Ariana | Blogger | X X

19 mar 2016

Rozdział 27 - 'Get Out Of My Head'

Kiedy potrzebował pomyśleć i odciąć się od ludzi, mógł iść tylko w jedno miejsce. Mogło się to innym wydawać idiotyczne, ale dom był opuszczony i nikt go tam nie szukał. Było już dość późno, pół dnia spędził na sprzątaniu po niedoszłym ślubie i wyjaśnianiu bliskim swojego zachowania. Otworzył drzwi i skierował się do kuchni, w której jak zawsze nalał do szklanki ukrytą w jednej z półek Ognistą i siadł przy wyspie, zawieszając wzrok na oknie. Spróbował wyrzucić z głowy myśli.
- Musisz zniknąć z mojej głowy, Lyn. Mieszasz w niej i nie pozwalasz ruszyć dalej...- wyszeptał i upił łyk palącego napoju. Nie zwracał uwagi na to ile hałasu robi. Dom był opuszczony od niemal trzech lat. Alex zamieszkał z Annalise w Dolinie Godryka, a państwo White wynieśli się nie do końca wiadomo gdzie. Przychodzili co roku na świąteczne spotkania, ale niewiele mówili o tym co się u nich zmieniło. W sumie to w ogóle niewiele mówili. Utrata córki była dla nich ogromnym ciosem, chociaż nikt nie spodziewał się, że oni tak bardzo to przeżyją. 
- NA MERLINA!- usłyszał głośny krzyk z korytarza i hałas wywołany przewróconą szafką.- Cholera jasna, Malfoy czy ty nie wiesz że nie włamuje się do cudzych domów w środku nocy!?- krzyczała postać, wyłaniając się z mroku.- Czyś ty zgłupiał do reszty?!- warknęła blondynka i dokuśtykała do krzesełka, masując obolałą stopę. A on siedział i wpatrywał się w nią jakby ducha zobaczył.
- Serio, powinnaś wyjść z mojej głowy...- powiedział cicho i dopił napój.- To się zaczyna robić niepokojące.
- Z głowy? Ty serio oszalałeś, czy jak? Z jakiej głowy? Nie jestem w twojej głowie kretynie! Krwawię całkiem na serio!- powiedziała oburzona wyciągając w jego kierunku stopę.- Boli też na serio. Podałbyś mi różdżkę, chyba upadła gdzieś w korytarzu kiedy zderzyłam się z szafką...
Siedział i wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Ogłuchłeś?! Bo ci zaraz mucha wleci. Jesteś tam? Gapisz się na mnie jakbyś ducha zobaczył... Oh, czekaj, no tak. Jestem jak duch. Pochowaliście mnie.- powiedziała z rozgoryczeniem dziewczyna.- Podasz mi różdżkę czy mam to zrobić sama?
- Ale jak...?
- Srak! Nic ci nie powiem, dopóki mam ochotę odrąbać sobie stopę. Pomożesz mi i przestaniesz gapić na mnie czy mam poradzić sobie sama? 
Wstał, wyszedł na korytarz i od razu zlokalizował jej różdżkę. Kiedy wracał zapalił mocniej światło na co skrzywiła się i zasłoniła dłonią oczy. Podszedł do niej i nieco niepewnie chwycił do ręki jej smukłą stopę. Faktycznie rozwaliła ją dość mocno. Wyjął różdżkę i zaleczył ranę, oglądając dość dokładnie, czy nie zrobiła sobie większej krzywdy.
- Boli?- spytał, na co pokręciła przecząco głową.- Czy teraz do jasnej cholery wyjaśnisz mi: co do kurwy nędzy tu się dzieje?
- Ja mam ci wyjaśniać?!- warknęła.- Budzę się zakopana żywcem, moja rodzina zniknęła, a ty bierzesz ślub! To chyba ja powinnam otrzymać jakieś wyjaśnienia!
- Czekaj, czekaj, czekaj. Wróciłem do szkoły i znalazłem cię martwą na ziemi! Brak pulsu, zimna jak lód to co myślisz, że miałem pomyśleć?! Że ucięłaś sobie drzemkę?
- Wróć... Nie widziałeś Jamesa?- spytała zdenerwowana.
- Jamesa?- skrzywił się lekko.- Moore'a? Czemu miałem go widzieć?
- A to gnida!- krzyknęła podnosząc się zdenerwowana i wyszła do salonu.- Ktoś go zabił? Znaleźliście jego ciało?
- Nie. Poza tym wybacz, ale nie miałem głowy do szukania jakiegoś sukinsyna, który się do ciebie przystawiał! Chciałbym zauważyć, ze byłaś MARTWA!- zdenerwował się idąc za nią.- A teraz wyjaśnisz... Oooo trzy dni temu to nie jacyś gówniarze rozkopali grób, tylko ty!
- Dzięki Merlinie, że pochowali mnie z różdżką. Inaczej naprawdę byłabym martwa.- warknęła niezadowolona i opadła na sofę.- Udusiłabym się w trumnie!- westchnęła uspokajając się trochę.- Nie byłam martwa... Voldemort chciał mnie zabić...- powiedziała cicho i odwróciła wzrok w jego kierunku.- Miałam nie przeżyć tej bitwy. Snape doniósł mojemu ojcu, że każdy Śmierciożerca ma przyzwolenie, a wręcz nakaz żeby mnie zabić. Czarny Pan dowiedział się, że moi rodzice przystali do Zakonu. Paradoks! On wiedział, a ja nie! Raz Dafne mnie uratowała przed śmiercią...- westchnęła głośno, patrząc jak blondyn siada na przeciwko niej i nachyla w jej stronę.- Wiedząc, że nie mam szans uciec... Moore wymyślił eliksir, który miał sprawić, że będę wyglądać jak martwa. On miał antidotum, miał wam powiedzieć, że żyję...- powiedziała cicho ukrywając twarz w dłoniach.- Gdzie on do cholery się podział?
- Może zdradził... To Śmierciożerca... Tacy ludzie kłamią i zdradzają... Poza tym.... Czemu nic nie powiedziałaś?- warknął niezadowolony.
- Nie miałam kiedy... Dowiedziałam się po naszym ostatnim spotkaniu...- oparła się i odchyliła głowę do tyłu.- O eliksirze dowiedziałam się może dwa dni przed tym wszystkim.
- Przecież wiedziałaś, że to koniec dla niego.
- Voldemort szedł w moim kierunku. Nie miałam szans na ucieczkę. Mogłam dać się zabić, albo zrobić to... Nie myślałam, ze Moore mnie wystawi...- szepnęła.- Nie tak to miało wyglądać...
- Świetnie. Czy zdajesz sobie sprawę jak cierpieliśmy?!- krzyczał zdenerwowany. Podniósł się i zaczął chodzić w tą i z powrotem.- Na Merlina to nas załamało! Nie mogłem poukładać sobie życia, bo cały czas siedziałaś w mojej głowie! Twoi rodzice się załamali! Alex nie chciał brać ślubu, bo był zdruzgotany! Nie wspomnę o Pansy, Dafne i Zabinim! Straciliśmy już Teodora! Co tam się wtedy wydarzyło?! Czemu zgrywałaś bohaterkę?! Czemu, ty uparta babo, nie stanęłaś ze wszystkimi?! Czemu nie pozwoliłaś się ochronić?- krzyczał, mając łzy w oczach.- Na Merlina, Lyn ja się kompletnie załamałem!
- Na ślubie nie wyglądałeś na zbyt załamanego.- powiedziała cicho z wyrzutem.
- Wiedziałem... Wiedziałem, że ten biały kot to ty... Ehh... Liczyłem, że to mi pomoże się pozbierać. Gówno prawda. Nic by nie pomogło, skoro ktoś odebrał mi drugą połówkę! Aaaaaa! Jestem na ciebie taki wściekły! Chodziłem na twój grób, gdybym mógł zrobiłbym wszystko żeby cię odzyskać! WSZYSTKO! Rozmawiałem z tobą! Oszalałem, na prawdę, oszalałem! Widziałem cię, byłaś głosem w mojej głowie! Mówiłaś do mnie, jakbyś nigdy nie odeszła! Myślałem, że postradałem zmysły, bo tak cholernie mi ciebie brakowało! Byłaś moją przyjaciółką, moją bratnią duszą i kiedy odeszłaś to... jakby ktoś mi wyrwał serce i pokroił na kawałki!- krzyczał odwrócony do niej tyłem.
- Przepraszam, Draco... Przepraszam, przepraszam, przepraszam...- mówiła idąc w jego kierunku i obejmując w tali, chcąc chociaż trochę go uspokoić. Czuła jak trzęsie się w jej objęciach. Przytuliła policzek do jego pleców.- Nie pomyślałam... Wiem, to było idiotyczne, nie powinnam was na to narażać... Powinnam komuś powiedzieć... Przepraszam, Draco, wybacz mi...- mówiła, marząc jedynie żeby się w końcu odwrócił w jej kierunku.
- Nie wiem, Lyn. To mnie przytłacza, to dla mnie za wiele... Nie wiem czy jestem w stanie ci to wybaczyć...
Zamarła. Rozumiała, że to co zrobiła jest trudne do wybaczenia, ale myśl że nigdy więcej się do niej nie odezwie była dla niej nie do zniesienia.
- Draco... Proszę...- szepnęła. Cały się  spiął, kiedy złapała go za dłoń i splotła ich palce.
- Powinienem iść...- powiedział cicho. Odsunęła się od niego zrezygnowana i spuściła wzrok. Kiedy na nią spojrzał i zobaczył jej wyraz twarzy, zrobiło mu się niewyobrażalnie przykro. Stała ze spuszczoną głową, jej ręce wisiały wzdłuż ciała w geście kapitulacji i całkowitego poddania. Nawet nie podniosła wzroku gdy jęknął cicho. Widział tylko jak łzy kapią z jej oczu na podłogę. Podszedł do niej i wziął w ramiona, mocno przytulając ją do siebie.- Jesteś niemożliwa, Lyn. Nie wyj...- warknął niezadowolony.- No przestań ryczeć...
Wczepiła się rękami w jego koszulkę i ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Tego własnie potrzebowała. Czuła jak mocno wali mu serce w tym momencie.
- Śniłam...- szepnęła cicho. 
- Co?
- Cały ten czas, śniłam. Nie wiem co ile wizje się zmieniały. Ale tyle razy myślałam, że się obudziłam... Nie wiedziałam co jest jawą a co snem... Nie wiedziałam kiedy to co się dzieje jest tylko w mojej głowie. 
- Co ci się śniło?
- Ty. Nasi przyjaciele... Zawsze było idealnie. Zawsze kończyło się idealnie... Kiedy obudziłam się pogrzebana żywcem... Wiedziałam, że to prawda. Wiedziałam, że w końcu obudziłam się naprawdę.
- Jak?
- Bo w snach to co najgorsze było... nie przeżywałam tego. Wiedziałam, że coś takiego się wydarzyło, ale kiedy śniłam to było okey. Wszystko się prostowało. Nigdy nie czułam bólu. A wtedy... Bolało. Wszystko. Zaczynało mi brakować powietrza. Bałam się. Byłam przerażona, bo nie wiedziałam gdzie jestem. Miałam ograniczoną przestrzeń, było ciemno... Nie wiedziałam czy uda mi się wydostać.
- Już jesteś bezpieczna...- pogłaskał ją po plecach.- Wróciłaś... Po trzech pieprzonych latach...

~*~

Obiecała, że da mu czas. Obiecała, że da mu przestrzeń, on obiecał że na razie nic nikomu nie powie, bo ona musiała się doprowadzić do normalnego stanu. Poza tym cały czas szukała Moore'a, więc częściej nie było jej w domu niż była. Miała wyrzuty sumienia, że nadal nie dała znać rodzicom, że jest cała i zdrowa, ale musiała najpierw dowiedzieć się co wydarzyło trzy lata temu. Właśnie wracała do domu, po dwóch dniach nieobecności, gdy na wycieraczce znalazła zdobioną kopertę, a w niej zaproszenie.
- Cholera...- jęknęła pod nosem. Odłożyła torbę i rozłożyła ozdobną kartkę.- Bal. Pfff... I może jeszcze przypadkiem się na niego wybiorę...- jęknęła głośno odkładając kartkę na stolik.- W końcu jestem martwa!- krzyknęła do pustego domu. Brakowało jej towarzystwa. Nie wiedziała gdzie są jej rodzice, którzy zabrali ze sobą jej kota, za którym niesamowicie tęskniła. Weszła do kuchni i jednym machnięciem ręki przygotowała coś do jedzenia. Potem weszła do łazienki, w której wzięła długą, odprężającą kąpiel. 

~*~

Wiedział, że wysyłanie jej zaproszenia było idiotycznym pomysłem. Zbyt dobrze ją znał, wiedział że nie przyjdzie. Westchnął głośno zerkając jednak co chwilę na drzwi. Co roku, w połowie maja organizowany był bal upamiętniający Bitwę o Hogwart sprzed 3 lat. Wszyscy zbierali się w szkole, żeby tam świętować pokonanie Voldemorta. Zapraszano wszystkich, którzy chociaż w najmniejszym stopniu się do tego przyczynili i chociaż Malfoy'owie na początku czuli się nieswojo, biorąc pod uwagę ich przynależność do Śmierciożerców, z czasem nauczyli się akceptować to, że inni postrzegają ich zupełnie inaczej niż dawniej. Rozejrzał się dookoła. Widział Blaise'a ze swoją matką i siostrą, a obok nich rodziców Evelyn i Alexa. Kawałek dalej stała Pansy, bez rodziców, którzy jako bardzo zagorzali Smierciożercy nadal ukrywali się nie wiadomo gdzie, zostawiając córkę samą. Dziewczyna zamieszkała z rodziną Greengrass, która przyjęła ją z otwartymi ramionami, a potem wyprowadziła się do niewielkiego mieszkania w centrum Londynu. To z nimi akurat stała i rozmawiała z uśmiechem. Gdzieś indziej Potter obejmował swoją żonę, siostrę Weasley'a, który nadal był dla niego nieudacznikiem numer jeden. Nadal nie mógł pojąć jak ktoś tak mądry jak Hermiona, mógł być z takim półmózgiem. Westchnął głośno po raz kolejny. Jego wzrok zatrzymał się na Catherine, która piorunowała go wzrokiem od kiedy pojawił się na sali z rodzicami. Wywrócił oczami i odwrócił się znowu w stronę drzwi, które nagle się otworzyły. Stała w nich dziewczyna w prostej, brudnoróżowej sukience, której ramiączka były gdzieś w końcowej części jej obojczyka i rozsuwały się w dół, otaczały jej piersi, między którymi materiał był wycięty. Dekolt kończył się pod mostkiem i w tym samym miejscu zaczynał się poprzeczny pas materiału, szerokości talii, spod którego wychodziła luźna spódnica. Sukienka nie miała ozdób. Blondynka zadbała o nie sama, zakładając perłowy naszyjnik i bransoletkę. Włosy miała wyprostowane, a urodę podkreślał delikatny makijaż. Wyglądała zjawiskowo. Zjawiskowo ale niepewnie. Wszyscy zamilkli kiedy zauważyli kto przyszedł. To Draco jako pierwszy się ocknął i podszedł do niej z szerokim uśmiechem.
- Co się stało, że jednak przyjęłaś zaproszenie, White?- zapytał stając na wprost niej. Wyglądał bardzo przystojnie w dopasowanym, czarnym garniturze i ciemnozielonym krawacie. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. Tego mu właśnie brakowało.
- Wydaje mi się, że okres mojego odizolowania od społeczeństwa może dobiec końca.- powiedziała cicho łapiąc go za rękę.- Wiesz już co dalej?
- Ależ oczywiście, że tak.- zaśmiał się cicho, obejmując ją czule i całując w czubek głowy.- Ale na razie chyba inni chcą w końcu cię zobaczyć...
Kiedy rodzina i przyjaciele porwali ją w objęcia, besztając za wybryk i płacząc z radości, że znowu jest z nimi, nie puściła go nawet na sekundę. A jak w końcu dali jej odetchnąć, porwał ją w objęcia i zabrał na środek parkietu.
- Twoja niedoszła żona piorunuje mnie spojrzeniem. Nie podoba mi się to...- powiedziała, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Nie zwracam na nią uwagi. Wyglądasz tak pięknie, że nie zwracam uwagi na nikogo innego.
- Oh, potrafisz czarować słowem, Malfoy. Zawsze łapałeś laski na takie teksty?
- Tak szczerze, to nie musiałem je na nic łapać. Same były chętne...- odparł, na co zareagowała głośnym śmiechem.
- No tak, szkolne ciacho numer jeden.
- Naprawdę bardzo mi ciebie brakowało, Lyn.
- Dodaj jeszcze: Jesteś najlepszym kumplem jakiego mam, Lyn!- uśmiechnęła się zadziornie, naśladując jego głos.
- Wybacz, to miejsce jest zajęte przez Zabiniego. Ale znam inne, które jest wolne...- powiedział i złączył ich usta w czułym, namiętnym pocałunku.
- No nareszcie...- szepnęła, kiedy się od siebie oderwali. Spojrzała ponad jego ramieniem na dziewczynę, która nie spuszczała z nich wzroku. Zbliżyła się do niego i znowu pocałowała.- Iii... Szach i mat...- zaśmiała się patrząc jak tamta wychodzi ze łzami w oczach.- Lubię jak inne płaczą.
- Jesteś okrutna.- zaśmiał się cicho odgarniając włosy z jej twarzy.- Ale mi to nie przeszkadza...
- Teraz mnie będziesz musiał zabierać na randki i w ogóle. A jestem wymagająca.
Wzruszył nonszalancko ramionami.
- Przecież wiem, że sprostam twoim wymaganiom, księżniczko.
- Z całą pewnością, Malfoy...






~*~
Następny rozdział: 23.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 28 - 'Changes'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz