Wyszła z gabinetu, zapinając ostatnie guziki swojej czarnej koszuli. Rzuciła kurtkę na krzesełko stojące na korytarzu. Spojrzała w bok i zobaczyła dwóch mężczyzn w białych kitlach, rozmawiając o czymś z ożywieniem. Odwróciła wzrok, bo jednym z nich był Malfoy, który w stroju Uzdrowiciela wyglądał bardzo kusząco. Chciała uchować resztki silnej woli i wytrzymać bez zaciągnięcia go do łóżka za każdym razem gdy go zobaczy co najmniej do czwartej oficjalnej randki.
- Wszystko w porządku?- usłyszała kilka metrów od siebie.
- Tak. To tylko badania...- odwróciła się i zarzuciła skórzaną ramoneskę na ramiona, wyciągając spod niej włosy.- Nie podchodź...
- Zrobiłem coś złego o czym nie wiem?
- Tak, wyglądasz jak jakiś cholerny bóg seksu... Moja silna wola właśnie cierpi...- powiedziała przesuwając wzrokiem po jego szczupłych, umięśnionych nogach, ukrytych pod czarnymi spodniami i wyrzeźbionym brzuchu i klatce piersiowej okrytej czarną koszulką i tym pieprzonym kitlem. Poczuła skurcz w podbrzuszu i przyjemne mrowienie między nogami. Włosy miał zmierzwione, a policzki okraszone kilkudniowym zarostem. Wzniosła wzrok do sufitu.- Oh Merlinie... Daj mi siłę...
- Przestań z tym walczyć...- powiedział swoim najbardziej uwodzicielskim głosem, uderzając lekko podkładką, którą trzymał, o otwartą dłoń. W jej głowie pojawił się obraz jego z tą podkładką, kiedy ona leży na jego kolanach i błaga o...
- STOP!- warknęła na co zaśmiał się drwiąco.
- White nie wytrzymasz...
- No nie jeśli będziesz tak wyglądał! I będziesz to robił!
- Ale co?
- Przestań uderzać tą pieprzoną podkładką! Staram się skupić!
- Oh, czyżbyś chciała, żebym ci pokazał za pomocą TEJ podkładki jaka byłaś niegrzeczna?- nachylił się w jej stronę mrużąc oczy.
- Ty zboku!- krzyknęła. Od kiedy tak bardzo się denerwowała gadką z podtekstami? Szczególnie z nim! Kiedy zaczęła się peszyć w jego obecności?! Musiała przyznać, że przez trzy lata się zmienił. Zmężniał, stał się jeszcze bardziej pociągający i przystojny. W oczach tańczyły mu iskierki rozbawienia. Zacisnęła dłonie w pięści.
- Jutro aktualne?- zapytał mijając ją na korytarzu.
- Mhmm...- jęknęła oddychając głęboko.
- Wpadnę o 18, White...- oplótł jej talię jedną ręką i pocałował ją w skroń. Jego zapach dostał się do jej nozdrzy, wywołując lekkie drżenie kończyn. Wiedział jak to na nią podziała. Zaśmiał się odchodząc.
- A niech cię smoki zeżrą, Malfoy!- krzyknęła ruszając do wyjścia.
~*~
- Nie musisz się wyprowadzać, dopiero wróciłaś...- powiedział jej ojciec, stawiając przed nią kubek z herbatą i obejmując żonę, siedzącą obok niego. Dziewczyna nadal siedziała z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc się nadziwić temu co właśnie widzi. Jej rodzice, okazywali uczucia, martwili się, cieszyli, uśmiechali, byli... zwyczajni. Nie oschli, zimni, zdystansowani.
- Ja... Jakby nie patrzeć mam... 21 lat, najwyższy czas się usamodzielnić...- wyrwała się z osłupienia i popatrzyła na nich nieco bardziej przytomnie.- Złożyłam podanie do akademii magomedycznej... Lepiej, żebym mieszkała w Londynie a nie tu. Codzienna teleportacja by mnie wykończyła.
- Ojciec codziennie dojeżdża do Londynu do Ministerstwa. Zabierałby cię ze sobą...- powiedziała nieco błagalnym tonem Victoria.
- Posłuchajcie... Wiem, że to co się wydarzyło odebrało sporo czasu... I oczywiście, że chcę spędzić z wami dużo czasu, żeby...- zawiesiła głos nagle nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.- Naprawić... Ale muszę się nauczyć dbać o siebie.
- Chyba nie uda się przemówić do tej upartej dziewczyny!- jej matka wzniosła ręce do góry.
- Nie ma co walczyć...- zaśmiał się w końcu mężczyzna.- Wiadomo, że nie odpuści. Ma to po tobie. Dobrze więc, obiad w niedzielę? Przyjedzie Alex z Annalise i Anastasia z Blaisem.
Dziewczyna popatrzyła na nich z otwartymi ustami i uszczypnęła się w rękę, na co skrzywiła się mocno.
- Czyli nie śnię...- powiedziała cicho.- Bardzo dużo mnie ominęło... A co się z wami działo przez te trzy lata?- westchnęła głośno.
- Ojciec wrócił do pracy w Ministerstwie. Zajmuje się nieprawidłowym użyciem czarów...- odparła z uśmiechem jej matka.- Ja nadal siedzę w domu, ale od kiedy wyjechaliśmy do Brighton, pracowałam jako lokalna Uzdrowicielka. Teraz może też będę pomagać ludziom tutaj...
- Brighton...- szepnęła z rozmarzeniem blondynka.
- Jak będziesz miała ochotę to zawsze możesz się tam wybrać. Dom nadal stoi, tuż nad klifem... Piękny widok się roztacza z okien.
- Evelyn...- powiedział jej ojciec cicho.- Znajdę Moore'a. Chociaż bym miał zjechać pół świata. Znajdę tego gnoja...
~*~
- Gdzie to postawić?- spytał Alex, wnosząc do mieszkania pudło, w którym znajdowała się półka do złożenia.
- Do tej dużej sypialni!- odkrzyknęła, wychodząc z łazienki na dole.
- Ładne to mieszkanie. Jasne takie...- odparł chłopak siadając na sofie i przyglądając się siostrze, która postawiła przed nim szklankę z Ognistą. Usiadła na jednym z foteli i rozkoszowała się palącym napojem.- Dlaczego, cholera jasna, przesunąłeś ślub?
- Byłem w żałobie.
- Trzy lata?! Alex...
- No co mam powiedzieć? Nie było łatwo zrozumieć, że nie będzie cię na nim.
- Ale nie mogłeś wiedzieć że wrócę... Odwlekałbyś ślub do końca życia?
- Nie wiem... Nie zastanawiałem się nad tym...- powiedział przejeżdżając dłonią po twarzy.- Ale wróciłaś... Więc już nie muszę się tym martwić, nie?
- No mam nadzieję...- zaśmiała się cicho.
- A ty?
- A ja co?
- Jakie masz plany w związku z Malfoy'em?
- Nie władować mu się do łóżka, co najmniej do czwartej randki.
Jej brat zaśmiał się głośno i odstawił szklankę.
- A wtedy po balu, to może siedzieliście i rozmawialiście o sensie istnienia?
- To był ostatni raz...- powiedziała z łobuzerskim uśmiechem.- Mów o co chodzi z rodzicami!
- No co co... Dorwałem ich przed bitwą. Powiedziałem o Zakonie. Rozmawialiśmy. Ojciec wyznał, że nigdy nie chciał mojej śmierci. Mam wybuchowy charakter...
- Po nim...
- I widziałem coś czego nie było... Wiem, byłem upartym gnojkiem...
- Jak cała nasza rodzina.
- Fakt. W każdym razie... Po bitwie. Siedliśmy, porozmawialiśmy na spokojnie. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Wspieraliśmy się po twojej śmierci...- powiedział łapiąc ją za rękę.- Teraz mogę planować ślub. Mam wszystko czego mi potrzeba...
~*~
Przejrzała się po raz kolejny w lustrze. O tak, miała w planach zagrać w jego grę. Skoro on mógł wyglądać tak, że miała ochotę zerwać z niego ubrania, patrzyć na nią z satysfakcją, że tak na nią działa, to ona mogła go przyprawić o skręt najważniejszego punktu jego ciała. Poprawiła krótką, czarną sukienkę, która idealnie opinała jej zgrabne pośladki i kończyła się w połowie ud. Wysokie obcasy podkreślały jej długie nogi, a ciemny makijaż błękit jej oczu. Góra sukienki była prosta i niezbyt wyzywająca, jednak materiał pod szyją był powycinany w trójkąty, a ten na środku, schodził nieco niżej, odsłaniając rowek między jej piersiami. Prosto, elegancko i piekielnie seksownie. Uśmiechnęła się pod nosem poprawiając włosy, spięte w koka, z którego wypadało kilka pasm okalających twarz.
- A masz...- powiedziała, słysząc głośne pukanie do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła Malfoy'a opartego nonszalancko o framugę. Miał na sobie czarną koszulę, rozpiętą pod szyją i czarne spodnie. Tak prosto, tak... DOŚĆ! Musiała wyrzucić z głowy te myśli. Blondyn zlustrował ją wzrokiem i otworzył usta.- Szach mat, dupku...- powiedziała zamykając mieszkanie i nie mogąc sobie podarować otarcia swoim ciałem o jego. Ruszył za nią, obserwując jej bujające się lekko biodra, które niemal go hipnotyzowały. Do czasu aż wyszła z budynku i zatrzymała się jak wryta, widząc czym po nią przyjechał. Zacisnęła dłonie w pięści. Pieprzony Aston Martin. Czarny! Powinna się domyślić, że ten arogancki arystokrata może mieć tylko samochód, który jest jak synonim słowa seksowny i idealnie pasuje do takiego człowieka. Jęknęła głośno, słysząc jego śmiech.
- Szach mat, skarbie?- wyszeptał wprost do jej ucha aż podskoczyła.
- To jest wojna.- warknęła ruszając w stronę samochodu. Otworzył przed nią drzwi i pomógł wsiąść. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i czekała aż do niej dołączy. Wsiadł zwinnie niczym kot i odpalił silnik, który przyjemnie zamruczał.
- Wiesz... Może trudno w to uwierzyć, ale seks w tym samochodzie jest jak poezja...- powiedział uwodzicielsko gwałtownie przyspieszając. Przymknęła oczy i zacisnęła szczękę, czują przyjemne wibracje pod sobą.
- Jesteś draniem, Malfoy. Strasznym, cholernym, pieprzonym draniem.- westchnęła głośno.- Robisz to specjalnie?
- Tak.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Nienawidzę cię...- uśmiechnęła się drwiąco.
- Nie przyglądaj mi się tyle, bo nie wytrzymasz...- powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem Draco i rozsiadł się wygodnie na krzesełku.
- Ok. Znamy się cholera wie ile, ale tak naprawdę nic o tobie nie wiem...- powiedziała prostując się i dziękując skinieniem głowy kelnerowi za wino.- Ulubiony kolor?
- Czerń. Twój?
- Patrz jakie to niespodziewane: ten sam.- zaśmiała się cicho i upiła łyk, zostawiając ślad szminki na szkle.- Co lubisz jeść?
- Włoskie jedzenie jest niezłe... I francuskie. Moja matka często robiła różne wymyślne rzeczy.
- Dobra odpowiedź. Powinniśmy się dogadać.
- Nałogi?
- Lubię się napić. Codziennie. Nie upijam się, ale... rozluźniam. Kiedyś paliłam.
- Nie wiedziałem.
- Nikt nie wiedział.- uśmiechnęła się szeroko.
- Z piciem się zgodzę. Jestem uzależniony od kawy. Palenie... Czasami.
- To źle. Paskudny nawyk. Wolny czas?
- Seks.
Wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Już wiem skąd ten kaloryfer.
- To bardzo wymagające zajęcie, White. Ale ćwiczę. Jak mam więcej czasu to jeżdżę gdzieś za miasto i udaję, że mnie nie ma.
- Wszyscy zapewne rozpaczają.
- Żebyś wiedziała.
- Cóż. Ja dotychczas... Spałam. Na razie mój wolny czas nie istnieje.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Moja kolej? Gdzie lubisz uprawiać seks?
- Malfoy, wydaje mi się że to się nie nadaje na pytanie na pierwszej randce.- uśmiechnęła się drwiąco, jednak on wpatrywał się w nią z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Nachyliła się nad stołem i spojrzała prosto w jego stalowoszare oczy, przygryzając wargę.- Wszędzie...
Danie Główne
- Nie wydaje mi się, że byłbyś w stanie to odtworzyć.- powiedziała pochłaniając kolejną część swojego dania.- A to jest takie dobre!
- Ranisz moje uczucia... Jak możesz tak bardzo nie wierzyć w moje umiejętności?
- Oh, daj spokój Malfoy. Jesteś gówniarzem latającym w jedwabnych pieluchach. Wszyscy ci usługiwali i nigdy w życiu nie musiałeś sobie gotować.- zaśmiała się głośno.
- A ty to się może napracowałaś przy posiłkach?
- Nie bardzo... Szkoda, zawsze chciałam gotować. Po cholerę były mi lekcje tańca?!
- Przygotowuję świetną kawę.
- Skoro jesteś od niej uzależniony to to raczej oczywiste. Nie zaskoczyłeś mnie niczym...- oblizała widelec i nabiła kolejny kawałek mięsa.
- Musisz spróbować.
- Chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. To takie w twoim stylu!- wzniosła ręce do góry i opuściła na stolik.- Nie tak prędko, ogierze. Musisz sobie zasłużyć.
- I tak zmiękniesz...
- Może ktoś cię uprzedzi.
- Jestem jedynym kandydatem, White.
- Arogancki dupek.
- Uparta wiedźma.
Deser
- Domyślam się, że w waszym związku to ty jesteś tym złym glinom...- powiedziała przejeżdżając opuszkiem po krawędzi kieliszka wypełnionego winem. Warto nadmienić, że kolejnego kieliszka. W jej głowie przyjemnie szumiało, a umiejętność hamowania słów, przestawała działać.
- Oh, rozszyfrowałaś mnie i Blaise'a? Cholera...
- Malfoy, ja już od dawna wiedziałam, że bardzo się kochacie.- uśmiechnęła się drwiąco.
- Aż tak widać? Cóż, nasz związek rozwinął się w ostatnich latach... W końcu...- odparł siedząc rozparty nonszalancko na krzesełku i przyglądając jej się uważnie.- I tak, to ja jestem w tym związku złym glinom.- zmrużył groźnie oczy.- I zawsze osiągam sukces.
- To ci się chwali... Pewnie lubisz skuwać ludzi kajdankami...- odparła prostując się i lekko przekrzywiając głowę na bok. Przygryzła wargę i spojrzała na kelnera, który postawił przed nią spory kawałek ciasta czekoladowego.- Jak dobrze, że nie muszę dbać o linię...- powiedziała cicho biorąc kawałek na widelczyk i zamykając go między pomalowanymi na różowo wargami.- Mmm... Doskonały... Więc... - po raz kolejny zjadła kawałek ciasta, prowokacyjnie oblizując wargi.
- A ty? Będziesz troskliwą panią doktor czy sadystką?
- Sadystką...- odsłoniła rząd białych zębów.- Więc lepiej nie traf do mnie na leczenie...
Wpatrywali się w siebie intensywnie, przerywając na chwilę jedzenie. Był taki seksowny z tym kilkudniowym zarostem, firmowym, łobuzerskim uśmiechem i groźnym błyskiem w oczach. Ledwo się powstrzymywała przed rzuceniem się na niego przez stół. A on doskonale o tym wiedział i wybornie się bawił, obserwując jak z kolejną godziną i kolejnym łykiem wina, jej silna wola maleje. Zresztą on też się męczył, bo wyglądała jak wszystkie skarby zamknięte we wszystkich bankach na świecie. Włosy opadające niesfornie na twarz, lekko rozchylone usta i figlarne ogniki w oczach. Gdyby nie fakt, że wiedział jak się męczy, a jemu sprawiało przyjemność drażnienie się z nią, już dawno wyciągnąłby ją do swojego samochodu.
Wysiadła i stanęła obok samochodu, czekając aż go zamknie i odprowadzi ją do drzwi. Kiedy w końcu przy nich stanęli, oparła się o ścianę i popatrzyła mu w oczy.
- Może zaprosisz mnie na drinka...- szepnął, opierając dłoń koło jej głowy.
- Ale ty jesteś bezpośredni.
- Prowadziłem, nie mogłem pić...- wyszeptał nachylając się w jej stronę. Poczuła zapach jego perfum i przymknęła lekko oczy.
- I w dodatku bezczelny. Nie kazałam ci brać samochodu.
- Teleportacja po alkoholu to kiepski pomysł...
- Mmmm...- wydyszała i rozchyliła lekko wargi i otworzyła oczy.
- Chodźmy do środka...- powiedział zachrypniętym głosem, całując delikatnie linię jej szczęki, zbliżając się do ust, ale je omijając. Mieli przyspieszone oddechy i ciarki przebiegały po ich skórze.
- Nie... Moja silna wola...
- Pieprzyć twoją silną wolę...- przejechał dłonią po jej talii.- Przestań być taką upartą wiedźmą i opierać się temu...- dodał zsuwając ją między jej nogi. Jęknęła głośno.
- Sąsiedzi...- warknęła.
- Jeśli mnie nie wpuścisz...- powiedział i złączył ich wargi w mocnym, pełnym pasji pocałunku. Daleko mu było do delikatnego i czułego. To był wyjątkowo zachłanny gest, który dziewczyna po chwili odwzajemniła i przyciągnęła go do siebie.
- Ty potworze...- warknęła wpychając go do mieszkania. Uśmiechnął się zwycięsko i rozpiął jej sukienkę.- Podstępny, uparty nimfomanie! Czy ty zawsze musisz dostać to czego chcesz?
- Zawsze. Tak mnie wychowali.
- Palant.
Przyciągnął ją do siebie i zamarł na chwilę patrząc jej prosto w oczy.
- Jędza.
~*~
- Nie musisz się wyprowadzać, dopiero wróciłaś...- powiedział jej ojciec, stawiając przed nią kubek z herbatą i obejmując żonę, siedzącą obok niego. Dziewczyna nadal siedziała z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc się nadziwić temu co właśnie widzi. Jej rodzice, okazywali uczucia, martwili się, cieszyli, uśmiechali, byli... zwyczajni. Nie oschli, zimni, zdystansowani.
- Ja... Jakby nie patrzeć mam... 21 lat, najwyższy czas się usamodzielnić...- wyrwała się z osłupienia i popatrzyła na nich nieco bardziej przytomnie.- Złożyłam podanie do akademii magomedycznej... Lepiej, żebym mieszkała w Londynie a nie tu. Codzienna teleportacja by mnie wykończyła.
- Ojciec codziennie dojeżdża do Londynu do Ministerstwa. Zabierałby cię ze sobą...- powiedziała nieco błagalnym tonem Victoria.
- Posłuchajcie... Wiem, że to co się wydarzyło odebrało sporo czasu... I oczywiście, że chcę spędzić z wami dużo czasu, żeby...- zawiesiła głos nagle nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.- Naprawić... Ale muszę się nauczyć dbać o siebie.
- Chyba nie uda się przemówić do tej upartej dziewczyny!- jej matka wzniosła ręce do góry.
- Nie ma co walczyć...- zaśmiał się w końcu mężczyzna.- Wiadomo, że nie odpuści. Ma to po tobie. Dobrze więc, obiad w niedzielę? Przyjedzie Alex z Annalise i Anastasia z Blaisem.
Dziewczyna popatrzyła na nich z otwartymi ustami i uszczypnęła się w rękę, na co skrzywiła się mocno.
- Czyli nie śnię...- powiedziała cicho.- Bardzo dużo mnie ominęło... A co się z wami działo przez te trzy lata?- westchnęła głośno.
- Ojciec wrócił do pracy w Ministerstwie. Zajmuje się nieprawidłowym użyciem czarów...- odparła z uśmiechem jej matka.- Ja nadal siedzę w domu, ale od kiedy wyjechaliśmy do Brighton, pracowałam jako lokalna Uzdrowicielka. Teraz może też będę pomagać ludziom tutaj...
- Brighton...- szepnęła z rozmarzeniem blondynka.
- Jak będziesz miała ochotę to zawsze możesz się tam wybrać. Dom nadal stoi, tuż nad klifem... Piękny widok się roztacza z okien.
- Evelyn...- powiedział jej ojciec cicho.- Znajdę Moore'a. Chociaż bym miał zjechać pół świata. Znajdę tego gnoja...
~*~
- Gdzie to postawić?- spytał Alex, wnosząc do mieszkania pudło, w którym znajdowała się półka do złożenia.
- Do tej dużej sypialni!- odkrzyknęła, wychodząc z łazienki na dole.
- Ładne to mieszkanie. Jasne takie...- odparł chłopak siadając na sofie i przyglądając się siostrze, która postawiła przed nim szklankę z Ognistą. Usiadła na jednym z foteli i rozkoszowała się palącym napojem.- Dlaczego, cholera jasna, przesunąłeś ślub?
- Byłem w żałobie.
- Trzy lata?! Alex...
- No co mam powiedzieć? Nie było łatwo zrozumieć, że nie będzie cię na nim.
- Ale nie mogłeś wiedzieć że wrócę... Odwlekałbyś ślub do końca życia?
- Nie wiem... Nie zastanawiałem się nad tym...- powiedział przejeżdżając dłonią po twarzy.- Ale wróciłaś... Więc już nie muszę się tym martwić, nie?
- No mam nadzieję...- zaśmiała się cicho.
- A ty?
- A ja co?
- Jakie masz plany w związku z Malfoy'em?
- Nie władować mu się do łóżka, co najmniej do czwartej randki.
Jej brat zaśmiał się głośno i odstawił szklankę.
- A wtedy po balu, to może siedzieliście i rozmawialiście o sensie istnienia?
- To był ostatni raz...- powiedziała z łobuzerskim uśmiechem.- Mów o co chodzi z rodzicami!
- No co co... Dorwałem ich przed bitwą. Powiedziałem o Zakonie. Rozmawialiśmy. Ojciec wyznał, że nigdy nie chciał mojej śmierci. Mam wybuchowy charakter...
- Po nim...
- I widziałem coś czego nie było... Wiem, byłem upartym gnojkiem...
- Jak cała nasza rodzina.
- Fakt. W każdym razie... Po bitwie. Siedliśmy, porozmawialiśmy na spokojnie. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Wspieraliśmy się po twojej śmierci...- powiedział łapiąc ją za rękę.- Teraz mogę planować ślub. Mam wszystko czego mi potrzeba...
~*~
Przejrzała się po raz kolejny w lustrze. O tak, miała w planach zagrać w jego grę. Skoro on mógł wyglądać tak, że miała ochotę zerwać z niego ubrania, patrzyć na nią z satysfakcją, że tak na nią działa, to ona mogła go przyprawić o skręt najważniejszego punktu jego ciała. Poprawiła krótką, czarną sukienkę, która idealnie opinała jej zgrabne pośladki i kończyła się w połowie ud. Wysokie obcasy podkreślały jej długie nogi, a ciemny makijaż błękit jej oczu. Góra sukienki była prosta i niezbyt wyzywająca, jednak materiał pod szyją był powycinany w trójkąty, a ten na środku, schodził nieco niżej, odsłaniając rowek między jej piersiami. Prosto, elegancko i piekielnie seksownie. Uśmiechnęła się pod nosem poprawiając włosy, spięte w koka, z którego wypadało kilka pasm okalających twarz.
- A masz...- powiedziała, słysząc głośne pukanie do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła Malfoy'a opartego nonszalancko o framugę. Miał na sobie czarną koszulę, rozpiętą pod szyją i czarne spodnie. Tak prosto, tak... DOŚĆ! Musiała wyrzucić z głowy te myśli. Blondyn zlustrował ją wzrokiem i otworzył usta.- Szach mat, dupku...- powiedziała zamykając mieszkanie i nie mogąc sobie podarować otarcia swoim ciałem o jego. Ruszył za nią, obserwując jej bujające się lekko biodra, które niemal go hipnotyzowały. Do czasu aż wyszła z budynku i zatrzymała się jak wryta, widząc czym po nią przyjechał. Zacisnęła dłonie w pięści. Pieprzony Aston Martin. Czarny! Powinna się domyślić, że ten arogancki arystokrata może mieć tylko samochód, który jest jak synonim słowa seksowny i idealnie pasuje do takiego człowieka. Jęknęła głośno, słysząc jego śmiech.
- Szach mat, skarbie?- wyszeptał wprost do jej ucha aż podskoczyła.
- To jest wojna.- warknęła ruszając w stronę samochodu. Otworzył przed nią drzwi i pomógł wsiąść. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i czekała aż do niej dołączy. Wsiadł zwinnie niczym kot i odpalił silnik, który przyjemnie zamruczał.
- Wiesz... Może trudno w to uwierzyć, ale seks w tym samochodzie jest jak poezja...- powiedział uwodzicielsko gwałtownie przyspieszając. Przymknęła oczy i zacisnęła szczękę, czują przyjemne wibracje pod sobą.
- Jesteś draniem, Malfoy. Strasznym, cholernym, pieprzonym draniem.- westchnęła głośno.- Robisz to specjalnie?
- Tak.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Nienawidzę cię...- uśmiechnęła się drwiąco.
Przystawka
Pomógł jej usiąść przy najbardziej oddalonym od innych stoliku, w jednej z najlepszych magicznych restauracji w Londynie. Momentalnie podbiegł do nich kelner, zachwalając tutejsze wina i dania. Blondynka zaśmiała się i poprosiła o lampkę czerwonego wina, do tego jakąś lekką przystawkę i oparła policzek o dłoń.- Nie przyglądaj mi się tyle, bo nie wytrzymasz...- powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem Draco i rozsiadł się wygodnie na krzesełku.
- Ok. Znamy się cholera wie ile, ale tak naprawdę nic o tobie nie wiem...- powiedziała prostując się i dziękując skinieniem głowy kelnerowi za wino.- Ulubiony kolor?
- Czerń. Twój?
- Patrz jakie to niespodziewane: ten sam.- zaśmiała się cicho i upiła łyk, zostawiając ślad szminki na szkle.- Co lubisz jeść?
- Włoskie jedzenie jest niezłe... I francuskie. Moja matka często robiła różne wymyślne rzeczy.
- Dobra odpowiedź. Powinniśmy się dogadać.
- Nałogi?
- Lubię się napić. Codziennie. Nie upijam się, ale... rozluźniam. Kiedyś paliłam.
- Nie wiedziałem.
- Nikt nie wiedział.- uśmiechnęła się szeroko.
- Z piciem się zgodzę. Jestem uzależniony od kawy. Palenie... Czasami.
- To źle. Paskudny nawyk. Wolny czas?
- Seks.
Wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Już wiem skąd ten kaloryfer.
- To bardzo wymagające zajęcie, White. Ale ćwiczę. Jak mam więcej czasu to jeżdżę gdzieś za miasto i udaję, że mnie nie ma.
- Wszyscy zapewne rozpaczają.
- Żebyś wiedziała.
- Cóż. Ja dotychczas... Spałam. Na razie mój wolny czas nie istnieje.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Moja kolej? Gdzie lubisz uprawiać seks?
- Malfoy, wydaje mi się że to się nie nadaje na pytanie na pierwszej randce.- uśmiechnęła się drwiąco, jednak on wpatrywał się w nią z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Nachyliła się nad stołem i spojrzała prosto w jego stalowoszare oczy, przygryzając wargę.- Wszędzie...
Danie Główne
- Nie wydaje mi się, że byłbyś w stanie to odtworzyć.- powiedziała pochłaniając kolejną część swojego dania.- A to jest takie dobre!
- Ranisz moje uczucia... Jak możesz tak bardzo nie wierzyć w moje umiejętności?
- Oh, daj spokój Malfoy. Jesteś gówniarzem latającym w jedwabnych pieluchach. Wszyscy ci usługiwali i nigdy w życiu nie musiałeś sobie gotować.- zaśmiała się głośno.
- A ty to się może napracowałaś przy posiłkach?
- Nie bardzo... Szkoda, zawsze chciałam gotować. Po cholerę były mi lekcje tańca?!
- Przygotowuję świetną kawę.
- Skoro jesteś od niej uzależniony to to raczej oczywiste. Nie zaskoczyłeś mnie niczym...- oblizała widelec i nabiła kolejny kawałek mięsa.
- Musisz spróbować.
- Chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. To takie w twoim stylu!- wzniosła ręce do góry i opuściła na stolik.- Nie tak prędko, ogierze. Musisz sobie zasłużyć.
- I tak zmiękniesz...
- Może ktoś cię uprzedzi.
- Jestem jedynym kandydatem, White.
- Arogancki dupek.
- Uparta wiedźma.
Deser
- Domyślam się, że w waszym związku to ty jesteś tym złym glinom...- powiedziała przejeżdżając opuszkiem po krawędzi kieliszka wypełnionego winem. Warto nadmienić, że kolejnego kieliszka. W jej głowie przyjemnie szumiało, a umiejętność hamowania słów, przestawała działać.
- Oh, rozszyfrowałaś mnie i Blaise'a? Cholera...
- Malfoy, ja już od dawna wiedziałam, że bardzo się kochacie.- uśmiechnęła się drwiąco.
- Aż tak widać? Cóż, nasz związek rozwinął się w ostatnich latach... W końcu...- odparł siedząc rozparty nonszalancko na krzesełku i przyglądając jej się uważnie.- I tak, to ja jestem w tym związku złym glinom.- zmrużył groźnie oczy.- I zawsze osiągam sukces.
- To ci się chwali... Pewnie lubisz skuwać ludzi kajdankami...- odparła prostując się i lekko przekrzywiając głowę na bok. Przygryzła wargę i spojrzała na kelnera, który postawił przed nią spory kawałek ciasta czekoladowego.- Jak dobrze, że nie muszę dbać o linię...- powiedziała cicho biorąc kawałek na widelczyk i zamykając go między pomalowanymi na różowo wargami.- Mmm... Doskonały... Więc... - po raz kolejny zjadła kawałek ciasta, prowokacyjnie oblizując wargi.
- A ty? Będziesz troskliwą panią doktor czy sadystką?
- Sadystką...- odsłoniła rząd białych zębów.- Więc lepiej nie traf do mnie na leczenie...
Wpatrywali się w siebie intensywnie, przerywając na chwilę jedzenie. Był taki seksowny z tym kilkudniowym zarostem, firmowym, łobuzerskim uśmiechem i groźnym błyskiem w oczach. Ledwo się powstrzymywała przed rzuceniem się na niego przez stół. A on doskonale o tym wiedział i wybornie się bawił, obserwując jak z kolejną godziną i kolejnym łykiem wina, jej silna wola maleje. Zresztą on też się męczył, bo wyglądała jak wszystkie skarby zamknięte we wszystkich bankach na świecie. Włosy opadające niesfornie na twarz, lekko rozchylone usta i figlarne ogniki w oczach. Gdyby nie fakt, że wiedział jak się męczy, a jemu sprawiało przyjemność drażnienie się z nią, już dawno wyciągnąłby ją do swojego samochodu.
Wysiadła i stanęła obok samochodu, czekając aż go zamknie i odprowadzi ją do drzwi. Kiedy w końcu przy nich stanęli, oparła się o ścianę i popatrzyła mu w oczy.
- Może zaprosisz mnie na drinka...- szepnął, opierając dłoń koło jej głowy.
- Ale ty jesteś bezpośredni.
- Prowadziłem, nie mogłem pić...- wyszeptał nachylając się w jej stronę. Poczuła zapach jego perfum i przymknęła lekko oczy.
- I w dodatku bezczelny. Nie kazałam ci brać samochodu.
- Teleportacja po alkoholu to kiepski pomysł...
- Mmmm...- wydyszała i rozchyliła lekko wargi i otworzyła oczy.
- Chodźmy do środka...- powiedział zachrypniętym głosem, całując delikatnie linię jej szczęki, zbliżając się do ust, ale je omijając. Mieli przyspieszone oddechy i ciarki przebiegały po ich skórze.
- Nie... Moja silna wola...
- Pieprzyć twoją silną wolę...- przejechał dłonią po jej talii.- Przestań być taką upartą wiedźmą i opierać się temu...- dodał zsuwając ją między jej nogi. Jęknęła głośno.
- Sąsiedzi...- warknęła.
- Jeśli mnie nie wpuścisz...- powiedział i złączył ich wargi w mocnym, pełnym pasji pocałunku. Daleko mu było do delikatnego i czułego. To był wyjątkowo zachłanny gest, który dziewczyna po chwili odwzajemniła i przyciągnęła go do siebie.
- Ty potworze...- warknęła wpychając go do mieszkania. Uśmiechnął się zwycięsko i rozpiął jej sukienkę.- Podstępny, uparty nimfomanie! Czy ty zawsze musisz dostać to czego chcesz?
- Zawsze. Tak mnie wychowali.
- Palant.
Przyciągnął ją do siebie i zamarł na chwilę patrząc jej prosto w oczy.
- Jędza.
~*~
Następny rozdział: 30.03.2016, godzina 18:00
Następny rozdział: 30.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 30 - 'Gossips'
Rozdział świetny! Podoba mi się sposób opisania randki. Domyślam się skąd taki pomysł :D
OdpowiedzUsuńRelacja Draco-Evelyn jest fantastyczna. Między nimi wyczuwalna jest chemia od samego początku, a to bardzo dobrze!
Pozdrawiam! :) :*