- Ale co mówią uzdrowiciele?- pytała Narcyza, kiedy siedziała razem z mężem w gabinecie Evelyn.- Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
- Zdrowieje. A to dobrze. Już wszystkich raczy swoim czarującym charakterem. Jestem jedyną osobą, która nie boi się wchodzić do jego pieczary.- zaśmiała się cicho.- Nie zdarzają się bezdechy co jest dobrą wiadomością. Jest osłabiony i martwi mnie jego serce... Pracuje nierównomiernie. Nadal próbujemy znaleźć odpowiedni eliksir...
- Ale o co...?- niemal ze łzami w oczach Narcyza złapała ją za rękę.
- Jest słabe. Każde silniejsze emocje powodują, że zaczyna pracować gorzej i trzeba go uspokajać, żeby nie dostał znowu zawału... Jeśli nie uda się nic na to poradzić, do końca życia będzie musiał uważać na wszystko... Zero używek, zero silniejszych emocji. Te klątwy które je uszkodziły... Cóż trudno sobie z tym poradzić, ale szukają...
- Oh, mój biedny syn...- załamała ręce kobieta. Jej mąż stał z boku i przypatrywał im się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Sprowadzę najlepszych alchemików...- powiedział nagle.
- Panie Malfoy, ja zdaję sobie sprawę, że chcą państwo pomóc synowi, ale... Nie wiemy o jakie klątwy chodzi, dlatego tak trudno znaleźć lek. Z tego co mówił Blaise, napastnik używał zaklęć niewerbalnych.
- A różdżka tego człowieka?!
- Problem polega na tym, że było ich dwóch. Jeden z nich, ten który zaatakował Draco, uciekł. Aurorzy pracują nad tym, żeby go odnaleźć i złapać. A na razie musi się oszczędzać... Nikt nie ma do niego wstępu oprócz mnie i kilku Uzdrowicieli.
- Dobrze, że przynajmniej ma ciebie... Dobrze mieć przy sobie przyjaciela...
- Tak. Cóż lubi się ze mną droczyć i wyzywa za każdym razem gdy go badam... Ale przynajmniej emocje mu wtedy nie szaleją.
- Co z jego pamięcią?- wtrącił się Lucjusz.
- Część odzyskał, ale nadal ma w niej dziury... Myślimy jednak, że z biegiem czasu wszystko się rozjaśni. A teraz proszę wybaczyć... Muszę wracać do pracy...
- Tak, naturalnie. Proszę nas informować, jeśli cokolwiek się zmieni...- powiedział Lucjusz, wychodząc razem z żoną. Ona odchyliła się na krześle, po czym wstała i ruszyła do sali Malfoy'a.
- Oho, masz kitel. Znaczy że będziesz mnie męczyć.- usłyszała tuż po wejściu do środka. Wywróciła teatralnie oczami i odwróciła w jego kierunku, ledwo unikając uderzenia szklanką, która rozbiła się o drzwi.- Czuję się świetnie.
- Właśnie dlatego nikt tu nie przychodzi. Wszyscy mają cię dość i drżą o własne życie.
- Ty tu wracasz.
- Bo się przyjaźnimy. Chyba powinnam się zastanowić dlaczego...- skrzywiła się.
- Bo jestem przystojny i zabawny.
- To chyba nie wystarcza...- westchnęła.- A teraz weź się uspokój, zbadam cię, podam eliksiry i pójdę do innych...
- Więc mnie zdradzasz z innymi?! No pięknie! Liczyłem, że jesteś wierna.
- Uspokój się, bo ci ciśnienie skoczy.
- Już mi skoczyło. Na twój widok.- poruszył brwiami i zlustrował ją wzrokiem.
- Miejmy to za sobą.
- Nie zbliżaj się do mnie! Sprawiasz mi ból, torturujesz mnie, a potem podajesz te świństwa od których mam odruchy wymiotne!
- Nie zachowuj się jak dziecko...- warknęła podchodząc do niego.- Jesteś agresywny, chamski i wyjątkowo opryskliwy... Nikt mi za takie atrakcje ekstra nie płaci.
- To daj mi spokój.
- Nie mogę. Muszę sprawdzić czy twój stan się poprawia, Draco.
- Draco?! Od kiedy mówisz do mnie po imieniu?
Znowu wywróciła oczami, łapiąc lecącą poduszkę.
- Proszę... Nie utrudniaj mi pracy, postaram się to zrobić najdelikatniej jak potrafię... Jak mnie dalej będziesz drażnił to i tak i tak to zrobię, ale będzie bardzo bolało.
- Grozisz mi?
- Nie, ostrzegam.
- No dobra... Tylko szybko.- jęknął. Podeszła do niego i zaczęła go dokładnie badać za pomocą różdżki.
- Nieźle.
- Nieźle? Nieźle, ooo przeżyjesz, czy nieźle ooo możesz iść do domu?
- Nieprędko cię wypiszemy...- powiedziała uzupełniając jego dokumenty. Jęknął głośno. Podała mu eliksiry i odsunęła na chwilę.
- Ale mi się tu nudzi!
- Poczujesz się lepiej jak pozwolę pojedynczym osobą cię odwiedzać?
- Minimalnie.
- Ok. Przekażę twoim rodzicom, na pewno się ucieszą...- powiedziała kierując się do drzwi.
- Czemu nic nie powiedziałaś?
- Nie powiedziałam o czym?- spytała się, odwracając do niego gwałtownie.
- O tym co nas łączyło...
Zamarła na kilka sekund.
- Wróciła ci pamięć...- szepnęła.
- No wróciła.
- Kiedy?
- Jakieś... dwie godziny i trzydzieści cztery minuty temu, kiedy się obudziłem.
- Czemu nic nie mówiłeś?!- warknęła dopadając do niego i uderzając w ramię.
- Jestem chory! Chorych się nie bije!
- Gówno a nie chory! Dobrze się bawisz?!- powiedziała siadając na pobliskim fotelu.
- Czemu nic nie mówiłaś?
- Bo to za dużo emocji, rozumiesz? Gdybym ci powiedziała... Mógłbyś zareagować tak jak wtedy kiedy zobaczyłeś mnie w drzwiach. Bałam się, że znowu ci serce nie wytrzyma...
Dotychczas emocje wyłaziły z niej w domu. Kiedy siadała nawet na chwilę na sofie, płakała i krzyczała z bezsilności. Ale w domu bywała rzadko i krótko, dlatego musiała kontrolować emocje cały czas. Kumulowały się w niej i właśnie wybuchła. Z jej oczu poleciały łzy, kiedy ściskała się u nasady nosa.
- Przepraszam...- wydukałam.- Wstrzymywałam to wszystko od dnia wypadku.
- Hej, nie płacz księżniczko...- powiedział czule, wyciągając dłoń w jej kierunku.- Już ze mną lepiej. Zdrowieję... Widzisz? Wstaję z łóżka i samodzielnie mogę iść do łazienki!
- Nie błaznuj. Martwiłam się, bałam się, że stanie ci się krzywda. I stała się. Draco, zdajesz sobie sprawę, że całe twoje życie się zmieni? Może i twoje serce jest silniejsze niż kilka dni, tygodni temu, ale ono nie prędko wróci do normalności... Ono może nigdy nie wrócić do normalności.
- No wiem, że jestem teraz trochę wybrakowany.
- Cały czas sobie żartujesz z tego! To nie jest zabawne, Draco...
- Wiem. Chodź do mnie...- powiedział siedząc z rozłożonymi ramionami. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ciało.
- Schudłeś...- szepnęła.- Będę musiała się tobą zająć...
- Chciałbym się stąd wydostać.
- I tak nie będziesz mógł mieszkać sam.
- Nie przeszkadza mi mieszkanie z tobą...
Zaśmiała się cicho.
- Już zakładasz, że ze mną? A może cię do rodziców wyślę?
- Nieee, Lyn! Proszę...- jęknął.
- Za to potraktowanie mnie kilkanaście minut temu powinnam ci to zrobić.
- Wybacz, ale sadystka z ciebie. Nadal będę cię wyganiał za każdym razem, kiedy będziesz chciała sprawić mi ból...- powiedział, krzywiąc się lekko. Położyła dłoń na jego sercu i poczuła jak słabo bije.
- Uspokój się...- powiedziała cicho, pomagając mu się położyć. Oddychał głęboko z zamkniętymi oczami.- Starczy na dzisiaj. Nikt tu nie przyjdzie. Masz odpoczywać, a ja zajrzę do ciebie jak skończę sprawdzać pacjentów.
- Lyn...- złapał ją za rękę, kiedy wstała z łóżka.- Nie chcę umrzeć... Ale nie chcę cierpieć...- powiedział, a emocje jakie malowały się na jego twarzy łamały jej serce. Zacisnęła wargi, bo nie mogła pokazać mu jak bardzo się martwi.
- Zaopiekuję się tobą...- pogłaskała go po policzku.- Odpoczywaj.
Weszła do ganinetu, zastając na krzesełkach i fotelach swoich przyjaciół. Pansy i Dafne spojrzały na nią wyczekująco, natomiast Blaise przyglądał się krajobrazowi za oknem. Westchnęła głośno.
- Nie wpuszczę was do niego.- powiedziała zrezygnowana siadając na krzesełku.
- Ale powiedz co z nim.- szepnęła Pansy.
- Niby lepiej. Ale serce mu wariuje. Marywi mnie to...
Blaise nie odzywał się.
- Blaise, to nie twoja wina...- powiedziała Evelyn kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Powinienem coś zauważyć...- jęknął cicho.
- Ja też. Ale wiesz, że to Malfoy. Uparty osioł ze swoją idiotyczną dumą i ambicją. Do niczego się nie przyznał... Ehhh nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem...
- Dorwę tego kretyna który mu to zrobił... On zasługuje na normalne życie.
- Lepiej szukaj mu pracy przy biurku. Nawet jeśli by teoretycznie mógł pracować w terenie... Ja mu na to nie pozwolę...- warknęła.- Ale nie mogę was wpuścić. Przepraszam, ale to Malfoy. Wkurza się nawet przy mnie a wtedy... Powiem, że byliście...
- Czy ty spałaś? Jesteś blada i wyglądasz na zmęczoną...- powiedziała Dafne podchodząc do niej.
- Stres. Sypiam... Mniej, ale sypiam... A teraz wybaczcie ale muszę wracać do pracy... Spotkamy się w weekend? Muszę się oderwać od tego wszystkiego. Najwyraźniej Zabini też...- powiedziała ściskając dłoń przyjaciela.- Skoro jest w stanie mnie obrażać i rzucać szklankami to jest wyjątkowo zdrowy...- zaśmiała się cicho.
- Wszyscy tak cię kochają, że nie mogą się doczekać spotkania.- jęknęła siedząc na przeciwko niego na łóżku i grając z nim w szafy czarodziejów.- Nie ekscytuj się tak wygraną.
- Łojenie ci tyłka w szachy nie robi już na mnie wrażenia.- zaśmiał się cicho.
- No przecież nie jestem taka zła...
- Twoja gra jest tragiczna, księżniczko.
- Dzięki...- skrzywiła się i skrzyżowała ręce na piersi.- W ogóle nie doceniasz tego, że tu z tobą siedzę i znoszę twoje marudzenie.
- Bo mnie kochasz...
- Masz rację...- szepnęła patrząc mu w oczy.- Niestety. Jak ja z tobą wytrzymuję?! Jesteś okropnie irytujący i wredny.
- I świetny w łóżku.- zamruczał.
Wywróciła oczami i zaśmiała się cicho.
- Narcystyczny dupek...
- Lyn... Znajdą sposób na moje biedne serce?
- Nie wiem... Mam nadzieję... Bo jeśli nie to staniesz się jeszcze bardziej nieznośny i sfrustrowany.
- Oj, no każdy seks nie może się kończyć zawałem?! Jesteś Uzdrowicielem!
- Ale serce ma swoją wytrzymałość, Malfoy.- powiedziała cicho.- Powinnam już iść. Muszę się wyspać i ogarnąć.
- Nie możesz zrobić tego tutaj? Czuję się tu wyjątkowo samotnie...
- Wpadnę rano...- odparła całując go w czoło.
- I tyle?
- Tyle.- zaśmiała się cicho.- Po takim poście, zobaczysz że wszystko smakuje lepiej...
Pchnęła drzwi do swojego mieszkania i z jękiem opadła na sofę. Była zmęczona i bolał ją kręgosłup od niewygodnego fotela i kanapy w szpitalu, na których ostatnio sypiała. Usłyszała jak jej kot wchodzi do pokoju i miauczy z wyrzutem.
- Przepraszam Ladon...- powiedziała cicho łapiąc go na ręce i wtulając twarz w jego futerko. Wciągnęła jego zapach do płuc i popatrzyła mu w pełne wyrzutu oczy.- No wiem, kochanie... Zaniedbałam cię... widzisz ile czasu i energii pochłania ten pajac?
Kot miauknął ze zrozumieniem i otarł się o jej twarz.
- Ty jesteś porządnym facetem, nie?
Zamruczał i ułożył się na jej kolanach. Zaczęła drapać go za uchem i po chwili usnęła, po raz kolejny w niewygodnej pozycji, ale nie miała siły żeby wejść do sypialni. Obudziło ją dopiero silne zatrzaśnięcie drzwi. Rozchyliła powieki i popatrzyła zaszokowana na osobę, która się nad nią pochylała.
- Tak, naturalnie. Proszę nas informować, jeśli cokolwiek się zmieni...- powiedział Lucjusz, wychodząc razem z żoną. Ona odchyliła się na krześle, po czym wstała i ruszyła do sali Malfoy'a.
- Oho, masz kitel. Znaczy że będziesz mnie męczyć.- usłyszała tuż po wejściu do środka. Wywróciła teatralnie oczami i odwróciła w jego kierunku, ledwo unikając uderzenia szklanką, która rozbiła się o drzwi.- Czuję się świetnie.
- Właśnie dlatego nikt tu nie przychodzi. Wszyscy mają cię dość i drżą o własne życie.
- Ty tu wracasz.
- Bo się przyjaźnimy. Chyba powinnam się zastanowić dlaczego...- skrzywiła się.
- Bo jestem przystojny i zabawny.
- To chyba nie wystarcza...- westchnęła.- A teraz weź się uspokój, zbadam cię, podam eliksiry i pójdę do innych...
- Więc mnie zdradzasz z innymi?! No pięknie! Liczyłem, że jesteś wierna.
- Uspokój się, bo ci ciśnienie skoczy.
- Już mi skoczyło. Na twój widok.- poruszył brwiami i zlustrował ją wzrokiem.
- Miejmy to za sobą.
- Nie zbliżaj się do mnie! Sprawiasz mi ból, torturujesz mnie, a potem podajesz te świństwa od których mam odruchy wymiotne!
- Nie zachowuj się jak dziecko...- warknęła podchodząc do niego.- Jesteś agresywny, chamski i wyjątkowo opryskliwy... Nikt mi za takie atrakcje ekstra nie płaci.
- To daj mi spokój.
- Nie mogę. Muszę sprawdzić czy twój stan się poprawia, Draco.
- Draco?! Od kiedy mówisz do mnie po imieniu?
Znowu wywróciła oczami, łapiąc lecącą poduszkę.
- Proszę... Nie utrudniaj mi pracy, postaram się to zrobić najdelikatniej jak potrafię... Jak mnie dalej będziesz drażnił to i tak i tak to zrobię, ale będzie bardzo bolało.
- Grozisz mi?
- Nie, ostrzegam.
- No dobra... Tylko szybko.- jęknął. Podeszła do niego i zaczęła go dokładnie badać za pomocą różdżki.
- Nieźle.
- Nieźle? Nieźle, ooo przeżyjesz, czy nieźle ooo możesz iść do domu?
- Nieprędko cię wypiszemy...- powiedziała uzupełniając jego dokumenty. Jęknął głośno. Podała mu eliksiry i odsunęła na chwilę.
- Ale mi się tu nudzi!
- Poczujesz się lepiej jak pozwolę pojedynczym osobą cię odwiedzać?
- Minimalnie.
- Ok. Przekażę twoim rodzicom, na pewno się ucieszą...- powiedziała kierując się do drzwi.
- Czemu nic nie powiedziałaś?
- Nie powiedziałam o czym?- spytała się, odwracając do niego gwałtownie.
- O tym co nas łączyło...
Zamarła na kilka sekund.
- Wróciła ci pamięć...- szepnęła.
- No wróciła.
- Kiedy?
- Jakieś... dwie godziny i trzydzieści cztery minuty temu, kiedy się obudziłem.
- Czemu nic nie mówiłeś?!- warknęła dopadając do niego i uderzając w ramię.
- Jestem chory! Chorych się nie bije!
- Gówno a nie chory! Dobrze się bawisz?!- powiedziała siadając na pobliskim fotelu.
- Czemu nic nie mówiłaś?
- Bo to za dużo emocji, rozumiesz? Gdybym ci powiedziała... Mógłbyś zareagować tak jak wtedy kiedy zobaczyłeś mnie w drzwiach. Bałam się, że znowu ci serce nie wytrzyma...
Dotychczas emocje wyłaziły z niej w domu. Kiedy siadała nawet na chwilę na sofie, płakała i krzyczała z bezsilności. Ale w domu bywała rzadko i krótko, dlatego musiała kontrolować emocje cały czas. Kumulowały się w niej i właśnie wybuchła. Z jej oczu poleciały łzy, kiedy ściskała się u nasady nosa.
- Przepraszam...- wydukałam.- Wstrzymywałam to wszystko od dnia wypadku.
- Hej, nie płacz księżniczko...- powiedział czule, wyciągając dłoń w jej kierunku.- Już ze mną lepiej. Zdrowieję... Widzisz? Wstaję z łóżka i samodzielnie mogę iść do łazienki!
- Nie błaznuj. Martwiłam się, bałam się, że stanie ci się krzywda. I stała się. Draco, zdajesz sobie sprawę, że całe twoje życie się zmieni? Może i twoje serce jest silniejsze niż kilka dni, tygodni temu, ale ono nie prędko wróci do normalności... Ono może nigdy nie wrócić do normalności.
- No wiem, że jestem teraz trochę wybrakowany.
- Cały czas sobie żartujesz z tego! To nie jest zabawne, Draco...
- Wiem. Chodź do mnie...- powiedział siedząc z rozłożonymi ramionami. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ciało.
- Schudłeś...- szepnęła.- Będę musiała się tobą zająć...
- Chciałbym się stąd wydostać.
- I tak nie będziesz mógł mieszkać sam.
- Nie przeszkadza mi mieszkanie z tobą...
Zaśmiała się cicho.
- Już zakładasz, że ze mną? A może cię do rodziców wyślę?
- Nieee, Lyn! Proszę...- jęknął.
- Za to potraktowanie mnie kilkanaście minut temu powinnam ci to zrobić.
- Wybacz, ale sadystka z ciebie. Nadal będę cię wyganiał za każdym razem, kiedy będziesz chciała sprawić mi ból...- powiedział, krzywiąc się lekko. Położyła dłoń na jego sercu i poczuła jak słabo bije.
- Uspokój się...- powiedziała cicho, pomagając mu się położyć. Oddychał głęboko z zamkniętymi oczami.- Starczy na dzisiaj. Nikt tu nie przyjdzie. Masz odpoczywać, a ja zajrzę do ciebie jak skończę sprawdzać pacjentów.
- Lyn...- złapał ją za rękę, kiedy wstała z łóżka.- Nie chcę umrzeć... Ale nie chcę cierpieć...- powiedział, a emocje jakie malowały się na jego twarzy łamały jej serce. Zacisnęła wargi, bo nie mogła pokazać mu jak bardzo się martwi.
- Zaopiekuję się tobą...- pogłaskała go po policzku.- Odpoczywaj.
Weszła do ganinetu, zastając na krzesełkach i fotelach swoich przyjaciół. Pansy i Dafne spojrzały na nią wyczekująco, natomiast Blaise przyglądał się krajobrazowi za oknem. Westchnęła głośno.
- Nie wpuszczę was do niego.- powiedziała zrezygnowana siadając na krzesełku.
- Ale powiedz co z nim.- szepnęła Pansy.
- Niby lepiej. Ale serce mu wariuje. Marywi mnie to...
Blaise nie odzywał się.
- Blaise, to nie twoja wina...- powiedziała Evelyn kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Powinienem coś zauważyć...- jęknął cicho.
- Ja też. Ale wiesz, że to Malfoy. Uparty osioł ze swoją idiotyczną dumą i ambicją. Do niczego się nie przyznał... Ehhh nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem...
- Dorwę tego kretyna który mu to zrobił... On zasługuje na normalne życie.
- Lepiej szukaj mu pracy przy biurku. Nawet jeśli by teoretycznie mógł pracować w terenie... Ja mu na to nie pozwolę...- warknęła.- Ale nie mogę was wpuścić. Przepraszam, ale to Malfoy. Wkurza się nawet przy mnie a wtedy... Powiem, że byliście...
- Czy ty spałaś? Jesteś blada i wyglądasz na zmęczoną...- powiedziała Dafne podchodząc do niej.
- Stres. Sypiam... Mniej, ale sypiam... A teraz wybaczcie ale muszę wracać do pracy... Spotkamy się w weekend? Muszę się oderwać od tego wszystkiego. Najwyraźniej Zabini też...- powiedziała ściskając dłoń przyjaciela.- Skoro jest w stanie mnie obrażać i rzucać szklankami to jest wyjątkowo zdrowy...- zaśmiała się cicho.
- Wszyscy tak cię kochają, że nie mogą się doczekać spotkania.- jęknęła siedząc na przeciwko niego na łóżku i grając z nim w szafy czarodziejów.- Nie ekscytuj się tak wygraną.
- Łojenie ci tyłka w szachy nie robi już na mnie wrażenia.- zaśmiał się cicho.
- No przecież nie jestem taka zła...
- Twoja gra jest tragiczna, księżniczko.
- Dzięki...- skrzywiła się i skrzyżowała ręce na piersi.- W ogóle nie doceniasz tego, że tu z tobą siedzę i znoszę twoje marudzenie.
- Bo mnie kochasz...
- Masz rację...- szepnęła patrząc mu w oczy.- Niestety. Jak ja z tobą wytrzymuję?! Jesteś okropnie irytujący i wredny.
- I świetny w łóżku.- zamruczał.
Wywróciła oczami i zaśmiała się cicho.
- Narcystyczny dupek...
- Lyn... Znajdą sposób na moje biedne serce?
- Nie wiem... Mam nadzieję... Bo jeśli nie to staniesz się jeszcze bardziej nieznośny i sfrustrowany.
- Oj, no każdy seks nie może się kończyć zawałem?! Jesteś Uzdrowicielem!
- Ale serce ma swoją wytrzymałość, Malfoy.- powiedziała cicho.- Powinnam już iść. Muszę się wyspać i ogarnąć.
- Nie możesz zrobić tego tutaj? Czuję się tu wyjątkowo samotnie...
- Wpadnę rano...- odparła całując go w czoło.
- I tyle?
- Tyle.- zaśmiała się cicho.- Po takim poście, zobaczysz że wszystko smakuje lepiej...
Pchnęła drzwi do swojego mieszkania i z jękiem opadła na sofę. Była zmęczona i bolał ją kręgosłup od niewygodnego fotela i kanapy w szpitalu, na których ostatnio sypiała. Usłyszała jak jej kot wchodzi do pokoju i miauczy z wyrzutem.
- Przepraszam Ladon...- powiedziała cicho łapiąc go na ręce i wtulając twarz w jego futerko. Wciągnęła jego zapach do płuc i popatrzyła mu w pełne wyrzutu oczy.- No wiem, kochanie... Zaniedbałam cię... widzisz ile czasu i energii pochłania ten pajac?
Kot miauknął ze zrozumieniem i otarł się o jej twarz.
- Ty jesteś porządnym facetem, nie?
Zamruczał i ułożył się na jej kolanach. Zaczęła drapać go za uchem i po chwili usnęła, po raz kolejny w niewygodnej pozycji, ale nie miała siły żeby wejść do sypialni. Obudziło ją dopiero silne zatrzaśnięcie drzwi. Rozchyliła powieki i popatrzyła zaszokowana na osobę, która się nad nią pochylała.
~*~
Następny rozdział: 27.04.2016, godzina 18:00
Następny rozdział: 27.04.2016, godzina 18:00
Rozdział 35 - 'Welcome Back' [18+]
Dobrze, że Draco odzyskał pamięć, chociaż jest strasznie upierdliwy. Cieszę się, że jego relacje z Evelyn są pełne uszczypliwości. Nadaje to ciekawego charakteru i sprawia, że nie są nudni i przesłodzeni :)
OdpowiedzUsuńKto ją odwiedził tak późno? Nie wiem czemu, ale mam złe przeczucie...
Pozdrawiam :* :)