Otworzyła jedno oko i niemal od razu je zamknęła, zaatakowana promieniami słońca, wpadającymi do pokoju. Odważyła się na pobudkę dopiero po chwili, chcąc sprawdzić, czy to co wydarzyło się w nocy by jedynie snem czy prawdą. Chociaż powinna znać odpowiedź, bo czuła przy swoim boku ciepło, którego źródłem na pewno nie był kot. Popatrzyła na twarz chłopaka, który nadal mocno spał i ze smutkiem stwierdziła, że jego policzki są zapadnięte, a skóra poszarzała i była niemal przezroczysta. Odgarnęła kosmyki włosów, opadające na jego czoło i wstała zakładając na siebie pierwszą lepszą rzecz, która się do tego nadawała. Wiedziała, że wszyscy domownicy są już w pracy i nie powinna się martwić niewygodnymi pytaniami o większe śniadanie. Odnalazła skrzata, który dla nich pracował i poprosiła o przygotowanie podwójnego śniadania.
- Będziesz jeść w pokoju?- zapytała jej matka, siedząca w salonie i dzierżąca Proroka Codziennego w jednej dłoni i filiżankę kawy w drugiej.
- Myślałam, że jesteś w pracy.
- Chciałam ci przekazać, że rano przybyła sowa z informacją, że twoja różdżka jest już gotowa. Poza tym zaczynam dzisiaj trochę później. Zjesz z Draco?
Jej oczy się rozszerzyły, gdy popatrzyła na matkę.
- Chciałam sprawdzić czy już wstałaś, ale oboje spaliście, więc nie chciałam was budzić.- dodała kobieta wstając z miejsca.
- Tak, cóż...- zaczęła niepewnie.
- Evelyn, przecież wiem, że nie jesteś już dziewicą, więc nie rób takiej miny.- zaczęła wyjątkowo szczerze jej matka.- Wolałabym żebyś zaczekała, ale nie mogę ci zabraniać takich rzeczy bo tym bardziej będziesz się buntować. Mam tylko nadzieję, że nie wpadniesz w wieku 18 lat.
- Ja... Nie...- dukała dziewczyna.
- Poza tym wolę, żeby to był Draco niż jakiś nieznany człowiek, o którym nie mam pojęcia i nie wiem jakie jest jego pochodzenie. Z drugiej strony chłopak dopiero wczoraj wyszedł z Azkabanu i powinien chyba być z rodziną. Oh, Evelyn naprawdę wiem, że nic złego nie zrobił, ale wolałabym żebyś zachowała dystans. W końcu ma już wyrok. Powinnaś się zastanowić czy to odpowiedni materiał dla ciebie.
Jeszcze chwilę wpatrywała się drzwi, które zatrzasnęły się za jej matką i próbowała przetworzyć w głowie jej słowa. W końcu otrząsnęła się z otępienia i wróciła do pokoju. Blondyn siedział na łóżku i głaskał wyraźnie zadowolonego kota.
- Zdrajca...- warknęła do kota, słysząc jak pojawia się skrzat i zostawia tacę ze śniadaniem na stoliku.- Czy ty nie możesz jak normalny człowiek, przyjść i zapukać do drzwi, Malfoy? Od tego w końcu są.
- Wybacz, przyłażenie o 3 w nocy, mogłoby się nie spotkać z aprobatą twoich rodziców.
- Nie mogłeś poczekać do rana?- spytała siadając na przeciwko niego na łóżku, zaczynając jeść tosta.
- Nie. Niemal trzy tygodnie siedziałem w Azkabanie...
- No właśnie... Kilka godzin nie zrobiłoby różnicy.
- Zrobiłoby...- uśmiechnął się i nachylił, by czule ją pocałować. Walnęła go w ramię.- Auć!- oburzył się masując ramię.- Za co to?
- Za całokształt. Wracasz do szkoły?-
zmieniła temat, przyglądając mu się uważnie.
- Podobno mam to zrobić. Powinienem?
- Tak. Chcemy z Blaisem zgnoić innych.-
zaśmiała się głośno, rzucając w jego kierunku truskawkę.
- Niezły plan. Czym się ci inni narazili?-
zapytał, kładąc się wygodnie i przyglądając jej.
- Oh, wściekam się, że nikt nie zwraca na
nas uwagi. Że nie traktują nas równo, wiesz? Też ryzykowaliśmy życie, a oni nadal patrzą na nas krzywo.
- Komu ty to mówisz... 3 tygodnie siedziałem w Azkabanie. Ale dość o tym. To jakie miałaś wizje?
- Srakie...- warknęła niezadowolona.
- No... Lyn...
- Co? Nie ma co opowiadać. Im dalej, tym wizje były bardziej realne. W ostatniej się obudziłam, wszystko trwało kilka miesięcy. Dlatego nadal trudno mi pojąć, że to nie jest kolejny sen.
- Byłem w nim?- zapytał, nie patrząc na nią.
- Tak, miałeś wziąć ślub.- zaśmiała się, widząc jak wypluwa z ust kęs jedzenia i patrzy na nią przerażony.
- Ja? Ślub? Z kim?!
- Catherine Smith. Kojarzysz ją?
- Oczywiście, że tak. Od czwartej klasy chciałem ją zaciągnąć do łóżka...- powiedział beznamiętnie, jakby to wyznanie było zupełnie normalne. Kopnęła go mocno.- Pięknie. Lubisz mnie bić?
- Za durne teksty, tak. Wiesz, nie mam ochoty słuchać kogo chciałbyś przelecieć, Malfoy.
- Mam cię oszukiwać, że nie chciałem?- zapytał unosząc jedną brew. Wywróciła oczami.- No Catherine to... no wiesz, jest taka ogólna lista najładniejszych dziewczyn w szkole, które każdy chce zaciągnąć do łóżka. I jeśli mówi, że tak nie jest to kłamie.
- O, naprawdę? Więc chodzi o skreślanie imion z listy?- zmrużyła oczy.
- Nie, po prostu ona jest w czołówce. Każdy chciał ją zaliczyć, ale ona nie z tych.
- Pięknie. Świnia z ciebie.
- To przeszłość. Już nie chcę jej zaliczyć.
- Oh, dzięki Merlinie za zmianę podejścia. Czy ja też jestem na tej liście?
- Ależ oczywiście.
- Salazarze! Na którym miejscu?
Nachylił się w jej kierunku i namiętnie ją pocałował, skutecznie uspokajając jej zirytowanie.
- Pierwszym...
Harry nie wiedział co się działo przez wakacje z Evelyn. Ich ostatnia rozmowa była dość nieprzyjemna i pełna pretensji z jej strony, więc nawet nie pytał Alexa co się dzieje z jego siostrą. Zresztą czego mógł się spodziewać po Ślizgonach? Kiedy minął Malfoy'a w Ministerstwie ten obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Ale czy mógł ich winić za rozgoryczenie? W sumie mieli rację: on i jego przyjaciele zbierali laury, a oni traktowani byli ozięble i chłodno. A przecież walczyli u ich boku, to Evelyn przeniosła go na wieżę, a Draco podał mu różdżkę. Ale nikt tego nie doceniał ze względu na przeszłość. Westchnął, stojąc obok Hermiony, która sprzeczała się o coś z Ronem.
- Nie wydaje mi się, żeby to był największy problem w tym roku, Ronald. Pamiętaj, że żeby zostać aurorem musisz naprawdę dobrze zdać egzaminy i...- mówiła jego przyjaciółka, kiedy nagle przerwała i utkwiła wzrok w wejściu na peron. Tłum się rozstąpił przed grupą uczniów, która jak zwykle onieśmielała wszystkich. Na przedzie szła dwójka blondynów. Ku niezadowoleniu większości dziewczyn i panów, trzymali się za ręce. Wszyscy, pomimo stosunku do Ślizgonów, uważali tych ludzi za idealnych. Za nimi szedł Zabini, uśmiechając się jak zwykle drwiąco, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach. Po jego lewej stronie szła Dafne ze swoją siostrą, która jak zwykle obserwowała uważnie zachowanie Malfoya. Obie siostry Greengrass prezentowały się dużo lepiej niż wcześniej. A Pansy? Zaskoczeniem był dla wszystkich jej cyniczny uśmiech, którego nikt nie rozumiał. W końcu straciła bardzo bliską osobę, a zamiast nieobecnego, smutnego wzroku, wyglądała jak wyniosła arystokratka, która niczym się nie przejmuje. Nikt nie wiedział, że za tym wszystkim stoi jedno: chęć zemsty. Bo Pansy obwiniała wszystkich za śmierć Teodora. A szczególnie Pottera, który wolał walczyć, zamiast poświęcić swoje i tak marne życie. Evelyn obrzuciła Złote Trio drwiącym uśmiechem i wsiadła do pociągu, przepuszczona przez wszystkich dookoła.
- Ona jest niewątpliwie królową. Wszyscy się jej boją.- powiedziała cicho Hermiona.
- Wszystko wróci do normy.- dodał Harry.- Trochę się nie dziwię, że są wściekli.
- Wybielasz ich? Tłumaczysz podłe zachowanie?- warknął Ron.- Oni uczynili piekło z naszego życia. Sześć lat nam dogryzali, wyzywali, gnoili.
- Ale w ostatecznej bitwie stanęli po naszej stronie. A jednak są traktowani jak ci źli. Malfoy ponad 3 tygodnie siedział w Azkabanie.
- Bo na to zasłużył! Był Śmierciożercą.
- Nie zrobił nic złego. Został zmuszony... Nie chcę go tłumaczyć, ale za bycie wrednym dupkiem nie trafia się do więzienia.
- Straciłem brata! Teddy stracił rodziców! Ci ludzie powinni gnić odizolowani od porządnych obywateli.
- A oni stracili przyjaciela, Ron.- wtrąciła się Hermiona. Nie chciała mówić na głos, że Nott i jego brat się nie różnią w tym momencie. Obaj polegli w walce, za obojgiem będą tęsknić ludzie. Ale ponieważ dla Rona ten temat nadal był drażliwy, wolała nie drążyć go. Wszyscy ruszyli do pociągu i znaleźli dla siebie wolny przedział.
Zajęli miejsce przy drzwiach, uśmiechając się drwiąco do innych prefektów, którzy jak zawsze, przyglądali się im z niechęcią. Blondynka miała ogromną ochotę coś powiedzieć, albo zrobić ale powstrzymała się.
- Ok.- zaczęła Hannah Abbot, która nadal pełniła funkcję Prefekta Naczelnego.- Dostaliśmy to samo dormitorium co ostatnio, więc myślę, że pokoje zajmiemy te same. Przygotowałam dla was rozpiskę patroli. Będziemy je robić po cztery osoby, żeby szybciej szło.
Evelyn ziewnęła, ostentacyjnie dając do zrozumienia jak bardzo nudzi ją to spotkanie. Abbot zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem.
- Nadal możemy odbierać i dodawać punkty. Opiekunem Slytherinu nadal jest profesor Snape, jeśli złapiecie Ślizgona na łamaniu regulaminu, macie go do niego wysłać.- zmierzyła blondynów usatysfakcjonowanym spojrzeniem.- Cisza nocna jest od teraz od 21. Po tej godzinie nikogo ma nie być na korytarzach. Zakazany Las, nadal jest zakazany. Imprezy też są zakazane...- uważnie popatrzyła na Ślizgonów, na których twarzach cały czas gościł cyniczny uśmiech.- Macie jakieś pytania?
- Ja mam...- zaczęła Eveleyn, a wszyscy z przestrachem popatrzyli w jej kierunku. Uśmiechnęła się łobuzersko, spoglądając w stronę Gryfonów.- Dlaczego bohaterowie wojenni nie otrzymali specjalnego pokoju? Przecież i tak wszyscy wychwalają ich pod niebiosa, więc jak oni mogą ze zwykłymi śmiertelnikami mieszkać?- usłyszała jak Draco prycha cicho i piorunuje wzrokiem wściekłego Weasley'a.- W dodatku po sąsiedzku z nami... Zdrajcami, tchórzami i Śmierciożercami...
- Wszyscy w Hogwarcie są traktowani równo...- wysyczała Hermiona przez zaciśnięte zęby.
- Oby...- odparowała blondynka i opuściła wagon.
Siedziała oparta o okno, a o nią oparty był Draco, który rozmawiał o czymś z Zabinim. Nie słuchała ich. Od kiedy wrócili z krótkiej narady prefektów i obrzucenia Weasley'a i Granger pogardliwym spojrzeniem, rozsiedli się wygodnie na przeciwko Pansy i Dafne. Jednak dziewczyna wyłączyła się z wszelkich rozmów. Patrzyła na przesuwający się za oknem obraz, ignorując nienawistne spojrzenie Astorii, która siedziała ze swoimi koleżankami niedaleko nich. Tego, czego ani dziewczyna, ani nikt inny nie widział, to złączone pod stolikiem dłonie pary. Wszyscy postrzegali ich raczej jako tymczasowy romans i fascynację, która szybko minie. Bo nikt nie wierzył, że ta dwójka zdolna jest do jakiś głębszych uczuć. Sami chyba nie byli tego pewni, jednak chcąc zachować reputację, musieli nieco naginać rzeczywistość. Ich kciuki zaczęły ze się ze sobą przepychać, aż w końcu to ona zwyciężyła w ich małej potyczce i zaczęła się śmiać.
- Zawsze musi wyjść na twoje?- spytał odsuwając się od niej lekko i spoglądając na nią.
- Oczywiście. Jestem kobietą. Zawsze wychodzi na moje.- odparła i przeczesała dłonią jego włosy. Kompletnie nie zwracali uwagi na otaczających ich ludzi, gdy pocałował ją namiętnie i po raz kolejny ułożył się wygodnie. Chwycił jej dłoń w swoją i zaczął delikatnie głaskać jej skórę. Gdyby nie fakt, że byli w wagonie pełnym ludzi, wydałaby z siebie cichy pomruk zadowolenia. Ale zagryzła wargę, skutecznie tłumiąc potrzebę wyznania jak bardzo podoba jej się ten gest. Cały czas byli obserwowani przez swoich przyjaciół, którzy dostrzegali te małe gesty, które wskazywały na to, że między nimi jest coś dużo głębszego niż wszyscy myślą.
Siedzieli i wpatrywali się w dyrektorkę, która gadała i gadała i nie miała zamiaru skończyć. Evelyn podparła głowę na ręce i wlepiła wzrok w głowie Pottera. Już zdążyła zwyzywać dzisiaj Granger, która jak zwykle musiała wpaść na nią na korytarzu i Weasley'a, który stanął w jej obronie. Nie spodziewała się, że tak szybko dostanie okazję, żeby wyżyć się na ludziach, których tak nie lubiła. Było w niej tyle wściekłości, że nie mogła się powstrzymać. Nie zwróciła uwagi na to, że McGonagall skończyła mówić, a na stołach pojawiło się jedzenie. Dopiero ostra reprymenda Malfoy'a wyrwała ją z otępienia. Potrząsnęła głową jakby chciała coś z niej wyrzucić.
- Jedz...- usłyszała tuż przy uchu. Zgromiła go wzrokiem.- Mamy dzisiaj patrol, nie chcę żebyś mi w jego trakcie zemdlała.
- Urocza jest ta twoja troska.- powiedziała z ironią, wywracając oczami.
- Wybacz, ale nie chce mi się ciebie nieść do sypialni, jakbym cię zaatakował w mrocznym korytarzu.
- A nie zaatakujesz mnie w mrocznym korytarzu?- zapytała nachylając się w jego kierunku i zbliżając do siebie ich usta. Popatrzył na nią z mrocznym uśmiechem i oblizał wargi. Odsunęła się i zaczęła jeść kolację.
Hermiona szła obok Rona, jednym z pustych korytarzy. Nie rozmawiali ze sobą. Ron od awantury z Evelyn na środku korytarza, zamknął się w sobie i uparcie milczał. Hermiona nie chciała poruszać tematu, bo chociaż słowa dziewczyny były wyjątkowo bolesne to jednak prawdziwe: wszyscy opłakiwali Freda, Ron robił z siebie ofiarę, a nikt nie myślał o tym, że nie tylko on i jego rodzina stracili kogoś bliskiego i że Teodor niczym nie różni się od jego brata, tylko że o nim nikt oprócz przyjaciół nie pamięta. Cóż, była to prawda. A Ron ostatnio szczególnie dawał wszystkim odczuć, że stracił brata i bardzo mu ciężko. A w końcu Ślizgoni byli dla siebie jak rodzina, słyszała ich rozmowy. Poza tym w tajemnicy przed przyjaciółmi poszła na pogrzeb Notta i z przerażeniem stwierdziła, że tylko jego przyjaciele przyszli go pożegnać. To dało jej do myślenia i zrozumiała, że oni naprawdę są sobie bardzo bliscy.
Gryfonka szła za Ronem, pogrążona we własnych myślach. W sumie powinni skończyć patrol jakieś 15 minut temu, więc kierowali się w stronę dormitorium. Ciszę przerwał nagły jęk i głośne oddechy. Dziewczyna zamarła i spojrzała w boczny korytarz. Para, spleciona w miłosnym uścisku, stała tuż pod ścianą. Ona oparta była o nią, on ją mocniej ją do niej przyciskał.
- Draco...- wydyszała w przerwie, wyjątkowo namiętnego pocałunku.- Myślę, że powinniśmy wrócić do pokoju.
- Ty jesteś w stanie logicznie myśleć?- warknął chłopak, unosząc ją do góry, tak że oplotła go nogami w pasie.
- Średnio.- jęknęła, czując jego pocałunki na szyi.
- To nie próbuj... Miałem cię zaatakować w mrocznym korytarzu. Mówisz masz...- szepnął podsuwając jej spódnicę do góry, odsłaniając długą, szczupłą nogę.
- Nie wiedziałam, że masz dzisiaj dzień dobroci.
- Twoje prośby mam zamiar spełniać zawsze i wszędzie...
Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy zobaczyła Rona, zdeterminowanego, żeby przerwać parze upojne chwile.
- Ronald! Zatrzymaj się!- warknęła, ale chłopak nie słuchał, idąc pewnym krokiem w stronę dwójki, która wyjątkowo mocno zaabsorbowana była pocałunkiem,- To się skończy źle.
- Wiecie, ze korytarze że to nie miejsce na schadzki?!- warknął podchodząc do nich. Malfoy niechętnie oderwał się od Evelyn.
- Zazdrościsz, Weasley? Twoje życie uczuciowe z taką twarzą musi być wyjątkowo ubogie.- wypuścił dziewczynę, która niewzruszona przybyciem dwójki innych osób, opadła z gracją na podłogę i oparła dłoń na jego ramieniu.
- Nie twój zasrany interes, Malfoy. Powinniśmy odebrać wam punkty!
- Taki jesteś zgorszony niewinnym pocałunkiem?- włączyła się dziewczyna.- Wracaliśmy akurat do dormitorium.
- Opornie wam to szło.- warknął rudzielec.
- Uspokój się, bo jeszcze się zestresujesz i tu zejdziesz. Robisz problem z niczego... Jak zwykle.- Malfoy poprawił szatę i objął dziewczynę w pasie.- A ty, Granger? Co się nie odzywasz? Podobało ci się?- zmrużył oczy, patrząc w jej kierunku i od razu wiedział, po jej reakcji, że miał rację. Blondynka zaśmiała się cicho.
- Chodź...- powiedziała ciągnął go w stronę dormitorium.
- Czemu nie stanęłaś po mojej stronie?- warknął Ron.
- Bo ty naprawdę robisz problem z niczego...- odpyskowała Gryfonka i ruszyła za nimi.
- Jedz...- usłyszała tuż przy uchu. Zgromiła go wzrokiem.- Mamy dzisiaj patrol, nie chcę żebyś mi w jego trakcie zemdlała.
- Urocza jest ta twoja troska.- powiedziała z ironią, wywracając oczami.
- Wybacz, ale nie chce mi się ciebie nieść do sypialni, jakbym cię zaatakował w mrocznym korytarzu.
- A nie zaatakujesz mnie w mrocznym korytarzu?- zapytała nachylając się w jego kierunku i zbliżając do siebie ich usta. Popatrzył na nią z mrocznym uśmiechem i oblizał wargi. Odsunęła się i zaczęła jeść kolację.
Hermiona szła obok Rona, jednym z pustych korytarzy. Nie rozmawiali ze sobą. Ron od awantury z Evelyn na środku korytarza, zamknął się w sobie i uparcie milczał. Hermiona nie chciała poruszać tematu, bo chociaż słowa dziewczyny były wyjątkowo bolesne to jednak prawdziwe: wszyscy opłakiwali Freda, Ron robił z siebie ofiarę, a nikt nie myślał o tym, że nie tylko on i jego rodzina stracili kogoś bliskiego i że Teodor niczym nie różni się od jego brata, tylko że o nim nikt oprócz przyjaciół nie pamięta. Cóż, była to prawda. A Ron ostatnio szczególnie dawał wszystkim odczuć, że stracił brata i bardzo mu ciężko. A w końcu Ślizgoni byli dla siebie jak rodzina, słyszała ich rozmowy. Poza tym w tajemnicy przed przyjaciółmi poszła na pogrzeb Notta i z przerażeniem stwierdziła, że tylko jego przyjaciele przyszli go pożegnać. To dało jej do myślenia i zrozumiała, że oni naprawdę są sobie bardzo bliscy.
Gryfonka szła za Ronem, pogrążona we własnych myślach. W sumie powinni skończyć patrol jakieś 15 minut temu, więc kierowali się w stronę dormitorium. Ciszę przerwał nagły jęk i głośne oddechy. Dziewczyna zamarła i spojrzała w boczny korytarz. Para, spleciona w miłosnym uścisku, stała tuż pod ścianą. Ona oparta była o nią, on ją mocniej ją do niej przyciskał.
- Draco...- wydyszała w przerwie, wyjątkowo namiętnego pocałunku.- Myślę, że powinniśmy wrócić do pokoju.
- Ty jesteś w stanie logicznie myśleć?- warknął chłopak, unosząc ją do góry, tak że oplotła go nogami w pasie.
- Średnio.- jęknęła, czując jego pocałunki na szyi.
- To nie próbuj... Miałem cię zaatakować w mrocznym korytarzu. Mówisz masz...- szepnął podsuwając jej spódnicę do góry, odsłaniając długą, szczupłą nogę.
- Nie wiedziałam, że masz dzisiaj dzień dobroci.
- Twoje prośby mam zamiar spełniać zawsze i wszędzie...
Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy zobaczyła Rona, zdeterminowanego, żeby przerwać parze upojne chwile.
- Ronald! Zatrzymaj się!- warknęła, ale chłopak nie słuchał, idąc pewnym krokiem w stronę dwójki, która wyjątkowo mocno zaabsorbowana była pocałunkiem,- To się skończy źle.
- Wiecie, ze korytarze że to nie miejsce na schadzki?!- warknął podchodząc do nich. Malfoy niechętnie oderwał się od Evelyn.
- Zazdrościsz, Weasley? Twoje życie uczuciowe z taką twarzą musi być wyjątkowo ubogie.- wypuścił dziewczynę, która niewzruszona przybyciem dwójki innych osób, opadła z gracją na podłogę i oparła dłoń na jego ramieniu.
- Nie twój zasrany interes, Malfoy. Powinniśmy odebrać wam punkty!
- Taki jesteś zgorszony niewinnym pocałunkiem?- włączyła się dziewczyna.- Wracaliśmy akurat do dormitorium.
- Opornie wam to szło.- warknął rudzielec.
- Uspokój się, bo jeszcze się zestresujesz i tu zejdziesz. Robisz problem z niczego... Jak zwykle.- Malfoy poprawił szatę i objął dziewczynę w pasie.- A ty, Granger? Co się nie odzywasz? Podobało ci się?- zmrużył oczy, patrząc w jej kierunku i od razu wiedział, po jej reakcji, że miał rację. Blondynka zaśmiała się cicho.
- Chodź...- powiedziała ciągnął go w stronę dormitorium.
- Czemu nie stanęłaś po mojej stronie?- warknął Ron.
- Bo ty naprawdę robisz problem z niczego...- odpyskowała Gryfonka i ruszyła za nimi.
~*~
Następny rozdział: 09.06.2016, godzina: 18:00
Rozdział 40 - 'Somebody's Watching'
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz