Ariana | Blogger | X X

30 gru 2015

Rozdział 7 - 'If You Give Me What I Want' [+18]

Kot domowy - z łaciny Felis Catus, to udomowiony gatunek ssaka z rodziny kotowatych. Należą do zwierząt drapieżnych, jednak około 9500 lat temu zostały udomowione. Nie oznacza to jednak, że zupełnie zapominały jak to jest być dzikim i niezależnym, a na atak odpowiadać agresją. Koty trzymane w domach, mogą przeżyć nawet do 20 lat, a jako małe kocięta, stają się w pełni samodzielne około 10 lub 12 miesiąca życia.
Stan emocjonalny kota można odczytać poprzez obserwację jego zachowania. Szczególnie ważny jest przy tym jego ogon: ustawiony na wprost, oznacza że zwierzę jest spokojne, uniesiony pionowo do góry, że chce się bawić, gdy nim macha, jest zdenerwowany, machanie jedynie jego końcem, oznacza zainteresowanie, chyba że kot stoi na ugiętych łapkach - to oznacza podniecenie. Gdy najeży futerko na karku, jest poważnie zaniepokojony lub zdenerwowany. W takim stanie może zaatakować innego osobnika lub człowieka.
Koty nie są w cale samotnikami. To dość towarzyskie zwierzęta, jednak nie rozwinął się u nich instynkt stadny, dlatego te dzikie, same dbają o swoje podstawowe potrzeby. Kot nienawidzi złego traktowania, bardzo długo rozpamiętuje wszelkie uchybienia ze strony właściciela. Jeśli jest dobrze traktowany, przywiązuje się do właściciela i na swój sposób, okazuje mu swoje uczucia. 
Każdy kot ma inny zbiór cech charakteru, zachowuje się inaczej i ma inne przyzwyczajenia. To co raczej przypisywane jest do większości przedstawicieli tego gatunku to spryt, inteligencja, samodzielność, pycha, ciekawość, złośliwość i kapryśność. 

Dobrze pamiętała pierwszy dzień, kiedy dostała swojego kota. To była przerwa świąteczna podczas trzeciego roku. Jej matka przyniosła do salonu małą, białą kulkę i wręczyła córce jako prezent. Jej rodzice nie należeli do osób okazujących uczucia. Przyzwyczaiła się do oschłych uprzejmości rzucanych podczas posiłków, drogich prezentów oraz rozkazów i zakazów na każdym kroku. Dlatego gdy kociak wylądował na jej kolanach, matka nic nie powiedziała tylko usiadła po drugiej stronie stołu. Pogłaskała go po miękkim futerku i przyjrzała się jego pyszczkowi. Wpatrywał się w nią z lekko przekrzywionym łebkiem i to własnie wtedy coś zaskoczyło między nimi. Od tego czasu, kot niemal nie opuszczał jej na krok. Spał zawsze przy jej boku, wiedział jaki ma nastrój, odczytywał kiedy jest chora, źle się czuje lub coś ją boli. Był zawsze, kiedy tego potrzebowała.  Nie do końca rozumiała jak, ale odganiał od niej złe sny, koszmary i tragiczne wspomnienia. Kiedy był obok, nic złego nie mogło wkraść się do jej głowy. Jedyne czego robić nie potrafił, to zabierać tych uczuć i emocji, których się bała, których nie rozumiała, które nie powinny w niej być. Od lat zauważała, że ma wiele cech pasujących do tych kocich. Była wyjątkowo kapryśna i złośliwa. Nie można jej było odmówić sprytu i inteligencji, bo chociaż często rzucała wredne przytyki to potrafiła robić rzeczy, których nie potrafili inni. Zawsze znalazła odpowiednią odpowiedź na każdą wredną uwagę. I była pyszna, wiedzą jak wygląda, jakie ma pochodzenie. Przez arystokratyczne urodzenie, zawsze uważała się lepsza od innych. A w dodatku te białe włosy, które pasowały do futra jej kota. Ladon był jej wsparciem. 
Ladon... Nigdy nie chciała się przyznać, nawet przed sobą, dlaczego wybrała to imię. Ale czy jak ktoś odkrył co ono znaczy, nie stawało się to oczywiste?

~*~

- Zabini!- powiedziała tuż po otwarciu drzwi do pokoju i wpuszczeniu czarnoskórego chłopaka, który usiadł od razu na fotelu.
- Dostałem list od Annalise...- powiedział podając jej kartkę. Chwyciła ją szybko w dłonie i zaczęła czytać.

Blaise,
Nie mam zbyt wiele czasu na to, żeby przekazać wszystko co powinnam. Za długo nie pisałam, ale... zrobiło się nieprzyjemnie. Śmierciożercy nas namierzyli i w ostatnich miesiącach ukrywamy się i minimalizujemy kontakt ze światem. Wiemy jednak, jak się martwicie dlatego postanowiliśmy dać wam znać, że jesteśmy cali. Próbujemy wymyślić co dalej. Nie możemy wiecznie uciekać, chować się i drżeć o własne życie. Zapewne znowu zamilkniemy. Do czasu, aż pościg nie osłabnie. 
Przekaż Evelyn, że Alexander jest cały i zdrowy. Mówi, że ona nie może pod żadnymi naporami zgadzać się na Naznaczenie. Nie przeżyłby tego.
Bądźcie dzielni i silni. Miejmy nadzieję, że niedługo ten koszmar dobiegnie końca.

A.

Odłożyła list, oddychając głęboko i opadając na podłogę. Skuliła się i wydała z siebie cichy szloch. Jej brat był bezpieczny. Zabini patrzył na nią chwilę, po czym ukrył twarz w dłoniach.
- To jest chora sytuacja... Uciekają, bo co...? Są dobrzy? Nie chcieli stać się jednymi z nich...
- Są silniejsi niż większość z nas...- szepnęła podnosząc głowę do góry. Jej kot podszedł do niej i otarł się o jej rękę.- Przeraża mnie to. I to, że jeśli poddam się pod naporem to on będzie zawiedziony, ale... nie jestem taka silna.
- Na razie nie musimy stawać przed wyborem...
No i jak miała z nim rozmawiać? Miała ochotę krzyknąć, że jego najlepszy przyjaciel już stanął. Za kilka miesięcy będzie musiał wykonać ostateczny w ruch w jedną, albo drugą stronę, a ona rozumiała w stu procentach jego rozdarcie. To, że wyglądał jak chory, wymęczony koszmarami, które co noc go nawiedzały. Dręczony wizjami, przerażony jak nigdy. Coraz częściej przyłapywała go na tym, że nie w porę nakładał maskę. Że potrącony na korytarzu był jak spłoszone zwierzę, a nie arogancki arystokrata. Ile czasu minie, aż postawią jakieś wymagania przed nimi?
- Masz ochotę się skuć? Mam wolny wieczór...- powiedziała otwierając tajemną szafkę, w której przechowywała alkohol. 
- Chętnie, jak zawsze...- powiedział rozsiadając się obok niej na podłodze.- Za nasze pechowe urodzenie...- powiedział cicho stukając swoją szklankę o jej. 
- Za normalną przyszłość...- dodała opierając głowę o jego ramię.
- Co dla ciebie jest normalne?
Wzruszyła ramionami.
- Chcę czuć się bezpiecznie... Chcę się zakochać... Chcę mieć normalną pracę...- powiedziała, czując jak Ladon kładzie się na jej kolanach.
- Może jeszcze domek z ogródkiem i piątkę dzieci?- zaśmiał się.
- Piątkę? Człowieku, widzisz to ciało? Nie chcę go stracić.- odparła nieco się rozluźniając.- Nie byłabym dobrą matką. Jestem zbyt... okropna.
- Wyrośniesz z tego... Wszyscy kiedyś z tego wyrośniemy...

~*~

-... Musimy dzisiaj pokonać Krukonów. Otwieramy sezon i musimy dać im jasno do zrozumienia, że łatwo im nie pójdzie. Nieźle im szło w tamtym roku, w tym do tego nie dopuścimy...- warknął Malfoy, patrząc na swoją drużynę. Wszyscy byli pełni entuzjazmu, czekając na rozpoczęcie meczu. Wszyscy, oprócz Evelyn, która stała  z tyłu i wpatrywała się we wszystkich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Pilnuj mnie, blondasku...- zaśmiał się Zabini mierzwiąc jej włosy, które za chwilę miała upiąć w wysokiego kucyka, jak na każdym meczu. Uśmiechnęła się do niego szeroko i obserwowała jak odchodzi.
- A co ze mną? Mnie też będziesz pilnować, blondasku?- spytał Draco, pojawiając się tuż za nią i szepcząc jej te słowa wprost do ucha. Zadrżała lekko i odwróciła się do niego. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Niemal stykali się nosami.
- Pewnie... Nie pozwolę, żeby ci ta okropna piłka pogruchotała kości. W końcu... Jeśli złapiesz Znicza, może wygrasz jeszcze jedną nagrodę...- szepnęła i popatrzyła mu prosto w oczy. Na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech, kiedy zostawiła go w osłupieniu i dołączyła do reszty drużyny. Kiedy wylecieli na boisko, zdali sobie sprawę, że Krukoni jeszcze nie do końca się zgrali i popełniają wiele błędów, chociaż Obrońca wyjątkowo dobrze bronił. Od zawsze było wiadomo, że Ślizgoni grają ostro i brutalnie. Tym razem nie było inaczej, przepychali Ścigających, kierowali tłuczki w ich kierunku, które jak na razie nie robiły krzywdy. Tylko rozpraszały. Ich gra od zawsze była bardzo zsynchronizowana, latali w kluczu i zawsze się chronili nawzajem. Zauważyła w końcu, że Szukający Krukonów i Malfoy rzucili się w pogoń za Zniczem, gdy z boku leciał w ich kierunku Tłuczek. Przyspieszyła, wiedząc że blondyn zaraz oberwie nim, w najlepszym przypadku, w miotłę. Wzrok miał utkwiony w małej, złotej kuleczce, która uciekała przed nim i była ledwo widoczna. A ten cholerny tłuczek nie chciał zmienić kierunku lotu, pomimo kręcących się wokół niego innych graczy. Następne rzeczy działy się bardzo szybko: zdążyła wlecieć między Malfoy'a, a Tłuczek, wybić go daleko, ale nie udało jej się uniknąć zderzenia z blondynem i chwilę później leżała na piasku, na środku boiska, a on na niej. Dłużą chwilę żadne z nich się nie ruszało, utraciwszy oddech podczas silnego uderzenia o ziemię. Widownia wstrzymała oddechy, a drużyny zamarły. W końcu podniósł dłoń, w której ściskał Znicz. Na trybunach i w drużynie wybuchły okrzyki radości, a on opuścił bolącą rękę na dół i ani myślał ruszyć się z ciała dziewczyny. Położył twarz na jej ramieniu i oddychał głęboko, próbując pozbyć się nieprzyjemnego ucisku na płuca.
- Zleź ze mnie...- powiedziała cicho zrzucając go na bok.
- Wygrałem... 
- No widzę...
Rozrzuciła ręce na boki i oddychała głęboko. Zerknęła w lewo i zauważyła, że ich miotły na szczęście są całe. Potem popatrzyła znowu w niebo i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Nieźle mnie pilnowałaś, blondasku...
- Do usług...
- Wygrałem nagrodę specjalną?
- Zastanowię się...- powiedziała podnosząc się z ziemi i zauważając, że zbliża się ich drużyna.

~*~

- Dobra drużyno...- powiedział Flint patrząc na wszystkich zebranych.- Mamy zmiany, ale podołamy temu, prawda? Zmiażdżymy Puchonów.
Poprawiła rękawice i mocniej złapała miotłę. Początkowo miała grać na pozycji Pałkarza, ale ponieważ jeszcze brakowało jej pary w rękach, była Ścigającym. 
- Mam nadzieję, White, że twoja siostra da sobie radę...- warknął Flint do swojego Obrońcy.
- Stary, gdybyś ją widział na miotle... Poza tym to dziewczyna, nie wiesz że one zawsze z gracją przemykają między innymi graczami? Zaufaj mi...
- Oby moje zaufanie się opłaciło, White.- kapitan odsłonił swoje wielkie, krzywe zęby i odszedł. Chłopak spojrzał na swoją dwa lata młodszą siostrę, która stała z boku jak zwykle nie okazując żadnych uczuć. Wzrok zawiesił także na niej, stojący niedaleko blondyn, który grał na pozycji Szukającego. Malfoy przyglądał jej się intensywnie. Alex zauważył, że od jakiegoś czasu jego siostra spędzała czas i kręciła się wokół tej grupy trzecioklasistów, która wśród Ślizgonów i innych domów robiła największe zamieszanie. Niby nie wyglądali na zaprzyjaźnionych i zżytych, ale jej blond czupryna zawsze była niedaleko. Malfoy, który zawsze miał przy sobie Crabbe'a i Goyle'a, gdzieś niedaleko Zabini i Nott, a do tego Parkinson i jego siostra. Nie wiedział, że jego siostra lubi takie towarzystwo, ale widział, jak rozmawia często z czarnoskórym Blaisem, a ponieważ on był blisko, ona automatycznie też. Westchnął głośno i odwrócił się do wyjścia z szatni. Kiedy wylecieli na boisko, cały czas obserwował jak radzi sobie jego siostra, która swobodnie lawirowała między innymi graczami, łapała Kafel i kilka razy przerzucała go przez obręcz. Ostatecznie jak zwykle Ślizgoni znokautowali kilka osób i ostatecznie wygrali mecz, dzięki Malfoyo'wi. Evelyn wylądowała i ruszyła do szatni.
- Nie było tak źle, nie?- zagadnął Alex, kiedy opuszczała szatnię.- Mam nadzieję, że zostaniesz...
- No... Było, fajnie. Może pogram jeszcze...- uśmiechnęła się szeroko.

~*~

Avril Lavigne - Give You what You Like
Szła powoli korytarzem, będąc lekko pod wpływem procentów. Nie pozwoliła sobie na przegięcie, ale kilka kieliszków za zwycięstwo musiała wypić. Ponieważ jednak czekał ją powrót do dormitorium, stwierdziła że nie może przegiąć. Wszyscy świętowali i bawili się, pomimo ciszy nocnej, jednak ona zabrała się i wymknęła po cichu w okolicy 23. Teraz przemykała korytarzami, prosząc w duchu, żeby nikogo nie spotkać. W końcu zobaczyła upragnione wejście do dormitorium Prefektów i mijając pusty i cichy salon, weszła do siebie. Drzwi do pokoju jej towarzysza były otwarte. Wiedziała, że Malfoy zmaga się z wielkim dziadostwem, dlatego nie dziwiło ją że tak szybko zniknął z imprezy. Weszła po cichu, sprawdzając czy śpi. Nie spał. Leżał i wpatrywał się w sufit, z jedną zapaloną lampką, która oświetlała delikatnie jego twarz.
- Szybko się zmyłeś. Nigdy nie przypuszczałam, że Draco Malfoy, będzie jako pierwszy opuszczał imprezę...- powiedziała z drwiącym uśmiechem.
- Nie miałem nastroju... Chyba odpuszczę...
- Co takiego?- skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała mu się uważnie.
- Quidditcha... Jestem rozkojarzony, dzisiaj gdyby nie ty, wylądowałbym w Skrzydle Szpitalnym z połamanym... wszystkim... Nie mam głowy do gry.
- Myślę, że powinieneś się przede wszystkim przespać.
Spojrzał w końcu na nią. Światło wydobywające się z łazienki, lekko oświetlało jej postać. 
- Chodź tu...- rozkazał. Uniosła brwi zaskoczona.
- Malfoy, mi się nie rozkazuje...- warknęła niezadowolona, patrząc jak podnosi się z łóżka i podchodzi do niej szybkim krokiem. Nie zdążyła zareagować, gdy złączył ich usta w namiętnym pocałunku. W pierwszej chwili miała ochotę go odepchnąć i spoliczkować, ale to uczucie, które zaczęło się roztaczać w jej ciele było takie przyjemne... Tak bardzo tego potrzebowała, tak bardzo jej tego brakowało. Zarzuciła ręce na jego szyję i przyciągnęła jeszcze bardziej do siebie. On tylko pociągnął jej włosy, pogłębiając pocałunek. Pchnęła go na łóżko, ściągając w między czasie swoją koszulkę i siadając na nim okrakiem.
- Po pierwsze: to nic nie znaczy. To.Tylko.Sex...- wycedziła pomiędzy pocałunkami.- Po drugie...- dodała zrywając jego t-shirt.- Ja nie jestem jedną z wielu. Jak zobaczę cię z inną... koniec układu...- warknęła.
- To zawieramy jakiś układ?- wydyszał, kiedy oderwała się od niego na chwilę. 
- Jesteś w stanie... robić to z jedną osobą?
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie proponuję ci związku, Malfoy. Przyjaźń z bonusem... Oto co ci oferuję... Oboje potrzebujemy oderwać się od... wszystkiego. Pasuje ci taki układ?- spytała prostując ręce. Skinął głową, chcąc ją znowu pocałować.- Ale nikt o tym nie wie...
- Ok, ok... Tylko skończ już gadać...
Przyciągnął ją do siebie, znowu łącząc w pełnym pasji pocałunku. 

Jego place wplecione w jej długie włosy
Jej paznokcie wbite w jego skórę
Głośne warknięcie, gdy przygryza jego wargę
Jej cichy jęk, gdy przejeżdża dłonią po kręgosłupie
Biała skóra, odbijająca światło lampki
Włosy opadające na smukłą szyję i ramiona
Odsłonięty kark z zaciśniętą na nim smukłą dłonią
Wystające kości obojczykowe przy każdym zaciśnięciu ramion
Jego twarz wtulona w zagłębienie jej szyi
Wargi zostawiające ślady tej nocy
Westchnięcie 
Piersi unoszące się przy każdym oddechu
Zamglone rozkoszą i pożądaniem oczy
Spijany z jej ust smak alkoholu
Rozchylone bezwiednie wargi
Palący skórę dotyk
Prośba wyszeptana w pogoni za spełnieniem
Wzrok wbity w przestrzeń
Brak słów
Czyste pożądanie
Spełnianie potrzeb
Kosmyki przysłaniające twarz
Dłoń zaciśnięta na jej szyi
Plecy wygięte w łuk
Głośny krzyk spełnienia
Twarz przy jej skórze
Ich łączące się w jeden jęki
Ogarniająca ekstaza

Opadła na jego ramię, z głową zwieszoną w dół, unikając jego wzroku. Gdyby nie fakt, że musiała dojść do siebie, że jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a oddech nadal był przyspieszony, uciekłaby do siebie. Ale nie mogła. Nie była w stanie. Przewiesiła się przez jego ramię, czekając aż to uczucie ją opuści, aż wyrzuty sumienia znikną. Zawsze znikały. Ale teraz nie chciały odejść. 
Bo przecież tyle na to czekała... 
Chciała najzwyczajniej w świecie wyłączyć swoje uczucia, podnieść się i z wysoko uniesioną głową wyjść. Ale to doznanie było zbyt ważne, zbyt intensywne. A tylko na to mogła liczyć. Podniosła się i nie patrząc na niego, chciała wstać. Jak mogła tak bardzo się nie doceniać? Jak mogła to zaproponować? Złapał ją za rękę i odwrócił w swoim kierunku.
- Przecież normalnie tak to się kończy... z każdą inną...- powiedziała opuszczając głowę i wpatrując się w swoje stopy.
- Ty nie jesteś "każda inna"...- szepnął ciągnąc ją do siebie. Siadła na jego kolanach, czując jak przysuwa twarz do jej szyi.- Po prostu zostań...
- Czy taki układ tego nie wyklucza?
- Możemy naginać zasady, prawda?

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylają bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
- Kazimierz Przerwa Tetmajer - "Lubię, kiedy kobieta..."





~*~
Następny rozdział: 02.01.2016, godzina 18:00

26 gru 2015

Rozdział 6 - 'In My Dark Times'

- Organizujemy imprezę w lochach. Znaczy, bardziej w naszym dormitorium, ale obejmie też lochy. Maski obowiązkowe. Oczywiście, nie możecie się wykręcić.- powiedział Blaise, siadając przy stole w Wielkiej Sali, obok Evelyn, która konsumowała swoje śniadanie naprzeciwko Malfoy’a i nie zwracała uwagi na nic, poza Prorokiem Codziennym trzymanym w dłoni. Zerknęła na przyjaciela i uniosła jeden kącik ust w drwiącym uśmiechu.
- Jasne.- uśmiechnęła się słodko, obserwując siostry Greengrass, które właśnie do nich dołączyły. Astoria zmierzyła ją nienawistnym wzrokiem, a Dafne uśmiechnęła się uroczo, siadając obok Draco, który spojrzał na obie jak zwykle pustym wzrokiem.
- Co ty taki zmarnowany, Malfoy? Kolejna laska dała ci popalić w nocy?- zadrwił Nott siadając obok niego i szturchając w bok.

Teodor, Malfoy i Blaise byli jednymi z najlepszych partii w szkole i oczywiste było, że każdy cieszył się ogromnym powodzeniem. Większość z dziewczyn, które wpychały im się do łóżka, skrycie liczyło, że odmienią ich zimne oblicza i nagle zapałają oni do nich wielką miłością, ale to się nigdy nie wydarzyło. Panowie wykorzystywali swoją popularność, żeby zaspokoić swoje potrzeby i nie bawili się w związki, które ich zdaniem wprowadzały za dużo chaosu. Poza tym żadna z tych dziewczyn nie była wystarczająca dla ich wymagań. Jednonocne przygody to coś innego niż długi związek.
Teodor szukał kogoś spokojnego i wyciszonego, z kim mógłby prowadzić długie rozmowy na różne tematy. To typowy artysta zamknięty w swoim świecie, który zdecydowanie potrzebował dziewczyny, która zrozumie i zaakceptuje jego dziwactwa i potrzebę samotności.
Blaise miał za dużo energii. Wszędzie go było pełno, chociaż miewał napady melancholii i wybierał się wtedy na długie spacery po Zakazanym Lesie. Mimo wszystko jego poczucie humoru, dla niejednej mogło być odstraszające. Poza tym wychowany, tak jak pozostali, przez matkę arystokratkę, miał określone zasady, przez które nie każda dziewczyna była w stanie go zaakceptować.  
Co do Malfoy’a. Nikt tego nie wiedział. Nikt nie potrafił określić i zgadnąć jaki jest jego typ dziewczyny. On po prostu go nie miał. I chociaż jego przyjaciele chociaż raz spotykali się z kimś dłużej niż na jedną noc, on wzbraniał się przed tym jak przed odrąbaniem sobie nogi. Poza tym, nie można było odkryć jaki jest wzór, według którego dobierał sobie partnerki na noc. Z całą pewnością, nigdy nie sięgnął po blondynki. A przynajmniej nie po te z bardzo jasnymi włosami.
Nic jednak nie zmieniało faktu, że wszyscy trzej byli na tyle specyficzni, że potrzeba dużo cierpliwości, tolerancji i miłości, żeby z którymś się związać.

- Oh, zamknij się Nott…- warknął w odpowiedzi Draco i spiorunował go wzrokiem.
- No, Lyn, przyznaj co się działo w nocy? Wybacz, Smoku ale twoje życie seksualne jest jak dobra telenowela, a ja naprawdę potrzebuję rozrywki.- zaśmiał się Teodor, na co sok dyniowy w jego pucharze zawrzał i wybuchnął prosto w jego twarz. Evelyn zaśmiała się pod nosem.
- Odpowiadając na twoje pytanie…- zaczęła. Spojrzała na blondyna, który rzucał jej ostrzegawcze spojrzenie.- Nic nie słyszałam. Może, Draco zrobił sobie przerwę… Wiesz, każdy czasem potrzebuje odpocząć…- upiła łyk soku, a na jej wargach pojawił się drwiący uśmieszek, gdy cały czas obserwowała wściekłego Malfoy’a.- Ale czekam aż wrócą… Zaczynam obstawiać jakie będzie następne zwierzę…- posłała mu, swój sztandarowy, łobuzerski uśmiech, gdy poczuła, że blondyn złapał ją wyjątkowo mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie przez stół.
- A ja czekam, aż zobaczę cię z facetem, bo zaczynam podejrzewać, że wolisz dziewczyny…- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Uśmiech nie schodził z jej ust, kiedy odsuwał się od niej i siadał na swoim miejscu. Usłyszała prychnięcie z boku i zobaczyła, że Astoria śmieje się pod nosem. Jej zachowanie wkurzyło Evelyn do tego stopnia, że nagle jedzenie młodszej uczennicy, wylądowało w całości na niej. Czekolada, tosty, sok i owoce. Wszystko co płynne lało się po jej włosach i twarzy, wywołując głośny śmiech wśród wszystkich na Sali. White wstała z miejsca i nachyliła się nad dziewczyną, która mordowała ją wzrokiem.
- To dopiero początek, słonko…- warknęła i z drwiącym uśmiechem wyszła przez ogromne drzwi.

- Ona zachowuje się jak zwierzę!- oburzyła się Astoria zrzucając z siebie kawałki jedzenia i ścierając z twarzy wszelkie płyny.- Takich ludzi powinno się odizolować od społeczeństwa, bo zagrażają innym.
- Z tego co widzę, to ucierpiała jedynie twoja reputacja, słonko…- powiedział Malfoy nachylając się nad nią i zjadając truskawkę, którą nadal miała na czubku głowy. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak to podziałało na dziewczynę, której oddech przyspieszył, a w podbrzuszu pojawił się dziwny ucisk. Puścił jej oczko i wyszedł za przyjaciółką z Sali.
- Widziałaś, Daf?!- zapiszczała młodsza Greengrass patrząc na siostrę. Ta wywróciła oczami i wróciła do swojego posiłku.
- I tak nie masz u niego szans… Zawsze stanie po jej stronie.
- Może gdybym była wieczną ofiarą Evelyn…
- Ast, powiem to raz. On też się śmiał.- westchnęła kończąc śniadanie.- Nie podobasz mu się i nie było mu przykro, nie było mu cię żal. To go robzawiło. Wyjdź z tej bańki i się ogarnij…
- Zobaczysz! Na imprezie go uwiodę!- warknęła w stronę siostry i oburzona wyszła, żeby przygotować się do lekcji.

~*~

Bycie na drugim roku niosło ze sobą pewne korzyści. Nie było się już najmłodszymi, pojawili się nowi, którzy stali się obiektem drwin starszych. Równocześnie, w zależności w jakim domu się było, na drugim roku pojawiały się przywileje, których nie było wcześniej. Nie zmienia to jednak nastawienia rówieśników z innych domów i drugi rok, nie rozwiązuje w magiczny sposób konfliktów z przeszłości. Nikt nagle nie zaczyna też budzić w innych nowych uczuć. Evelyn White szła powoli, poprawiając swoją szatę i kierując się w stronę lochów i dormitorium. Przez ramię przewieszoną miała czarną torbę, wypchaną książkami i pergaminami. Korytarz nie był zatłoczony, a mimo wszystko rudy chłopak potrącił ją sprawiając, że jej książki wysypały się na podłogę. Spiorunowała go wzrokiem.
- Ups, wybacz, nie zauważyłem cię…- warknął w jej kierunku. Był wściekły za zeszłotygodniowe upokorzenie jakie zaserwował mu Malfoy i za to jak nazwał Hermionę. O tak, Ronald Weasley był zły na wszystkich Ślizgonów, za sam fakt, że nimi byli.
- Gdyby nie upadły moje książki, nawet nie poczułabym, że na mnie wpadłeś…- odparowała od razu. Rudzielec wyciągnął swoją złamaną różdżkę i wycelował w jej kierunku.
- Expelliarmus!- krzyknął ktoś z oddali, a różdżka Gryfona poszybowała kilka metrów dalej.- Nie wiesz, Weasley, że nie ładnie celować do nieuzbrojonego przeciwnika?- wysyczał blondwłosy Ślizgon uderzając go w twarz.- Poza tym, znowu chcesz pluć ślimakami?  Najpierw napraw różdżkę… chyba że cię nie stać.
- Goń się Malfoy! Jeszcze pożałujesz nazwania Hermiony…
- Szlamą? Już się boję… Zmiataj!- krzyknął robiąc krok w jego kierunku, na co Gryfon uciekł, zbierając swoją różdżkę z podłogi.- Śmieć.
- Dzięki…- powiedziała dziewczyna ładując swoje rzeczy do torby.
- Weasley to straszny dureń. Czasem mam wrażenie, że robi sobie większą krzywdę niż innym. Draco… Malfoy.- wyciągnął w jej kierunku dłoń. Spojrzała trochę nieufnie, po czym uścisnęła ją, a na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
- Evelyn White…
Tak oto, narodziła się najdziwniejsza przyjaźń w dziejach. Bo byli blisko ale nie rozmawiali, spędzali ze sobą czas ale nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, jednak jedno za drugie było w stanie skrzywdzić. Byli w stanie walczyć o siebie wzajemnie, tak jakby od niemowlęctwa się razem wychowywali i znali się najlepiej na świecie. Niektórzy snuli teorie, że porozumiewają się telepatycznie. Nic takiego się nie działo, chociaż zdawali się odgadywać swoje myśli, znali swoje gesty i zachowania. Nikt nie wiedział skąd ta dwójka tak doskonale wie co drugie zrobi, powie, jak się zachowa, skoro zamienili ze sobą może dwa zdania.
A oni się po prostu obserwowali.

~*~

- Idź sam. Dołączę!- krzyknęła ze swojego pokoju, zapinając zamek w sukience.
- Jesteś pewna?- odparł Malfoy wychylając się zza drzwi.- Nie chce mi się tam iść… Gdyby wiedzieli…
- Ale nie wiedzą. Musisz sprawiać pozory, że jest jak dawniej. Zmiataj, a ja zaraz przyjdę…- jęknęła, układając swoje piersi w górnej części sukienki. Sama nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się na brak bielizny. Kiedy jednak podniosła wzrok z dekoltu, na swoje odbicie zrozumiała. Bielizna tu nie pasowała. Usłyszała jak drzwi do pokoju jej sąsiada zamykają się, a ona zostaje sama. Poprawiła ciemny makijaż i wyprostowane włosy i rozejrzała się za maską. Leżała na biurku i czekała by ją założyć. Sama nie wiedziała skąd ją wytrzasnęła i dlaczego przywiozła ją ze sobą, ale była oszałamiająca, dlatego cieszyła się, że może ją założyć. Zakrywała twarz tylko na wysokości oczu, była ażurowa, a druciki powyginane w finezyjne wzory, ozdobione gdzieniegdzie diamencikami. Kształtem przypominała oczy kota, w kącikach uniesiona była do góry, a jej czerń jeszcze mocniej podbijała błękit jej oczu i biel włosów. Sukienka była prosta, czarna, na cienkich ramiączkach, zrobiona z lekkiego materiału, który kończył się przed jej kolanem i unosił gdy się obracała. Wsunęła stopy w obcasy i z jękiem opuściła pokój, po drodze drapiąc kota za uchem.

Nie chciało jej się tam iść, ale wiedziała że jej przyjaciele będą zawiedzeni, więc zdecydowała się sprawiać pozory i chociaż przez jakiś czas dobrze się bawić. Lochy w całości były wyciszone. Zawsze podziwiała fakt, że nikt nie wiedział o wielkich imprezach Ślizgonów. Chociaż podejrzewała, że nauczyciele po prostu nie chcą o tym wiedzieć i dopóki nikomu nie działa się krzywda, przymykali na to oko. Zeszła po schodach i rozejrzała się dookoła.  Całe dormitorium było wypełnione ludźmi. Światła zostały przygaszone i lekko oświetlały zebranych. Muzyka otaczała wszystkich, jedni po prostu się bujali do taktu, inni tańczyli w miejscu do tego przeznaczonym. Ale tłok był niesłychany. Z boku zauważyła Blaise’a i Malfoy’a, którzy przerwali rozmowę i spojrzeli w jej kierunku. Obaj wyglądali wyjątkowo dobrze i tajemniczo z maskami na twarzach, ubrani jak zwykle na czarno.

Zabini uderzył go w boku i wskazał na wejście do dormitorium. Stała tam Evelyn i wyglądała jak milion funtów. Maska dodawała jej tylko seksapilu i tajemniczej aury, która sprawiła, że wszyscy spojrzeli w jej kierunku. Jak zwykle uśmiechnęła się drwiąco i utkwiła wzrok w Malfoy’u, który pewnym krokiem ruszył w jej stronę. Ale ku swojemu niezadowoleniu, nie było jej w miejscu, w którym stała przed chwilą. Przeciskała się między ludźmi, odwracając co chwilę w jego kierunku i uśmiechając kusząco. Uciekała. Ruszył za nią, obserwując jak obraca się między ludźmi, porusza w rytmie lecącego utworu i rzuca mu te swoje uwodzicielskie spojrzenia. W końcu złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Zaśmiała się cicho, będąc szczerze rozbawiona tą sytuacją.
- Goniłeś mnie…- powiedziała cicho, gdy ich twarze dzieliły milimetry. Ich oczy jak zwykle toczyły wojnę, nie wiadomo czemu i w jakim celu.

Pociągnęła go za sobą na parkiet i pozwoliła, żeby dźwięki utworu nią zawładnęły. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie.
- W co ty pogrywasz?- warknął wprost do jej ucha, a jej policzek owionął jego ciepły oddech. Zamruczała ocierając się o niego swoim ciałem.
- W nic…
- Nie ogarniam cię, dziewczyno…- powiedział, przejeżdżając dłonią po jej kręgosłupie. Zadrżała pod jego dotykiem, wczepiając się rękami jeszcze mocniej w jego skórę, osłoniętą przez koszulę.- Ładnie wyglądasz…- szepnął, czując jak jej ciało wygina się lekko pod naporem dźwięków, które ich otaczały. Przejechała dłonią po jego ramieniu. Lekkie światło rzucało blade cienie na jej twarz i zamknięte w transie oczy.

This ain’t the right time for you to fall in love with me
Baby I’m just being honest
And I know my lies could not make you believe
We’re running in circles that’s why

Zatraciła się w muzyce i pozwoliła, by to rytm kierował jej ciałem. Czuła jak blondyn się do niej przysuwa, jak wodzi rękami po jej ciele, pozwalając sobie na więcej niż zwykle. Czuła jego lekko alkoholowy oddech i intensywne spojrzenie na twarzy. Tego właśnie potrzebowała. Potrzebowała utraty kontroli, zatracenia się i odepchnięcia od siebie wszelkich myśli i zmartwień.

In my dark times I’ll be going back to the streets
Promising everything I do not mean
In my dark Times, baby this is all I cound be
Only my mother could love me for me
In my dark times

Ich relacja zawsze była niezrozumiała dla innych. Jak mogli być blisko, jak mogli się bronić w zajadłych walkach z innymi uczniami, kiedy prawie nic o sobie nie wiedzieli? A może wiedzieli za dużo… Wpatrując się w jej twarz, ukrytą pod maską, złapał się na myśli, że gdyby umiał się zakochać, to w niej. Była nieidealna dla wszystkich, ale idealna dla niego. Ale nie mógł… I ona też nie mogła. Zbyt wiele działo się zła, żeby teraz narażać kogoś innego na cierpienie. Nie mógłby…

In my dark times I’ve still got some problems I know
Driving too fast but just moving too slow
And I’ve got something I’ve been trying to let go
Pulling me back every time

Zbliżyła się do niego, a jej biodra jeszcze mocniej naparły na jego.
- Myślę, że Astoria nienawidzi mnie teraz jeszcze bardziej…- szepnęła, spoglądając ponad jego ramieniem w stronę dziewczyny, która wpatrywała się ich sylwetki z nieukrywaną wściekłością. Zaśmiała się cicho, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Czemu ona ma jakiś problem?- spytał z nieukrywaną niechęcią i musnął wargami skórę jej szyi.

- Widzisz, Astoria należy do twojego fanclubu… I dlatego tak mnie nie lubi…- szepnęła zsuwając dłoń na dół jego pleców i obserwując jak młoda Greengras rozbija wszystko dookoła siebie.- Ups…- powiedziała cicho, odsuwając się od niego lekko i spojrzała mu w oczy. Po raz kolejny odeszła, a on ruszył za nią. Jakby wiedziony niewidzialną siłą, poszedł za nią w stronę wyjścia z dormitorium. Tam, gdzie było pusto. Stała, oparta o ścianę, kiedy się do niej zbliżył, pociągnęła go za materiał koszuli i przyciągnęła do siebie, zamykając jego usta swoimi. Szybko się rozluźnił, oplatając jej talię dłońmi i przyciskając jej szczupłe ciało do swojego. Uniosła wzrok, widząc jak Astoria staje osłupiała kilka metrów od nich i wpatruje się w ich złączone w namiętnym pocałunku wargi. Evelyn uśmiechnęła się drwiąco i posłała jej mroczne spojrzenie, gdy wplotła palce w jego blond włosy. Przygryzła jego wargę, na co wydał z siebie ciche warknięcie. Widziała, jak tamta odchodzi ze łzami w oczach. Odsunęła się od blondyna.
- Nie ma za co...- powiedziała cicho, oddychając głośno. 
- Co?- zapytał nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Myślę, że już nie jest twoją fanką. Albo mnie nienawidzi jeszcze bardziej...- zaśmiała się blondynka poprawiając jego włosy i koszulę. Przyglądał się jej twarzy. Próbowała udawać, że nie ruszyło jej to co się właśnie wydarzyło, ale ją ruszyło. I chociaż na zewnątrz nic nie dała po sobie poznać, od środka zalewała się łzami. Bo to nic dla niego nie znaczyło.





~*~
Następny rozdział: 30.12.2015, godzina 18:00

22 gru 2015

Rozdział 5 - 'That's What The Water Gave Me'

Alexander White był legendą w Hogwarcie. Szczególnie w Slytherine, do którego należał przez siedem lat swojej nauki w tym miejscu. Był typowym niegrzecznym chłopcem o nienagannych manierach i uroku osobistym. Podbił serca uczennic równie mocno co nauczycieli, którzy widzieli w nim ogromny umysł, niebywałe zdolności i ambicje. Wszyscy wróżyli mu świetlaną przyszłość, sławę. To wszystko załamało się, gdy po zdaniu egzaminów odmówił dołączenia do Śmierciożerców. Jawnie odrzucił Mroczny Znak, mówiąc że nie będzie robił nic wbrew sobie. Może uważać się za lepszego od innych, ale nie na tyle by ich zabijać. Ojciec wpadł w szał, Śmierciożercy krzywdzili go wiele godzin, a kiedy odpuścili na chwilę, Alex zdążył uciec, obiecując że wróci po siostrę zabierając ją z dala od tego bałaganu.
I ten stan trwał już 2 lata. Bo pan White robił wszystko, bo jego syn nie był w stanie do siostry się przedostać.

Evelyn siedziała na parapecie i wpatrywała się w jedno z ich ostatnich wspólnych zdjęć. Jej brat obejmował ją z uśmiechem bujając się na boki i całując ją w policzek. Tak bardzo się o niego martwiła. Dotychczas pisał do niej raz w tygodniu, ale już trzy miesiące nie otrzymała żadnego listu. Do jej serca wdarła się obawa, że go dopadli. Że znaleźli go i zabili bez mrugnięcia okiem. Otarła łzę spływającą po jej policzku i odchyliła głowę do tyłu. Spojrzała na drzwi, w których stał blondyn i przypatrywał jej się z uwagą.
- Zmiataj stąd...- powiedziała cicho odwracając wzrok do okna. Zignorował jej wrogi ton i siadł na jej łóżku.
- Porozmawiasz ze mną?
- A po cholerę? Już ci mówiłam: nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Dobra, zrozumiałem za pierwszym razem. Ale duszenie w sobie tego wszystkiego nie jest dobre.
- Nic w sobie nie duszę. A ty gówno wiesz.
- No tak, masz rację...- skrzywił się Draco.
- Nie ma o czym mówić... Bo niby jak oddać słowami jak bardzo boję się o brata? Bo nie pisze, bo nie wiem co się z nim dzieje. 
- To co wiem o twoim bracie, to to, że nie dałby się tak po prostu złapać.- powiedział wzruszając ramionami.- Zresztą jest z Annalise, nie? Ona na pewno się o niego troszczy. Pewnie musieli się znowu ukryć, bo gdzieś ich namierzyli... Niedługo napisze.- dodał beznamiętnym tonem.
- Malfoy, dlaczego tu jesteś? 
Wzruszył od niechcenia ramionami.
- Tak jakoś...- powiedział cicho wpatrując się w przestrzeń.- Wiem, jakie to wszystko popaprane.
- Boję się przyszłości... Boję się, że nie będę wiedziała co zrobić...
- Chyba nikt z nas nie będzie tego widział...
- Oni wszyscy myślą, że wiedzą jak to jest... Żyć pod jednym dachem ze Śmierciożercą... Oceniają nas, chociaż tak naprawdę nic nie wiedzą...
- A ty ich nie oceniasz?
Zamilkła. Nie wiedziała co mówić, bo miała wrażenie, że żadne słowa nie są w stanie oddać ich położenia.
- Jaki masz plan? Jak chcesz to zrobić?- spytała nagle.
Wyciągnął w jej kierunku rękę. Spojrzała na nią nieufnie.
- No przecież cię nie zabiję, White.- warknął łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą.
- No jak tak się zachowujesz to zaczynam się obawiać, że jednak to zrobisz.
Szedł szybkim, zdecydowanym krokiem, a ona truchtała za nim, czując mocny uścisk na nadgarstku. W końcu zatrzymali się przed ścianą.
- Chcesz walić głową w ścianę?- zaśmiała się cicho gdy puścił jej rękę.- Bolesne.
- Merlinie, White czasami zachowujesz się jak typowa, tępa blondynka.
- Dzięki.- skrzywiła się. Nagle przed nimi pojawiły się drzwi, otworzył je i wepchnął ją do środka. Stanęła w pomieszczeniu pełnym przedmiotów, które poustawiane były w wysokie stożki. Kichnęła, czując jak kurz dostaje się do jej nozdrzy i drażni je nieprzyjemnie. Blondyn znowu ją pociągnął i doprowadził pod dziwny, wysoki przedmiot, który przypominał szafę w bardzo niestandardowym kształcie.
- Chciałaś wiedzieć jaki mam plan: oto on.
- Chcesz się schować i udawać, że cię nie ma? Nie no, genialny plan...
- Durna jesteś... To Szafka Zniknięć. 
- Ok. Ale nadal nie czaję jak to ma ci pomóc...- powiedziała przesuwając dłonią po zdobionych drzwiach.
- Wiem, że to skurwysyństwo... Ale dzięki niej Śmierciożercy wejdą do szkoły... Jeśli mi się nie uda... Oni to zrobią...- westchnął.- Tortury wydają się niewielką karą...
Odwróciła wzrok w jego kierunku i popatrzyła na niego uważnie.
- Muszę ją tylko naprawić...
Stał z rękami wciśniętymi w kieszenie i przyglądał się przedmiotowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wydawał się w tym momencie zagubiony i niepewny. Zmarszczył lekko brwi analizując coś szczegółowo, po czym ponownie popatrzył w jej kierunku zaskoczony tym, że tak intensywnie mu się przygląda. Nagle wepchnęła go między stosy rupieci i przycisnęła do ściany, zasłaniając dłonią usta.
- Ktoś tu jest...- szepnęła. Odsunęła rękę od jego twarzy i oboje w napięciu nasłuchiwali. Kroki zbliżały się do nich, słyszeli czyjś oddech. Przysunęła się bliżej do niego, bo miejsce w jakim się ukrywali, było tak wąskie, że niewielki ruch, mógł sprawić, że jedna z gór śmieci się rozsypie. Objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Atmosfera między nimi się zagęściła, oddechy stały się głębokie i przyspieszone. Wpatrywali się w siebie aż w końcu ona spuściła wzrok na jego wargi. Czuł jak jej klatka piersiowa unosi się szybko.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele...- wysyczała. Kiedy usłyszeli, że drzwi ponownie się zamykają, odskoczyła od niego i wróciła na główną 'alejkę'.- Chyba najwyższy czas wracać...- warknęła ruszając w stronę drzwi. Poczuła jednak silne szarpnięcie i jej ciało odwróciło się w stronę blondyna wpadając w jego ramiona.
- To nie koniec.
- Najpierw przestań się puszczać, Malfoy. Nie jestem jedną z wielu...- dodała i szybkim krokiem opuściła Pokój Życzeń.


~*~

- Eve!- Usłyszała, kiedy szła wolnym krokiem w kierunku lochów na Eliksiry. Odwróciła się w stronę blondwłosej czarownicy.- Co jest Dafne?
- Chciałam się zapytać jak tam. Po tym co zrobiła moja siostra...
- Dlatego mnie unikałaś?
- Tak. Przepraszam, jest mi okropnie wstyd za jej karygodne zachowanie.
- A nie powinno, Daf. To nie byłaś ty, tylko ona. Jest wystarczająco duża, żeby wiedzieć jak powinna się zachować. To jej powinno być wstyd i to ona powinna mnie unikać, a nie ty.
- Bo widzisz to taka głupota... Ona podkochuje się w Malfoy'u i...
Evelyn wybuchnęła głośnym śmiechem. 
- To jednak grono jego fanek jest większe niż przypuszczałam. A co to ma do nienawiści do mnie?
- Ona myśli że ty i on...
- To jest po prostu obrzydliwe...- jęknęła obserwując Malfoy'a, który stał razem z Zabinim przed salą
- Jesteś pewna?- szepnęła jej koleżanka patrząc w tym samym kierunku co ona.- Według mnie zrobił się całkiem całkiem.
- Ale to Malfoy...
Bo przecież nie mogła jej przyznać racji.


~*~

Czasami, potrzebowała ucieczki. I tak bardzo żałowała, że nie potrafi po prostu wyłączyć uczuć i emocji. Nie potrafi wyrzucić z głowy wszystkich myśli i po prostu... trwać. Osunęła się powoli w wannie, zanurzając całe ciało, włącznie z głową. Wstrzymała oddech, zamknęła oczy i poczuła spokój. Kontrolowała sytuację. Ciepła woda działała kojąco na jej mięśnie, które rozluźniły się lekko. Okrągła wanna pozwoliła jej na wyprostowanie nóg i rąk. Leżała niczym topielec, któremu nic już nie pomoże. Musiała wyrzucić z siebie to czego nie mogła kontrolować, to czego nie mogła zrozumieć i zaakceptować. Poczuła powoli nasilający się ucisk na jej płuca.  Czuła jak zatrzymane w nich powietrze się ulatnia, pozostawiając pustkę i uczucie nieprzyjemnego palenia. Topiła się. Ale nie ruszyła się nawet na milimetr, gdy spomiędzy jej ust wydobyły się ostatnie bąbelki powietrza. Nie przejęła się tym leżąc dalej, czując jak traci kontakt z rzeczywistością, jak powoli odpływa w nieznane. 
I wtedy poczuła szarpnięcie. Silne ręce wyciągnęły ją z wody, otuliły ręcznikiem i wyciągnęły na zimne kafelki. Wpatrywała się tępo w sufit, nie reagując na nic. Dopiero kiedy zobaczyła nad sobą zatroskane szare tęczówki Malfoya, zamrugała lekko, a spomiędzy jej ust wyleciała woda. Zakrztusiła się, przechylając na bok i wypluwając wszystko na podłogę.
- Na Merlina, idiotko utopić się chciałaś?!- krzyknął opadając na podłogę i wgapiając się w nią intensywnie. Odwróciła na niego swoje spojrzenie. Patrzyła się na niego oddychając głośno.
- Bałeś się, że będziesz musiał robić mi usta-usta?- uniosła wargi w drwiącym uśmiechu.
- Usta-usta to bym wolał robić w innych okolicznościach. Nekrofilia mnie nie kręci. Mogłaś się utopić!- warknął wstając z podłogi.
- Tęskniłbyś?- szepnęła kładąc się na podłodze i wpatrując w sufit. Nachylił się nad nią.
- A gdybym odpowiedział, że tak?
- To byłbyś pewnie jedyną taką osobę...- powiedziała cicho. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, bez słów, bez dźwięków, bez świadków. 


~*~

Stała wraz z innymi uczniami przed wejściem do Wielkiej Sali, czekając na powrót tej wysokiej czarownicy, która jeszcze przed chwilą coś do nich mówiła. Wszyscy z zainteresowaniem przyglądali się korytarzowi. Ona stała na samym końcu, oparta o kamienną poręcz schodów i ze znudzeniem wpatrywała się w drzwi. Chciała, żeby ta cała szopka się skończyła. Brat zdążył jej opowiedzieć o tym jak to wygląda dla pierwszorocznych, a ona nie lubiła być przez wszystkich obserwowana. Poza tym była w stu procentach pewna, że zdążył naopowiadać swoim kumplom jakiś bajek na jej temat i teraz będzie zażenowana ich obecnością. 
- Zapraszam...- powiedziała McGonagall i wprowadziła ich do sali, wypełnionej już starszymi uczniami. Wszyscy przyglądali im się z zaciekawieniem. Nie zwracała na to jednak uwagi. Szła pewnym krokiem, z rękami ukrytymi w kieszeniach szaty, na samiuteńkim końcu. Nie lubiła się wychylać, nie lubiła być na przodzie, bo ci którzy byli z przodu zawsze obrywali jako pierwsi. Zresztą przez nazwisko i tak pewnie zostanie wywołana jako ostatnia. Dziwnym trafem tak się nie stało, gdzieś w połowie listy usłyszała jak zostaje wywołana. Przecisnęła się przez tłum, potrącając przy okazji kilka osób. Już usłyszała, że Wybraniec, Ten-Którego-Wszyscy-Tak-Desperacko-Chcieli-Poznać, Pan Popularny, Wielki Harry Potter, trafił do Gryfindoru. Aż śmiać jej się chciało z przewidywalności tej czapki. Usiadła na stołku i poczuła jak Tiara została jej nałożona na głowę. Wzrok miała lekko znudzony i jako jedna z nielicznych nie obawiała się tego co zaraz się stanie. Było jej wszystko jedno gdzie trafi.
- Oh, znowu White...- usłyszała na głową, unosząc lekko wzrok do góry.- Tak samo arogancka jak brat... Widać, że ta sama krew, te same cechy... Jesteś przebiegła, umiesz poradzić sobie w każdej sytuacji, a w dodatku jesteś ambitna, sprytna, oddana i znajduję w tobie odrobinę mroku, który starasz się ukryć, prawda? Nie mogłabyś trafić do domu innego niż ten… SLYTHERIN!
Zeszła z krzesełka i witana przez oklaski Ślizgonów siadła obok brata, wpatrując się w tlenionego blondyna na przeciwko niej. Posłała mu drwiący uśmieszek. patrząc mu prosto w oczy.
- Ta czapka jest do bólu przewidywalna...- powiedziała odwracając wzrok do Alexa.
- Co, wolałabyś Gryfonów?
- Przynajmniej byłabym zaskoczona. A tak... Żadnej niespodzianki.
- Ojciec będzie dumny...- skrzywił się nieznacznie jej brat czochrając jej włosy.
- Poszłabym do Gryfonów i bym się zaprzyjaźniła z Potterem! Byłabym sławna!- powiedziała z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem.
- Zapewne. Bo jesteś taka łatwa w przyjaźni i tak ci zależyna popularności...
Zaśmiała się drwiąco. Przyjaciele jej brata zaczęli zadawać tyle pytań, że nie nadążała z odpowiadaniem, cały czas mając znudzenie wymalowane na twarzy. Ona nie chciała tam być, a blondyn na przeciwko wiedział, że chce mieć ją po swojej stronie.




~*~
Następny rozdział: 26.12.2015, godzina 18:00

19 gru 2015

Rozdział 4 - 'The Darkness'




- Mrrr... Draco, mam nadzieję że to nie była nasza ostatnia noc... Mrrr...- zamruczała dziewczyna ocierając się o niego niczym kotka w rui.- Miau...- dodała wystawiając pazurki i zamykając za sobą drzwi. Odetchnął z ulgą, wiedząc że ten kabaret dobiegł końca.
- Mrrrr... Nawet nie potrafisz odróżnić taniej podróbki kota od prawdziwego? Mrrrrrr...- zamruczała Evelyn ocierając się o niego swoim ciałem, szepcząc wprost do jego ucha. Jej pomruki tak bardzo przypominały te kocie, że aż zadrżał, uświadamiając sobie jak bardzo mu się to spodobało. Zaśmiała się głośno odsuwając od niego.- Co następne? Dziewczyna ziejąca ogniem?- spytała zbliżając swoją twarz do jego.- Trudno jest ujarzmić smoka, Smoku...- dodała spoglądając na jego usta, a potem lekko go góry i unosząc jeden kącik warg. Oblizała się lekko i odeszła śmiejąc głośno. Kiedy wparowała do salonu, zobaczyła śmiejącego się Weasley'a.
- Z czego się śmiejesz, Rudzielcu?- warknęła zbliżając się do niego z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- Z Malfoy'a. I jego dramatycznych wyborów...- zaśmiał się nie speszony jej wzrokiem.
- Chcesz się obudzić z płomieniami zamiast włosów czy ślimakami chcącymi się ZNOWU wydostać z twoich ust, hmmm?- wysyczała przez zaciśnięte zęby, a jej dłoń, z pierścionkiem w kształcie węża, wijącym się po serdecznym palcu, zacisnęła się na oparciu sofy tuż obok jego głowy. Milczał z przerażeniem w oczach.- Tak myślałam. Kumpel Bliznowatego, a ciota jakich mało...- dodała odsuwając się i gracją opuszczając pomieszczenie. Ta dziewczyna, chociaż przerażała wszystkich, to jednak była wyjątkowo ładna i umiała poruszać się z niebywałą gracją. Do tego jako jedna z nielicznych wyglądała bardzo dobrze w szkolnej szacie.

Weszła do Wielkiej Sali i od razu zajęła miejsce obok Zabiniego.
- Czemu tak się uśmiechasz? Dobra noc?- zapytał kiedy nalała sobie soku i nałożyła tosta. Ugryzła mały kawałek i popatrzyła na niego rozbawiona.
- Cóż... Malfoy miał dzisiaj interesującą partnerkę... Mrrrr miau...- zamiauczała i wybuchnęła głośnym śmiechem. 
- Miauczała?
- Wyjątkowo głośno, szczególnie gdy dochodziła...- uniosła brwi i spojrzała na blondyna, który siadł na przeciwko.
- I z czego się śmiejesz?- warknął wpatrując się w nią zdenerwowany.
- Oh, mrrrrau, Draco...- zajęczała udając, że powoli zbliża się moment kulminacyjny.- Oh, miau!- krzyknęła jak w ekstazie i znowu głośno się zaśmiała.- Cóż ja poradzę, że zadowalasz się byle czym, bo żadna porządna dziewczyna cię nie chce. 
- Zamknij się...
- Swoją drogą, nie przejmuj się...- nachyliła się nad stołem,znowu zbliżając do siebie ich twarze. Owionął go zapach mięty i jej specyficznych perfum, który działał jak afrodyzjak.- Uważam, że twoje imię brzmi fantastycznie wykrzykiwane przez dziewczyny w nocy...
Blaise wybuchnął tak niepohamowanym śmiechem, że wypluł zawartość ust, a blondynka uśmiechnęła się do Malfoya drwiąco.
- Wyjątkowa z ciebie zołza...- warknął blondyn, zabijając ją wzrokiem. Zmrużyła oczy i usiadła na swoim miejscu.
- Taki jej urok...- powiedział cicho Zabini patrząc z rozbawieniem na blondynkę.
- Cóż, miło w końcu pokazać ci moje prawdziwe oblicze... Drrrraco...- zamruczała uwodzicielsko, puszczając mu oczko.
- Co tu tak wesoło?- zapytała Pansy siadając obok niej i ze znudzeniem wpatrując się w resztę. Coś się zmieniło w tym roku, nagle zaczęli więcej rozmawiać i chociaż wszyscy wiedzieli, że zbliża się naprawdę trudny czas, to śmiali się głośno i dogryzali sobie. 
Evelyn od dawna wiedziała, że Pansy jest zakochana w Malfoy'u, a on o tym doskonale wie. Problem polegał na tym, że on tego nie czuł, ale ponieważ Parkinson była jego przyjaciółką, nie chciał jej ranić. To był jeden z tych momentów, gdy okazał on jakieś ciepłe uczucia i troskę o drugą osobę. A Pansy, nauczyła się żyć i akceptować fakt, że on i ona nigdy nie wyjdą poza sferę przyjaźni. I ostatnio chyba nawet przestało ją to specjalnie martwić. Zauważyć można było jak przelotnie uśmiecha się do niektórych chłopaków. 
- Hmmm... Malfoy najwidoczniej lubi koty.- zaśmiała się blondynka nachylając się w jej stronę.
- Na Merlina, Draco daj sobie spokój bo złapiesz w końcu jakieś dziadostwo i będziesz żałował do końca życia
- White, przysięgam że na dzisiejszym treningu zlecisz z miotły. 
- Liczę na to... Kapitanie...

~*~

Siedziała na miotle, zawieszona kilkadziesiąt metrów nad ziemią i obserwowała drużynę. Nowi dawali radę i całkiem nieźle sobie radzili z podawaniem kafli. Zwróciła uwagę na pałkarza, który z niesamowitą siłą odbijał tłuczki, które leciały daleko poza obręb boiska. Nagle zauważyła, że pojawiają się na nim Gryfoni. Jęknęła głośno, słysząc jak Potter woła Malfoy'a.
- Co znowu za problem, Potter?- warknął blondyn lądując na ziemi i podchodząc do niego trzymając miotłę w dłoni. Reszta drużyny nadal była w powietrzu i tylko Evelyn z gracją stanęła obok niego, mierząc przeciwną drużynę morderczym wzrokiem.
- Niedługo mamy pierwszy mecz, my też musimy potrenować, a jak na razie co chwilę widzę was wpisanych w kolejce!
- Boisz się, że przegracie? Wybacz, ale mamy niemal w całości nowy skład.
- Dość tego, byliśmy u McGonagall i dała nam pozwolenie na trening... Także... Spieprzać.
- Trochę więcej szacunku, Potter...- warknął blondyn niezadowolony, z kpiarskiego tonu i spojrzenia Wybrańca.
- A niby do kogo? Może do ciebie, Malfoy? 
Blondynowi podniosło się ciśnienie i sięgnął po różdżkę.
- Nie...- szepnęła Evelyn stając przed nim i kładąc mu dłoń na torsie, próbując go powstrzymać przed tym co miał zamiar zrobić.
- Zejdź mi z drogi, White.
- Nie warto, Malfoy. Chcesz żeby cię wykluczyli przed samym meczem? Oni nie są tego warci...- warknęła w jego kierunku.
- Oh, no patrzcie państwo. Ten się puszcza, a ona go wielce broni...- zadrwił Rudzielec nagle ośmielony.- Może w nagrodę, dopisze cię do listy swoich dziwek...- powiedział. Zacisnęła powieki i pięści, a po chwili z impetem, jedna z nich złączyła się z jego twarzą. Z nosa trysnęła krew.
- Nazwij mnie dziwką, jeszcze raz, Weasley...- wysyczała, a jej oczy były jak wzburzony ocean.- A przysięgam, że będziesz błagał, żeby jedynym zaklęciem jakiego użyję było Crucio...- warknęła mijając Gryfonów i wściekła opuściła boisko. 
- Dam ci spokój, Rudzielcu. Ale jeszcze raz, powiedz coś obraźliwego na jej temat...- warknął Draco, łapiąc go za strój i przyciągając do siebie, z wściekłością wymalowaną na twarzy.- A spiorę cię tak... Że czary nie pomogą, żeby to naprawić. Ciesz się, że to ona pierwsza ci przywaliła...


~*~

-...jestem zawiedziona pani postawą, panno White...- powiedział Snape, kiedy jakiś czas później stała przed jego biurkiem.
- Przepraszam...- wydukała cicho.
- Czy może mi pani wyjaśnić jakim cudem, pan Weasley wylądował w Skrzydle Szpitalnym ze złamanym nosem?
- Chyba wymierzyłam za mocny cios. Ale zdenerwowałam się, panie profesorze, kiedy nazwał mnie dziwką.
- Rozumiem. Nie omieszkam poinformować profesor McGonagall o tym nieprzyjemnym incydencie, natomiast muszę panią ukarać.
Westchnęła głośno i podniosła na niego wzrok.
- Sześć razy ma pani się stawić w bibliotece, będzie pani pomagać pani Pince w układaniu książek. Terminy możecie ustalić według pani planu zajęć i obowiązków. 
Jęknęła. Wiedziała, że biblioteka przechodzi ostatnio wielkie sprzątanie i roboty jest w niej od groma.
- To wszystko, panno White. Proszę wracać do swoich obowiązków.
Wyszła z jego gabinetu, powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Do salonu prefektów wparowała rozwścieczona, wiedząc że jeśli Weasley będzie na widoku, to nie uda jej się powstrzymać.
-... Ta wariatka mi tak przywaliła... Widzisz, Miona! Bolało jak cholera. Pewnie uderzyła mnie tak mocno jak ty w trzeciej klasie Malfoy'a.- mówił rudy, doprowadzając ją tym samym do furii.
- Pominąłeś fakt, że nazwałeś mnie dziwką.- warknęła stając za jego plecami.- Poza tym o ile wiem, ta szlama, nosa mu nie złamała. 
- Źle zrozumiałaś moje słowa.
- To teraz to moja wina, że masz niewyparzoną gębę? Mam cię nauczyć jak się rozmawia z kobietami?- mówiła coraz bardziej podniesionym głosem. W końcu poczuła dłoń na ramieniu.
- Nie warto. Sama to mówiłaś...- powiedział Malfoy ciągnąc ją do sypialni i zamykając drzwi.- Chcesz kolejny szlaban?
Usiadła zdenerwowana na łóżku i jęknęła głośno.
- Normalnie pozwoliłbym ci obić mu mordę, bo mnie też wnerwia, ale jak ci zakażą grać to leżymy.- dodał siadając obok niej.
- Oh, myślałam że po prostu tak się o mnie troszczysz...- uśmiechnęła się krzywo i opadła na pościel.
- Twój kot mnie ostatnio nie odwiedza...
- Cóż... Ladon, nie lubi spać w łóżku tuż po jakiś kobietach niewiadomego pochodzenia...- powiedziała drapiąc zwierzę za uchem.
- Skąd tyś wytrzasnęła takie imię?
- Zajrzyj do Mitologii, Malfoy. Może się nauczysz czegoś pożytecznego.


~*~

Szła wolnym krokiem, delektując się mrokiem jaki ją otaczał. Zakazany Las o północy był niebywale kuszącym miejscem, które przyciągało ją zawsze, kiedy jeszcze bardziej chciała odciąć się od ludzi. Nikt nigdy nie widział jak wychodzi, bo znalazła tajemnicze przejście, które umożliwiało jej wymykanie się kiedy tylko chce. Czuła chłodny powiew wiatru na twarzy i mgłę otulającą jej postać jak cieniutki kokon.
- Co z twoim bratem?- usłyszała nagle za sobą. Ciemnoskóry uczeń stał niedaleko, oparty o drzewo i przypatrywał jej się uważnie.
- Nie wiem. Nie dostałam od niego wiadomości od trzech miesięcy...- szepnęła i spojrzała w górę, a jej wzrok napotkał jedynie korony drzew, zasłaniające księżyc. Zaśmiała się gorzko, próbując uporać się z natłokiem myśli i uczuć. Blaise stanął obok niej w ciszy.
- Na pewno jest bezpieczny. Ukrywa się.- powiedział nagle i ruszył w drogę powrotną do zamku. 
- Blaise... Bardzo się o niego martwię...
- Wiem, Księżniczko. Ja o Annalise też... Dobranoc.
Zniknął w mroku zostawiając ją samą. Bo tylko w nocy, otulona ciemnością, mogła sobie pozwolić na zdjęcie maski.





~*~
Następny rozdział: 22.12.2015, godzina 18:00