać idiotyczne, ale dom był opuszczony i nikt go tam nie szukał. Było już dość późno, pół dnia spędził na sprzątaniu po niedoszłym ślubie i wyjaśnianiu bliskim swojego zachowania. Otworzył drzwi i skierował się do kuchni, w której jak zawsze nalał do szklanki ukrytą w jednej z półek Ognistą i siadł przy wyspie, zawieszając wzrok na oknie. Spróbował wyrzucić z głowy myśli.
- Musisz zniknąć z mojej głowy, Lyn. Mieszasz w niej i nie pozwalasz ruszyć dalej...- wyszeptał i upił łyk palącego napoju. Nie zwracał uwagi na to ile hałasu robi. Dom był opuszczony od niemal trzech lat. Alex zamieszkał z Annalise w Dolinie Godryka, a państwo White wynieśli się nie do końca wiadomo gdzie. Przychodzili co roku na świąteczne spotkania, ale niewiele mówili o tym co się u nich zmieniło. W sumie to w ogóle niewiele mówili. Utrata córki była dla nich ogromnym ciosem, chociaż nikt nie spodziewał się, że oni tak bardzo to przeżyją. 
- NA MERLINA!- usłyszał głośny krzyk z korytarza i hałas wywołany przewróconą szafką.- Cholera jasna, Malfoy czy ty nie wiesz że nie włamuje się do cudzych domów w środku nocy!?- krzyczała postać, wyłaniając się z mroku.- Czyś ty zgłupiał do reszty?!- warknęła blondynka i dokuśtykała do krzesełka, masując obolałą stopę. A on siedział i wpatrywał się w nią jakby ducha zobaczył.
- Serio, powinnaś wyjść z mojej głowy...- powiedział cicho i dopił napój.- To się zaczyna robić niepokojące.
- Z głowy? Ty serio oszalałeś, czy jak? Z jakiej głowy? Nie jestem w twojej głowie kretynie! Krwawię całkiem na serio!- powiedziała oburzona wyciągając w jego kierunku stopę.- Boli też na serio. Podałbyś mi różdżkę, chyba upadła gdzieś w korytarzu kiedy zderzyłam się z szafką...
Siedział i wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Ogłuchłeś?! Bo ci zaraz mucha wleci. Jesteś tam? Gapisz się na mnie jakbyś ducha zobaczył... Oh, czekaj, no tak. Jestem jak duch. Pochowaliście mnie.- powiedziała z rozgoryczeniem dziewczyna.- Podasz mi różdżkę czy mam to zrobić sama?
- Ale jak...?
- Srak! Nic ci nie powiem, dopóki mam ochotę odrąbać sobie stopę. Pomożesz mi i przestaniesz gapić na mnie czy mam poradzić sobie sama? 
Wstał, wyszedł na korytarz i od razu zlokalizował jej różdżkę. Kiedy wracał zapalił mocniej światło na co skrzywiła się i zasłoniła dłonią oczy. Podszedł do niej i nieco niepewnie chwycił do ręki jej smukłą stopę. Faktycznie rozwaliła ją dość mocno. Wyjął różdżkę i zaleczył ranę, oglądając dość dokładnie, czy nie zrobiła sobie większej krzywdy.
- Boli?- spytał, na co pokręciła przecząco głową.- Czy teraz do jasnej cholery wyjaśnisz mi: co do kurwy nędzy tu się dzieje?
- Ja mam ci wyjaśniać?!- warknęła.- Budzę się zakopana żywcem, moja rodzina zniknęła, a ty bierzesz ślub! To chyba ja powinnam otrzymać jakieś wyjaśnienia!
- Czekaj, czekaj, czekaj. Wróciłem do szkoły i znalazłem cię martwą na ziemi! Brak pulsu, zimna jak lód to co myślisz, że miałem pomyśleć?! Że ucięłaś sobie drzemkę?
- Wróć... Nie widziałeś Jamesa?- spytała zdenerwowana.
- Jamesa?- skrzywił się lekko.- Moore'a? Czemu miałem go widzieć?
- A to gnida!- krzyknęła podnosząc się zdenerwowana i wyszła do salonu.- Ktoś go zabił? Znaleźliście jego ciało?
- Nie. Poza tym wybacz, ale nie miałem głowy do szukania jakiegoś sukinsyna, który się do ciebie przystawiał! Chciałbym zauważyć, ze byłaś MARTWA!- zdenerwował się idąc za nią.- A teraz wyjaśnisz... Oooo trzy dni temu to nie jacyś gówniarze rozkopali grób, tylko ty!
- Dzięki Merlinie, że pochowali mnie z różdżką. Inaczej naprawdę byłabym martwa.- warknęła niezadowolona i opadła na sofę.- Udusiłabym się w trumnie!- westchnęła uspokajając się trochę.- Nie byłam martwa... Voldemort chciał mnie zabić...- powiedziała cicho i odwróciła wzrok w jego kierunku.- Miałam nie przeżyć tej bitwy. Snape doniósł mojemu ojcu, że każdy Śmierciożerca ma przyzwolenie, a wręcz nakaz żeby mnie zabić. Czarny Pan dowiedział się, że moi rodzice przystali do Zakonu. Paradoks! On wiedział, a ja nie! Raz Dafne mnie uratowała przed śmiercią...- westchnęła głośno, patrząc jak blondyn siada na przeciwko niej i nachyla w jej stronę.- Wiedząc, że nie mam szans uciec... Moore wymyślił eliksir, który miał sprawić, że będę wyglądać jak martwa. On miał antidotum, miał wam powiedzieć, że żyję...- powiedziała cicho ukrywając twarz w dłoniach.- Gdzie on do cholery się podział?
- Może zdradził... To Śmierciożerca... Tacy ludzie kłamią i zdradzają... Poza tym.... Czemu nic nie powiedziałaś?- warknął niezadowolony.
- Nie miałam kiedy... Dowiedziałam się po naszym ostatnim spotkaniu...- oparła się i odchyliła głowę do tyłu.- O eliksirze dowiedziałam się może dwa dni przed tym wszystkim.
- Przecież wiedziałaś, że to koniec dla niego.
- Voldemort szedł w moim kierunku. Nie miałam szans na ucieczkę. Mogłam dać się zabić, albo zrobić to... Nie myślałam, ze Moore mnie wystawi...- szepnęła.- Nie tak to miało wyglądać...
- Świetnie. Czy zdajesz sobie sprawę jak cierpieliśmy?!- krzyczał zdenerwowany. Podniósł się i zaczął chodzić w tą i z powrotem.- Na Merlina to nas załamało! Nie mogłem poukładać sobie życia, bo cały czas siedziałaś w mojej głowie! Twoi rodzice się załamali! Alex nie chciał brać ślubu, bo był zdruzgotany! Nie wspomnę o Pansy, Dafne i Zabinim! Straciliśmy już Teodora! Co tam się wtedy wydarzyło?! Czemu zgrywałaś bohaterkę?! Czemu, ty uparta babo, nie stanęłaś ze wszystkimi?! Czemu nie pozwoliłaś się ochronić?- krzyczał, mając łzy w oczach.- Na Merlina, Lyn ja się kompletnie załamałem!
- Na ślubie nie wyglądałeś na zbyt załamanego.- powiedziała cicho z wyrzutem.
- Wiedziałem... Wiedziałem, że ten biały kot to ty... Ehh... Liczyłem, że to mi pomoże się pozbierać. Gówno prawda. Nic by nie pomogło, skoro ktoś odebrał mi drugą połówkę! Aaaaaa! Jestem na ciebie taki wściekły! Chodziłem na twój grób, gdybym mógł zrobiłbym wszystko żeby cię odzyskać! WSZYSTKO! Rozmawiałem z tobą! Oszalałem, na prawdę, oszalałem! Widziałem cię, byłaś głosem w mojej głowie! Mówiłaś do mnie, jakbyś nigdy nie odeszła! Myślałem, że postradałem zmysły, bo tak cholernie mi ciebie brakowało! Byłaś moją przyjaciółką, moją bratnią duszą i kiedy odeszłaś to... jakby ktoś mi wyrwał serce i pokroił na kawałki!- krzyczał odwrócony do niej tyłem.
- Przepraszam, Draco... Przepraszam, przepraszam, przepraszam...- mówiła idąc w jego kierunku i obejmując w tali, chcąc chociaż trochę go uspokoić. Czuła jak trzęsie się w jej objęciach. Przytuliła policzek do jego pleców.- Nie pomyślałam... Wiem, to było idiotyczne, nie powinnam was na to narażać... Powinnam komuś powiedzieć... Przepraszam, Draco, wybacz mi...- mówiła, marząc jedynie żeby się w końcu odwrócił w jej kierunku.
- Nie wiem, Lyn. To mnie przytłacza, to dla mnie za wiele... Nie wiem czy jestem w stanie ci to wybaczyć...
Zamarła. Rozumiała, że to co zrobiła jest trudne do wybaczenia, ale myśl że nigdy więcej się do niej nie odezwie była dla niej nie do zniesienia.
- Draco... Proszę...- szepnęła. Cały się  spiął, kiedy złapała go za dłoń i splotła ich palce.
- Powinienem iść...- powiedział cicho. Odsunęła się od niego zrezygnowana i spuściła wzrok. Kiedy na nią spojrzał i zobaczył jej wyraz twarzy, zrobiło mu się niewyobrażalnie przykro. Stała ze spuszczoną głową, jej ręce wisiały wzdłuż ciała w geście kapitulacji i całkowitego poddania. Nawet nie podniosła wzroku gdy jęknął cicho. Widział tylko jak łzy kapią z jej oczu na podłogę. Podszedł do niej i wziął w ramiona, mocno przytulając ją do siebie.- Jesteś niemożliwa, Lyn. Nie wyj...- warknął niezadowolony.- No przestań ryczeć...
Wczepiła się rękami w jego koszulkę i ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Tego własnie potrzebowała. Czuła jak mocno wali mu serce w tym momencie.
- Śniłam...- szepnęła cicho. 
- Co?
- Cały ten czas, śniłam. Nie wiem co ile wizje się zmieniały. Ale tyle razy myślałam, że się obudziłam... Nie wiedziałam co jest jawą a co snem... Nie wiedziałam kiedy to co się dzieje jest tylko w mojej głowie. 
- Co ci się śniło?
- Ty. Nasi przyjaciele... Zawsze było idealnie. Zawsze kończyło się idealnie... Kiedy obudziłam się pogrzebana żywcem... Wiedziałam, że to prawda. Wiedziałam, że w końcu obudziłam się naprawdę.
- Jak?
- Bo w snach to co najgorsze było... nie przeżywałam tego. Wiedziałam, że coś takiego się wydarzyło, ale kiedy śniłam to było okey. Wszystko się prostowało. Nigdy nie czułam bólu. A wtedy... Bolało. Wszystko. Zaczynało mi brakować powietrza. Bałam się. Byłam przerażona, bo nie wiedziałam gdzie jestem. Miałam ograniczoną przestrzeń, było ciemno... Nie wiedziałam czy uda mi się wydostać.
- Już jesteś bezpieczna...- pogłaskał ją po plecach.- Wróciłaś... Po trzech pieprzonych latach...

~*~

Obiecała, że da mu czas. Obiecała, że da mu przestrzeń, on obiecał że na razie nic nikomu nie powie, bo ona musiała się doprowadzić do normalnego stanu. Poza tym cały czas szukała Moore'a, więc częściej nie było jej w domu niż była. Miała wyrzuty sumienia, że nadal nie dała znać rodzicom, że jest cała i zdrowa, ale musiała najpierw dowiedzieć się co wydarzyło trzy lata temu. Właśnie wracała do domu, po dwóch dniach nieobecności, gdy na wycieraczce znalazła zdobioną kopertę, a w niej zaproszenie.
- Cholera...- jęknęła pod nosem. Odłożyła torbę i rozłożyła ozdobną kartkę.- Bal. Pfff... I może jeszcze przypadkiem się na niego wybiorę...- jęknęła głośno odkładając kartkę na stolik.- W końcu jestem martwa!- krzyknęła do pustego domu. Brakowało jej towarzystwa. Nie wiedziała gdzie są jej rodzice, którzy zabrali ze sobą jej kota, za którym niesamowicie tęskniła. Weszła do kuchni i jednym machnięciem ręki przygotowała coś do jedzenia. Potem weszła do łazienki, w której wzięła długą, odprężającą kąpiel. 

~*~

Wiedział, że wysyłanie jej zaproszenia było idiotycznym pomysłem. Zbyt dobrze ją znał, wiedział że nie przyjdzie. Westchnął głośno zerkając jednak co chwilę na drzwi. Co roku, w połowie maja organizowany był bal upamiętniający Bitwę o Hogwart sprzed 3 lat. Wszyscy zbierali się w szkole, żeby tam świętować pokonanie Voldemorta. Zapraszano wszystkich, którzy chociaż w najmniejszym stopniu się do tego przyczynili i chociaż Malfoy'owie na początku czuli się nieswojo, biorąc pod uwagę ich przynależność do Śmierciożerców, z czasem nauczyli się akceptować to, że inni postrzegają ich zupełnie inaczej niż dawniej. Rozejrzał się dookoła. Widział Blaise'a ze swoją matką i siostrą, a obok nich rodziców Evelyn i Alexa. Kawałek dalej stała Pansy, bez rodziców, którzy jako bardzo zagorzali Smierciożercy nadal ukrywali się nie wiadomo gdzie, zostawiając córkę samą. Dziewczyna zamieszkała z rodziną Greengrass, która przyjęła ją z otwartymi ramionami, a potem wyprowadziła się do niewielkiego mieszkania w centrum Londynu. To z nimi akurat stała i rozmawiała z uśmiechem. Gdzieś indziej Potter obejmował swoją żonę, siostrę Weasley'a, który nadal był dla niego nieudacznikiem numer jeden. Nadal nie mógł pojąć jak ktoś tak mądry jak Hermiona, mógł być z takim półmózgiem. Westchnął głośno po raz kolejny. Jego wzrok zatrzymał się na Catherine, która piorunowała go wzrokiem od kiedy pojawił się na sali z rodzicami. Wywrócił oczami i odwrócił się znowu w stronę drzwi, które nagle się otworzyły. Stała w nich dziewczyna w prostej, brudnoróżowej sukience, której ramiączka były gdzieś w końcowej części jej obojczyka i rozsuwały się w dół, otaczały jej piersi, między którymi materiał był wycięty. Dekolt kończył się pod mostkiem i w tym samym miejscu zaczynał się poprzeczny pas materiału, szerokości talii, spod którego wychodziła luźna spódnica. Sukienka nie miała ozdób. Blondynka zadbała o nie sama, zakładając perłowy naszyjnik i bransoletkę. Włosy miała wyprostowane, a urodę podkreślał delikatny makijaż. Wyglądała zjawiskowo. Zjawiskowo ale niepewnie. Wszyscy zamilkli kiedy zauważyli kto przyszedł. To Draco jako pierwszy się ocknął i podszedł do niej z szerokim uśmiechem.
- Co się stało, że jednak przyjęłaś zaproszenie, White?- zapytał stając na wprost niej. Wyglądał bardzo przystojnie w dopasowanym, czarnym garniturze i ciemnozielonym krawacie. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. Tego mu właśnie brakowało.
- Wydaje mi się, że okres mojego odizolowania od społeczeństwa może dobiec końca.- powiedziała cicho łapiąc go za rękę.- Wiesz już co dalej?
- Ależ oczywiście, że tak.- zaśmiał się cicho, obejmując ją czule i całując w czubek głowy.- Ale na razie chyba inni chcą w końcu cię zobaczyć...
Kiedy rodzina i przyjaciele porwali ją w objęcia, besztając za wybryk i płacząc z radości, że znowu jest z nimi, nie puściła go nawet na sekundę. A jak w końcu dali jej odetchnąć, porwał ją w objęcia i zabrał na środek parkietu.
- Twoja niedoszła żona piorunuje mnie spojrzeniem. Nie podoba mi się to...- powiedziała, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Nie zwracam na nią uwagi. Wyglądasz tak pięknie, że nie zwracam uwagi na nikogo innego.
- Oh, potrafisz czarować słowem, Malfoy. Zawsze łapałeś laski na takie teksty?
- Tak szczerze, to nie musiałem je na nic łapać. Same były chętne...- odparł, na co zareagowała głośnym śmiechem.
- No tak, szkolne ciacho numer jeden.
- Naprawdę bardzo mi ciebie brakowało, Lyn.
- Dodaj jeszcze: Jesteś najlepszym kumplem jakiego mam, Lyn!- uśmiechnęła się zadziornie, naśladując jego głos.
- Wybacz, to miejsce jest zajęte przez Zabiniego. Ale znam inne, które jest wolne...- powiedział i złączył ich usta w czułym, namiętnym pocałunku.
- No nareszcie...- szepnęła, kiedy się od siebie oderwali. Spojrzała ponad jego ramieniem na dziewczynę, która nie spuszczała z nich wzroku. Zbliżyła się do niego i znowu pocałowała.- Iii... Szach i mat...- zaśmiała się patrząc jak tamta wychodzi ze łzami w oczach.- Lubię jak inne płaczą.
- Jesteś okrutna.- zaśmiał się cicho odgarniając włosy z jej twarzy.- Ale mi to nie przeszkadza...
- Teraz mnie będziesz musiał zabierać na randki i w ogóle. A jestem wymagająca.
Wzruszył nonszalancko ramionami.
- Przecież wiem, że sprostam twoim wymaganiom, księżniczko.
- Z całą pewnością, Malfoy...






~*~
Następny rozdział: 23.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 28 - 'Changes'