Ariana | Blogger | X X

30 sty 2016

Rozdział 16 - 'He's Like Snow'

Draco's like... snow. 
It's cold and cruel to begin with, but it's somehow beautiful, and you miss it when it's not there. 
And if you hold it in your hands close enough and long enough, it changes. 
It melts.

Miał dość więzienia, które miał nieprzyjemność nazywać domem. Od czasu, gdy jego ojciec chciał podlizać się Czarnemu Panu i zaoferował ich posiadłość na miejsce spotkań, było coraz gorzej. Śmierciożercy przesiadywali tam cały czas, zebrania odbywały się niemal codziennie, a co za tym idzie, Voldemort prawie u nich zamieszkał. On tymczasem ledwo wychodził ze swojego pokoju, nie chcąc wpaść na kogoś i oberwać zaklęciem. Siedział przy oknie i wpatrywał się w krajobraz za nim, chcąc jedynie cofnąć czas. Chcąc znowu być dzieciakiem, którego nie obchodziło nic poza czubkiem własnego nosa. Chciał, żeby Czarny Pan nigdy nie powrócił, wywracając jego życie do góry nogami. Jęknął, nie zauważając, że tak się zdenerwował, że jeden z wazonów wybuchnął, a jego części rozprysnęły się po całym pomieszczeniu. Podniósł się z miejsca, poprawiając swoje czarne, dresowe spodnie. W końcu mógł zrzucić ten niewygodny garnitur i chociaż na chwilę poczuć się swobodnie w swoim własnym domu. Machnął różdżką, zbierając wszystkie ostre kawałki. Nagle usłyszał, że do okna dobija się niewielka, biała sówka z liścikiem przy nodze. Otworzył jej i pospiesznie wpuścił do środka, żeby nikt nie zauważył.

Nie zamykaj na noc okna.

Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc o co chodzi i od kogo jest wiadomość. Wzruszył ramionami, opuszczając pokój, przy okazji wypuszczając ptaka na dwór, żeby wrócił do właściciela, kimkolwiek był.

~*~

- Ok, więc te całe horkruksy to cząstki duszy Voldemorta?- spytała, siedząc na kanapie na wprost Pottera i przyglądając mu się uważnie. Jego przyjaciele nadal trzymali się na dystans, dlatego oprócz nich w pokoju nikogo nie było. Brat Evelyn dał im chwilę, żeby porozmawiali, gdy on zajmował się Annalise, która nadal bardzo przeżywała rozłąkę z bratem.
- Tak. Trzeba je zniszczyć, żeby go osłabić i skutecznie zabić. W innym wypadku będzie mógł się znowu odrodzić.
- Dobra, to jak sobie wyobrażasz moją pomoc, Potter. Jakbyś raczył zauważyć ja do szkoły wracam.- skrzywiła się, rozkładając wygodnie na kanapie.
- Podejrzewam, że jeden jest w szkole. Jeszcze nie do końca wiem co to jest... Ale jak to rozgryzę.
- Chcesz żebym go zniszczyła? A jak?
- Tego też jeszcze nie wiem.- spuścił głowę.
- Fantastycznie, Potter. Widzę że masz plan jak uratować świat.- jęknęła wyrzucając ręce do góry.- Jak będziesz miał konkrety to daj znać. Bo ja chwilowo muszę uporać się z myślą powrotu do Hogwartu. Dwa miesiące nagle wydaja się wyjątkowo... krótkie.
- Jakieś wieści?
- Oprócz tego, że Voldemort podobno chce wpuścić tam Śmierciożerców? Nie. Wyjątkowa cisza.- uśmiechnęła się drwiąco i upiła łyk herbaty przygotowanej przez panią Weasley. 
- Część moich przyjaciół tam wraca...
- Niech się nie wychylają. Sam fakt, że są w Gryffindorze działa na ich niekorzyść.- powiedziała prychając pod nosem.
- Widziałaś się z Malfoy'em?- zapytał nagle. Podniosła na niego zaskoczone spojrzenie.
- A co cię to nagle zaczęło interesować?
- Nic... Po prostu tam nie wieży wyglądał strasznie... Nigdy nie widziałem go w takim stanie i...  po prostu zastanawiam się jak się trzyma.
- Wow. Przekażę, że się o niego martwisz. Z całą pewnością się ucieszy...- wysyczała.- On jest... W rozsypce. Zamknęli go w domu, codziennie ma Śmierciożerców na głowie... Naznaczyli go bez jego zgody, kazali zabić człowieka... Czego się spodziewasz? Że się cieszy i jest dumny? Źle z nim.
- Myślałem, że nie będzie miał z tym większego problemu.
- Potter, Potter...- odstawiła kubek i nachyliła się w jego stronę, opierając łokcie na kolanach.- Ok, jest aroganckim dupkiem, wywyższa się, gnębi innych, jest generalnie beznadziejnym przypadkiem, jak my wszyscy... Ale nie jest mordercą. Jest po prostu szkolnym tyranem i to wszystko. Nie próbujesz nawet pojąć, że on w cale nie chce być Śmierciożercą. Zmuszają go, grożą  że zabiją rodzinę. Co ty byś zrobił, gdyby zagrozili że zabiją Granger albo Weasley'a?- zapytała patrząc mu prosto w oczy. Odpowiedź była jasna.- Jest pogubiony i przytłoczony. Po prostu go nie znasz... A Draco to... Draco... Z pozoru jest zimny i okrutny ale... Jak się go zaakceptuje, zbliży do niego i... okaże wsparcie to to serce z lodu i mur dookoła niego znikają...- powiedziała i zawiesiła głos.- A jeśli znika to go brakuje...- dodała cicho i znowu odchyliła się.
- Jego rodzina jest specyficzna.
- Każda rodzina arystokratyczna jest specyficzna. Każda rodzina, w której są Śmierciożercy jest specyficzna. Możesz mi nie wierzyć, ale jego rodzice go kochają. Największą tragedią jest dla nich to co się teraz dzieje. Zrobiliby wszystko, żeby trzymać go z dala od tego i uchronić przed złem. Ale nie oni decydują... Trudno ludziom spoza to zrozumieć...- westchnęła cicho i spojrzała w sufit. Wybraniec przyglądał jej się przez dłuższą chwilę i nagle go oświeciło. Zrozumiał dlaczego tak się wypowiadała o człowieku, który uprzykrzał mu życie w szkole. Dlaczego tak bardzo chce walczyć i zakończyć sprawę z Voldemortem. Ona nie walczyła o swoją przyszłość ale o przyszłość Malfoy'a.

-... Alex nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał mnie zwerbować. Ojciec trzyma mnie z dala.- powiedziała Evelyn, siedząc na podłodze i opierając się o sofę na której siedział jej brat.- Wściekł się, gdy się dowiedział, że mnie torturowali w szkole.
- Cóż, zawsze uważałem, że na jakiś pokręcony sposób jesteś jego oczkiem w głowie. Nie okazywał uczuć, ale nigdy nie pozwolił cię skrzywdzić...
- Taa...- spuściła wzrok i zaczęła wpatrywać się w swoje paznokcie.- Jesteś pewny, że ojciec chciał twojej śmierci?- spytała cicho.- Jak to wyglądało, kiedy odmówiłeś?
- Lyn, po co chcesz wiedzieć?
- Alex, chcę wierzyć, że nasi rodzice nie są potworami! Że chociaż odrobina jest w nich człowieczeństwa i uczuć... Co innego pozostało?
Objął siostrę siadając obok.
- Kocham cię, Lyn. Już niedługo to wszystko przestanie nam zaprzątać głowy.

~*~

Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Znowu było zebranie. Po tym jak kilka dni temu Voldemort na ich oczach zamordował jedną z jego byłych nauczycielek, zawiesili spotkania i przybyli do ich domu dopiero dzisiaj. Jednak on nadal był w szoku. Nadal nie mógł do siebie dojść. Za dużo śmierci ostatnio widział. Coraz częściej po zebraniach zamykał się w łazience, nie mogąc znieść tego wszystkiego. Był na skraju wyczerpania. Nagle poczuł jakiś ciężar w okolicach brzucha. Popatrzył w tamtym kierunku i jego oczy spotkały się z niebieskimi tęczówkami białego kota, który wpatrywał się w niego z lekko przekrzywionym łebkiem. Po chwili kot zamienił się w blondwłosą, nagą dziewczynę. 
- Mogę coś pożyczyć?- spytała przypatrując mu się z lekkim uśmiechem, opierając ręce na jego torsie. Nadal w szoku, wskazał ręką szafę. Podeszła do niej i wyciągnęła pierwszy lepszy t-shirt, który założyła na siebie i usiadła obok niego.- To minus zmiany w zwierzę... Zawsze, cholera jasna, nago. 
- Mi tam nie przeszkadza.- odpowiedział, czując że minimalnie się rozluźnił.
- Wiedziałam, że to powiesz...- powiedziała zakładając ręce na brzuchu.
- Co tu robisz, Lyn?
- Przyszłam cię odwiedzić...- powiedziała cicho, opierając głowę o jego ramię.- Siedzisz tu sam, zamknięty całymi dniami. Niedługo zapomnisz jak wyglądamy.
- Z całą pewnością nie zapomnę jak wyglądasz...
- A ja niedługo cię nie poznam! Draco wyglądasz...
- Jak gówno. Wiem. Widzę się w lustrze... Niestety.
- Miałam zamiar powiedzieć, że jak duch ale...
Poczuła jak kładzie swoją dłoń na jej udzie i lekko ją głaszcze. Ale nie z podtekstem, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że chce czegoś więcej niż jej towarzystwa, ale z czułością, jakby chciał się upewnić że faktycznie tam jest. Złapała go za rękę i lekko pogłaskała.
- Musisz jeść...- powiedziała cicho patrząc na jego zapadnięte policzki.
- Cokolwiek zjem to rzygam.
- Draco, jak będziesz za słaby by walczyć to się ciebie pozbędą. Teraz już nie jesteś tylko dzieckiem Śmierciożercy. Jesteś jednym z nich... 
- Nie przypominaj mi...- jęknął, krzywiąc się i ukrywając twarz w dłoniach.- Mam tego dość, Lyn...
Poczuła jak obraca się, obejmuje ją i kładzie głowę na jej ramieniu.
- Jestem w rozsypce...- dodał cicho. Serce jej pękało, widząc jak ten niegdyś pewny siebie, arogancki chłopak, zmienił się we wrak człowieka.- Może dzisiaj przynajmniej się wyśpię...
- Nie sypiasz?
- Jak zamykam oczy widzę ten dzień na Wieży...
- Zamknij oczy i oczyść swój umysł... Nigdzie się nie wybieram...- szepnęła głaszcząc go po włosach i odgarniając je z jego twarzy. Ułożył się wygodniej i zamknął oczy.
- Wiesz, że jesteś najlepszą przyjaciółką jaką można sobie wyobrazić?
- Oh, Malfoy, bo się wzruszę... Co cię wzięło na takie ckliwe wyznania?
- W całym tym syfie, po prostu dobrze że jest ktoś kto faktycznie się przejmuje. I tak nadal mnie irytujesz, ale... Dobrze że jesteś... 
Milczała. Nie miała pojęcia co powinna odpowiedzieć, wiec postanowiła nie mówić nic. Czekała aż jego oddech się uspokoi, a on zupełnie odpłynie do krainy Morfeusza. Nie potrzeba było dużo czasu, aż ona sama uśpiona jego równomiernym oddechem, usnęła.

Otworzył jedno oko, potem drugie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio przespał spokojnie całą noc. Ani razu jego sny nie zmieniły się w koszmary, nie podniósł się spocony z kwasem podchodzącym do gardła. Tym razem uniósł się powoli i ziewnął głośno, rozprostowując ramiona, czemu towarzyszył nieprzyjemny dźwięk wskakiwania kości. Był w łóżku sam i zaczął się zastanawiać, czy to co się wydarzyło w nocy, nie było jedynie przyjemnym snem. Rozejrzał się dookoła, szukając potwierdzenia obecności dziewczyny. I znalazł. Jego koszulka leżała złożona na krzesełku, a na biurku odnalazł kartkę z krótką wiadomością.

Twoja mama szła. Musiałam się zmyć. 

Uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że ta mała irytująca dziewczyna nie postawiła na nim krzyżyka i nadal chciała być dla niego wsparciem. Ruszył w stronę łazienki, pierwszy raz od kilku dni z uśmiechem na ustach.

- GDZIEŚ TY BYŁA?!- krzyknął mężczyzna patrząc zdenerwowany na córkę.- Matka wchodzi wieczorem do twojego pokoju, a ciebie nie ma! I nikt nie widział jak wychodziłaś, więc musiałaś się wymknąć! Więc... słucham?
- Nie wasz biznes...- powiedziała pod nosem. - Nie okazujecie uczuć, mało się mną interesujecie a jak poszłam w nocy na spacer to nagle wielkie halo?!- warknęła zdenerwowana.
- Teraz, kiedy Voldemort zaczął się tobą interesować, wyłażenie na dwór jest wielce nieodpowiedzialne!- krzyknął mężczyzna.
- Nie możecie mnie tu zamknąć jak więźnia! 
- Jesteśmy twoimi rodzicami, możemy zrobić co nam się podoba. Nie wyjdziesz z tego domu do końca wakacji bez naszej wiedzy. Wszystkie wyjścia będą kontrolowane. Koniec z samowolką!
- Nie odważycie się...
- Ależ oczywiście, że się odważymy i to zrobimy.
- Co was to interesuje, co?!- krzyknęła niemal ze łzami w oczach.- Chcieliście śmierci Alexa, bo odmówił Śmierciożercom! Co was to obchodzi, że by dopadli mnie?!
- Śmierci?! Czy ty słyszysz co mówisz?! Myślisz, że chcemy śmierci naszego syna?! Tak nisko o nas myślisz?! Chcieliśmy go ukryć, dlatego szukaliśmy go po świecie! Ale lepiej widzieć w nas potwory! Chcemy cię odseparować, żebyś nie musiała się konfrontować z tymi ludźmi, żeby cię nie skrzywdzili!
- A czy ktokolwiek myśli o Draco?! O tym, że jest zamknięty, że jest w rozsypce i potrzebuje wsparcia.
- A więc u niego byłaś w nocy?! Nic mnie nie obchodzi. To jest sprawa jego rodziców, a tobie nic do tego! Masz siedzieć w domu. Nie chcę żebyś oberwała jeśli popełnię błąd...- dodał nieco łagodniej mężczyzna, patrząc na żonę.
- Evelyn... Chcemy cię chronić.
- Szkoda, że nikt nie chce chronić jego. Że jest sam, a teraz chcecie mi zabronić mu pomagać. Jest moim przyjacielem i chcę go wspierać...- powiedziała cicho siadając.
- A ja chcę żebyś była bezpieczna. Nie będziemy dyskutować na ten temat. 
Jęknęła głośno i ruszyła w stronę schodów, a co za tym idzie, swojego pokoju, do którego drzwi zamknęła z takim impetem, że niemal wyrwała je z zawiasów. Zagotowała się ze wściekłości i zaczęła demolować swój pokój, który już po kilku minutach wyglądał strasznie. Potłuczone szkło, rozrzucone, często podarte ubrania, rozlana woda i jej kot schowany w łazience, która jako jedyne ostała się nienaruszona. Z gardła dziewczyny wydobył się głośny krzyk i dopiero wtedy zaczęła się powoli uspokajać.






~*~

Następny rozdział: 03.02.2016, godzina 18:00
Rozdział 17 - 'The Other Side of The Mirror'

27 sty 2016

Rozdział 15 - 'Everything Has Changed'

Szkoła opustoszała. Wszyscy siedzieli w dormitoriach, pakowali się i szykowali do powrotu do domu. Rok szkolny, zakończył się szybciej i w dużo tragiczniejszy sposób, niż ktokolwiek przypuszczał. Nikt oprócz niej i Harry'ego nie wiedział co stało się na Wieży Astronomicznej. Wszyscy myśleli, że nagłe pojawienie się Śmierciożerców, poskutkowało konfrontacją z dyrektorem, a w efekcie, szalona Bellatrix, pozbawiła go życia. Evelyn wiedziała, że Harry z pewnością podzieli się tą informacją z przyjaciółmi. Stała po środku sypialni Malfoy'a i pakowała do kufrów jego rzeczy.
- Potrzebujesz pomocy?- spytał Zabini wchodząc przez lekko uchylone drzwi. Otarła łzy wierzchem dłoni i pokręciła przecząco głową. Mimo to, chłopak wszedł do środka i siadł na łóżku.- Wszystko się zmieni, prawda?
Przytaknęła.
- Pewnie nie minie rok, nim rozegra się najważniejsza bitwa.
- Z pewnością...
- Myślisz, że w przyszłym roku otworzą szkołę? Że Czarny Pan...
- Znajdzie sposób, żeby ją opanować, Blaise. To Voldemort. Pewnie od dawna miał plan.
- Będą nam kazali tu wrócić.
Siadła obok niego i wciągnęła powietrze powstrzymując łzy.
- Gdybyś widział jego twarz... Był w rozsypce...
- Nie zrobił tego. To najważniejsze...
- Wiesz... Jak dostałam list z Hogwartu to bardzo się cieszyłam... Liczyłam że tu doświadczę... Uwagi od ludzi. Że nie będzie jak w domu.. że gdybym zniknęła, nic by się nie zmieniło... Chciałam zdobyć przyjaciół, chciałam czarować... Liczyłam że dzięki magii moje życie się zmieni... Dla moich rodziców to nie było nic nadzwyczajnego. Od początku było wiadome, że mam miejsce w Hogwarcie. Przez te kilka lat... Na ile dziwnie to brzmi... to miejsce stało się moim domem. A wy staliście się rodziną. Dziwną i pokręconą. Ale ta szkoła bez was... To nie to samo.
- Nawet jeśli przyszły rok będzie inny. My będziemy tacy sami, Lyn. To znaczy... Na nas wszystkich to wpłynie, ale musimy być silni. 
- Bez Dumbledore'a to nie będzie to samo miejsce. Poza tym oboje wiemy, że ta rodzina nie będzie taka sama... Martwię się o niego, Blaise...
- Ja też, księżniczko...- szepnął obejmując ją i tuląc do swojej piersi.

Weszła krętymi schodami na szczyt Wieży. Kiedy przyjaciele Pottera ją zauważyli, ruszyli w jej kierunku i minęli bez słowa. Stała, nie patrząc w ich kierunku. Poczekała aż znikną z zasięgu wzroku i podeszła do Wybrańca opierając się o barierkę i patrząc na skąpany w słońcu krajobraz.
- Mówiłaś, że szkolił cię Książe Półkwi... 
- Moja matka i Snape znali się z czasów szkoły. Razem z ojcem chcieli, żebym była naprawdę świetna w eliksirach, dlatego Severus mnie szkolił poza szkołą... Dlatego jestem taka dobra...- skrzywiła się lekko.
- To dziwne opuszczać to miejsce po raz ostatni...
- To dziwne nie móc cię obrażać na każdym kroku.
- Naprawdę przepraszam za Malfoy'a. Nie chciałem...
- Wiem. 
- Co teraz zrobisz?- spytał spoglądając na nią ukradkiem.
- Chciałabym uciec. Nie musieć tu wracać... Hogwart nie będzie taki sam w przyszłym roku. Boje się tego, a równocześnie wiem, że rodzice nie odpuszczą...  Chciałabym nie musieć dorastać... Jeszcze nie teraz. Chciałabym, żeby było jak wcześniej. Jak gdy byliśmy na pierwszym, drugim roku... Beztroscy, nie martwiący się losami świata i swoją przyszłością. Wygraj, Potter. 
- Postaram się. Smutno opuszczać to miejsce. 
- Dom, Potter. Nazywaj rzeczy po imieniu...- uśmiechnęła się do niego drwiąco.- Zawsze tu będzie, gdybyś potrzebował pomocy.
- Staniesz do walki?
- Stanę... Bo mam o co walczyć. Potter mówię serio, wiem że nie uważasz mnie za przyjaciółkę i wierz mi mnie też to odrzuca. Ale mamy wspólny cel... Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy... Po prostu daj znać. Zakończmy to wszystko.

~*~

Droga z Hogwartu do Londynu wyjątkowo się dłużyła. Evelyn spała na ramieniu Blaise'a, który wyglądał przez okno, zastanawiając się jak bardzo zmieni się teraz ich życie. Na przeciwko nich siedziała Pansy wtulona w Notta, który drzemał od chwili gdy wyjechali ze stacji.
- To wszystko popieprzone...- szepnęła czarnowłosa patrząc na przyjaciela.- Chciałabym cofnąć czas, wiesz? Wrócić do beztroskiego początku szkoły...
- Wszyscy byśmy chcieli...- odparł Zabini, okrywając swetrem blondynkę.
- Nigdy nie myślałeś o tym?
- O czym, Pansy?
- O niej. O was.
- Nieee.- zawiesił głos na chwilę.- Lyn jest jak siostra. Nie chciałbym zmieniać naszej relacji, bo tak jest idealnie...- uśmiechnął się pod nosem, przyglądając śpiącej blondynce.
- Racja...- uśmiechnęła się Pansy.- W przyszłym roku... Musimy być razem... Musimy się wspierać. Musimy chronić nasz dom i rodzinę.
Uśmiechnął się do niej rozumiejąc w stu procentach co ma na myśli.
- Powinniśmy być nastolatkami. Cieszyć się, zakochiwać, bawić i popełniać błędy... A musieliśmy dorosnąć... Za szybko, Blaise.
- Zdecydowanie, Pansy.

Wysiadła z pociągu, nie oczekując nikogo z jej bliskich na peronie. Złapała za rączkę swojego wózka, który był wypełniony dużą ilością walizek. Musiała odwieźć wszystkie rzeczy Malfoy'a, a to sprawiało że miała pretekst, żeby go zobaczyć. Szybko pożegnała się z przyjaciółmi, wiedząc, że będą się widywać w wakacje. Jak zawsze. 
- Posłuchaj...- powiedział Potter wciągając ją w mały zaułek, żeby nikt nie zauważył.- Przyjedź na Grimmauld Place... Jak tylko będziesz miała czas, na razie się stamtąd nie ruszam. Musimy porozmawiać, poza tym myślę że chcesz zobaczyć brata.
- Oczywiście!- oburzyła się, wyczuwając pośpiech w głosie Wybrańca. 
- To do zobaczenia...- rzucił i wtopił się w tłum uczniów idących w stronę przejścia. 

Kiedy wyszła przed dworzec zamurowało ją, widząc ojca, czekającego na nią, opartego o czarny samochód.
- Skąd masz tyle bagaży?- spytał otwierając bagażnik.
- To... Część jest Malfoy'a on..
- Wiem, co się stało.
- Zabrałam je, bo co, miały zostać tam na zawsze? 
- W porządku...- powiedział, pakując wszystko do środka.- Dobrze się czujesz?- spytał, ruszając spod dworca. Była w szoku, że ojciec postanowił ją odebrać, ale pytania o samopoczucie to było zdecydowanie coś co sprawiło, że chciała zapytać czy ją wkręca.
- Tak, dlaczego?
- Po prostu chciałem wiedzieć. To co wydarzyło się w szkole musiało być szokiem dla wszystkich...- powiedział, ze skupieniem wpatrując się w drogę. Jej ojciec korzystał z mugolskiego samochodu rzadko. Prowadził, kiedy musiał dostać się do zatłoczonych części Londynu, a z Wiltshire codzienna teleportacja była dość męcząca. Mimo to zainwestował w jeden z najdroższych modeli jakie udało mu się znaleźć i podrasował za pomocą magii, dlatego nie wstydził się go używać nawet przed innymi czarownikami. Zsunęła się na miękkim fotelu i utkwiła wzrok za oknem.
- Tak, to było trudne dla wszystkich... Hogwart nie będzie taki sam bez tego człowieka...- zasępiła się na chwilę, patrząc jak deszcz spada na chodniki i przemykających nimi ludzi.- Tato ja... chciałabym zanieść rzeczy Draconowi. Jeśli to nie problem.
- Hmm...- zamyślił się na chwilę.- Zrób to od razu. Za jakieś...- powiedział parkując pod ich posiadłością.- 20 minut zbiorą się tam wszyscy na zebranie. Wolałbym, żebyś uniknęła spotkania z tymi ludźmi...
Skinęła głową i za pomocą czarów przeniosła się razem z bagażami kilka kilometrów dalej.

Stanęła z kuframi u boku, przed bramą do posiadłości Malfoy'ów. Wiedziała jak dostać się do środka, ojciec jej wyjaśnił wszystko co i jak. Zresztą ich zabezpieczenia były dokładnie takie same jak w jej domu. Minęła okazały ogród i energicznie zapukała do drzwi czekając aż ktoś jej otworzy.
- Oh, Evelyn... Dzień dobry.- powiedziała Narcyza wypuszczając na do środka.
- Dzień dobry... Jest Draco? Przywiozłam jego rzeczy ze szkoły.
- Jest, jest... Poczekaj zaraz mu powiem że jesteś.- uśmiechnęła się smutno kobieta, znikając na piętrze. Dwa Skrzaty pojawiły się i zabrały wszystkie bagaże. Rozkładała się po holu w którym miała okazję być kilka razy. Założyła ręce na dole pleców, wyglądając nieco arogancko. W końcu na szczycie schodów pojawił się blondyn. Ubrany w czarny, dopasowany garnitur. Był blady i ewidentnie zmęczony, a wzrok miał nieobecny. Kiedy stanął na wprost niej objęła go mocno przyciskając do siebie. Nie interesowało ją, że w pierwszej chwili nie odwzajemnił gestu.
- Draco...- szepnęła cicho, na co oplótł ją ramionami, jakby obudził się ze stanu zawieszenia.
- Nie powinnaś tu przychodzić. Reszta tu będzie za chwilę...- odparł ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Przyniosłam twoje rzeczy. Poza tym mój ojciec wie. Mam chwilę... Martwiłam się...- wyszeptała odsuwając się od niego i przyglądając jego twarzy.- Wyglądasz jak gówno, Malfoy.- skrzywiła się.
- Dzięki. Moje życie to wieczny bieg po ukwieconej łące, White.
Uśmiechnęła się blado wtulając w jego ciało.
- Tęskniłam.
- Nie widziałaś mnie tydzień.
- Wystarczyło... Szkoła bez ciebie nie jest taka sama...- powiedziała cicho, jakby wstydziła się własnych uczuć.
- Już do niej nie wrócę, Lyn...
Miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale nikt nie mógł zobaczyć jej łez. Pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
- Nigdzie mnie nie wypuszczają. Siedzę w domu całymi dniami. Co chwila przyłażą tu i spiskują... Mam tego dość...
- Bardzo cię ukarali?- spytała, dostrzegając kilka sińców na szyi i dłoniach.
- Myślałem, że będzie gorzej... Zresztą Carrow i Dołohov oberwali od twojego ojca zdecydowanie bardziej...- powiedział, a jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu. Spojrzała na niego pytająco.- Dostał furii jak się dowiedział, że cię torturowali... Tak ich sponiewierał, że myślałem że Voldemort mu zaserwuje owacje na stojąco. Ceni go bardziej niż tych dwóch razem wziętych.- powiedział znowu ją do siebie przyciągając i zamykając w silnym uścisku.- Przepraszam...
- Za co?
- Gdybym ich nie wpuścił, nic by ci się nie stało...
- Nic mi się nie stało. Pobolało i przestało... To nie twoja wina.- uśmiechnęła się blado i pogłaskała go po policzku.- Ważne, że ty tego nie zrobiłeś. Nie jesteś mordercą.
- Co mówili w szkole?
- Że Śmierciożercy wpadli i go zabili. Nikt nie wie co się wydarzyło.
- Chciałem pojawić się na pogrzebie...
- Było przygnębiająco. I tłoczno. Ale nie wszyscy uczniowie zostali...- powiedziała cicho łapiąc go za rękę.- Wszystko się teraz zmieni.
- Prawie powiedziałem tak... Prawie się zgodziłem na jego pomoc.
Westchnęła głośno.
- Nie zadręczaj się... Musimy ruszyć z naszym życiem, bo skupienie będzie nam teraz bardzo potrzebne... Powinnam iść.- powiedziała cicho, odwracając się w stronę drzwi. Blondyn, trzymając ją dalej za rękę, przyciągnął jej ciało do siebie i pocałował. Czule i delikatnie, lekko głaszcząc jej twarz.
- Postaram się znaleźć sposób, żebyśmy się zobaczyli...- uśmiechnęła się lekko łapiąc jego dłoń i wtulając w nią policzek. Wtedy drzwi gwałtownie się otworzyły, a ona odskoczyła na bezpieczną odległość, spuszczając wzrok na swoje buty. Draco stał wyprostowany obserwując jak do domu wchodzi Voldemort, a za nim jego ojciec i pan White.
- Evelyn...- powiedział cicho podchodząc do córki.
- Właśnie wychodziłam...- szepnęła, unikając patrzenia na Czarnego Pana. Jeszcze nie miała okazji go zobaczyć i chciała przeciągnąć konfrontację jak najdłużej mogła.
- Więc to jest Evelyn...- wysyczał czarownik i podszedł do niej. Odwróciła na niego wzrok, czując jakby jej serce miało wyskoczyć z piersi.- Piękne stworzenie, Nicholasie.- szepnął łapiąc ją za podbródek.- Co tu robisz, dziecko?
- Przyniosłam bagaże ze szkoły.- szepnęła, a w jej oczach malowało się przerażenie.
- Ah tak. Draconie, masz doprawdy oddanych przyjaciół, nawet w obliczu tragedii myślą o tobie. Nicholasie, nie dziwię się, że tak się wściekłeś na wieść o torturach. Naprawdę, panowie krzywdzić taką osobę...- powiedział przekrzywiając na bok głowę. Puścił jej twarz, a ona czuła jakby skóra w tym miejscu zaczęła ją nadmiernie palić.- Idź...- rozkazał. Odprowadzana wzrokiem wszystkich zebranych, pewnym krokiem ruszyła do drzwi, które za sobą zatrzasnęła. Dopiero kiedy opuściła teren posesji i szła między drzewami, puściła się biegiem, chcąc jak najszybciej być w domu. Nie zareagowała na pytania matki, wpadła do swojego pokoju, w którym momentalnie wszystko wywróciło się do góry nogami. Pomieszczenie wyglądało jak po wybuchu bomby.
A jedyne co wybuchło tego dnia, to jej uczucia i emocje.







~*~

Następny rozdział: 30.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 16 - 'He's Like Snow'

23 sty 2016

Rozdział 14 - 'Tonight'

In Noctem
- Zauważyliście, że ostatnio dyrektor znika? Nie ma go kilka dni, potem nagle się pojawia i znowu znika...- powiedział Nott jedząc swoją porcje obiadu. Evelyn spojrzała kątem oka na blondyna, który dłubał widelcem w posiłku. Uderzyła go łokciem w bok i skarciła wzrokiem.- Znowu go nie ma. I Pottera też nie.
Draco zbladł jeszcze bardziej, chociaż wszyscy myśleli, że to niemożliwe. Zerwał się z miejsca i wybiegł z Wielkiej Sali. Popatrzyła na Zabiniego, który westchnął głośno.
- Pewnie coś mu zaszkodziło...- powiedziała cicho Evelyn, wychodząc za nim. Nie miała pojęcia gdzie mógł się podziać, ale strzeliła, że wrócił do ich sypialni. Nie myliła się. Klęczał przed toaletą i wymiotował, chociaż wiedziała, że nie miał czym, bo od wczoraj nic nie jadł. Usiadła obok niego, odsuwając ze spoconego czoła włosy.
- Idź, to obrzydliwe...- jęknął czując jak zalewa go kolejna fala mdłości. Usiadła za nim i przytuliła chłodny policzek do jego karku.- Dzisiaj... To wydarzy się dzisiaj...
Czuła, że jego skóra jest cieplejsza niż powinna. Złapała do ręki chustkę i zmoczyła chłodną wodą, okładając jego kark i czoło. Nie mogła znieść tego w jakim był stanie. 
- Tak, czy tak będę mordercą...- jęknął wydając z siebie szloch. Co ona miała powiedzieć w takiej sytuacji? Jak mogła mu pomóc i ulżyć? Torsje nie ustępowały, a jego ciało zaczęło drżeć.- Muszę się ogarnąć... Jeszcze mamy lekcje... 
- Nigdzie nie idziesz, Draco jesteś wyczerpany.
Odsunął się kawałek, czując że tymczasowo wszystko się uspokoiło. Oparła głowę o jego ramię. Siedzieli tak w milczeniu nie potrafiąc znaleźć wyjścia z tej sytuacji. 
- Wejdą do szkoły. Pokonają aurorów i nauczycieli. Ktoś podpali Hogsmade... Żeby Dumbledore wrócił do szkoły...- mówił cicho z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała. Pogłaskała go po plecach.- Muszę iść. Muszę się przygotować. Nie mogę tak wyglądać... 
Odepchnął ją od siebie i wyszedł do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi. Musiała wyjść na powietrze. Musiała poczuć zimno na policzkach, bo miała wrażenie że sama ma podwyższąną temperaturę.

Stanęła na dziedzińcu. Coś wisiało w powietrzu. Wszyscy to czuli. Spoglądali w mroczne, pochmurne niebo, czekając. Nikt nie wiedział na co. Wiatr rozwiał jej włosy gdy popatrzyła tak jak inni w górę. Mrok, smutek i niepewność. Wisiały w powietrzu jak gęsta mgła. A czas jakby się zatrzymał.
- Wracajcie do swoich domów!- krzyknęła McGonagall również spoglądając w niebo, a jej szata złowrogo trzepotała na silnym wietrze. Stała jeszcze chwilę, jak zawieszona, po czym zerwała się i pobiegła do sypialni blondyna. Ale go tam nie znalazła. 
Biegła jednym z pustych korytarzy. Ludzie nie wiedzieli co się dzieje, stłoczyli się na dziedińcu albo w dormitoriach. Wpadła do Wielkiej Sali i zastała blondyna idącego w stronę Wieży Astronomicznej.

- Draco!- krzyknęła, na co odwrócił się zaskoczony i popatrzył w jej oczy.- Nie rób tego. Wiem, że nie ufasz i nie lubisz Pottera, ale Zakon ma mojego brata... Chronią go i siostrę Blaise'a. Ciebie też mogą. Sprowadzą twoją rodzinę, wszystko się ułoży. Ale błagam cię... Nie rób tego...- załkała, widząc jego minę. Jakby ktoś zaprogramował w nim mordercę, a nie tego przerażonego chłopaka sprzed zaledwie 30 minut. Jego oczy były puste, ale skupione.
- Masz rację, nie ufam mu...- zmarszczył brwi.
- To zaufaj mi...- szepnęła podchodząc bliżej i dotykając jego policzka.- Nie przekraczaj granicy...
- NIE!- krzyknął, a ona odsunęła się jak oparzona, myśląc że te słowa były skierowane do niej. W jej oczach malował się smutek i zawód, kiedy opadła z jękiem na ziemię, trafiona zaklęciem jednego ze Śmierciożerców.
- Na wieżę, Draco... Zaraz dołączymy do ciebie...- zasyczała Bellatrix pojawiają się obok niego znikąd. Popatrzył na targane bólem ciało blondynki i odwrócił się wbiegając po schodach na szczyt wieży. Do jego uszu doszły jeszcze głośne krzyki Evelyn.

Dumbledore's Farewell (do końca)
- Dobry wieczór, Draco...- powiedział Dumbledore podnosząc się z ziemi.- Co cię tu sprowadza w ten jakże rześki wieczór?
- Kto tu jeszcze jest?- warknął chłopak, celując w niego różdżką.- Słyszałem, że z kimś rozmawiasz!
- Często mówię sam do siebie... Jest to całkiem przydatne...- odparł spokojnie.- Zawsze tak ci ufano, Draco? Nie jesteś mordercą...
- Skąd to możesz wiedzieć? Zdziwiłbyś się do czego jestem zdolny!
- Rzucenie czaru na naszyjnik i przekazanie go Katie Bell, ażeby ta dostarczyła go mnie? Albo zastąpienie miodu w butelce trucizną, a potem próba przekazania jej mi? Wybacz, ale te próby były tak nieudolne, że mam wrażenie, że się w ogóle nie przyłożyłeś...- spokojny głos dyrektora źle na niego działał. Nagle jego dłoń zaczęła się trząść, a oczy się zaszkliły.
- Zaufał mi. Zostałem wybrany!- odsłonił Mroczny Znak na przedramieniu. Starzec popatrzył na no z nieukrywanym smutkiem. Zawsze wierzył, że ten chłopak wyjdzie na prostą, pomimo kiepskiego startu w życiu. Liczył, że będą z niego ludzie, że nie wda się w ojca.
- Ułatwię ci to...
- Expeliarmus!- różdżka Albusa wylądowała kilka metrów dalej.
- Bardzo dobrze... Nie jesteśmy sami...- dodał po chwili milczenia.- Są tu także inni... Jak?
- Szafka Zniknięć w Pokoju Życzeń. Naprawiłem ją.
- Niech zgadnę... Ma swoją bliźniaczkę...
- U Borgina i Burkesa. Stworzyłem przejście.
- Genialne! Draco... Znałem kiedyś chłopca, który podejmował tylko złe decyzje w życiu. Pozwól sobie pomóc.
- Nie chcę twojej pomocy...- powiedział blondyn ze łzami w oczach.- Nie rozumiesz? Muszę to zrobić. Muszę cię zabić. Albo on zabije mnie...

Nagle na górę wpadły cztery kolejne osoby. Jeden ze Śmierciożerców trzymał w uścisku Evelyn, z różdżką wycelowaną w jej szyję.

- O proszę... Co my tu mamy.- powiedziała Bellatrix, przyglądając się dyrektorowi.- Dobra robota, Draco...- podeszła do niego i pocałowała w policzek.
- Dobry wieczór Bellatrix.- wtrącił się Dumbledore.- Chyba powinnaś przedstawić swoich kolegów. Biorąc pod uwagę, że jeden z nich chce zabić uczennicę, w dodatku córkę innego Śmierciożercy.- na te słowa dyrektora Evelyn jęknęła cicho, będąc uwięzioną w za silnym uścisku Carrow'a.
- Głupcze, nie zrób jej krzywdy bo White cię zabije...- warknęła Lestrange w jego kierunku, po czym znowu zwróciła się do Dumbledora.- Chciałabym, Albusie. Ale obawiam się, że nie mamy na to czasu... Zrób to!- skierowała swój wzrok na swojego bratanka.
- Nie ma odwagi...- powiedział jeden ze Śmierciożerców.- Tak jak jego ojciec. Pozwólcie mi to zakończyć po swojemu.
- Nie! Czarny Pan zażyczył sobie, żeby zrobił to chłopak.- warknęła czarnowłosa czarownica. Evelyn płakała cicho, kręcąc przy tym głową.- To twoja chwila. Zrób to... No już, Draco! Natychmiast!- krzyknęła, a wszystkich dookoła zmroziło.
- Dosyć tego.- usłyszeli nagle, gdy na wieży pojawiła się kolejna osoba. Snape wyszedł popychając Dracona na bok. Stanął na wprost Albusa i popatrzył mu w oczy.
- Severusie...- powiedział błagalnym tonem dyrektor.- Proszę...
- Avada Kedavra...- powiedział, a dyrektor runął martwy wprost w przestrzeń, uderzając w końcu o dzieciniec zamku. Bellatrix wyczarowała nad szkołą Mroczny Znak, a Carrow puścił dziewczynę, która zachwiała się, ale utrzymała na nogach. Severus pociągnął blondyna w stronę schodów, a tuż przy nich dziewczyna złpała go za rękę i zacisnęła palce. Zeszli z innymi do Wielkiej Sali, a stamtąd w stronę lasu. Gdy jego ciotka zniszczyła pomieszczenie, w którym jeszcze dziś rano siedzieli z przyjaciółmi, Draco o mało nie rozpłakał się jak dziecko. Człowiek, który mimo wszystko w niego wierzył, który zawsze chciał każdemu pomóc, nawet jemu, leżał martwy u stóp Wieży Astronomicznej, a miejsce, które mógł nazwać domem, było rujnowane, przez jakąś wariatkę, nie mówiąc o dziewczynie, która szła obok niego mimo bólu. Poczuł, jak ciągną go za sobą. Szok i adrenalina odebrały mu rozum, poddawał się wszystkiemu co z nim robili. Dopiero przy wyjściu się zatrzymał i spojrzał na Evelyn. Pocałował ją mocno, desperacko chcąc jej wszystko przekazać. Pocałunkowi nie towarzyszyła jednak namiętność ale brutalność, gdy ich wargi miażdżyły się a dłonie niaml wyrywały włosy. Oderwali się od siebie głośno dysząc.

- Zostań...- powiedział i zostawił ją samą znikając w mroku.

Nie zabił. Nie umiała myśleć o niczym innym, jak o tym, że go nie zabił. Że nie zawiódł swoich przyjaciół, którzy wierzyli, że nie jest w stanie tego zrobić. Spojrzała w kierunku dziedzińca. Widziała ciało dyrektora na ziemi. Z jej ust wyrwał się głośny szloch. Człowiek, który od wielu lat służył im pomocą, którzy wierzył w nich, opiekował się nimi i zawsze był tam dla nich, był martwy. Nie umiała tego opisać, ale czuła się, jakby zginął ktoś więcej niż tylko dyrektor. Dla niej zginął człowiek, który wiele razy pomagał jej znaleźć siłę, by dalej walczyć z przeciwnościami. Ruszyła w tamtym kierunku. Uczniowie i nauczyciele zaczęli zbierać się dookoła niej. Poczuła jak Blaise bierze ją w objęcia i mocno do siebie przytula, odgarniając z twarzy, przylepione przez pot, łzy i krew włosy. Pokręciła przecząco głową, a on zrozumiał co chciała mu przekazać. Z jednej strony odetchnął z ulgą, że nie Draco zabił, jednak wszyscy poczuli pustkę, widząc tak bliskiego im człowieka, bez ducha. Widok Pottera, klęczącego przy nim, nikomu nie ułatwiał tej chwili. Jako pierwsza zrobiła to profesor McGonagall: uniosła do góry zapaloną różdżkę, a kilka sekund później, wszyscy zebrani na dziecińcu trzymali swoje. Mroczny Znak zniknął, pozostawiając jedynie zachmurzone niebo. Evelyn wtuliła się w ciało przyjaciela, czując że jak nigdy wcześniej, wszyscy uczniowie są teraz zjednoczeni w smutku. Ale ich dwójka nie płakała jedynie po utraconym dyrektorze, ale także nad losem przyjaciela, którego tu teraz nie było.





~*~
Następny rozdział: 27.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 15 - 'Everything Has Changed'

20 sty 2016

Rozdział 13 - 'She Is A Cat' [+18]

W tym roku uczniowie wracali do szkoły na raty. Jedni tuż po nich, inni wykorzystywali przerwę do samego końca. On nie chciał siedzieć w ponurym domu, pełnym Śmierciożerców. Postanowił od razu jak to możliwe pojawić się w szkole. Samotność była lepsza niż znoszenie ich obecności. Poza tym mógł dalej sprawdzać Szafkę Zniknięć i próbować zrealizować swoje zadanie. Poza tym liczył, że będzie miał okazję porozmawiać z Evelyn. Jednak ona nie wróciła. Jej pokój nadal był pusty i cichy. Jednak u siebie na łóżku znalazł małą paczuszkę. Zastanawiał się od kogo był prezent i kiedy ten ktoś zdążył go tu podłożyć. Otworzył pudełeczko, w którym były eleganckie i subtelne spinki do mankietów z kamieniem księżycowym. Na karteczce, wykaligrafowany był krótki napis:
Podobno kamień księżycowy otwiera serce i pomaga w przyjmowaniu i dawaniu miłości.

~*~

Był już 1 stycznia i wszyscy wrócili do szkoły. Ale nie ona. Wszedł do jej pustej sypialni, zastanawiając się dlaczego nadal się w niej nie pojawiła. Zamknął za sobą drzwi i położył się na łóżku, nadal uparcie nie usypiając. Nasłuchiwał pół nocy, czekając na trzaśnięcie drzwi w pokoju obok. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Bał się, że coś złego się wydarzyło, że stała jej się krzywda i dlatego nie wróciła. 

Uparcie wmawiał sobie że jej nie potrzebuje. Prawda była inna. Bez niej faktycznie było gorzej. Od kilku tygodni pił niemal codziennie, topiąc problemy w alkoholu. Czasem do tego stopnia, że lądował nieprzytomny na podłodze. Było z nim źle. I to bardzo.

I tym razem leżał na łóżku, wpatrując się w sufit, a jego umysł zamroczony był lekko przez alkohol, który udało mu się przemycić do szkoły. Nie do końca docierało do niego co się dzieje wokół, jednak kiedy usłyszał hałas po drugiej stronie ściany, uspokoił się wiedząc że jest Evelyn jest cała. 
Od powrotu ze świąt blondynka go unikała. Role się odwróciły i teraz to ona była tą która nie chce mieć z nim nic wspólnego. Zresztą się nie dziwił. Potraktował ją okropnie. Na lekcjach czy posiłkach nie raczyła go nawet jednym spojrzeniem. Pokój zawsze był zamknięty a ona korzystała z łazienki gdy miała pewność że na niego nie wpadnie.

Na zewnątrz pokazywała wszystkim że czuje się dobrze, jednak od środka była w ruinie. Nie musiała martwić się o brata więc jej myśli zaprzestała inna osoba. Wiedziała że dalej desperacko chce znaleźć sposób na zabicie dyrektora tak by nie być podejrzanym. Słyszała co przytrafiło się Weasley'owi. Jak został otruty gdy Potter zastopował działanie Amortencji. Wiedziała że to sprawka Draco. Blaise opowiadał jej co się z nim dzieje i jak schodzi powoli coraz niżej, w coraz mroczniejsze zakamarki duszy. Czarnoskóry martwił się że prędzej zabije siebie niż Dumbledore'a.

Siedziała w Wielkiej Sali, obserwując innych i dłubiąc widelcem w swoim obiedzie. Od dłuższego czasu nie miała apetytu, więc markowała tylko, że je, bojąc się, że kolejny kęs skończy się wymiotami. Blaise zatopił się w rozmowie z Pansy i żadne z nich nie zwracało na nią uwagi. Ona natomiast widziała jak zawsze wszystko. Jej wzrok zatrzymał się na parze rozmawiającej na samym środku sali. Pottera i Bell. Kiedy zobaczył ich Malfoy i odwrócił się napięcie uciekając jak spłoszone zwierzę, poczuła dreszcz na plecach i miała złe przeczucie. Wybraniec ruszył za nim, a ona za nimi. Kiedy jednak doszła do łazienki, między nimi już trwała wymiana zaklęć. Nieświadomy do końca do kogo celuje, blondyn rzucił w jej kierunku jedynym z nich ale w porę się schowała. Kiedy chciała ich powstrzymać usłyszała jak Harry krzyczy formułę nieznanego jej zaklęcia, a Draco chwieje się i upada na zalaną wodą podłogę, a jego ciało zaczyna krwawić z wielu miejsc. Podbiegła do niego, słysząc jęki bólu i urywany oddech. Coś w niej pękło. Kiedy widziała jego zmasakrowane ciało i łzy lecące z oczu, nie wiedziała czy bardziej jest wściekła na Harry'ego, czy załamana widząc Malfoy'a w takim stanie.
- Cholera...- warknęła patrząc na Pottera z wściekłością. Mord jaki malował się w jej oczach nie wróżył nic dobrego. Wtedy pojawił się Snape i załagodził stan blondyna, nakazując Evelyn odprowadzenie go do Skrzydła Szpitalnego. On natomiast chciał jeszcze porozmawiać ze sprawcą całego zamieszania. Potter miał szczęście. Dwie sekundy później blondynka wypatroszyłaby go gołymi rękami.

- Evelyn...- usłyszała, kiedy wróciła do dormitorium Prefektów.
- Czego, Granger?- warknęła, spoglądając na dwójkę przedstawicieli Gryffindou. Była wściekła. Malfoy był osłabiony, nieprzytomny i wyglądał gorzej niż dotychczas. Pomfrey kazała mu zostać w Skrzydle, żeby sprawdzać przez noc, czy jego stan się poprawia.
- Harry... On nie wiedział co się wydarzy...- powiedział skruszony Ron.
- To nie powinien używać takiego zaklęcia! Mógł go zabić! Wykrwawić go na śmierć. Wiecie jak takie coś boli? Jakby nie miał już wystarczająco na głowie.- jej głos był podniesiony i wyczuć w nim można było wściekłość. Hermiona rozumiała jej wzburzenie. Rozmowa którą podsłuchała, wiele jej wyjaśniła, jeśli chodzi o Ślizgonów i ich relacje.- Może sama powinnam mu pokazać jak to jest, gdy przyjaciel wykrwawia się na twoich oczach.- wycelowała w Rona, który zacisnął z przerażeniem oczy.
- Nic, Harry'ego nie tłumaczy, wiemy...- wtrąciła się Hermiona próbując ją uspokoić. Widziała ból, strach i złość mieszające się w oczach blondynki.
- Módlcie się, żeby jego ojciec się nie dowiedział. 
- Naprawdę nam przykro. 
- Nie mnie powinniście przepraszać. Tylko jego. Poza tym to nie wy tylko Potter. Niech on się zastanowi jak go przeprosić... Chociaż znając Malfoy'a, nic nie pomoże. W sumie radzę mi nie wchodzić w drogę, bo konsekwencje mogą być katastrofalne...- na jej ustach pojawił się szaleńczy uśmiech, który skutecznie ich zniechęcił do kolejnej konfrontacji z tą dziewczyną.

~*~

Szła szybkim krokiem w stronę pokoju, chcąc w końcu odpocząć. Miała za dużo na głowie, koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, coraz więcej nauki, prac domowych, coraz większe zaniepokojenie. Wszyscy czuli, że świat się zmienia. Weszła do dormitorium zatrzymując się na moment i spoglądając na Złote Trio. Potter podniósł się i chciał coś powiedzieć, ale zgromiła go wzrokiem, nadal nie mogąc pojąć tego, że użył nieznanego zaklęcia, omal nie zabijając jednego  z uczniów. Kogoś jej bliskiego. Pomimo tego, na jakim etapie ona i Malfoy byli, gdyby stała mu się krzywda, Święty Potter byłby martwy. Weszła do niewielkiego korytarza przed swoją sypialnią, wyciągając dłoń, żeby złapać za klamkę. Nagle poczuła, że jej ciało uderza o ścianę i zostaje zamknięte w silnym uścisku. Chciała krzyknąć zaskoczona, ale jej wargi zostały zamknięte przez inne. Nie bardzo wiedziała jak zareagować, gdy napastnik pogłębił pocałunek, wpychając ją do pokoju. Mimo wszystko go nie odepchnęła, chociaż wiedziała, że powinna. Ale nie mogła. Bo sama tego potrzebowała. Ostatnie miesiące były dla niej jak tortura i po prostu... wiedziała, że bez względu na wszystko to pomoże obojgu. 
Światła były zgaszone, kiedy wylądowali na jej łóżku nie przerywając pieszczot. Coś jednak się zmieniło. Wcześniej, kiedy lądowali razem w łóżku, desperacko potrzebowali zaspokoić swoje potrzeby. Teraz jednak oprócz namiętności pojawiło się coś jeszcze...

Przejechał dłonią po jej szyi
Zadrżała pod jego dotykiem
Jakby to działo się po raz pierwszy
Głębokie oddechy
Wargi złączone w namiętnym pocałunku
Języki poruszające się w zmysłowym tańcu
Proszę...- wyszeptała wyginając się w łuk
Jej ciche jęki łączyły się z jego głośnym oddechem
Bardzo cię potrzebuję...- usłyszała tuż przy swoim uchu
Ich dłonie złączyły się przy jej głowie
Nie było pośpiechu
Nie było desperacji
Była namiętność
Przycisnęła go do siebie krzycząc głośno
Potrzebowała go blisko 
Wygięła się w łuk
Jego palący dotyk przesunął się po jej talii
Twarz ukrył w zagłębieniu jej szyi
Wyszeptała jego imię docierając na szczyt
Jego głos zniknął w jej ustach, gdy poruszył się po raz ostatni

Opadł wyczerpany na jej ciało. Leżał bez ruchu oddychając głośno, nadal kurczowo ściskając jej dłoń i zataczając kciukiem kółka na środku, przedłużając jej przyjemność. Drżała pod nim, wydając z siebie ciche pomruki i jęki. 
- Wow...- wyrzuciła z siebie nie do końca wiedząc co się stało i co ze sobą zrobić.
- Zgodzę się...
- Nie można tak się rzucać na ludzi, Malfoy...
- Narzekasz?- wydyszał, całując jej szyję.
- To nie powinno tak wyglądać...
- Wiem, nadal jesteś zła...
- Zła? Zgniotłeś moje serce i wyrzuciłeś do śmieci. Nie jestem zła. Jestem zawiedziona. I wściekła.
- Dramatyzujesz, White.
- Powinniśmy najpierw porozmawiać.
- Mogłaś mnie powstrzymać.
- Wiesz co, jestem głupa. Głupia i nieodpowiedzialna.- warknęła niezadowolona.- Nie powinnam ci na to pozwalać. Zraniłeś mnie, a ja się zachowuję jak tępa laska, która jest na każde twoje skinienie. Nie może tak być! Nie możesz mnie wykorzystywać, a potem ranić, a ja nie mogę wracać tak o! Powinnam wyznaczyć granicę! Aaaaa jestem na siebie wściekła...- powiedziała, kiedy nagle ją pocałował. Delikatnie i czule.
- Za dużo gadasz. I nie jesteś głupia.
- Co ty masz w sobie, że każda ulega?
- Urok osobisty i wewnętrzny czar, kotku.
- Raczej manipulacja.- warknęła, czując jak gryzie ją w szyję.
Wydała z siebie cichy pomruk. Chociaż pozycja była średnio wygodna to żadne nie chciało się ruszyć. Otuliła go ramionami i pogłaskała po włosach. Była rozdarta. Bo zranił ją jak nikt inny, ale kiedy widziała jak cierpi, to cierpiała razem z nim.

Malfoy's Mission (utwór znajduje się na Playliście z boku)
- Porozmawiasz ze mną?
Leżał bez ruchu, zupełnie nic nie mówiąc. Jedynie jego palce błądziły powoli po jej skórze.
- Draco, seks nie może być odskocznią. On nie rozwiązuje problemów, tylko tłumi myśli o nich.
- Nie zostawiaj mnie...- usłyszała nagle. Na początku się nie ruszył, jednak po chwili przetoczył się na bok i ułożył obok niej, po czym wstał i wsunął na siebie spodnie. Blondynka narzuciła na siebie jego koszulę i siadła po turecku na łóżku, przyglądając jego profilowi, gdy wyglądał przez okno.- Jestem wrakiem, Lyn... Nie śpię, nie jem, jestem jak zaszczute zwierzę, każdy hałas to dla mnie potencjalny atak. O mało nie zabiłem dwóch osób... 
- Chodź tu...- szepnęła robiąc miejsce obok siebie. Ułożył się z głową na jej piersiach i pozwolił by objęła go ramionami i zaczęła uspokajająco głaskać po włosach. Czuła, że z jego oczu lecą łzy, powoli mocząc materiał otulający jej ciało.
- Nie umiem sobie z tym poradzić... To wszystko mnie przytłacza.- załkał cicho.- Jestem słaby. Nie potrafię tego zrobić... Nie umiem zadbać o swoją rodzinę... Jestem mięczakiem.
- Ciii...- powiedziała oplatając go nogami i zamykając w silnym uścisku.- Jesteś dobrym człowiekiem, bo nie możesz zabić innej osoby. A teraz śpij, Draco... Jesteś wykończony. Nie myśl o tym...
- Zostań...
- Nigdzie się nie ruszam.
- To nastąpi niedługo...- przerwał nagle ciszę. Płakał. Dalej płakał nie mogąc się uspokoić, co tylko pokazywało jak bardzo jest zniszczony.- Ja też, Lyn...- szepnął zaspanym głosem.
- Co ty też?
- Ja też się zakochałem... W wyjątkowej osobie, Lyn.
Uśmiechnęła się smutno, odsuwając niesforne kosmyki włosów opadające na jego twarz.
- To dobrze, Draco...
- Lubię jak używasz mojego imienia...
- Nie przyzwyczajaj się. To kim jest ta dziewczyna?
Ziewnął głośno i objął ją jeszcze mocniej.
- Kotem. Jest pieprzonym, białym kotem, Lyn.





~*~
Następny rozdział: 23.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 14 - 'Tonight'

16 sty 2016

Rozdział 12 - 'Have Yourself A Merry Little Christmas'

Siedziała i wpatrywała się w choinkę, która jak co roku, stała pod jedną ze ścian salonu. Jak zwykle ubrana przez jej matkę, bardzo minimalistycznie i bardzo elegancko. W rękach trzymała kubek z gorącą czekoladą, którą popijała co chwilę, a w kominku rozpalony był ogień, którzy ogrzewał całe pomieszczenie. Przymknęła oczy wdychając przyjemny zapach sosny, czekolady i cynamonu.
- Wszystko w porządku?- spytał jej ojciec wchodząc do pomieszczenia. Po jej wypadku coś się zmieniło, jakby rodzice uświadomili sobie, że na też jest istotą śmiertelną i może ulec wypadkowi lub zginąć. Zaczęli pytać o jej samopoczucie i potrzeby. Wprawdzie nadal były to pytania, z których nie dało się wyczuć ani grama uczuć, ale przynajmniej zwracali na nią więcej uwagi.
- Tak, dziękuję. 
- Mam nadzieję, że doszły cię już słuchy o tym, że nie chcemy z matką, żebyś grała.
- Tak. 
- Zastosujesz się?
- Oczywiście. Poza tym nadal zdarza się, że odczuwam ból w kręgosłupie.- powiedziała swoim jak zwykle uprzejmym, ale bezuczuciowym głosem.
- Dobrze. Kolacja zaraz będzie gotowa.- powiedział i opuścił pomieszczenie. Wywróciła oczami i znowu utkwiła wzrok w drzewku. Dziwiła się, że jej rodzice, bezuczuciowe roboty, z którymi przyszło jej się wychowywać, dekorowali chociaż w minimalnym stopniu dom na święta i zawsze obdarowywali ją drogimi prezentami. Jakby samotność, brak zainteresowania i rodzicielskich uczuć miały zastąpić jej upominki i świąteczne ozdoby.

I jak co rok, tak i tym razem było tak samo. Kolacje zjedli w milczeniu. Potem rodzice poszli na górę, a ona została w salonie sama, sięgając po prezenty, które dostała nie tylko od nich, ale także od przyjaciół. Dafne jak zawsze obdarowała ją kolejną sukienką, tym razem w kolorze butelkowej zieleni, pasującej do barw ich domu. Znalazła przy tym po raz pierwszy mały bilecik z napisem: 
Zostaw ją na randkę z tym jedynym. 
D.
Uśmiechnęła się pod nosem, chwytając kolejną paczkę. Blaise i Teodor jak zwykle połączyli siły, by znaleźć dla niej coś odpowiedniego. Najpierw jednak sięgnęła po list.
Eve, list jest tylko ode mnie. Wiesz, że Teodor raczej nie lubi przelewać myśli na papier. To lusterko dwukierunkowe. Drugie mam ja. Gdybyś miała potrzebę porozmawiać. 
Wesołych świąt, Księżniczko
Wyciągnęła przedmiot i z uśmiechem odkładając na bok. Pansy dała jej album ze zdjęciami, przedstawiającymi ostatnie lata w szkole i poza nią, z dopiskiem: Jak rodzina. Dalej z pudełka wyciągnęła aparat, do którego doczepiona była kolejna notka: Którą warto zapamiętać.
Westchnęła głośno, próbując powstrzymać łzy. Była rozwalona emocjonalnie i jedyne o czym teraz marzyła to sen, niezmącony koszmarami. Jej rodzice obdarowali ją jak zwykle nic nie znaczącą biżuterią. Prychnęła wyciągając naszyjnik złożony z białych kryształów. Dopiero na końcu znalazła malutką paczuszkę. Jej kot podszedł do niej, ocierając się łebkiem o jej rękę. Wyciągnęła z środka pierścionek, który od spodu był wygładzony, a im bliżej zwieńczenia z kamieniem, zaczynał przypominać gałązkę, która oplatała różowy kwarc, delikatnie na niego wchodząc i zmieniając kształt na malutkie listki. Dodatkowo znalazła małą karteczkę z krótką informacją: Podobno leczy złamane serce i pomaga wybaczać.
Żadnego podpisu, nic poza tym. Wsunęła pierścionek na palec i z zaskoczeniem stwierdziła, że pasuje idealnie. Podejrzewała od kogo ten prezent, a mimo to planowała go nosić. Być może siła na wybaczenie, będzie jej teraz wyjątkowo potrzebna.
- Wesołych świąt, Ladon...- szepnęła do kota i położyła się na podłodze, zatrzymując wzrok na zaczarowanym suficie, z którego leciał śnieg i czując jak jej kot kładzie się tuż przy jej boku.

~*~

- Jesteś pewna?- zapytała jej matka, gdy mąż pomagał jej założyć płaszcz.- Narcyza będzie nie pocieszona. Poza tym ma przyjść też Blaise z matką.
- Tak. Nie czuję się dobrze, pewnie wezmę jakiś eliksir i położę się spać. To pewnie jeszcze skutki tego wypadku.- powiedziała Evelyn otulając się grubym swetrem.
- No dobrze. Wrócimy pewnie w okolicach 2. Gdyby jednak działo się coś złego to od razu nas poinformuj.
- Oczywiście...- szepnęła zamykając za nimi drzwi. Kiedy tylko teleportowali się spod domu, skierowała się do pokoju i zarzuciła na siebie długi płaszcz, założyła czapkę i buty. Musiała załatwić to szybko, zanim ktokolwiek wpadnie na pomysł, żeby ją sprawdzić. Wyszła z domu, upewniwszy się, że na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak, jakby spała. Teleportacja nie wchodziła w grę, nie miała jeszcze licencji. Proszek Fiuu zostawiłby ślad. Zdecydowała się na Świstoklik, który pozostawił jej brat. Był to puchar z czasów szkoły, który ukrywała w swojej szafie. Kilka sekund później stała już na jednej z ulic Londynu. Zaczęła się zastanawiać jak dostać się na Grimmauld Place. Ukryła Świstoklik między śmieciami i ruszyła w dół ulicy. Na szczęście okazało się, że cel jej podróży jest tuż za rogiem. Problemem był numer 12, który nie istniał. Rozejrzała się zdenerwowana, myśląc że przebrzydły Potter zrobił sobie z niej żarty. Nagle jednak dom z numerem 11 i 13 rozjechały się, robiąc miejsce temu, którego szukała. Podeszła do drzwi, w których już stał Harry.

Rachel Portman - We Had Today (utwór znajduje się na Playliście z boku) 
- Wchodź. Jak się dostałaś do Londynu?- spytał zabierając jej płaszcz.
- Świstoklik. Nie mam dużo czasu, Potter. Nikt nie może zauważyć, że mnie nie ma. Powinnam być na kolacji u Malfoy'ów.
- Chodź...- pociągnął ją do salonu, w którym zauważyła Hermionę, Rona i kilka innych osób, które zareagowały poddenerwowanymi minami. No tak, mogła wyglądać dość przerażająco. Czarne spodnie, ukryte w ciężkich butach, czarny sweter i bardzo mocno podkreślone oczy. I ten zimny i nieufny wzrok. Przy oknie stała jeszcze jedna osoba, którą od razu poznała.
- Alex...- szepnęła przebiegając niemal przez salon i wpadając bratu w ramiona.- W ostatnich dniach już myślałam, że coś ci się stało...- szepnęła ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi. 
- Jestem cały, Eve... Zakon mnie odnalazł. Zapewnili bezpieczeństwo mi i Annalise.
Nie zwracała uwagi na zaskoczone miny ludzi dookoła niej i łzy w oczach matki rudego rodzeństwa, która patrzyła na tę scenę z zachwytem.- Nie płacz... Jestem już bezpieczny.
- Nigdy więcej nie znikaj... Nigdy. Umierałam każdego dnia...
- Wiem, kochanie... To były straszne dwa lata. Niedługo nasze życie będzie normalne.- pogłaskał ją po głowie i pocałował w skroń. 
- Obiecujesz?
- Obiecuję...

- Nie możecie oczekiwać, że będę go okłamywać...- powiedziała cicho, ściskając dłoń brata.- Blaise musi wiedzieć, że jego siostra jest bezpieczna.
- Nie zabronimy ci tego, ale nie mów gdzie jest, dobrze?- odparł spokojnym głosem Lupin.- To miejsce musi pozostać tajemnicą. Jeśli trzeba będzie może uda nam się zaaranżować spotkanie, ale na razie musimy uważać. Smierciożercy są ostatnio bardzo aktywni. 
- W porządku...
Oparła się o brata, do którego była bardzo podobna. Szczególnie oczy, które u obojga były intensywnie niebieskie. Siedzieli przytuleni od prawie godziny i napawali się pierwszym od prawie dwóch lat spotkaniem. Nie wiele rozmawiali. Po prostu siedzieli.
- Czy oczekujecie teraz że będę walczyć po waszej stronie?- spytała nagle, wiedząc że musi wracać do domu.
- Widzisz, tym różnimy się od Śmierciożerców i Voldemorta. Nie oczekujemy zapłaty za to, że pomagamy twojemu bratu.- uśmiechnął się do niej Lupin.- To twoja decyzja.
- Ale, Lyn... Nie warto być po ich stronie. Czarny Pan polegnie...
- Skąd wiesz, Alex? Skąd ta pewność?
- Po prostu wiem. 
- A walka przeciwko rodzicom? Ja nie jestem taka silna jak ty!
- Ile miłości ci dali? Jak bardzo się o ciebie troszczyli? Prezenty zamiast uczuć. Kot, zamiast wspólnego spędzania czasu. Nie każę ci ich zabijać... Ale stań po odpowiedniej stronie, a potem zbuduj życie, bez nich. 
- Myślisz, że nas nie kochają?
- Myślę, że Voldemort wyprał im mózgi i zastraszył do tego stopnia, że polują na własnego syna. Nikt nigdy nie zrozumie jakie to uczucie, gdy własna rodzina się od ciebie odwraca i chce twojej śmierci.- powiedział ze smutnym błyskiem w oku.
- Nie jestem pewna, czy ojciec chce twojej śmierci.
- Ojciec się wściekł kiedy odmówiłem... A potem zaczęli mnie ścigać... Eve, wracaj do domu, żeby nie mieć problemów. Znajdziemy sposób, żeby się spotkać...
Wstała i objęła go mocno.
- Uważaj na siebie...- wyszeptał w jej włosy.
- Ty też... Chcę się bawić na twoim ślubie z Ann...- zaśmiała się cicho ocierając łzy. Podeszła do czarnoskórej czarownicy i przytuliła ją mocno.- Dziękuję, że opiekowałaś się moim bratem, Ann.
- A ty moim.
- To bardziej on opiekował się mną...- szepnęła ruszając do wyjścia. Przy drzwiach stał już Harry.- Dziękuję. Nie musieliście...
- To robimy, White. Pomagamy. 
- To nic nie zmienia, Potter. Nie mogę, pozwolić sobie na to, żeby ktoś doniósł, że się z tobą bratam. W szkole zbyt wiele osób może to zrobić. Ale wiedz, że każda uszczypliwa uwaga... Nie mam tego na myśli.

~*~

-...Draco, nie będę cię tępił, bo jesteś moim przyjacielem. Ale udzielę ci przydatnej porady.- powiedział Zabini, kiedy obaj szli przez zaśnieżoną uliczkę.- Odpuść. Bo zaczynasz zachowywać się jak samotnik.
- Mam taki mętlik w głowie, Blaise. Jestem wrakiem. Nie sypiam, ledwo jem, wszystko mnie drażni i... Jestem w dupie.- wzruszył ramionami blondyn, nie patrząc w jego kierunku.- A ona nie zasługuje na taki syf.
- Nie podejmuj za nią decyzji, jest silniejsza niż się jej samej wydaje. To po pierwsze. Po drugie nie dasz rady sam, bo w końcu pękniesz i zamiast znaleźć rozwiązanie, będziemy opłakiwać twoje samobójstwo. Nie jesteś mordercą...
- Omal nie zabiłem tej dziewczyny...
- Właśnie, omal. Ona żyje. Jesteś niewolnikiem całej tej sytuacji... Nie odtrącaj tych, którzy mogą pomóc ci uciec.
- Wiesz... Przez chwilę, nad Amortencją... Myślałem, że nagle zapałałem wielką miłością do kota.
- Poczułeś zapach kota?- zdziwił się Zabini.
- Jest Animagiem... Evelyn. Zmienia się w kota..
Zabini spojrzał na niego z uniesioną jedną brwią i cwanym uśmiechem na ustach.
- Nic nie mów.- warknął blondyn i odszedł.

~*~

Pojawiła się przed domem i weszła przez okno do pokoju. Zapaliła światło i zastała dwóch chłopaków siedzących na jej sofie i fotelu.
- Na Melrina!- krzyknęła wystraszona. Odłożyła puchar do szafy.
- Twoja matka powiedziała, że nie najlepiej się czułaś. Chcieliśmy sprawdzić czy jest lepiej i wyobraź sobie nasze zaskoczenie, gdy wchodząc przez otwarte okno, w środku zimy, nie zastaliśmy cię w łóżku!- warknął Blaise wstając i podchodząc do niej szybkim krokiem.
- Musiałam coś załatwić.- odpowiedziała ściągając czapkę i płaszcz. Ominęła ich w drodze do łazienki, w której wymyła dłonie.
- Dlatego nie przyszłaś? Nie dlatego, że źle się czujesz?
- Czuję się fantastycznie, a teraz możecie wracać do siebie.
Draco przyjrzał jej się uważnie i zauważył nowy element jej biżuterii. Zebrali się do wyjścia, kiedy złapała Zabiniego za rękę i coś do niego powiedziała. Blondyn wsadził dłonie w kieszenie i czekał, aż przestaną się naradzać i będą mogli wrócić do jego domu. Kiedy wychodzili, spojrzał na nią po raz ostatni i zobaczył w jej oczach tak wielki smutek, że zaczął mieć wyrzuty sumienia, że to z jego powodu.





~*~
Następny rozdział: 20.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 13 - 'She Is A Cat' [+18]