Kiedy otworzyła oczy była w swojej sypialni. Przeciągnęła się niczym kotka i usłyszała jak jej kości wskakują na swoje miejsce. Była w łóżku sama, ale z łazienki dochodziły dźwięki lanej wody, więc wiedziała że Draco zaraz wyjdzie. Uniosła się na łokciach i ziewnęła głośno.
- Dzień dobry...- usłyszała i odwróciła wzrok w stronę drzwi.
- Wszystkiego najlepszego...- szepnęła, gdy zwinnie wszedł na łóżko i jak polująca pantera zbliżył się do niej i pocałował. Mocno i zachłannie. Położyła się znowu, ciągnąc go za sobą.- Lubię jak jesteś tutaj kiedy się budzę...
- Lubię tu być kiedy się budzisz...- zamruczał wprost w jej usta.- A teraz się przygotuj, bo o 11 wychodzimy.
- Nie powiesz mi jakie masz plany?
Uśmiechnął się łobuzersko i zszedł z niej, pozwalając by wstała i poszła do łazienki. Ruszyła w jej kierunku z miną obrażonego dziecka i zatrzasnęła drzwi może trochę zbyt gwałtownie, ale usłyszała jego szczery śmiech, więc wiedziała że nie wziął tego na poważnie.
Kiedy wyszła z łazienki, nie zastała go w pokoju, jednak na łóżku leżała urocza sukienka w jej ulubionym brudnoróżowym kolorze, z karteczką 'Załóż mnie'. Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła ją do ręki z zamiarem założenia. Pasowała idealnie. Kończyła się w połowie ud, była tiulowa i delikatna. Zeszła po schodach po cichu, zastając blondyna przy wyspie kuchennej z filiżanką kawy. Podeszła do niego i objęła za szyję, całując w policzek.
- Dziękuję...- powiedziała siadając obok i obserwując śniadanie jakie jej przygotował.- Rozpieszczasz mnie.
- To twoje urodziny.- odparł z uśmiechem.
- Twoje też.
- Ale tobie umknęły trzy lata. I przyzwyczaj się, bo mam zamiar bardzo cię rozpieszczać. Nie tylko dzisiaj.
- Zwolnij, ogierze bo kiedyś się zbuntuje, zalegnę w łóżku i nic nie będę robić. Tylko leżeć i pachnieć.
- Mi pasuje.
- Nie ruszanie się skutkuje przybieraniem na wadze...- ugryzła kawałek gofra z bitą śmietaną, której część została dookoła jej ust.
- Już ją bym ci znalazł zajęcie fizyczne. Nie umiesz jeść, White.- powiedział patrząc na nią z politowaniem i całując czule, zlizując przy tym biały krem z jej twarzy.
- Ale ty stoisz na straży mojego wyglądu i mnie wyczyścisz...- zaśmiała się cicho.- Draco...
- Słucham?- powiedział nie odrywając wzroku od Proroka Codziennego i czując jak łapie go za wolną rękę.
- Ja też cię kocham...- szepnęła całując go bardzo delikatnie.
Evelyn White nigdy wcześniej nie widziała na twarzy tego człowieka tak szczerego, szerokiego, przepełnionego radością uśmiechu. Rozpromienił się patrząc na nią i pogłaskał ją po dłoni wstając i nachylając się nad nią. Wpatrywał się w nią intensywnie a w oczach malowało się szczęście.
- Nie spodziewałam się aż takiej reakcji...- powiedziała ujmując jego twarz w swoje dłonie.- Powinnam dać ci teraz twój pierwszy prezent?
- Właśnie dałaś...- powiedział niemal bezgłośnie i czule ją pocałował.
- Daleko jeszcze?!- krzyknęła truchtając obok niego. Od dłuższej chwili szli wąską leśną dróżką, gdzieś w hrabstwie Wilthshire.
- Zaczynasz być irytująca.
- Bo zaczynają mnie boleć nogi?
- Bo marudzisz... I już niedaleko.- powiedział uśmiechając się do niej szeroko. Jęknęła głośno, bo nie tego się spodziewała.
- Świetny pomysł, Malfoy. A teraz co? Wepchniesz mnie w krzaki i zabijesz?
Odwrócił się w jej kierunku gwałtownie i ruszył w jej stronę ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Pokonał odległość między nimi w kilku krokach i złapał ją za ramiona.
- Jesteś strasznie wkurzającą jędzą, wiesz?- wysyczał.
- Wiem. Ale wyjaśnij mi, dlaczego nie mogliśmy się aportować w to miejsce? A nie iść taki kawał. Wybacz, ale mam na sobie ładną sukienkę i buty na obcasie! Bo kazałeś mi się ładn...- nie skończyła, bo złapał ją w talii i przerzucił sobie przez ramię.- Nie o to mi chodziło...- wysyczała, poprawiając sukienkę, która podsunęła się do góry.- Postaw mnie na dół! Ty tleniony, brutalny, nieczuły...- poczuła że dał jej klapsa.- NEANDERTALCZYKU!
- Ja ci za chwilę pokażę jaki ze mnie neandertalczyk...- odparł klepiąc ją tym razem delikatniej. Uderzyła go ręką w plecy.- Za każde twoje uderzenie...- powiedział i znowu dał jej klapsa.
- Auć!- krzyknęła oburzona.- Brutal!
- Brutal, neandertalczyk... Ktoś jeszcze?!
- Dupek, drań.... Palant...- kolejne uderzenie.- Spodobało ci się?!
- A żebyś wiedziała. Fajnie się każe takie niepokorne i niewychowane wiedźmy jak ty.
- Zabawne.
- Nie powiedziałem nic co miało być śmieszne... Nie mogliśmy się tam aportować, bo ten teren jest pod zaklęciem.
Poczuła jak całuje odsłoniętą skórę jej uda i lekko poprawia ją sobie na ramieniu. Jęknęła niezadowolona z takiego obrotu spraw.
- Świetne urodziny, Malfoy. Co następne? Impreza w błocie? Zwiedzanie jaskini? Prezentacja maczugi?
- Zdecydowanie to ostatnie.
- Powinnam się domyślić...- powiedziała wzdychając głośno i wywracając oczami. I wtedy...- Czy ty mnie właśnie ugryzłeś?!
- Tak...- powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jesteś potworem. Zboczonym, niewyżytym potwor...- znowu poczuła jego dłoń na swoich pośladkach.
- Ja mam władzę. Więc się uspokój...
Zrobiła minę obrażonego dziecka i lekko wierzgnęła nogą, nie licząc na to, że w czymkolwiek to pomoże. Oczywiście nie pomogło. Szedł dalej zadowolony nie wiadomo z czego. Postawił ją dopiero po chwili, poprawiając jej włosy i sukienkę, na co zamachnęła się, żeby mu przywalić. Złapał ją za nadgarstek, zatrzymując cios tuż przed swoją twarzą.
- Nie ładnie...- warknął odwracając ją tyłem do siebie i przyciskając jej ciało do swojego.- Wszystkiego najlepszego...- szepnął wprost w jej ucho.
- Konie!- krzyknęła uradowana.- Całe wieki nie miałam czasu żeby pojeździć!
Kiedy była dużo młodsza, często w wakacje jeździła do stadniny i uczyła się jazdy konnej. Potem, kiedy chciała uciec z domu i oderwać się od tej sztywnej atmosfery, robiła to z czystej przyjemności.
- Wiem. Chodź...- pociągnął ją za rękę.
- W tym stroju?!
- Głupia...- jęknął, machnął różdżką i już była przebrana w strój do jazdy.
- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? Kiedy męczyłam się idąc tu.
- Nie. To było zabawne...- zaśmiał się głośno, prezentując się idealnie w czarnych bryczesach, obcisłej czarnej koszulce i czarnej marynarce. Jak typowy, obrzydliwie bogaty arystokrata. Zakładał akurat rękawiczki na dłonie, kiedy zorientował się, że dziewczyna wpatruje się w niego.- Nie patrz się tak na mnie, bo ci oczy wypłyną na wierzch z zachwytu.
Jęknęła. Czemu musiał być tak przystojny i wredny w tym samym czasie!? Miała ochotę złapać go za szyję i zamknąć tą jego niewyparzoną gębę. A on przyglądał jej się z rozbawieniem, chociaż w środku aż się w nim gotowało. Bo w obcisłych czarnych bryczesach, które podkreślały jej zgrabne nogi, obcisłej koszulce, na którą zarzuconą miała marynarkę i z batem w ręce wyglądała...
- Nie gap się tak, bo ci oczy wypłyną na wierzch z zachwytu...- zaczęła go przedrzeźniać.- Poza tym... możesz oberwać batem. Mamy zdecydowanie odmienne zdanie na temat tego co jest zabawne.- powiedziała uderzając jego końcem o dłoń ukrytą pod rękawiczkami.
Siedzieli na wzniesieniu i wpatrywali się w krajobraz przed sobą. Lasy roztaczały się niemal po horyzont. Tereny stajni były ogromne, dlatego mogli zatrzymać się z dala od ludzi i po prostu być. Ich konie - jej biały jak mleko, jego czarny jak świeżo zaparzona, mocna kawa - stały kawałek dalej, a oni rozsiedli się na trawie.
- Czego chcesz... w życiu...- powiedziała nagle, nie odwracając wzroku w jego stronę. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... Mam dobrą pracę... Jestem z niej zadowolony. I wbrew pozorom wcale nie chcę tak szybko brać ślubu i zakładać rodziny...- skrzywił się lekko.- Tamten ślub... Na Merlina, chyba postradałem zmysły.- położył się na trawie i popatrzył w niebo.- Idiotyzm, debilizm, kretynizm...
- Desperacja...- szepnęła dziewczyna, na co spojrzał na nią zdziwiony.- Na szczęście przejrzałeś na oczy. Chociaż przyznaję, że nie miałabym oporu żeby cię uwieść i być twoją tajemniczą kochanką.
- Chowałbym cię do szafy.- zaśmiał się, czując jak dziewczyna siada na nim okrakiem i opiera dłonie na jego torsie.- No cześć...- powiedział, kiedy się nachyliła, żeby go pocałować.
- Cześć...- szepnęła wsuwając dłonie pod jego marynarkę.
- Więc powiedziałaś Zabiniemu, że jestem najlepszym facetem z jakim sypiasz... Czekaj, jak to on ujął... Istny kosmos!- zaśmiał się gładząc jej uda.
- Poszedł ci powiedzieć? Plotkara paskudna.
- Myślę, że go tak zachęciłaś, że chciałby spróbować.
- Droga wolna, jeśli tylko będę mogła popatrzeć.
- I to ja jestem zboczony!?
- Hej, w szpitalu już i tak wszyscy myślą, że żyjemy w trójkącie! Nie obraziłabym się, gdybyście się obaj mną zajęli.
- Nigdy w życiu, nie chcę cię widzieć z innym, zrozumiano?- podniósł się gwałtownie, obejmują ją w talii i przyciągając ją mocno do siebie. Zaplotła nogi za jego plecami.- Jesteś tylko moja...
- Ale jesteś zaborczy, zachłanny i skąpy. Z przyjacielem się nie podzielisz?- zaśmiała się głośno.
- Nie.- powiedział stanowczym głosem, całując ją czule i głaszcząc po policzku.- Jesteś piękna.
- A ty przystojny, więc idealnie do siebie pasujemy.
- A ty?
- A ja co?
- Czego chcesz w życiu?
- Dobrej pracy, szacunku, stabilizacji... Miłości. Same banały. Ale kiedyś nie myślałam tak o nich. Kiedyś przyszłość była niepewna, a życie nie było normalne.
- A teraz jest...
- Nadal staram się do tego przywyknąć...
- Zaczynam się zastanawiać coś ty se w tym łbie nawymyślał.- zaśmiała się, kiedy opuścili teren stadniny.
- Oh, kolejne atrakcje.
- Muszę dać ci prezent!
- Cicho! Nie musisz...- powiedział obejmując ją i prowadząc w stronę... jej domu.
- Czemu tu jesteśmy?- zaniepokoiła się nieco.
- Idziemy na imprezę... Nie patrz tak na mnie. Plan był inny. Mieliśmy zjeść na tym wzniesieniu, mieliśmy tam spędzić pół dnia, potem... ale Zabini się uparł. Powiedział, że nam nie wybaczy jeśli ich olejemy.
- Co potem?
- Nic takiego...- rzucił i złączył ich dłonie.- Teraz, będziemy świętować z nimi.- powiedział i pchnął drzwi do jej domu. W salonie byli wszyscy. Jej rodzice, jego rodzice, jej brat, Annalise, Blaise i ich matka, Dafne z Pansy i rodzicami. Uśmiechnęła się lekko i złapała go za rękę.
- Chodź...- szepnęła, kiedy wszyscy zajmowali się sobą, a oni mogli chociaż na chwilę oderwać się od swoich przyjaciół i rodzin. Miała nadzieję, że nie zaczną ich szukać zaraz po tym jak znikną. Pociągnęła go do wyjścia z domu, a potem za dom do małej furtki.
- To zemsta za przedpołudnie?- spytał, kiedy szli przez wrzosowisko, w bliżej nieokreślonym kierunku.- Zabijesz mnie i pochowasz w krzakach?
- Tak. Będzie to idealny sposób na to, żeby się ciebie pozbyć z mojego życia. Zawsze marzyłam o idealnym morderstwie w dniu urodzin.
Zaśmiała się. Popatrzył w jej kierunku i zauważył, że trzyma w ręce miotłę.
- Czyli upadek z wysokości...- powiedział zrezygnowany.
- Oh, zamknij się w końcu...- jęknęła i podleciała do góry na kilka metrów. Zawisła, układając się wzdłuż miotły i spoglądając w gwiazdy. Zrobił dokładnie to samo.- Dzisiaj jest widoczność idealna...
- Racja...
- Mam prawo powiedzieć, że nie lubię twojej pracy?
- Oczywiście, że masz.
- No to nie lubię twojej pracy.
- Domyślam się...- skrzywił się lekko, łapiąc ją za zwisającą dłoń.
- Martwię się...- dodała cicho.
- Wiem.
- Więc jak stanie ci się krzywda, to przysięgam że tak oberwiesz...- wysyczała przez zaciśnięte zęby, wbijając mu swoje długie paznokcie w skórę.
- Auć!
- To tylko przedsmak...- zaśmiała się cicho.
- To Gwiazdozbiór Węża, nie?- wskazał ręką nad nimi.
- Yhm...
- Lubiłem Astronomię w szkole.
- Wiem, dlatego tu jesteśmy. Myślisz, że nie wiem w jakim celu nocami wymykałeś się z pokoju?
- Skąd wiedziałaś, że się wymykam?
- Bo cię wtedy śledziłam.
- Wykorzystywałaś swoją umiejętność przeciwko mi? Ranisz mnie!
- Na pewno? Nie schlebia ci, że tak się tobą interesowałam?
- Masz rację...- zaśmiał się cicho, podnosząc do pozycji siedzącej. Zachwiał się lekko, ale nie spadł.
- Nie chciałam, żebyś się władował w kłopoty...
- Zawsze stałaś na mojej straży. Jakiż ja jestem fantastyczny, że tak się angażowałaś.
- Nie pochlebiaj sobie! Jak dla mnie byłeś rozpuszczonym gnojkiem, który czasami zapominał używać mózgu.
- Zabawne.- oburzył się i miał ochotę zrzucić ją na ziemię.
- Nie zabawne, tylko prawdziwe. Draco, przyznajmy szczerze, czasami myślałeś że jesteś nietykalny, nie? Że nikt nic ci nie może w tej szkole zrobić, bo twój ociec. I zapominałeś o tym, że w Hogwarcie jesteś jak każdy inny uczeń. Godziło to w twoje poczucie wyższości i gigantycznie rozbuchane ego. Nie lubiłeś szlam, jak my wszyscy, ale tak im dokuczałeś bo byłeś sprowadzony do tego poziomu. A to doprowadzało cię do szału. Szczególnie, że święty Potter odrzucił cię przy wszystkich i skumał się ze zdrajcą i szlamą.
- Wow. Nieźle.
- Jestem obserwatorem, pamiętasz? Nie musiałam z tobą rozmawiać, żeby rozłożyć cię na czynniki pierwsze.
- Dosłownie. Jesteś dziwna, White.
- I vice versa, Malfoy.
- Dzień dobry...- usłyszała i odwróciła wzrok w stronę drzwi.
- Wszystkiego najlepszego...- szepnęła, gdy zwinnie wszedł na łóżko i jak polująca pantera zbliżył się do niej i pocałował. Mocno i zachłannie. Położyła się znowu, ciągnąc go za sobą.- Lubię jak jesteś tutaj kiedy się budzę...
- Lubię tu być kiedy się budzisz...- zamruczał wprost w jej usta.- A teraz się przygotuj, bo o 11 wychodzimy.
- Nie powiesz mi jakie masz plany?
Uśmiechnął się łobuzersko i zszedł z niej, pozwalając by wstała i poszła do łazienki. Ruszyła w jej kierunku z miną obrażonego dziecka i zatrzasnęła drzwi może trochę zbyt gwałtownie, ale usłyszała jego szczery śmiech, więc wiedziała że nie wziął tego na poważnie.
Kiedy wyszła z łazienki, nie zastała go w pokoju, jednak na łóżku leżała urocza sukienka w jej ulubionym brudnoróżowym kolorze, z karteczką 'Załóż mnie'. Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła ją do ręki z zamiarem założenia. Pasowała idealnie. Kończyła się w połowie ud, była tiulowa i delikatna. Zeszła po schodach po cichu, zastając blondyna przy wyspie kuchennej z filiżanką kawy. Podeszła do niego i objęła za szyję, całując w policzek.
- Dziękuję...- powiedziała siadając obok i obserwując śniadanie jakie jej przygotował.- Rozpieszczasz mnie.
- To twoje urodziny.- odparł z uśmiechem.
- Twoje też.
- Ale tobie umknęły trzy lata. I przyzwyczaj się, bo mam zamiar bardzo cię rozpieszczać. Nie tylko dzisiaj.
- Zwolnij, ogierze bo kiedyś się zbuntuje, zalegnę w łóżku i nic nie będę robić. Tylko leżeć i pachnieć.
- Mi pasuje.
- Nie ruszanie się skutkuje przybieraniem na wadze...- ugryzła kawałek gofra z bitą śmietaną, której część została dookoła jej ust.
- Już ją bym ci znalazł zajęcie fizyczne. Nie umiesz jeść, White.- powiedział patrząc na nią z politowaniem i całując czule, zlizując przy tym biały krem z jej twarzy.
- Ale ty stoisz na straży mojego wyglądu i mnie wyczyścisz...- zaśmiała się cicho.- Draco...
- Słucham?- powiedział nie odrywając wzroku od Proroka Codziennego i czując jak łapie go za wolną rękę.
- Ja też cię kocham...- szepnęła całując go bardzo delikatnie.
Evelyn White nigdy wcześniej nie widziała na twarzy tego człowieka tak szczerego, szerokiego, przepełnionego radością uśmiechu. Rozpromienił się patrząc na nią i pogłaskał ją po dłoni wstając i nachylając się nad nią. Wpatrywał się w nią intensywnie a w oczach malowało się szczęście.
- Nie spodziewałam się aż takiej reakcji...- powiedziała ujmując jego twarz w swoje dłonie.- Powinnam dać ci teraz twój pierwszy prezent?
- Właśnie dałaś...- powiedział niemal bezgłośnie i czule ją pocałował.
- Daleko jeszcze?!- krzyknęła truchtając obok niego. Od dłuższej chwili szli wąską leśną dróżką, gdzieś w hrabstwie Wilthshire.
- Zaczynasz być irytująca.
- Bo zaczynają mnie boleć nogi?
- Bo marudzisz... I już niedaleko.- powiedział uśmiechając się do niej szeroko. Jęknęła głośno, bo nie tego się spodziewała.
- Świetny pomysł, Malfoy. A teraz co? Wepchniesz mnie w krzaki i zabijesz?
Odwrócił się w jej kierunku gwałtownie i ruszył w jej stronę ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Pokonał odległość między nimi w kilku krokach i złapał ją za ramiona.
- Jesteś strasznie wkurzającą jędzą, wiesz?- wysyczał.
- Wiem. Ale wyjaśnij mi, dlaczego nie mogliśmy się aportować w to miejsce? A nie iść taki kawał. Wybacz, ale mam na sobie ładną sukienkę i buty na obcasie! Bo kazałeś mi się ładn...- nie skończyła, bo złapał ją w talii i przerzucił sobie przez ramię.- Nie o to mi chodziło...- wysyczała, poprawiając sukienkę, która podsunęła się do góry.- Postaw mnie na dół! Ty tleniony, brutalny, nieczuły...- poczuła że dał jej klapsa.- NEANDERTALCZYKU!
- Ja ci za chwilę pokażę jaki ze mnie neandertalczyk...- odparł klepiąc ją tym razem delikatniej. Uderzyła go ręką w plecy.- Za każde twoje uderzenie...- powiedział i znowu dał jej klapsa.
- Auć!- krzyknęła oburzona.- Brutal!
- Brutal, neandertalczyk... Ktoś jeszcze?!
- Dupek, drań.... Palant...- kolejne uderzenie.- Spodobało ci się?!
- A żebyś wiedziała. Fajnie się każe takie niepokorne i niewychowane wiedźmy jak ty.
- Zabawne.
- Nie powiedziałem nic co miało być śmieszne... Nie mogliśmy się tam aportować, bo ten teren jest pod zaklęciem.
Poczuła jak całuje odsłoniętą skórę jej uda i lekko poprawia ją sobie na ramieniu. Jęknęła niezadowolona z takiego obrotu spraw.
- Świetne urodziny, Malfoy. Co następne? Impreza w błocie? Zwiedzanie jaskini? Prezentacja maczugi?
- Zdecydowanie to ostatnie.
- Powinnam się domyślić...- powiedziała wzdychając głośno i wywracając oczami. I wtedy...- Czy ty mnie właśnie ugryzłeś?!
- Tak...- powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jesteś potworem. Zboczonym, niewyżytym potwor...- znowu poczuła jego dłoń na swoich pośladkach.
- Ja mam władzę. Więc się uspokój...
Zrobiła minę obrażonego dziecka i lekko wierzgnęła nogą, nie licząc na to, że w czymkolwiek to pomoże. Oczywiście nie pomogło. Szedł dalej zadowolony nie wiadomo z czego. Postawił ją dopiero po chwili, poprawiając jej włosy i sukienkę, na co zamachnęła się, żeby mu przywalić. Złapał ją za nadgarstek, zatrzymując cios tuż przed swoją twarzą.
- Nie ładnie...- warknął odwracając ją tyłem do siebie i przyciskając jej ciało do swojego.- Wszystkiego najlepszego...- szepnął wprost w jej ucho.
- Konie!- krzyknęła uradowana.- Całe wieki nie miałam czasu żeby pojeździć!
Kiedy była dużo młodsza, często w wakacje jeździła do stadniny i uczyła się jazdy konnej. Potem, kiedy chciała uciec z domu i oderwać się od tej sztywnej atmosfery, robiła to z czystej przyjemności.
- Wiem. Chodź...- pociągnął ją za rękę.
- W tym stroju?!
- Głupia...- jęknął, machnął różdżką i już była przebrana w strój do jazdy.
- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? Kiedy męczyłam się idąc tu.
- Nie. To było zabawne...- zaśmiał się głośno, prezentując się idealnie w czarnych bryczesach, obcisłej czarnej koszulce i czarnej marynarce. Jak typowy, obrzydliwie bogaty arystokrata. Zakładał akurat rękawiczki na dłonie, kiedy zorientował się, że dziewczyna wpatruje się w niego.- Nie patrz się tak na mnie, bo ci oczy wypłyną na wierzch z zachwytu.
Jęknęła. Czemu musiał być tak przystojny i wredny w tym samym czasie!? Miała ochotę złapać go za szyję i zamknąć tą jego niewyparzoną gębę. A on przyglądał jej się z rozbawieniem, chociaż w środku aż się w nim gotowało. Bo w obcisłych czarnych bryczesach, które podkreślały jej zgrabne nogi, obcisłej koszulce, na którą zarzuconą miała marynarkę i z batem w ręce wyglądała...
- Nie gap się tak, bo ci oczy wypłyną na wierzch z zachwytu...- zaczęła go przedrzeźniać.- Poza tym... możesz oberwać batem. Mamy zdecydowanie odmienne zdanie na temat tego co jest zabawne.- powiedziała uderzając jego końcem o dłoń ukrytą pod rękawiczkami.
Siedzieli na wzniesieniu i wpatrywali się w krajobraz przed sobą. Lasy roztaczały się niemal po horyzont. Tereny stajni były ogromne, dlatego mogli zatrzymać się z dala od ludzi i po prostu być. Ich konie - jej biały jak mleko, jego czarny jak świeżo zaparzona, mocna kawa - stały kawałek dalej, a oni rozsiedli się na trawie.
- Czego chcesz... w życiu...- powiedziała nagle, nie odwracając wzroku w jego stronę. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... Mam dobrą pracę... Jestem z niej zadowolony. I wbrew pozorom wcale nie chcę tak szybko brać ślubu i zakładać rodziny...- skrzywił się lekko.- Tamten ślub... Na Merlina, chyba postradałem zmysły.- położył się na trawie i popatrzył w niebo.- Idiotyzm, debilizm, kretynizm...
- Desperacja...- szepnęła dziewczyna, na co spojrzał na nią zdziwiony.- Na szczęście przejrzałeś na oczy. Chociaż przyznaję, że nie miałabym oporu żeby cię uwieść i być twoją tajemniczą kochanką.
- Chowałbym cię do szafy.- zaśmiał się, czując jak dziewczyna siada na nim okrakiem i opiera dłonie na jego torsie.- No cześć...- powiedział, kiedy się nachyliła, żeby go pocałować.
- Cześć...- szepnęła wsuwając dłonie pod jego marynarkę.
- Więc powiedziałaś Zabiniemu, że jestem najlepszym facetem z jakim sypiasz... Czekaj, jak to on ujął... Istny kosmos!- zaśmiał się gładząc jej uda.
- Poszedł ci powiedzieć? Plotkara paskudna.
- Myślę, że go tak zachęciłaś, że chciałby spróbować.
- Droga wolna, jeśli tylko będę mogła popatrzeć.
- I to ja jestem zboczony!?
- Hej, w szpitalu już i tak wszyscy myślą, że żyjemy w trójkącie! Nie obraziłabym się, gdybyście się obaj mną zajęli.
- Nigdy w życiu, nie chcę cię widzieć z innym, zrozumiano?- podniósł się gwałtownie, obejmują ją w talii i przyciągając ją mocno do siebie. Zaplotła nogi za jego plecami.- Jesteś tylko moja...
- Ale jesteś zaborczy, zachłanny i skąpy. Z przyjacielem się nie podzielisz?- zaśmiała się głośno.
- Nie.- powiedział stanowczym głosem, całując ją czule i głaszcząc po policzku.- Jesteś piękna.
- A ty przystojny, więc idealnie do siebie pasujemy.
- A ty?
- A ja co?
- Czego chcesz w życiu?
- Dobrej pracy, szacunku, stabilizacji... Miłości. Same banały. Ale kiedyś nie myślałam tak o nich. Kiedyś przyszłość była niepewna, a życie nie było normalne.
- A teraz jest...
- Nadal staram się do tego przywyknąć...
- Zaczynam się zastanawiać coś ty se w tym łbie nawymyślał.- zaśmiała się, kiedy opuścili teren stadniny.
- Oh, kolejne atrakcje.
- Muszę dać ci prezent!
- Cicho! Nie musisz...- powiedział obejmując ją i prowadząc w stronę... jej domu.
- Czemu tu jesteśmy?- zaniepokoiła się nieco.
- Idziemy na imprezę... Nie patrz tak na mnie. Plan był inny. Mieliśmy zjeść na tym wzniesieniu, mieliśmy tam spędzić pół dnia, potem... ale Zabini się uparł. Powiedział, że nam nie wybaczy jeśli ich olejemy.
- Co potem?
- Nic takiego...- rzucił i złączył ich dłonie.- Teraz, będziemy świętować z nimi.- powiedział i pchnął drzwi do jej domu. W salonie byli wszyscy. Jej rodzice, jego rodzice, jej brat, Annalise, Blaise i ich matka, Dafne z Pansy i rodzicami. Uśmiechnęła się lekko i złapała go za rękę.
- Chodź...- szepnęła, kiedy wszyscy zajmowali się sobą, a oni mogli chociaż na chwilę oderwać się od swoich przyjaciół i rodzin. Miała nadzieję, że nie zaczną ich szukać zaraz po tym jak znikną. Pociągnęła go do wyjścia z domu, a potem za dom do małej furtki.
- To zemsta za przedpołudnie?- spytał, kiedy szli przez wrzosowisko, w bliżej nieokreślonym kierunku.- Zabijesz mnie i pochowasz w krzakach?
- Tak. Będzie to idealny sposób na to, żeby się ciebie pozbyć z mojego życia. Zawsze marzyłam o idealnym morderstwie w dniu urodzin.
Zaśmiała się. Popatrzył w jej kierunku i zauważył, że trzyma w ręce miotłę.
- Czyli upadek z wysokości...- powiedział zrezygnowany.
- Oh, zamknij się w końcu...- jęknęła i podleciała do góry na kilka metrów. Zawisła, układając się wzdłuż miotły i spoglądając w gwiazdy. Zrobił dokładnie to samo.- Dzisiaj jest widoczność idealna...
- Racja...
- Mam prawo powiedzieć, że nie lubię twojej pracy?
- Oczywiście, że masz.
- No to nie lubię twojej pracy.
- Domyślam się...- skrzywił się lekko, łapiąc ją za zwisającą dłoń.
- Martwię się...- dodała cicho.
- Wiem.
- Więc jak stanie ci się krzywda, to przysięgam że tak oberwiesz...- wysyczała przez zaciśnięte zęby, wbijając mu swoje długie paznokcie w skórę.
- Auć!
- To tylko przedsmak...- zaśmiała się cicho.
- To Gwiazdozbiór Węża, nie?- wskazał ręką nad nimi.
- Yhm...
- Lubiłem Astronomię w szkole.
- Wiem, dlatego tu jesteśmy. Myślisz, że nie wiem w jakim celu nocami wymykałeś się z pokoju?
- Skąd wiedziałaś, że się wymykam?
- Bo cię wtedy śledziłam.
- Wykorzystywałaś swoją umiejętność przeciwko mi? Ranisz mnie!
- Na pewno? Nie schlebia ci, że tak się tobą interesowałam?
- Masz rację...- zaśmiał się cicho, podnosząc do pozycji siedzącej. Zachwiał się lekko, ale nie spadł.
- Nie chciałam, żebyś się władował w kłopoty...
- Zawsze stałaś na mojej straży. Jakiż ja jestem fantastyczny, że tak się angażowałaś.
- Nie pochlebiaj sobie! Jak dla mnie byłeś rozpuszczonym gnojkiem, który czasami zapominał używać mózgu.
- Zabawne.- oburzył się i miał ochotę zrzucić ją na ziemię.
- Nie zabawne, tylko prawdziwe. Draco, przyznajmy szczerze, czasami myślałeś że jesteś nietykalny, nie? Że nikt nic ci nie może w tej szkole zrobić, bo twój ociec. I zapominałeś o tym, że w Hogwarcie jesteś jak każdy inny uczeń. Godziło to w twoje poczucie wyższości i gigantycznie rozbuchane ego. Nie lubiłeś szlam, jak my wszyscy, ale tak im dokuczałeś bo byłeś sprowadzony do tego poziomu. A to doprowadzało cię do szału. Szczególnie, że święty Potter odrzucił cię przy wszystkich i skumał się ze zdrajcą i szlamą.
- Wow. Nieźle.
- Jestem obserwatorem, pamiętasz? Nie musiałam z tobą rozmawiać, żeby rozłożyć cię na czynniki pierwsze.
- Dosłownie. Jesteś dziwna, White.
- I vice versa, Malfoy.
~*~
Następny rozdział: 13.04.2016, godzina 18:00
Następny rozdział: 13.04.2016, godzina 18:00
Rozdział 33 - 'Memory'
Jestem pod wrażeniem. Nawet nie sądziłam, że można tak barwnie, szczerze i zabawnie opisać relacje kochających się ludzi. Na początku zbytnio nie wiedziałam kim jest wybranka Dracona. Teraz, po przeczytaniu rozdziału, mogę stwierdzić, że polubiłam tą całą White. Ma charakterek i umie sobie poradzić z Malfoyem. Uśmiechałam się jak głupia czytając ich przekomarzania. Wszystko mi się podobało, od zmysłowego poranka po oglądanie gwiazd. Ostatnia wypowiedź dziewczyny mnie zainteresowała, poznała już blondyna w szkole i jestem ciekawa ich historii. Szczególnie spodobało mi się jak Draco prowadził dziewczynę na przejażdżkę konną, było bardzo humorystycznie - White bezpośrednio nazwała gu brutalem i zboczeńcem.
OdpowiedzUsuńTakże na wzniesieniu przedstawiłaś uroczą i czułą akcję. Bardzo udane urodziny <3 Twoje opisy są bardzo ładne, brakowało mi czasami przecinków, chyba przed 'więc', 'wcale' piszemy razem, tylko to jakoś rzuciło mi się w oczy.
W każdym razie bardzo podoba mi się Twój Draco i zapiszę sobie tego bloga. <3
Tymczasem zapraszam do siebie na rozdział i przepraszam za taki chaotyczny komentarz.
Nela.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
O dziękuję za uwagi. Czasami nie zauważam takich błędów, pomimo iż zdarza się że rozdziały poprawiam po kilka razy :D
UsuńCieszę się, że Ci się spodobało :) Staram się zawsze dopracować swoich bohaterów w 100% :)
Ja właśnie skończyłam czytać Twój rozdział i zaraz zostawiam swój komentarz :)
Pozdrawiam! :)
Evelyn i Draco są razem idealni. Z jednej strony sobie dogryzają, ale to tylko pokazuje jak silnym darzą się uczuciem. Te urodziny były wyjątkowo udane :)
OdpowiedzUsuńBardzo ich lubię i czekam na kolejne rozdziały :)