Ariana | Blogger | X X

27 kwi 2016

Rozdział 35 - 'Welcome Back' [18+]

- Co ty tu robisz o tej porze? To po pierwsze. Po drugie... Kto pozwolił ci wchodzić do mojego mieszkania?- warknęła podnosząc się z jękiem z miejsca.
- Nie jest tak późno. Jest już siódma, Lyn...- powiedział Blaise.- Zrobię ci śniadanie!
- Wyjaśnisz mi powód swojej wizyty?- ziewnęła głośno i przeciągnęła, słysząc jak strzelają jej kości.
- Złapałem go...
- Kogo?- spytała, nie do końca rozumiejąc co jej przyjaciel ma na myśli.
- Tego padalca, który tak urządził Draco.- uśmiechnął się, krzątając po jej kuchni.- Właśnie sprawdzają jego różdżkę w Ministerstwie... Pewnie trochę to potrwa ale to dobrze, że ten gnój jest już zamknięty...
Wskoczyła na blat i rozsiadła wygodnie, obserwując jego ruchy.
- Nawet bardzo dobrze. Jak ci się to udało?
- Harowałem dzień i noc żeby go znaleźć. Czułem się winny... Musiałem zrobić wszystko żeby ułatwić znalezienie leku...
- Wiesz, że to nie twoja wina...
- Powinienem mieć go na oku...
- Dobra, dość. Jestem bardzo głodna! Pójdziesz ze mną i mu o tym powiesz...
- Oh, nie widziałem go... Kilka tygodni... To zdecydowanie za długo.
- Poczekaj jeszcze ze dwie godziny... A zobaczysz swojego chłopaka w pełnej okazałości.- zaśmiała się cicho kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Tak... Bardzo za nim tęsknie...- udał, że ociera łzy i popatrzył na nią uważnie.- A ty jak się trzymasz?
- Mam nadzieję, że to się skończy bo jest wredny i chamski i wkurza mnie jak nigdy wcześniej...- zaśmiała się cicho.

Dyżur miała zacząć za 30 minut. Weszła razem Zabinim na teren szpitala i od razu zobaczyła jedną z pielęgniarek, idącą w ich stronę z miną mordercy.
- Ogarnijcie go, bo przysięgam, że następnym razem wejdę i zrobię mu krzywdę. Uśpię jakimś eliksirem czy coś...- warknęła oddychając głęboko.
- Co zrobił?- westchnęła Evelyn obserwując kobietę.
- Rzucił we mnie szklanką, zwyzywał, szarpał się ze mną jak chciałam go zbadać a potem wyrzucił z sali. Sama sobie go badaj!- dodała oburzona i odeszła. Evelyn wywróciła oczami i wpadła do sali blondyna z impetem, znowu unikając lecącej szklanki. Zaraz za nią pojawił się Zabini.
- Skarbie! Nareszcie! Tęskniłem!- krzyknął rozkładając ręce na boki.
- To tylko kilka godzin...- odparła znudzonym głosem.
- Nie mówiłem do ciebie sadystko! Zabini, kochanie wcześniej nie znalazłeś dla mnie czasu?
- Ona mi nie pozwalała tu przyjść...- wtrącił się czarnoskóry.
- Zazdrośnica.- spiorunował ją wzrokiem blondyn.
- Serio? Może wyjdę, a wy omówicie swoje wspólne mieszkanie i przyszłość?- skrzywiła się i nie ruszyła.
- No dobra, też się cieszę, że cię widzę...
- Bez łaski!- założyła ręce na piersiach. 
- No chodź tu... Coś musiało się wydarzyć, ze przyprowadziłaś tu tego człowieka.- wskazał na przyjaciela.
- Złapałem tego kto ci to zrobił...- wyznał z dumą auror.
- A to znaczy, że możemy sprawdzić cóż to za klątwa i znaleźć lek na twoje skostniałe serce...- dodała blondynka nadal stojąc przy drzwiach.
- Czy to oznacza, że niedługo będę mógł opuścić to miejsce tortur?
- Tak. 
- Dzięki, Zabini...
- Wiesz, Malfoy... Oglądanie ciebie wyglądającego jak kupa gówna nie jest przyjemne. W dodatku słyszałem, ze jesteś bardzo wkurzający, więc wyświadczam tym przysługę światu.
- Trzeba było mnie wykończyć.- rzucił z drwiącym uśmiechem Draco.
- Muszę iść do pracy. Zajrzę sprawdzić jak się sprawujesz...- rzucił Blaise i wyszedł, zostawiając ich samych. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę.
- O nieeee... Znowu będziesz sadystką?
- Zamknij się...- warknęła i zaczęła go badać. Kiedy skończyła popatrzyła mu w oczy.- Twoje wyniki są lepsze.
- Przestań być taka oficjalna. Chyba powinniśmy się cieszyć, prawda?
- Prawda, prawda...- powiedziała siadając obok niego na łóżku i przytulając się do niego.
- Jak stąd wyjdę to zabiorę cię na dłuuugą randkę...- zaśmiał się cicho ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi. Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Najpierw cię wyleczymy... Pójdę porozmawiać z innymi. Wpadnę w przerwie...

-... właśnie dostałem wszystkie informacje. Okazuje się, że wyleczyć go nie będzie tak trudno. Pracujemy już nad eliksirem i mam nadzieję że do jutra rana będzie gotowy. Sprawdzimy jak na niego reaguje i wypuścimy do domu. Na razie będzie musiał się trochę oszczędzać i lepiej niech zmieni pracę na biurową. Już ma na swoim koncie jeden zawał...- powiedział Uzdrowiciel, który zajmował się jego przypadkiem.

- Jak dobrze pójdzie jutro wyjdziesz...- powiedziała stając na wprost niego, oparta o łóżko.- Wprowadzisz się do mnie na jakiś czas. Zmienisz pracę i będziesz grzeczny, tak?- dodała zdecydowanym głosem.
- Tak jest, pani doktor...
- Idę teraz do domu... Posprzątam i zrobię zakupy. 
- Możesz wpaść do mojego mieszkania i zabrać trochę rzeczy?
- Pewnie...- uśmiechnęła się szeroko.
- Rany, wolałbym żeby wspólne mieszkanie zaczęło się inaczej.
- Spoko.- zaśmiała się głośno.- Mi nie przeszkadza.
Nachyliła się nad nim i czule pocałowała.
- Proszę, daj spokój tym ludziom i bądź miły. To może być twój ostatni dzień tutaj.- pogłaskała go po policzku.
- Wiesz... W ostatnich tygodniach, zapomniałem ci powiedzieć jak bardzo cię kocham...
- Ja ciebie też. I cieszę się, że wracasz do zdrowia. Zobaczymy się jutro rano.

Stała na środku salonu i zastanawiała się co ze sobą zrobić. Posprzątała, zjadła i zdążyła rozpakować rzeczy , a była dopiero 19. Westchnęła i opadła na sofę. Jej chwilę odpoczynku przerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Była święcie przekonana że to Blaise więc otworzyła ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Wiesz... nie musisz tu przych...- zamarła patrząc na niebieskookiego mężczyznę.
- Cześć, skarbie. Tęskniłaś? 

- Czego chcesz?- warknęła celując w jego stronę różdżką. Stał w jej salonie i obserwował ją uważnie.
- Dobrze wyglądasz. Jak się spało? 
- Bawi cię to? Wszyscy myśleli że nie żyję! 
- Oh, ale żyjesz... Hura! 
- Nie tak się umawialiśmy!- krzyczała do Moore'a. Ona była wściekła, on spokojny, czym doprowadzał ją do furii.- Gdzie się podziałeś?
- Złapali mnie. Ups...
- Ty gnoju. Jesteś socjopatą! Babcia miała rację! Jesteś chory i zdecydowanie nie powinieneś żyć tak długo! Nie zasługujesz na to! Zrobiłeś to bo cię odrzuciłam?! O to chodzi?!
- Być może...- uśmiechnął się drwiąco.- A może taki miałem kaprys... A może ktoś chciał żebyś zniknęła na jakiś czas... Kto wie...- przeszedł się po pomieszczeniu obserwując kilka zdjęć, umieszczonych w ramkach.- Układasz sobie życie... Jak tam serce pana Malfoya?
- Ty... Napuściłeś na niego tego człowieka?- wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- A napuściłem... Śmierciożercy zbierają siły, więc znam dużo osób, które chętne są do atakowania ludzi z Ministerstwa. Poza tym... Gówniarz odbiera to co moje...
- Co niby jest twoje?- powiedziała, na co rzucił się w jej kierunku i przycisnął ją do ściany oddychając głośno.
- Ty...- szepnął, wytrącając jej różdżkę z dłoni i przejeżdżając powoli po jej talii, brzuchu, zatrzymując dłoń na piersi. Drugą unieruchomił jej ręce nad głową. Patrzyła prosto na jego twarz, nie dając po sobie poznać jak bardzo się boi.- Twoje ciało... Twoje słodkie wargi...- przejechał po nich palcem, by po chwili zacisnąć dłonie na jej szczęce i ją pocałować. Mocno i brutalnie. Miażdżył jej usta w zachłannym pocałunku.- Smukła szyja...- zacisnął na niej swoją dłoń, by po chwili zjechać niżej i jednym silnym ruchem zerwać jej bluzkę.- Tak myślałem... Idealne...- przejechał po jej białej skórze. Czuła jego pocałunki na obojczyku, między piersiami i na nich. Zamknęła oczy, próbując wyszarpać ręce z jego uścisku.- Nie bądź niegrzeczną dziewczynką... Wiem, że tylko na to czekałaś... Twoje ciało cię zdradza...- przejechał palcem po jej nabrzmiałym sutku. W jej oczach pojawiły się łzy.- Odbieram zapłatę za ten eliksir.
- Pieprzę twój eliksir... Nie był mi potrzebny...
- To po co go wzięłaś?- spytał wyciągając różdżkę i rzucając czar, który skutecznie unieruchomił jej ręce. Długo próbowała je wyswobodzić. Splunęła prosto w jego twarz, na co zareagował wściekłością.- Każda przysługa kosztuje... A ten eliksir...- warknął odwracając ją do siebie tyłem. Zsunął jej ręce w dół i lekko pochylił jej ciało do przodu, rozpinając zamek jej spodni. Już nie zatrzymywała łez, które cisnęły się jej do oczu.- Kosztuje ciebie i twoje ciało. A skoro tak się opierasz... To będzie bolesne, bo ja skarbie zawsze dostaję to czego chcę! A chcę ciebie!- warknął, dalej dotykając jej ciało w sposób, który jej się z całą pewnością nie podobał.- A potem, gdy będzie cię pieprzył ten gnojek, będziesz widzieć moją twarz przed oczami... Bo tak ci będzie dobrze...- syczał prosto do jej ucha.- Bo lubisz, jak twoja babka, ostro i brutalnie, tylko nie chcesz się przy...- przerwało mu trzaśnięcie drzwi.- Jeszcze cię dorwę...
- Lyn!- usłyszała z przedpokoju, kiedy James wyszedł przez okno i teleportował się. Jego czar przestał działać, a ona rzuciła się do swojej bluzki.- Tu je...- powiedział Alex wchodząc do salonu. Klęczała pod ścianą, jak zaszczute zwierzę, z kawałkami materiału przyciśniętymi do piersi.- Co się stało?- krzyknął widząc jej łzy, które strumieniami lały się z jej oczu.
- Moore tu był...- załkała opadając na podłogę.
- Czy on...?
- Nie. Ale jego dotyk był wystarczająco obrzydliwy. Idę wziąć prysznic... Wezwij aurorów... James mówił, że Śmierciożercy zbierają siły żeby zaatakować... Powinni zacząć ich szukać...
Brat dotknął jej ramienia, ale wzdrygnęła się i docisnęła bluzkę do ciała.
- Wybacz...- szepnął. Podniosła się z ziemi.
- Muszę się wymyć... Co tu robisz?
- Chciałem osobiście dać ci zaproszenie, ale chyba nie odpowiedni czas.
- Alex, gdyby nie ty ten człowiek by mnie zgwałcił. Poczekaj tylko zmyję jego dotyk bo chce mi się rzygać...

Siedziała z kubkiem herbaty i wpatrywała się w okno. Potter z Zabinim wyszli jakieś 15 minut temu, po wcześniejszym upewnieniu, że wszystko z nią w porządku. 
- Więc zdecydowaliście się na ślub...- stwierdziła spoglądając na niego nieobecnym wzrokiem.
- Tak... Chcieliśmy, żebyś ty i Blaise byli świadkami.
- Super... Będę zaszczycona.- powiedziała cicho, zaciskając palce na kubku.- Kiedy ten ślub?
- Za 3 miesiące. W małym dworku pod Brighton.
- Oh, z widokiem na ocean?
- Tak.

- Romantycznie...- uśmiechnęła się blado.
- Słyszałem, że w końcu wypiszą Draco.
- Jak dobrze zareaguje na leki.
- Powinienem z tobą zostać?- zapytał z czułością głaszcząc ją po włosach.
- Nie. Wracaj do domu. Już się czuję lepiej. Położę się spać... Mam tylko prośbę, poinformujesz Draco jutro, że czekam tutaj? Nie mam dyżuru więc wolałabym zostać w domu.
- Dasz sobie radę?
- Dam, dam. Idź do Annalise.- uśmiechnęła się szeroko do niego, a kiedy zniknął za drzwiami, upewniła się, że mieszkanie jest dobrze zabezpieczone i udała się do sypialni.

Krzątała się po kuchni, próbując ogarnąć kilka garnków i jedną patelnią na raz, nie niszcząc przy tym jedzenia, które przygotowywała. Spędziła cały dzień na obijaniu się, sprzątaniu, popijaniu herbaty i czytaniu. Dopiero po południu ruszyła do kuchni, żeby cokolwiek wrzucić do żołądka. Nie zastanawiała się nad tym co powinna ubrać. Założyła za długą koszulkę, która sięgała jej tuż za pośladki i zakrywała koronkową bieliznę, którą założyła. Puściła jakąś muzykę, która po chwili kontrolowała jej ciało, bujające się do rytmu. Zapomniała o tym co się wydarzyło. Zapomniała, że Moore wrócił do jej życia, nagle jak lawina w górach i zaczął siać spustoszenie. Ale nie chciała o tym myśleć. Kiedy kompletnie oddała się gotowaniu, i nie zwracała uwagi na wszystko dookoła, usłyszała jak ktoś przestawia jeden z kieliszków na blacie. Odwróciła się wystraszona.
- Nie przeszkadzaj sobie...- powiedział blondyn, przyglądając jej się z błyskiem w oku.- Podziwiam widoki.
- Oh, nareszcie jesteś!- powiedziała uradowana, wycierając dłonie z ręcznik, obchodząc wyspę i wpadając w jego ramiona.- Dobrze poszedł test leków?
- Nawet bardzo dobrze. Za jakiś tydzień mogę znowu pić kawę i alkohol. Oczywiście nie w dużych ilościach... Ale inne rzeczy mogę robić już dzisiaj...- zaśmiał się obejmując ją ciasno na wysokości jej pośladków i wtulając twarz w jej piersi.- Dobrze już nie być w szpitalu.
- Wyglądasz lepiej...- zaśmiała się cicho, przeczesując dłonią jego platynowe włosy.
- Czuje się lepiej.
- To dobrze. Martwiłam się... 
Na jej ustach pojawił się uśmiech. Szeroki i szczery.
- Zrobiłam kolację...- odeszła na drugą stronę i postawiła przed nim talerz z ciepłym spaghetti. Nawinął na widelec kilka nitek i wsunął do ust, zamykając przy tym oczy.
- Pycha.
- Po takim poście wszystko będzie ci smakować.
- Nieprawda... To jest naprawdę wyśmienite!- powiedział, zachłannie jedząc danie.

Leżał na wygodnym łóżku i wpatrywał się w sufit. Wygoniła go z kuchni i kazała iść do sypialni, a sama zabrała się za ogarnianie po kolacji. Kiedy w końcu przyszła na górę, spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Stanęła w nogach łóżka i zrzuciła z siebie koszulkę.
- Jak mi brakowało tego widoku...- uśmiechnął się zakładając ręce za głowę i podziwiając jej idealne ciało.
- Coś się zmieniło?- spytała patrząc na swoje ciało, a potem znowu na niego.
- Nadal jesteś cholernie seksowna. Czy ja wiem...- powiedział wyciągając ręce w jej kierunku.- Chyba muszę się przyjrzeć z bliska. 
Zwinnie weszła na łóżko i usiadła na nim. Przejechał dłońmi po jej nagich udach, a wzrokiem po jej ciele. W końcu uniósł się do góry i pocałował ją namiętnie, zaciskając palce na jej pośladkach.
- Nie wypuszczę cię z domu...- wyszeptał w przerwie, czując jak zrywa jego koszulkę.
- Dobrze, że jutro mam wolne... Bo mam zamiar sprawdzić wytrzymałość twojego serca.
- Ale mnie nie zabijesz?
- Nie obiecuję...- szepnęła nachylając się nad nim i całując delikatnie. Przejechała językiem po jego wargach i lekko je przygryzła. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, jakby potrzebował czuć każdy centymetr jej ciała. Jego dotyk był odurzający i tak inny od tego którym raczył ją wczoraj Moore. Zachłanny, ale pełen uczucia i delikatności. Jakby czcił jej ciało każdym zaciśnięciem dłoni, każdym pocałunkiem. Zerwała z nich ostatnie skrawki materiału i odwróciła się do niego tyłem.
Obserwował jej plecy i opadające na nie włosy
Poruszała się powoli
Palce wplotła w swoje włosy
Wyprostowała się
On też
Oparł twarz o jej ciepłą skórę
Dłonie położył na jej udach
Przesunął jedną w stronę ich zwieńczenia
Zacisnął palce
Jęknęła głośno
Wygięła rękę, chcąc go dotknąć
Przyspieszyła czując że powoli wspina się na szczyt
Pochyliła ciało do przodu opierając ręce na jego kolanach
Słuchał jej ciężkiego oddechu
Bicia jej serca, jęków, krzyków i westchnień
Lyn... szepnął zaciskając ramiona wokół jej talii
To był ten moment
Krzyk rozniósł się po mieszkaniu
On opadł na łóżko
Ona wygięła się w łuk opierając ręce na jego brzuchu
Intensywne doznanie wstrząsnęło ich ciałami
Osunęła się w otchłań spełnienia
Oczy zaszły jej mgłą
Nieprzytomnie wpatrywała się w sufit
Opadła plecami na jego tors oddychając głośno
Jej ciało nadal drżało 
Ostatkiem sił położyła nogi między jego, nie mogąc wykonać żadnego innego ruchu. Oddychali równo, głęboko, czując się każdym możliwym centymetrem ciał. Ułożyła głowę na jego ramieniu, czekając aż dojdzie do siebie. Odsunął włosy przylepione do jej twarzy i czule pocałował ją w ucho, przygryzając jego płatek. Jęknęła cicho, gdy objął dłonią jej pierś i talię.
- Nie dostałeś zawału?- zaśmiała się cicho.
- Nie, ale było blisko...- powiedział układając ich na boku i ukrywając twarz w jej włosach.
- Witaj z powrotem...- szepnęła, gdy w poszukiwaniu wygodnej pozycji poruszył się, wywołując w niej kolejną falą pożądania. 




~*~
Następny rozdział: 04.05.2016, godzina 18:00
Rozdział 36 - 'Punishment'

20 kwi 2016

Rozdział 34 - 'It's Better'

- Ale co mówią uzdrowiciele?- pytała Narcyza, kiedy siedziała razem z mężem w gabinecie Evelyn.- Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
- Zdrowieje. A to dobrze. Już wszystkich raczy swoim czarującym charakterem. Jestem jedyną osobą, która nie boi się wchodzić do jego pieczary.- zaśmiała się cicho.- Nie zdarzają się bezdechy co jest dobrą wiadomością. Jest osłabiony i martwi mnie jego serce... Pracuje nierównomiernie. Nadal próbujemy znaleźć odpowiedni eliksir... 
- Ale o co...?- niemal ze łzami w oczach Narcyza złapała ją za rękę.
- Jest słabe. Każde silniejsze emocje powodują, że zaczyna pracować gorzej i trzeba go uspokajać, żeby nie dostał znowu zawału... Jeśli nie uda się nic na to poradzić, do końca życia będzie musiał uważać na wszystko... Zero używek, zero silniejszych emocji. Te klątwy które je uszkodziły... Cóż trudno sobie z tym poradzić, ale szukają... 
- Oh, mój biedny syn...- załamała ręce kobieta. Jej mąż stał z boku i przypatrywał im się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Sprowadzę najlepszych alchemików...- powiedział nagle.
- Panie Malfoy, ja zdaję sobie sprawę, że chcą państwo pomóc synowi, ale... Nie wiemy o jakie klątwy chodzi, dlatego tak trudno znaleźć lek. Z tego co mówił Blaise, napastnik używał zaklęć niewerbalnych. 
- A różdżka tego człowieka?!
- Problem polega na tym, że było ich dwóch. Jeden z nich, ten który zaatakował Draco, uciekł. Aurorzy pracują nad tym, żeby go odnaleźć i złapać. A na razie musi się oszczędzać... Nikt nie ma do niego wstępu oprócz mnie i kilku Uzdrowicieli. 
- Dobrze, że przynajmniej ma ciebie... Dobrze mieć przy sobie przyjaciela...
- Tak. Cóż lubi się ze mną droczyć i wyzywa za każdym razem gdy go badam... Ale przynajmniej emocje mu wtedy nie szaleją.
- Co z jego pamięcią?- wtrącił się Lucjusz.
- Część odzyskał, ale nadal ma w niej dziury... Myślimy jednak, że z biegiem czasu wszystko się rozjaśni. A teraz proszę wybaczyć... Muszę wracać do pracy...
- Tak, naturalnie. Proszę nas informować, jeśli cokolwiek się zmieni...- powiedział Lucjusz, wychodząc razem z żoną. Ona odchyliła się na krześle, po czym wstała i ruszyła do sali Malfoy'a.
- Oho, masz kitel. Znaczy że będziesz mnie męczyć.- usłyszała tuż po wejściu do środka. Wywróciła teatralnie oczami i odwróciła w jego kierunku, ledwo unikając uderzenia szklanką, która rozbiła się o drzwi.- Czuję się świetnie.
- Właśnie dlatego nikt tu nie przychodzi. Wszyscy mają cię dość i drżą o własne życie.
- Ty tu wracasz.
- Bo się przyjaźnimy. Chyba powinnam się zastanowić dlaczego...- skrzywiła się.
- Bo jestem przystojny i zabawny.
- To chyba nie wystarcza...- westchnęła.- A teraz weź się uspokój, zbadam cię, podam eliksiry i pójdę do innych...
- Więc mnie zdradzasz z innymi?! No pięknie! Liczyłem, że jesteś wierna.
- Uspokój się, bo ci ciśnienie skoczy.
- Już mi skoczyło. Na twój widok.- poruszył brwiami i zlustrował ją wzrokiem.
- Miejmy to za sobą.
- Nie zbliżaj się do mnie! Sprawiasz mi ból, torturujesz mnie, a potem podajesz te świństwa od których mam odruchy wymiotne!
- Nie zachowuj się jak dziecko...- warknęła podchodząc do niego.- Jesteś agresywny, chamski i wyjątkowo opryskliwy... Nikt mi za takie atrakcje ekstra nie płaci.
- To daj mi spokój.
- Nie mogę. Muszę sprawdzić czy twój stan się poprawia, Draco.
- Draco?! Od kiedy mówisz do mnie po imieniu?
Znowu wywróciła oczami, łapiąc lecącą poduszkę.
- Proszę... Nie utrudniaj mi pracy, postaram się to zrobić najdelikatniej jak potrafię... Jak mnie dalej będziesz drażnił to i tak i tak to zrobię, ale będzie bardzo bolało.
- Grozisz mi?
- Nie, ostrzegam.
- No dobra... Tylko szybko.- jęknął. Podeszła do niego i zaczęła go dokładnie badać za pomocą różdżki.
- Nieźle.
- Nieźle? Nieźle, ooo przeżyjesz, czy nieźle ooo możesz iść do domu?
- Nieprędko cię wypiszemy...- powiedziała uzupełniając jego dokumenty. Jęknął głośno. Podała mu eliksiry i odsunęła na chwilę.
- Ale mi się tu nudzi!
- Poczujesz się lepiej jak pozwolę pojedynczym osobą cię odwiedzać?
- Minimalnie.
- Ok. Przekażę twoim rodzicom, na pewno się ucieszą...- powiedziała kierując się do drzwi.
- Czemu nic nie powiedziałaś?
- Nie powiedziałam o czym?- spytała się, odwracając do niego gwałtownie.
- O tym co nas łączyło...
Zamarła na kilka sekund.
- Wróciła ci pamięć...- szepnęła.
- No wróciła.
- Kiedy?
- Jakieś... dwie godziny i trzydzieści cztery minuty temu, kiedy się obudziłem.
- Czemu nic nie mówiłeś?!- warknęła dopadając do niego i uderzając w ramię.
- Jestem chory! Chorych się nie bije!
- Gówno a nie chory! Dobrze się bawisz?!- powiedziała siadając na pobliskim fotelu.
- Czemu nic nie mówiłaś?
- Bo to za dużo emocji, rozumiesz? Gdybym ci powiedziała... Mógłbyś zareagować tak jak wtedy kiedy zobaczyłeś mnie w drzwiach. Bałam się, że znowu ci serce nie wytrzyma...
Dotychczas emocje wyłaziły z niej w domu. Kiedy siadała nawet na chwilę na sofie, płakała i krzyczała z bezsilności. Ale w domu bywała rzadko i krótko, dlatego musiała kontrolować emocje cały czas. Kumulowały się w niej i właśnie wybuchła. Z jej oczu poleciały łzy, kiedy ściskała się u nasady nosa.
- Przepraszam...- wydukałam.- Wstrzymywałam to wszystko od dnia wypadku.
- Hej, nie płacz księżniczko...- powiedział czule, wyciągając dłoń w jej kierunku.- Już ze mną lepiej. Zdrowieję... Widzisz? Wstaję z łóżka i samodzielnie mogę iść do łazienki!
- Nie błaznuj. Martwiłam się, bałam się, że stanie ci się krzywda. I stała się. Draco, zdajesz sobie sprawę, że całe twoje życie się zmieni? Może i twoje serce jest silniejsze niż kilka dni, tygodni temu, ale ono nie prędko wróci do normalności... Ono może nigdy nie wrócić do normalności.
- No wiem, że jestem teraz trochę wybrakowany.
- Cały czas sobie żartujesz z tego! To nie jest zabawne, Draco...
- Wiem. Chodź do mnie...- powiedział siedząc z rozłożonymi ramionami. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ciało.
- Schudłeś...- szepnęła.- Będę musiała się tobą zająć...
- Chciałbym się stąd wydostać.
- I tak nie będziesz mógł mieszkać sam.
- Nie przeszkadza mi mieszkanie z tobą...
Zaśmiała się cicho.
- Już zakładasz, że ze mną? A może cię do rodziców wyślę?
- Nieee, Lyn! Proszę...- jęknął.
- Za to potraktowanie mnie kilkanaście minut temu powinnam ci to zrobić.
- Wybacz, ale sadystka z ciebie. Nadal będę cię wyganiał za każdym razem, kiedy będziesz chciała sprawić mi ból...- powiedział, krzywiąc się lekko. Położyła dłoń na jego sercu i poczuła jak słabo bije.
- Uspokój się...- powiedziała cicho, pomagając mu się położyć. Oddychał głęboko z zamkniętymi oczami.- Starczy na dzisiaj. Nikt tu nie przyjdzie. Masz odpoczywać, a ja zajrzę do ciebie jak skończę sprawdzać pacjentów.
- Lyn...- złapał ją za rękę, kiedy wstała z łóżka.- Nie chcę umrzeć... Ale nie chcę cierpieć...- powiedział, a emocje jakie malowały się na jego twarzy łamały jej serce. Zacisnęła wargi, bo nie mogła pokazać mu jak bardzo się martwi.
- Zaopiekuję się tobą...- pogłaskała go po policzku.- Odpoczywaj.

Weszła do ganinetu, zastając na krzesełkach i fotelach swoich przyjaciół. Pansy i Dafne spojrzały na nią wyczekująco, natomiast Blaise przyglądał się krajobrazowi za oknem. Westchnęła głośno.
- Nie wpuszczę was do niego.- powiedziała zrezygnowana siadając na krzesełku.
- Ale powiedz co z nim.- szepnęła Pansy.
- Niby lepiej. Ale serce mu wariuje. Marywi mnie to...
Blaise nie odzywał się.
- Blaise, to nie twoja wina...- powiedziała Evelyn kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Powinienem coś zauważyć...- jęknął cicho.
- Ja też. Ale wiesz, że to Malfoy. Uparty osioł ze swoją idiotyczną dumą i ambicją. Do niczego się nie przyznał... Ehhh nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem...
- Dorwę tego kretyna który mu to zrobił... On zasługuje na normalne życie. 
- Lepiej szukaj mu pracy przy biurku. Nawet jeśli by teoretycznie mógł pracować w terenie... Ja mu na to nie pozwolę...- warknęła.- Ale nie mogę was wpuścić. Przepraszam, ale to Malfoy. Wkurza się nawet przy mnie a wtedy... Powiem, że byliście...
- Czy ty spałaś? Jesteś blada i wyglądasz na zmęczoną...- powiedziała Dafne podchodząc do niej. 
- Stres. Sypiam... Mniej, ale sypiam... A teraz wybaczcie ale muszę wracać do pracy... Spotkamy się w weekend? Muszę się oderwać od tego wszystkiego. Najwyraźniej Zabini też...- powiedziała ściskając dłoń przyjaciela.- Skoro jest w stanie mnie obrażać i rzucać szklankami to jest wyjątkowo zdrowy...- zaśmiała się cicho.

- Wszyscy tak cię kochają, że nie mogą się doczekać spotkania.- jęknęła siedząc na przeciwko niego na łóżku i grając z nim w szafy czarodziejów.- Nie ekscytuj się tak wygraną.
- Łojenie ci tyłka w szachy nie robi już na mnie wrażenia.- zaśmiał się cicho.
- No przecież nie jestem taka zła...
- Twoja gra jest tragiczna, księżniczko. 
- Dzięki...- skrzywiła się i skrzyżowała ręce na piersi.- W ogóle nie doceniasz tego, że tu z tobą siedzę i znoszę twoje marudzenie.
- Bo mnie kochasz...
- Masz rację...- szepnęła patrząc mu w oczy.- Niestety. Jak ja z tobą wytrzymuję?! Jesteś okropnie irytujący i wredny.
- I świetny w łóżku.- zamruczał.
Wywróciła oczami i zaśmiała się cicho.
- Narcystyczny dupek...
- Lyn... Znajdą sposób na moje biedne serce?
- Nie wiem... Mam nadzieję... Bo jeśli nie to staniesz się jeszcze bardziej nieznośny i sfrustrowany.
- Oj, no każdy seks nie może się kończyć zawałem?! Jesteś Uzdrowicielem!
- Ale serce ma swoją wytrzymałość, Malfoy.- powiedziała cicho.- Powinnam już iść. Muszę się wyspać i ogarnąć.
- Nie możesz zrobić tego tutaj? Czuję się tu wyjątkowo samotnie...
- Wpadnę rano...- odparła całując go w czoło.
- I tyle?
- Tyle.- zaśmiała się cicho.- Po takim poście, zobaczysz że wszystko smakuje lepiej...

Pchnęła drzwi do swojego mieszkania i z jękiem opadła na sofę. Była zmęczona i bolał ją kręgosłup od niewygodnego fotela i kanapy w szpitalu, na których ostatnio sypiała. Usłyszała jak jej kot wchodzi do pokoju i miauczy z wyrzutem.
- Przepraszam Ladon...- powiedziała cicho łapiąc go na ręce i wtulając twarz w jego futerko. Wciągnęła jego zapach do płuc i popatrzyła mu w pełne wyrzutu oczy.- No wiem, kochanie... Zaniedbałam cię... widzisz ile czasu i energii pochłania ten pajac?
Kot miauknął ze zrozumieniem i otarł się o jej twarz. 
- Ty jesteś porządnym facetem, nie?
Zamruczał i ułożył się na jej kolanach. Zaczęła drapać go za uchem i po chwili usnęła, po raz kolejny w niewygodnej pozycji, ale nie miała siły żeby wejść do sypialni. Obudziło ją dopiero silne zatrzaśnięcie drzwi. Rozchyliła powieki i popatrzyła zaszokowana na osobę, która się nad nią pochylała.





~*~
Następny rozdział: 27.04.2016, godzina 18:00
Rozdział 35 - 'Welcome Back' [18+]

13 kwi 2016

Rozdział 33 - 'Memory'

Stała w swoim gabinecie i wpatrywała się w widok za oknem. Jej życie ostatnio nieco zwolniło. Praca, dom, nieliczne spotkania z przyjaciółmi, rodziną i Draco, którego też pochłonęła ostatnio praca. Coraz częściej nie mieli dla siebie czasu, a jak już go znaleźli to okazywało się, że po raz kolejny oberwał w pracy. Ona się martwiła, a on bagatelizował całą sytuację. Okres jej przygotowań, kursów i nauki się zakończył i stała się pełnoprawnym Uzdrowicielem, a fakt że Malfoy nie rzucił jej po tygodniu sprawił, że ucichły wszelkie plotki na jej temat. Od kilku dni jednak sama zastanawiała się czy nie powinna go zostawić. Powoli zaczynało ją męczyć jego podejście do pracy.

~*~

Siedziała i czekała w swoim mieszkaniu. Miała jeden z nielicznych ostatnio, wolnych wieczorów i chciała go spędzić z Draco na nic nie robieniu. Kiedy jednak dostała od niego wiadomość, że musi odwołać ich spotkanie, zaczęła się denerwować. W końcu chwyciła swoją kurtkę i opuściła mieszkanie, niemal sprintem pokonując odległość między ich mieszkaniami. Waliła do drzwi aż w końcu jej otworzył. Blady, poobijany i krwawiący. Spiorunowała go wzrokiem i wepchnęła do środku.
- Powinnam się domyślić.- warknęła wchodząc do środka i ciągnąc go za sobą.- Co się z tobą dzieje? Jesteś przepracowany? Bo ostatnio non stop obrywasz...- powiedziała, sadzając go na fotelu i opatrując jego rany na twarzy i ramionach.- Ściągaj koszulkę...
- Tak szybko mnie roz...- jęknął, kiedy sama zaczęła to robić.
- Na Merlina! Malfoy!- krzyknęła zdenerwowana, widząc mnóstwo ran, z których sączyła się krew.
- Nic takiego.
- Jakie nic takiego?! Masz szczęście bo mam ochotę cię teraz pobić! Stłuc na kwaśne jabłko! Mam dość, że tak to wszystko bagatelizujesz!
- Nic się nie dzieje... Byliśmy na akcji, oberwałem zaklęciami, koniec historii...- powiedział niezadowolony. Wzięła różdżkę i zaczęła go leczyć, na co zareagował głośnym jękiem.- No tak. Ostrzegałaś, że będziesz sadystką.
- Należy ci się. Powiesz mi czy wszystko w porządku? Czy masz zamiar dalej mnie okłamywać?
- Oj no... Fakt, ostatnio szybciej się męczę, ale to naprawdę nic takiego... Może to zwyczajne przepracowanie.
- To może weź wolne!- warknęła.- Musisz dbać o siebie, wiesz?- uderzyła go otwartą dłonią w głowę.
- Wiem, wiem. 
- Nie chcę się martwić, za każdym razem kiedy pracujesz...- dodała nieco łagodniej.
- Przepraszam...- objął ją i przyciągnął do siebie. Nadal była na niego śmiertelnie obrażona, ale pozwoliła na ten gest.
- Naprawdę dzieje się z tobą coś złego, Draco. Już od jakiegoś czasu widzę, że jesteś zmęczony, nieobecny i coraz częściej dajesz się powalić... Może powinieneś zrobić badania, hmmm?
- Może... Na razie. Naprawdę mam ochotę odpocząć.
- A zjeść?
- Też.
- To idę coś zrobić...- powiedziała całując go czule.- A ty odpoczywaj...

~*~

Jej rozmyślania przerwał alarm. Wyszła z pomieszczenia i skierowała swoje kroki w stronę pomieszczenia, z którego alarm dochodził. Zamarła w drzwiach i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Na łóżku leżał nieprzytomny Draco, a kilku Uzdrowicieli kręciło się wokół niego kręciło się gorączkowo. Nawet nie wiedziała jak zareagować. Nie wiedziała co czuje. Po prostu tam stała jak słup soli i wpatrywała się w tą scenę, jakby oglądała jakiś film. Nie docierało do niej, że to co się dzieje to prawda.
- Evelyn, wiem jak to wygląda, ale potrzebujemy twojej pomocy.- powiedział jeden z nich i skierował w jej kierunku.- Jego partner jest w sali obok. Nie jest z nim tak źle, ale potrzebuje pomocy. Zajmij się nim.
- Ale...
- Posłuchaj... Wezwałem wszystkich najlepszych Uzdrowicieli jacy tu są, żeby się nim zajęli...
Nagle blondyn zerwał się z łóżka i popatrzył w jej kierunku.
- Ale...- wydukał.- Ty nie żyjesz...- dodał i znowu stracił przytomność.
- Czy on właśnie dostał zawału?!- krzyknął mężczyzna.- Idź do drugiego. Jak skończysz możesz wrócić tutaj. 
Niezadowolona wyszła, oddychając głęboko i starając się uspokoić. Weszła do sali i zobaczyła Zabiniego, a nad nim jednego Uzdrowiciela. Wzięła do ręki eliksiry i nachyliła się nad aurorem.
- Co się stało?- spytała łagodnie, kierując swoją różdżkę w jego kierunku.
- Byliśmy na akcji. Gość uderzył w nas zaklęciami. Kiedy go powaliłem, Draco leżał na ziemi. Dostał jakiś drgawek, nie wiedziałem co się dzieje... Lyn, co z nim?
- Nie wiem. Wywalili mnie z sali ale... Obudził się i powiedział, że ja nie żyję... Jakby stracił pamięć... I chyba dostał... zawału.- powiedziała cicho.
- Zawału?! On ma 21 lat! Jak on mógł...- jęknął z bólu.
- Nie ruszaj się lepiej. Masz pogruchotane kości i sporo otarć. Do tego, wygląda na to że wstrząśnienie mózgu. Musisz leżeć i odpoczywać.
- Lyn, jemu się nie może nic stać! Cholera powinienem mieć go na oku cały czas!
- Blaise, to nie twoja wina... Z nim coś się dzieje od jakiegoś czasu, ale to uparty osioł.
- Mam nadzieję...
- Ja też...- wyszeptała, wiedząc dokładnie o co mu chodzi.- Pójdę tam. Zajrzę do ciebie za jakiś czas, dobrze?
- Tak...

Nie pozwolili jej nic robić, ale mogła przynajmniej stać w sali i obserwować. Kiedy w końcu skończyli go badać, leczyć i ratować jego życie, jeden z Uzdrowicieli opadł na krzesełko obok niej.
- Ii?- spytała patrząc na niego wyczekująco.
- Jest źle, Lyn. Nie będę cię oszukiwał. Oberwał kilkoma naprawdę potężnymi klątwami co bardzo go osłabiło. W dodatku od dłuższego czasu borykał się z problemami z sercem i efekt jest taki, że jego ciało jest bardzo osłabione. Stracił sporo krwi i najwyraźniej... pamięć. A przynajmniej z ostatnich kilku miesięcy. To może być efekt uderzenia, ale... może to być wynik jednej z klątw. Myślę, że dla niego to koniec pracy w terenie jeśli...
- Przeżyje?
- Musimy poczekać. Wtedy się okaże. Te problemy z sercem... Może się ich nie pozbyć. A z całą pewnością nie prędko i łatwo. Musiał już wcześniej oberwać czymś co osłabiło mięsień sercowy, a teraz tylko został dobity. Jeszcze dostał zawału... Wybacz, pójdę do gabinetu, jestem wykończony.
- Mogę zostać?- spytała cicho.
- Tak. Pewnie. Jakby przyszli jego rodzice to pewnie uspokoi ich fakt, że tu jesteś. Ich nie mogę wpuścić. Jeśli włączy się alarm, a ja bym nie przyszedł to... Po prostu przyjdź i mnie obudź...
Skinęła głową. Wszyscy opuścili salę, a ona siadła w wygodnym fotelu i podkuliła nogi. Nie była pewna czy bardziej ją dobija jego stan, czy myśl, że jej widok doprowadził go do zawału. Przeczesała dłonią włosy i zamknęła na chwilę oczy.
- Zaraz mnie zabiją za to, że wstałem...- usłyszała z okolic drzwi. Popatrzył na czarnoskórego przyjaciela i westchnęła.
- Nie powinno cię tu być...- wyszeptała. Chłopak ledwo trzymał się na nogach i walczył z bólem. 
- Wiem, ale musiałem sprawdzić... Jak źle jest, Lyn? 
- Bardzo... Nie wiadomo czy przeżyje, Blaise...- powiedziała cicho, czując jak chłopak łapie ją za rękę.
- Przeżyje. Jest zbyt silny...
- Z całą pewnością koniec pracy w terenie. Blaise... Powiedz mi, ile razy porządnie oberwał w ostatnich tygodniach? On ma zniszczone serce, ile razy to się mogło wydarzyć? Ile razy zbagatelizował swoje obrażenia?- warknęła ze łzami w oczach.
- Kilka... Tak myślę. Zawsze mówił, że się wylizał...
- Najwyraźniej łgał...
- Informuj mnie na bieżąco...- powiedział całując ją w czubek głowy.

Obudził ją głośny jęk. Otworzyła oczy i spojrzała na blondyna, który wiercił się na łóżku. Chwyciła eliksir przeciwbólowy i podeszła do niego. Spojrzał na nią przerażony.
- Nie... żyjesz...- wydukał w bólu.- Jesteś... w mojej... głowie...
- Co?!- spytała wlewając eliksir w jego rozchylone usta.- Jako wymysł wyobraźni pewnie nie mogłabym tego zrobić, nie?
- Jak?
- Draco ja...- powiedziała cicho i wtedy do sali wpadła Catherine. No tak, pracowała tu na oddziale urazów magiozoologicznych. Podbiegła do łóżka.
- Oh, jak się czujesz? Właśnie się dowiedziałam!- powiedziała łapiąc go za rękę.
- Źle...
- Co tu robisz, Smith?- warknęła Evelyn ściskając fiolkę w dłoni i odstawiając na stolik.
- Przyszłam sprawdzić co u mojego narzeczonego! Pytanie co ty tu robisz?
- Pracuję, jakbyś nie wiedziała...
- To możesz sobie zrobić przerwę, teraz ja tu posiedzę.
- Pracujesz na innym oddziale. Dopiero się obudził jeszcze go nie zbadałam, więc nie nie posiedzisz sobie tutaj. Do tej sali może wchodzić tylko jego Uzdowiciel! Więc z łaski swojej opuść to pomieszczenie.- powiedziała patrząc z wściekłością w jej kierunku. Jak ta perfidna szuja, mogła przychodzić tu i wykorzystywać jego utratę pamięci! Blondynka była wstrząśnięta jej bezczelnym zachowaniem. Draco przypatrywał im się.
- Stop...- wyjęczał.- Nie znam cię...- wskazał na Catherine.
Ah, więc amnezja dotyczy dłuższego czasu, niż kilka miesięcy.
- A ty nie żyjesz...- skończył, a na twarzy brunetki wykwitł drwiący uśmieszek.
- Żyję. Nawet bardzo, ale nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Powinieneś się przespać. A pani, panno Smith.- powiedziała, swoim najbardziej oficjalnym tonem.- Powinna już iść.

Nie mogła tam siedzieć całymi dniami, więc Uzdrowiciele wyrzucili ją do domu. Kiedy ponownie pojawiła się w szpitalu, nie na dyżur, ale jako ona sama, od razu skierowała się do jego sali. Po kilku dniach przenieśli go na salę, na której miał odpoczywać. Nadal jego pamięć szwankowała, miał jakieś dziury, których nie potrafił wypełnić, nikt nie mógł go odwiedzać, bo nie powinien się denerwować. Jego stan się nieco ustabilizował, ale wciąż był osłabiony, jego serce pracowało nieregularnie i zdarzały mu się bezdechy. Zapukała cicho i weszła do sali. Nie spał. Wpatrywał się w sufit.
- Hej...- powiedziała cicho.
- Hej, Lyn...- uśmiechnął się blado. Usiadła obok niego i podciągnęła nogi pod brodę.
- Jak się czujesz?
- Jak gówno.
- I tak wyglądasz...- odparła. Wrócili do przyjaźni. Przynajmniej tyle z tego wszystkiego miała, chociaż cholernie jej brakowało tego uczucia, które jej towarzyszyło jeszcze kilka tygodni temu.
- Jak zawsze niezawodna w poprawieniu nastroju.- powiedział cicho i złapał ją za rękę.- Dobrze, że tu przychodzisz. Cholernie nudno.
- Jak tu przychodzę to na mnie wyzywasz jak cię badam i droczysz się ze mną, kiedy z tobą rozmawiam.
- Ale jak cię nie ma tu to jakoś tak pusto.
- Wow, zebrało ci się na wyznania, Malfoy.
- Nie przyzwyczajaj się, White. Masz zamiar się nade mną znęcać?
- Nie. Dzisiaj jestem jako ja, nie jako pani doktor.
- Super. Jesteś jędzowata jako Uzdrowiciel.
- Bo z ciebie jest wrzód... Wkurzający, irytujący i nie szanujący mojej pracy. 
Uśmiechnął się blado, jednak po chwili się skrzywił.
- Boli?- spytała zaniepokojona.
- Moje serce świruje. Zakładam, że będę musiał ograniczyć stres...
- Zapewne...
- I inne rzeczy.
- Tym bardziej...- zaśmiała się.- Zostaniesz abstynentem w bardzo wielu dziedzinach...
- Jakich?- jęknął cicho.
- Hmm... Papierosy, alkohol, stres, wysiłek fizyczny, tak seks też...
- A co będę mógł robić?- skrzywił się.
- Leżeć i czarować wszystkich swoim  niebywale przyjaznym charakterem...
- Zawsze byłaś wyjątkową jędzą, White.
- Cóż za to mnie koch...- zamknęła nagle usta. Nie chciała mu mówić co ich łączyło, bo to mogło źle wpłynąć na jego samopoczucie.
- Co?- spytał marszcząc brwi.
- Za to mnie uwielbiałeś... Za chamskie i szczere przytyki.
- Prawda...- posłał jej blady uśmiech.- Chyba się prześpię.
- W porządku.
- Ale zostań. Chcę widzieć twoją wredną buźkę jak się obudzę.
- Nigdzie nie idę...- westchnęła i usiadła wygodnie na fotelu, wpatrując się w jego szczupłą i bladą twarz. Nadal się bardzo martwiła jego stanem, a szczególnie jego źle pracującym sercem. Pracowali nad wyjściem z tej sytuacji i ułatwieniem mu przyszłego życia, ale nie było łatwo, nie znając użytych na nim klątw. Westchnęła głośno i przymknęła oczy. Te chwile mogła wykorzystać na sen. Wiedząc, że jest blisko gdyby potrzebował pomocy, sprawiała że mogła chociaż trochę odpocząć.






~*~
Następny rozdział: 20.04.2016, godzina 18:00
Rozdział 34 - 'It's Better'

6 kwi 2016

Rozdział 32 - 'Birthday'

Kiedy otworzyła oczy była w swojej sypialni. Przeciągnęła się niczym kotka i usłyszała jak jej kości wskakują na swoje miejsce. Była w łóżku sama, ale z łazienki dochodziły dźwięki lanej wody, więc wiedziała że Draco zaraz wyjdzie. Uniosła się na łokciach i ziewnęła głośno.
- Dzień dobry...- usłyszała i odwróciła wzrok w stronę drzwi.
- Wszystkiego najlepszego...- szepnęła, gdy zwinnie wszedł na łóżko i jak polująca pantera zbliżył się do niej i pocałował. Mocno i zachłannie. Położyła się znowu, ciągnąc go za sobą.- Lubię jak jesteś tutaj kiedy się budzę...
- Lubię tu być kiedy się budzisz...- zamruczał wprost w jej usta.- A teraz się przygotuj, bo o 11 wychodzimy.
- Nie powiesz mi jakie masz plany?
Uśmiechnął się łobuzersko i zszedł z niej, pozwalając by wstała i poszła do łazienki. Ruszyła w jej kierunku z miną obrażonego dziecka i zatrzasnęła drzwi może trochę zbyt gwałtownie, ale usłyszała jego szczery śmiech, więc wiedziała że nie wziął tego na poważnie.

Kiedy wyszła z łazienki, nie zastała go w pokoju, jednak na łóżku leżała urocza sukienka w jej ulubionym brudnoróżowym kolorze, z karteczką 'Załóż mnie'. Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła ją do ręki z zamiarem założenia. Pasowała idealnie. Kończyła się w połowie ud, była tiulowa i delikatna. Zeszła po schodach po cichu, zastając blondyna przy wyspie kuchennej z filiżanką kawy. Podeszła do niego i objęła za szyję, całując w policzek.
- Dziękuję...- powiedziała siadając obok i obserwując śniadanie jakie jej przygotował.- Rozpieszczasz mnie.
- To twoje urodziny.- odparł z uśmiechem.
- Twoje też.
- Ale tobie umknęły trzy lata. I przyzwyczaj się, bo mam zamiar bardzo cię rozpieszczać. Nie tylko dzisiaj.
- Zwolnij, ogierze bo kiedyś się zbuntuje, zalegnę w łóżku i nic nie będę robić. Tylko leżeć i pachnieć.
- Mi pasuje.
- Nie ruszanie się skutkuje przybieraniem na wadze...- ugryzła kawałek gofra z bitą śmietaną, której część została dookoła jej ust.
- Już ją bym ci znalazł zajęcie fizyczne. Nie umiesz jeść, White.- powiedział patrząc na nią z politowaniem i całując czule, zlizując przy tym biały krem z jej twarzy.
- Ale ty stoisz na straży mojego wyglądu i mnie wyczyścisz...- zaśmiała się cicho.- Draco...
- Słucham?- powiedział nie odrywając wzroku od Proroka Codziennego i czując jak łapie go za wolną rękę.
- Ja też cię kocham...- szepnęła całując go bardzo delikatnie. 
Evelyn White nigdy wcześniej nie widziała na twarzy tego człowieka tak szczerego, szerokiego, przepełnionego radością uśmiechu. Rozpromienił się patrząc na nią i pogłaskał ją po dłoni wstając i nachylając się nad nią. Wpatrywał się w nią intensywnie a w oczach malowało się szczęście.
- Nie spodziewałam się aż takiej reakcji...- powiedziała ujmując jego twarz w swoje dłonie.- Powinnam dać ci teraz twój pierwszy prezent?
- Właśnie dałaś...- powiedział niemal bezgłośnie i czule ją pocałował.

- Daleko jeszcze?!- krzyknęła truchtając obok niego. Od dłuższej chwili szli wąską leśną dróżką, gdzieś w hrabstwie Wilthshire.
- Zaczynasz być irytująca.
- Bo zaczynają mnie boleć nogi?
- Bo marudzisz... I już niedaleko.- powiedział uśmiechając się do niej szeroko. Jęknęła głośno, bo nie tego się spodziewała.
- Świetny pomysł, Malfoy. A teraz co? Wepchniesz mnie w krzaki i zabijesz?
Odwrócił się w jej kierunku gwałtownie i ruszył w jej stronę ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Pokonał odległość między nimi w kilku krokach i złapał ją za ramiona.
- Jesteś strasznie wkurzającą jędzą, wiesz?- wysyczał.
- Wiem. Ale wyjaśnij mi, dlaczego nie mogliśmy się aportować w to miejsce? A nie iść taki kawał. Wybacz, ale mam na sobie ładną sukienkę i buty na obcasie! Bo kazałeś mi się ładn...- nie skończyła, bo złapał ją w talii i przerzucił sobie przez ramię.- Nie o to mi chodziło...- wysyczała, poprawiając sukienkę, która podsunęła się do góry.- Postaw mnie na dół! Ty tleniony, brutalny, nieczuły...- poczuła że dał jej klapsa.- NEANDERTALCZYKU!
- Ja ci za chwilę pokażę jaki ze mnie neandertalczyk...- odparł klepiąc ją tym razem delikatniej. Uderzyła go ręką w plecy.- Za każde twoje uderzenie...- powiedział i znowu dał jej klapsa.
- Auć!- krzyknęła oburzona.- Brutal!
- Brutal, neandertalczyk... Ktoś jeszcze?!
- Dupek, drań.... Palant...- kolejne uderzenie.- Spodobało ci się?!
- A żebyś wiedziała. Fajnie się każe takie niepokorne i niewychowane wiedźmy jak ty.
- Zabawne. 
- Nie powiedziałem nic co miało być śmieszne... Nie mogliśmy się tam aportować, bo ten teren jest pod zaklęciem.
Poczuła jak całuje odsłoniętą skórę jej uda i lekko poprawia ją sobie na ramieniu. Jęknęła niezadowolona z takiego obrotu spraw.
- Świetne urodziny, Malfoy. Co następne? Impreza w błocie? Zwiedzanie jaskini? Prezentacja maczugi?
- Zdecydowanie to ostatnie.
- Powinnam się domyślić...- powiedziała wzdychając głośno i wywracając oczami. I wtedy...-  Czy ty mnie właśnie ugryzłeś?! 
- Tak...- powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jesteś potworem. Zboczonym, niewyżytym potwor...- znowu poczuła jego dłoń na swoich pośladkach.
- Ja mam władzę. Więc się uspokój...
Zrobiła minę obrażonego dziecka i lekko wierzgnęła nogą, nie licząc na to, że w czymkolwiek to pomoże. Oczywiście nie pomogło. Szedł dalej zadowolony nie wiadomo z czego. Postawił ją dopiero po chwili, poprawiając jej włosy i sukienkę, na co zamachnęła się, żeby mu przywalić. Złapał ją za nadgarstek, zatrzymując cios tuż przed swoją twarzą.
- Nie ładnie...- warknął odwracając ją tyłem do siebie i przyciskając jej ciało do swojego.- Wszystkiego najlepszego...- szepnął wprost w jej ucho.
- Konie!- krzyknęła uradowana.- Całe wieki nie miałam czasu żeby pojeździć!
Kiedy była dużo młodsza, często w wakacje jeździła do stadniny i uczyła się jazdy konnej. Potem, kiedy chciała uciec z domu i oderwać się od tej sztywnej atmosfery, robiła to z czystej przyjemności. 
- Wiem. Chodź...- pociągnął ją za rękę.
- W tym stroju?!
- Głupia...- jęknął, machnął różdżką i już była przebrana w strój do jazdy.
- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? Kiedy męczyłam się idąc tu.
- Nie. To było zabawne...- zaśmiał się głośno, prezentując się idealnie w czarnych bryczesach, obcisłej czarnej koszulce i czarnej marynarce. Jak typowy, obrzydliwie bogaty arystokrata. Zakładał akurat rękawiczki na dłonie, kiedy zorientował się, że dziewczyna wpatruje się w niego.- Nie patrz się tak na mnie, bo ci oczy wypłyną na wierzch z zachwytu.
Jęknęła. Czemu musiał być tak przystojny i wredny w tym samym czasie!? Miała ochotę złapać go za szyję i zamknąć tą jego niewyparzoną gębę. A on przyglądał jej się z rozbawieniem, chociaż w środku aż się w nim gotowało. Bo w obcisłych czarnych bryczesach, które podkreślały jej zgrabne nogi, obcisłej koszulce, na którą zarzuconą miała marynarkę i z batem w ręce wyglądała... 
- Nie gap się tak, bo ci oczy wypłyną na wierzch z zachwytu...- zaczęła go przedrzeźniać.- Poza tym... możesz oberwać batem. Mamy zdecydowanie odmienne zdanie na temat tego co jest zabawne.- powiedziała uderzając jego końcem o dłoń ukrytą pod rękawiczkami.

Siedzieli na wzniesieniu i wpatrywali się w krajobraz przed sobą. Lasy roztaczały się niemal po horyzont. Tereny stajni były ogromne, dlatego mogli zatrzymać się z dala od ludzi i po prostu być. Ich konie - jej biały jak mleko, jego czarny jak świeżo zaparzona, mocna kawa - stały kawałek dalej, a oni rozsiedli się na trawie. 
- Czego chcesz... w życiu...- powiedziała nagle, nie odwracając wzroku w jego stronę. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... Mam dobrą pracę... Jestem z niej zadowolony.  I wbrew pozorom wcale nie chcę tak szybko brać ślubu i zakładać rodziny...- skrzywił się lekko.- Tamten ślub... Na Merlina, chyba postradałem zmysły.- położył się na trawie i popatrzył w niebo.- Idiotyzm, debilizm, kretynizm...
- Desperacja...- szepnęła dziewczyna, na co spojrzał na nią zdziwiony.- Na szczęście przejrzałeś na oczy. Chociaż przyznaję, że nie miałabym oporu żeby cię uwieść i być twoją tajemniczą kochanką.
- Chowałbym cię do szafy.- zaśmiał się, czując jak dziewczyna siada na nim okrakiem i opiera dłonie na jego torsie.- No cześć...- powiedział, kiedy się nachyliła, żeby go pocałować.
- Cześć...- szepnęła wsuwając dłonie pod jego marynarkę.
- Więc powiedziałaś Zabiniemu, że jestem najlepszym facetem z jakim sypiasz... Czekaj, jak to on ujął... Istny kosmos!- zaśmiał się gładząc jej uda.
- Poszedł ci powiedzieć? Plotkara paskudna.
- Myślę, że go tak zachęciłaś, że chciałby spróbować.
- Droga wolna, jeśli tylko będę mogła popatrzeć.
- I to ja jestem zboczony!?
- Hej, w szpitalu już i tak wszyscy myślą, że żyjemy w trójkącie! Nie obraziłabym się, gdybyście się obaj mną zajęli.
- Nigdy w życiu, nie chcę cię widzieć z innym, zrozumiano?- podniósł się gwałtownie, obejmują ją w talii i przyciągając ją mocno do siebie. Zaplotła nogi za jego plecami.- Jesteś tylko moja...
- Ale jesteś zaborczy, zachłanny i skąpy. Z przyjacielem się nie podzielisz?- zaśmiała się głośno.
- Nie.- powiedział stanowczym głosem, całując ją czule i głaszcząc po policzku.- Jesteś piękna.
- A ty przystojny, więc idealnie do siebie pasujemy.
- A ty?
- A ja co?
- Czego chcesz w życiu?
- Dobrej pracy, szacunku, stabilizacji... Miłości. Same banały. Ale kiedyś nie myślałam tak o nich. Kiedyś przyszłość była niepewna, a życie nie było normalne.
- A teraz jest...
- Nadal staram się do tego przywyknąć...

- Zaczynam się zastanawiać coś ty se w tym łbie nawymyślał.- zaśmiała się, kiedy opuścili teren stadniny.
- Oh, kolejne atrakcje.
- Muszę dać ci prezent!
- Cicho! Nie musisz...- powiedział obejmując ją i prowadząc w stronę... jej domu.
- Czemu tu jesteśmy?- zaniepokoiła się nieco. 
- Idziemy na imprezę... Nie patrz tak na mnie. Plan był inny. Mieliśmy zjeść na tym wzniesieniu, mieliśmy tam spędzić pół dnia, potem... ale Zabini się uparł. Powiedział, że nam nie wybaczy jeśli ich olejemy.
- Co potem? 
- Nic takiego...- rzucił i złączył ich dłonie.- Teraz, będziemy świętować z nimi.- powiedział i pchnął drzwi do jej domu. W salonie byli wszyscy. Jej rodzice, jego rodzice, jej brat, Annalise, Blaise i ich matka, Dafne z Pansy i rodzicami. Uśmiechnęła się lekko i złapała go za rękę. 

- Chodź...- szepnęła, kiedy wszyscy zajmowali się sobą, a oni mogli chociaż na chwilę oderwać się od swoich przyjaciół i rodzin. Miała nadzieję, że nie zaczną ich szukać zaraz po tym jak znikną. Pociągnęła go do wyjścia z domu, a potem za dom do małej furtki.
- To zemsta za przedpołudnie?- spytał, kiedy szli przez wrzosowisko, w bliżej nieokreślonym kierunku.- Zabijesz mnie i pochowasz w krzakach?
- Tak. Będzie to idealny sposób na to, żeby się ciebie pozbyć z mojego życia. Zawsze marzyłam o idealnym morderstwie w dniu urodzin.
Zaśmiała się.  Popatrzył w jej kierunku i zauważył, że trzyma w ręce miotłę.
- Czyli upadek z wysokości...- powiedział zrezygnowany.
- Oh, zamknij się w końcu...- jęknęła i podleciała do góry na kilka metrów. Zawisła, układając się wzdłuż miotły i spoglądając w gwiazdy. Zrobił dokładnie to samo.- Dzisiaj jest widoczność idealna...
- Racja...
- Mam prawo powiedzieć, że nie lubię twojej pracy?
- Oczywiście, że masz.
- No to nie lubię twojej pracy. 
- Domyślam się...- skrzywił się lekko, łapiąc ją za zwisającą dłoń.
- Martwię się...- dodała cicho.
- Wiem.
- Więc jak stanie ci się krzywda, to przysięgam że tak oberwiesz...- wysyczała przez zaciśnięte zęby, wbijając mu swoje długie paznokcie w skórę.
- Auć! 
- To tylko przedsmak...- zaśmiała się cicho.
- To Gwiazdozbiór Węża, nie?- wskazał ręką nad nimi.
- Yhm...
- Lubiłem Astronomię w szkole.
- Wiem, dlatego tu jesteśmy. Myślisz, że nie wiem w jakim celu nocami wymykałeś się z pokoju?
- Skąd wiedziałaś, że się wymykam?
- Bo cię wtedy śledziłam.
- Wykorzystywałaś swoją umiejętność przeciwko mi? Ranisz mnie!
- Na pewno? Nie schlebia ci, że tak się tobą interesowałam?
- Masz rację...- zaśmiał się cicho, podnosząc do pozycji siedzącej. Zachwiał się lekko, ale nie spadł.
- Nie chciałam, żebyś się władował w kłopoty...
- Zawsze stałaś na mojej straży. Jakiż ja jestem fantastyczny, że tak się angażowałaś.
- Nie pochlebiaj sobie! Jak dla mnie byłeś rozpuszczonym gnojkiem, który czasami zapominał używać mózgu.
- Zabawne.- oburzył się i miał ochotę zrzucić ją na ziemię.
- Nie zabawne, tylko prawdziwe. Draco, przyznajmy szczerze, czasami myślałeś że jesteś nietykalny, nie? Że nikt nic ci nie może w tej szkole zrobić, bo twój ociec. I zapominałeś o tym, że w Hogwarcie jesteś jak każdy inny uczeń. Godziło to w twoje poczucie wyższości i gigantycznie rozbuchane ego. Nie lubiłeś szlam, jak my wszyscy, ale tak im dokuczałeś bo byłeś sprowadzony do tego poziomu. A to doprowadzało cię do szału. Szczególnie, że święty Potter odrzucił cię przy wszystkich i skumał się ze zdrajcą i szlamą. 
- Wow. Nieźle.
- Jestem obserwatorem, pamiętasz? Nie musiałam z tobą rozmawiać, żeby rozłożyć cię na czynniki pierwsze.
- Dosłownie. Jesteś dziwna, White.
- I vice versa, Malfoy.





~*~
Następny rozdział: 13.04.2016, godzina 18:00
Rozdział 33 - 'Memory'