Szkoła opustoszała. Wszyscy siedzieli w dormitoriach, pakowali się i szykowali do powrotu do domu. Rok szkolny, zakończył się szybciej i w dużo tragiczniejszy sposób, niż ktokolwiek przypuszczał. Nikt oprócz niej i Harry'ego nie wiedział co stało się na Wieży Astronomicznej. Wszyscy myśleli, że nagłe pojawienie się Śmierciożerców, poskutkowało konfrontacją z dyrektorem, a w efekcie, szalona Bellatrix, pozbawiła go życia. Evelyn wiedziała, że Harry z pewnością podzieli się tą informacją z przyjaciółmi. Stała po środku sypialni Malfoy'a i pakowała do kufrów jego rzeczy.
- Potrzebujesz pomocy?- spytał Zabini wchodząc przez lekko uchylone drzwi. Otarła łzy wierzchem dłoni i pokręciła przecząco głową. Mimo to, chłopak wszedł do środka i siadł na łóżku.- Wszystko się zmieni, prawda?
Przytaknęła.
- Pewnie nie minie rok, nim rozegra się najważniejsza bitwa.
- Z pewnością...
- Myślisz, że w przyszłym roku otworzą szkołę? Że Czarny Pan...
- Znajdzie sposób, żeby ją opanować, Blaise. To Voldemort. Pewnie od dawna miał plan.
- Będą nam kazali tu wrócić.
Siadła obok niego i wciągnęła powietrze powstrzymując łzy.
- Gdybyś widział jego twarz... Był w rozsypce...
- Nie zrobił tego. To najważniejsze...
- Wiesz... Jak dostałam list z Hogwartu to bardzo się cieszyłam... Liczyłam że tu doświadczę... Uwagi od ludzi. Że nie będzie jak w domu.. że gdybym zniknęła, nic by się nie zmieniło... Chciałam zdobyć przyjaciół, chciałam czarować... Liczyłam że dzięki magii moje życie się zmieni... Dla moich rodziców to nie było nic nadzwyczajnego. Od początku było wiadome, że mam miejsce w Hogwarcie. Przez te kilka lat... Na ile dziwnie to brzmi... to miejsce stało się moim domem. A wy staliście się rodziną. Dziwną i pokręconą. Ale ta szkoła bez was... To nie to samo.
- Nawet jeśli przyszły rok będzie inny. My będziemy tacy sami, Lyn. To znaczy... Na nas wszystkich to wpłynie, ale musimy być silni.
- Bez Dumbledore'a to nie będzie to samo miejsce. Poza tym oboje wiemy, że ta rodzina nie będzie taka sama... Martwię się o niego, Blaise...
- Ja też, księżniczko...- szepnął obejmując ją i tuląc do swojej piersi.
Weszła krętymi schodami na szczyt Wieży. Kiedy przyjaciele Pottera ją zauważyli, ruszyli w jej kierunku i minęli bez słowa. Stała, nie patrząc w ich kierunku. Poczekała aż znikną z zasięgu wzroku i podeszła do Wybrańca opierając się o barierkę i patrząc na skąpany w słońcu krajobraz.
- Mówiłaś, że szkolił cię Książe Półkwi...
- Moja matka i Snape znali się z czasów szkoły. Razem z ojcem chcieli, żebym była naprawdę świetna w eliksirach, dlatego Severus mnie szkolił poza szkołą... Dlatego jestem taka dobra...- skrzywiła się lekko.
- To dziwne opuszczać to miejsce po raz ostatni...
- To dziwne nie móc cię obrażać na każdym kroku.
- Naprawdę przepraszam za Malfoy'a. Nie chciałem...
- Wiem.
- Co teraz zrobisz?- spytał spoglądając na nią ukradkiem.
- Chciałabym uciec. Nie musieć tu wracać... Hogwart nie będzie taki sam w przyszłym roku. Boje się tego, a równocześnie wiem, że rodzice nie odpuszczą... Chciałabym nie musieć dorastać... Jeszcze nie teraz. Chciałabym, żeby było jak wcześniej. Jak gdy byliśmy na pierwszym, drugim roku... Beztroscy, nie martwiący się losami świata i swoją przyszłością. Wygraj, Potter.
- Postaram się. Smutno opuszczać to miejsce.
- Dom, Potter. Nazywaj rzeczy po imieniu...- uśmiechnęła się do niego drwiąco.- Zawsze tu będzie, gdybyś potrzebował pomocy.
- Staniesz do walki?
- Stanę... Bo mam o co walczyć. Potter mówię serio, wiem że nie uważasz mnie za przyjaciółkę i wierz mi mnie też to odrzuca. Ale mamy wspólny cel... Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy... Po prostu daj znać. Zakończmy to wszystko.
~*~
Droga z Hogwartu do Londynu wyjątkowo się dłużyła. Evelyn spała na ramieniu Blaise'a, który wyglądał przez okno, zastanawiając się jak bardzo zmieni się teraz ich życie. Na przeciwko nich siedziała Pansy wtulona w Notta, który drzemał od chwili gdy wyjechali ze stacji.
- To wszystko popieprzone...- szepnęła czarnowłosa patrząc na przyjaciela.- Chciałabym cofnąć czas, wiesz? Wrócić do beztroskiego początku szkoły...
- Wszyscy byśmy chcieli...- odparł Zabini, okrywając swetrem blondynkę.
- Nigdy nie myślałeś o tym?
- O czym, Pansy?
- O niej. O was.
- Nieee.- zawiesił głos na chwilę.- Lyn jest jak siostra. Nie chciałbym zmieniać naszej relacji, bo tak jest idealnie...- uśmiechnął się pod nosem, przyglądając śpiącej blondynce.
- Racja...- uśmiechnęła się Pansy.- W przyszłym roku... Musimy być razem... Musimy się wspierać. Musimy chronić nasz dom i rodzinę.
Uśmiechnął się do niej rozumiejąc w stu procentach co ma na myśli.
- Powinniśmy być nastolatkami. Cieszyć się, zakochiwać, bawić i popełniać błędy... A musieliśmy dorosnąć... Za szybko, Blaise.
- Zdecydowanie, Pansy.
Wysiadła z pociągu, nie oczekując nikogo z jej bliskich na peronie. Złapała za rączkę swojego wózka, który był wypełniony dużą ilością walizek. Musiała odwieźć wszystkie rzeczy Malfoy'a, a to sprawiało że miała pretekst, żeby go zobaczyć. Szybko pożegnała się z przyjaciółmi, wiedząc, że będą się widywać w wakacje. Jak zawsze.
- Posłuchaj...- powiedział Potter wciągając ją w mały zaułek, żeby nikt nie zauważył.- Przyjedź na Grimmauld Place... Jak tylko będziesz miała czas, na razie się stamtąd nie ruszam. Musimy porozmawiać, poza tym myślę że chcesz zobaczyć brata.
- Oczywiście!- oburzyła się, wyczuwając pośpiech w głosie Wybrańca.
- To do zobaczenia...- rzucił i wtopił się w tłum uczniów idących w stronę przejścia.
Kiedy wyszła przed dworzec zamurowało ją, widząc ojca, czekającego na nią, opartego o czarny samochód.
- Skąd masz tyle bagaży?- spytał otwierając bagażnik.
- To... Część jest Malfoy'a on..
- Wiem, co się stało.
- Zabrałam je, bo co, miały zostać tam na zawsze?
- W porządku...- powiedział, pakując wszystko do środka.- Dobrze się czujesz?- spytał, ruszając spod dworca. Była w szoku, że ojciec postanowił ją odebrać, ale pytania o samopoczucie to było zdecydowanie coś co sprawiło, że chciała zapytać czy ją wkręca.
- Tak, dlaczego?
- Po prostu chciałem wiedzieć. To co wydarzyło się w szkole musiało być szokiem dla wszystkich...- powiedział, ze skupieniem wpatrując się w drogę. Jej ojciec korzystał z mugolskiego samochodu rzadko. Prowadził, kiedy musiał dostać się do zatłoczonych części Londynu, a z Wiltshire codzienna teleportacja była dość męcząca. Mimo to zainwestował w jeden z najdroższych modeli jakie udało mu się znaleźć i podrasował za pomocą magii, dlatego nie wstydził się go używać nawet przed innymi czarownikami. Zsunęła się na miękkim fotelu i utkwiła wzrok za oknem.
- Tak, to było trudne dla wszystkich... Hogwart nie będzie taki sam bez tego człowieka...- zasępiła się na chwilę, patrząc jak deszcz spada na chodniki i przemykających nimi ludzi.- Tato ja... chciałabym zanieść rzeczy Draconowi. Jeśli to nie problem.
- Hmm...- zamyślił się na chwilę.- Zrób to od razu. Za jakieś...- powiedział parkując pod ich posiadłością.- 20 minut zbiorą się tam wszyscy na zebranie. Wolałbym, żebyś uniknęła spotkania z tymi ludźmi...
Skinęła głową i za pomocą czarów przeniosła się razem z bagażami kilka kilometrów dalej.
Stanęła z kuframi u boku, przed bramą do posiadłości Malfoy'ów. Wiedziała jak dostać się do środka, ojciec jej wyjaśnił wszystko co i jak. Zresztą ich zabezpieczenia były dokładnie takie same jak w jej domu. Minęła okazały ogród i energicznie zapukała do drzwi czekając aż ktoś jej otworzy.
- Oh, Evelyn... Dzień dobry.- powiedziała Narcyza wypuszczając na do środka.
- Dzień dobry... Jest Draco? Przywiozłam jego rzeczy ze szkoły.
- Jest, jest... Poczekaj zaraz mu powiem że jesteś.- uśmiechnęła się smutno kobieta, znikając na piętrze. Dwa Skrzaty pojawiły się i zabrały wszystkie bagaże. Rozkładała się po holu w którym miała okazję być kilka razy. Założyła ręce na dole pleców, wyglądając nieco arogancko. W końcu na szczycie schodów pojawił się blondyn. Ubrany w czarny, dopasowany garnitur. Był blady i ewidentnie zmęczony, a wzrok miał nieobecny. Kiedy stanął na wprost niej objęła go mocno przyciskając do siebie. Nie interesowało ją, że w pierwszej chwili nie odwzajemnił gestu.
- Draco...- szepnęła cicho, na co oplótł ją ramionami, jakby obudził się ze stanu zawieszenia.
- Nie powinnaś tu przychodzić. Reszta tu będzie za chwilę...- odparł ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Przyniosłam twoje rzeczy. Poza tym mój ojciec wie. Mam chwilę... Martwiłam się...- wyszeptała odsuwając się od niego i przyglądając jego twarzy.- Wyglądasz jak gówno, Malfoy.- skrzywiła się.
- Dzięki. Moje życie to wieczny bieg po ukwieconej łące, White.
Uśmiechnęła się blado wtulając w jego ciało.
- Tęskniłam.
- Nie widziałaś mnie tydzień.
- Wystarczyło... Szkoła bez ciebie nie jest taka sama...- powiedziała cicho, jakby wstydziła się własnych uczuć.
- Już do niej nie wrócę, Lyn...
Miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale nikt nie mógł zobaczyć jej łez. Pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
- Nigdzie mnie nie wypuszczają. Siedzę w domu całymi dniami. Co chwila przyłażą tu i spiskują... Mam tego dość...
- Bardzo cię ukarali?- spytała, dostrzegając kilka sińców na szyi i dłoniach.
- Myślałem, że będzie gorzej... Zresztą Carrow i Dołohov oberwali od twojego ojca zdecydowanie bardziej...- powiedział, a jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu. Spojrzała na niego pytająco.- Dostał furii jak się dowiedział, że cię torturowali... Tak ich sponiewierał, że myślałem że Voldemort mu zaserwuje owacje na stojąco. Ceni go bardziej niż tych dwóch razem wziętych.- powiedział znowu ją do siebie przyciągając i zamykając w silnym uścisku.- Przepraszam...
- Za co?
- Gdybym ich nie wpuścił, nic by ci się nie stało...
- Nic mi się nie stało. Pobolało i przestało... To nie twoja wina.- uśmiechnęła się blado i pogłaskała go po policzku.- Ważne, że ty tego nie zrobiłeś. Nie jesteś mordercą.
- Co mówili w szkole?
- Że Śmierciożercy wpadli i go zabili. Nikt nie wie co się wydarzyło.
- Chciałem pojawić się na pogrzebie...
- Było przygnębiająco. I tłoczno. Ale nie wszyscy uczniowie zostali...- powiedziała cicho łapiąc go za rękę.- Wszystko się teraz zmieni.
- Prawie powiedziałem tak... Prawie się zgodziłem na jego pomoc.
Westchnęła głośno.
- Nie zadręczaj się... Musimy ruszyć z naszym życiem, bo skupienie będzie nam teraz bardzo potrzebne... Powinnam iść.- powiedziała cicho, odwracając się w stronę drzwi. Blondyn, trzymając ją dalej za rękę, przyciągnął jej ciało do siebie i pocałował. Czule i delikatnie, lekko głaszcząc jej twarz.
- Postaram się znaleźć sposób, żebyśmy się zobaczyli...- uśmiechnęła się lekko łapiąc jego dłoń i wtulając w nią policzek. Wtedy drzwi gwałtownie się otworzyły, a ona odskoczyła na bezpieczną odległość, spuszczając wzrok na swoje buty. Draco stał wyprostowany obserwując jak do domu wchodzi Voldemort, a za nim jego ojciec i pan White.
- Evelyn...- powiedział cicho podchodząc do córki.
- Właśnie wychodziłam...- szepnęła, unikając patrzenia na Czarnego Pana. Jeszcze nie miała okazji go zobaczyć i chciała przeciągnąć konfrontację jak najdłużej mogła.
- Więc to jest Evelyn...- wysyczał czarownik i podszedł do niej. Odwróciła na niego wzrok, czując jakby jej serce miało wyskoczyć z piersi.- Piękne stworzenie, Nicholasie.- szepnął łapiąc ją za podbródek.- Co tu robisz, dziecko?
- Przyniosłam bagaże ze szkoły.- szepnęła, a w jej oczach malowało się przerażenie.
- Ah tak. Draconie, masz doprawdy oddanych przyjaciół, nawet w obliczu tragedii myślą o tobie. Nicholasie, nie dziwię się, że tak się wściekłeś na wieść o torturach. Naprawdę, panowie krzywdzić taką osobę...- powiedział przekrzywiając na bok głowę. Puścił jej twarz, a ona czuła jakby skóra w tym miejscu zaczęła ją nadmiernie palić.- Idź...- rozkazał. Odprowadzana wzrokiem wszystkich zebranych, pewnym krokiem ruszyła do drzwi, które za sobą zatrzasnęła. Dopiero kiedy opuściła teren posesji i szła między drzewami, puściła się biegiem, chcąc jak najszybciej być w domu. Nie zareagowała na pytania matki, wpadła do swojego pokoju, w którym momentalnie wszystko wywróciło się do góry nogami. Pomieszczenie wyglądało jak po wybuchu bomby.
A jedyne co wybuchło tego dnia, to jej uczucia i emocje.
- Wiesz... Jak dostałam list z Hogwartu to bardzo się cieszyłam... Liczyłam że tu doświadczę... Uwagi od ludzi. Że nie będzie jak w domu.. że gdybym zniknęła, nic by się nie zmieniło... Chciałam zdobyć przyjaciół, chciałam czarować... Liczyłam że dzięki magii moje życie się zmieni... Dla moich rodziców to nie było nic nadzwyczajnego. Od początku było wiadome, że mam miejsce w Hogwarcie. Przez te kilka lat... Na ile dziwnie to brzmi... to miejsce stało się moim domem. A wy staliście się rodziną. Dziwną i pokręconą. Ale ta szkoła bez was... To nie to samo.
- Nawet jeśli przyszły rok będzie inny. My będziemy tacy sami, Lyn. To znaczy... Na nas wszystkich to wpłynie, ale musimy być silni.
- Bez Dumbledore'a to nie będzie to samo miejsce. Poza tym oboje wiemy, że ta rodzina nie będzie taka sama... Martwię się o niego, Blaise...
- Ja też, księżniczko...- szepnął obejmując ją i tuląc do swojej piersi.
Weszła krętymi schodami na szczyt Wieży. Kiedy przyjaciele Pottera ją zauważyli, ruszyli w jej kierunku i minęli bez słowa. Stała, nie patrząc w ich kierunku. Poczekała aż znikną z zasięgu wzroku i podeszła do Wybrańca opierając się o barierkę i patrząc na skąpany w słońcu krajobraz.
- Mówiłaś, że szkolił cię Książe Półkwi...
- Moja matka i Snape znali się z czasów szkoły. Razem z ojcem chcieli, żebym była naprawdę świetna w eliksirach, dlatego Severus mnie szkolił poza szkołą... Dlatego jestem taka dobra...- skrzywiła się lekko.
- To dziwne opuszczać to miejsce po raz ostatni...
- To dziwne nie móc cię obrażać na każdym kroku.
- Naprawdę przepraszam za Malfoy'a. Nie chciałem...
- Wiem.
- Co teraz zrobisz?- spytał spoglądając na nią ukradkiem.
- Chciałabym uciec. Nie musieć tu wracać... Hogwart nie będzie taki sam w przyszłym roku. Boje się tego, a równocześnie wiem, że rodzice nie odpuszczą... Chciałabym nie musieć dorastać... Jeszcze nie teraz. Chciałabym, żeby było jak wcześniej. Jak gdy byliśmy na pierwszym, drugim roku... Beztroscy, nie martwiący się losami świata i swoją przyszłością. Wygraj, Potter.
- Postaram się. Smutno opuszczać to miejsce.
- Dom, Potter. Nazywaj rzeczy po imieniu...- uśmiechnęła się do niego drwiąco.- Zawsze tu będzie, gdybyś potrzebował pomocy.
- Staniesz do walki?
- Stanę... Bo mam o co walczyć. Potter mówię serio, wiem że nie uważasz mnie za przyjaciółkę i wierz mi mnie też to odrzuca. Ale mamy wspólny cel... Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy... Po prostu daj znać. Zakończmy to wszystko.
~*~
Droga z Hogwartu do Londynu wyjątkowo się dłużyła. Evelyn spała na ramieniu Blaise'a, który wyglądał przez okno, zastanawiając się jak bardzo zmieni się teraz ich życie. Na przeciwko nich siedziała Pansy wtulona w Notta, który drzemał od chwili gdy wyjechali ze stacji.
- To wszystko popieprzone...- szepnęła czarnowłosa patrząc na przyjaciela.- Chciałabym cofnąć czas, wiesz? Wrócić do beztroskiego początku szkoły...
- Wszyscy byśmy chcieli...- odparł Zabini, okrywając swetrem blondynkę.
- Nigdy nie myślałeś o tym?
- O czym, Pansy?
- O niej. O was.
- Nieee.- zawiesił głos na chwilę.- Lyn jest jak siostra. Nie chciałbym zmieniać naszej relacji, bo tak jest idealnie...- uśmiechnął się pod nosem, przyglądając śpiącej blondynce.
- Racja...- uśmiechnęła się Pansy.- W przyszłym roku... Musimy być razem... Musimy się wspierać. Musimy chronić nasz dom i rodzinę.
Uśmiechnął się do niej rozumiejąc w stu procentach co ma na myśli.
- Powinniśmy być nastolatkami. Cieszyć się, zakochiwać, bawić i popełniać błędy... A musieliśmy dorosnąć... Za szybko, Blaise.
- Zdecydowanie, Pansy.
Wysiadła z pociągu, nie oczekując nikogo z jej bliskich na peronie. Złapała za rączkę swojego wózka, który był wypełniony dużą ilością walizek. Musiała odwieźć wszystkie rzeczy Malfoy'a, a to sprawiało że miała pretekst, żeby go zobaczyć. Szybko pożegnała się z przyjaciółmi, wiedząc, że będą się widywać w wakacje. Jak zawsze.
- Posłuchaj...- powiedział Potter wciągając ją w mały zaułek, żeby nikt nie zauważył.- Przyjedź na Grimmauld Place... Jak tylko będziesz miała czas, na razie się stamtąd nie ruszam. Musimy porozmawiać, poza tym myślę że chcesz zobaczyć brata.
- Oczywiście!- oburzyła się, wyczuwając pośpiech w głosie Wybrańca.
- To do zobaczenia...- rzucił i wtopił się w tłum uczniów idących w stronę przejścia.
Kiedy wyszła przed dworzec zamurowało ją, widząc ojca, czekającego na nią, opartego o czarny samochód.
- Skąd masz tyle bagaży?- spytał otwierając bagażnik.
- To... Część jest Malfoy'a on..
- Wiem, co się stało.
- Zabrałam je, bo co, miały zostać tam na zawsze?
- W porządku...- powiedział, pakując wszystko do środka.- Dobrze się czujesz?- spytał, ruszając spod dworca. Była w szoku, że ojciec postanowił ją odebrać, ale pytania o samopoczucie to było zdecydowanie coś co sprawiło, że chciała zapytać czy ją wkręca.
- Tak, dlaczego?
- Po prostu chciałem wiedzieć. To co wydarzyło się w szkole musiało być szokiem dla wszystkich...- powiedział, ze skupieniem wpatrując się w drogę. Jej ojciec korzystał z mugolskiego samochodu rzadko. Prowadził, kiedy musiał dostać się do zatłoczonych części Londynu, a z Wiltshire codzienna teleportacja była dość męcząca. Mimo to zainwestował w jeden z najdroższych modeli jakie udało mu się znaleźć i podrasował za pomocą magii, dlatego nie wstydził się go używać nawet przed innymi czarownikami. Zsunęła się na miękkim fotelu i utkwiła wzrok za oknem.
- Tak, to było trudne dla wszystkich... Hogwart nie będzie taki sam bez tego człowieka...- zasępiła się na chwilę, patrząc jak deszcz spada na chodniki i przemykających nimi ludzi.- Tato ja... chciałabym zanieść rzeczy Draconowi. Jeśli to nie problem.
- Hmm...- zamyślił się na chwilę.- Zrób to od razu. Za jakieś...- powiedział parkując pod ich posiadłością.- 20 minut zbiorą się tam wszyscy na zebranie. Wolałbym, żebyś uniknęła spotkania z tymi ludźmi...
Skinęła głową i za pomocą czarów przeniosła się razem z bagażami kilka kilometrów dalej.
Stanęła z kuframi u boku, przed bramą do posiadłości Malfoy'ów. Wiedziała jak dostać się do środka, ojciec jej wyjaśnił wszystko co i jak. Zresztą ich zabezpieczenia były dokładnie takie same jak w jej domu. Minęła okazały ogród i energicznie zapukała do drzwi czekając aż ktoś jej otworzy.
- Oh, Evelyn... Dzień dobry.- powiedziała Narcyza wypuszczając na do środka.
- Dzień dobry... Jest Draco? Przywiozłam jego rzeczy ze szkoły.
- Jest, jest... Poczekaj zaraz mu powiem że jesteś.- uśmiechnęła się smutno kobieta, znikając na piętrze. Dwa Skrzaty pojawiły się i zabrały wszystkie bagaże. Rozkładała się po holu w którym miała okazję być kilka razy. Założyła ręce na dole pleców, wyglądając nieco arogancko. W końcu na szczycie schodów pojawił się blondyn. Ubrany w czarny, dopasowany garnitur. Był blady i ewidentnie zmęczony, a wzrok miał nieobecny. Kiedy stanął na wprost niej objęła go mocno przyciskając do siebie. Nie interesowało ją, że w pierwszej chwili nie odwzajemnił gestu.
- Draco...- szepnęła cicho, na co oplótł ją ramionami, jakby obudził się ze stanu zawieszenia.
- Nie powinnaś tu przychodzić. Reszta tu będzie za chwilę...- odparł ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Przyniosłam twoje rzeczy. Poza tym mój ojciec wie. Mam chwilę... Martwiłam się...- wyszeptała odsuwając się od niego i przyglądając jego twarzy.- Wyglądasz jak gówno, Malfoy.- skrzywiła się.
- Dzięki. Moje życie to wieczny bieg po ukwieconej łące, White.
Uśmiechnęła się blado wtulając w jego ciało.
- Tęskniłam.
- Nie widziałaś mnie tydzień.
- Wystarczyło... Szkoła bez ciebie nie jest taka sama...- powiedziała cicho, jakby wstydziła się własnych uczuć.
- Już do niej nie wrócę, Lyn...
Miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale nikt nie mógł zobaczyć jej łez. Pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
- Nigdzie mnie nie wypuszczają. Siedzę w domu całymi dniami. Co chwila przyłażą tu i spiskują... Mam tego dość...
- Bardzo cię ukarali?- spytała, dostrzegając kilka sińców na szyi i dłoniach.
- Myślałem, że będzie gorzej... Zresztą Carrow i Dołohov oberwali od twojego ojca zdecydowanie bardziej...- powiedział, a jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu. Spojrzała na niego pytająco.- Dostał furii jak się dowiedział, że cię torturowali... Tak ich sponiewierał, że myślałem że Voldemort mu zaserwuje owacje na stojąco. Ceni go bardziej niż tych dwóch razem wziętych.- powiedział znowu ją do siebie przyciągając i zamykając w silnym uścisku.- Przepraszam...
- Za co?
- Gdybym ich nie wpuścił, nic by ci się nie stało...
- Nic mi się nie stało. Pobolało i przestało... To nie twoja wina.- uśmiechnęła się blado i pogłaskała go po policzku.- Ważne, że ty tego nie zrobiłeś. Nie jesteś mordercą.
- Co mówili w szkole?
- Że Śmierciożercy wpadli i go zabili. Nikt nie wie co się wydarzyło.
- Chciałem pojawić się na pogrzebie...
- Było przygnębiająco. I tłoczno. Ale nie wszyscy uczniowie zostali...- powiedziała cicho łapiąc go za rękę.- Wszystko się teraz zmieni.
- Prawie powiedziałem tak... Prawie się zgodziłem na jego pomoc.
Westchnęła głośno.
- Nie zadręczaj się... Musimy ruszyć z naszym życiem, bo skupienie będzie nam teraz bardzo potrzebne... Powinnam iść.- powiedziała cicho, odwracając się w stronę drzwi. Blondyn, trzymając ją dalej za rękę, przyciągnął jej ciało do siebie i pocałował. Czule i delikatnie, lekko głaszcząc jej twarz.
- Postaram się znaleźć sposób, żebyśmy się zobaczyli...- uśmiechnęła się lekko łapiąc jego dłoń i wtulając w nią policzek. Wtedy drzwi gwałtownie się otworzyły, a ona odskoczyła na bezpieczną odległość, spuszczając wzrok na swoje buty. Draco stał wyprostowany obserwując jak do domu wchodzi Voldemort, a za nim jego ojciec i pan White.
- Evelyn...- powiedział cicho podchodząc do córki.
- Właśnie wychodziłam...- szepnęła, unikając patrzenia na Czarnego Pana. Jeszcze nie miała okazji go zobaczyć i chciała przeciągnąć konfrontację jak najdłużej mogła.
- Więc to jest Evelyn...- wysyczał czarownik i podszedł do niej. Odwróciła na niego wzrok, czując jakby jej serce miało wyskoczyć z piersi.- Piękne stworzenie, Nicholasie.- szepnął łapiąc ją za podbródek.- Co tu robisz, dziecko?
- Przyniosłam bagaże ze szkoły.- szepnęła, a w jej oczach malowało się przerażenie.
- Ah tak. Draconie, masz doprawdy oddanych przyjaciół, nawet w obliczu tragedii myślą o tobie. Nicholasie, nie dziwię się, że tak się wściekłeś na wieść o torturach. Naprawdę, panowie krzywdzić taką osobę...- powiedział przekrzywiając na bok głowę. Puścił jej twarz, a ona czuła jakby skóra w tym miejscu zaczęła ją nadmiernie palić.- Idź...- rozkazał. Odprowadzana wzrokiem wszystkich zebranych, pewnym krokiem ruszyła do drzwi, które za sobą zatrzasnęła. Dopiero kiedy opuściła teren posesji i szła między drzewami, puściła się biegiem, chcąc jak najszybciej być w domu. Nie zareagowała na pytania matki, wpadła do swojego pokoju, w którym momentalnie wszystko wywróciło się do góry nogami. Pomieszczenie wyglądało jak po wybuchu bomby.
A jedyne co wybuchło tego dnia, to jej uczucia i emocje.
~*~
Następny rozdział: 30.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 16 - 'He's Like Snow'
Rozdział 16 - 'He's Like Snow'
Sporo było komplementów z mojej strony i to się raczej już nie zmieni.
OdpowiedzUsuńByło już kilka rozdziałów i mogę śmiało stwierdzić, że najbardziej podoba mi się relacja Harry - Lyn... Niewymuszona, nieprzesadzona, surowa. Widać różnice między nimi, ale jak trzeba to potrafią ze sobą rozmawiać.
Trzymaj tak dalej.
Czekam na więcej.
SS
Zawsze, dobrze wiedzieć, że to co robię jest jest jakieś i ktokolwiek to czyta :) Także za wszystkie komplementy ogromnie dziękuję :)
UsuńStaram się jak mogę, bo stworzenie relacji i nie odejście za bardzo od kanonu jest dość trudne :)
Pozdrawiam :)
Przepraszam za moją nieobecność, ale mam nawał nauki teraz! Biorę się do czytania! :D
OdpowiedzUsuń