Ariana | Blogger | X X

23 mar 2016

Rozdział 28 - 'Changes'

- Opowiedz mi o tym co się zmieniło...- powiedziała układając się na boku. Była bardzo ciekawa co się wydarzyło przez trzy lata, kiedy zamknięta była w świecie urojeń i snów.
- Może zacznę od Dafne...
- Zacznij od siebie...- powiedziała uśmiechając się łobuzersko.
- Ok... Pracuję w Ministerstwie i w Mungu.
- Naprawdę?- zdziwiła się.
- Tak. Pracuję w Departamencie Przestrzegania Prawa, jestem aurorem. - powiedział z dumą.- Czasem pomagam w Mungu. Zrobiłem kurs Uzdrowicielski chcąc móc pomagać innym, kiedy jesteśmy na akcji... Ale aurorów jest teraz tak dużo, że mimo wszystko miałem sporo czasu. Dlatego chadzam do Munga.- zawiesił głos.- Nie to, że się przepracowuję, ale czasami miałem za dużo wolnego czasu i robiłem dziwne rzeczy.
- To znaczy?
- Oh no... Próbowałem wyrzucić cię z głowy... Z innymi. Żebyś ty widziała... Nazywali mnie playboy'em.
- Nie dziwię się.- zaśmiała się głośno.- Jesteś bardzo przystojny...- dodała całując go w szczękę.
- Śmiali się, że kolekcjonuję kobiety.
Wybuchnęła głośnym śmiechem, wsuwając dłoń pod kołdrę i gładząc go po umięśnionym brzuchu.
- Całkiem niezłe hobby. Czy ty się kiedykolwiek zmienisz? Seks na problemy, to takie w twoim stylu.
- Nie mam zamiaru się zmieniać...- uśmiechnął się zawadiacko.- Potem pojawiła się Catherine. I została na dłużej. Oświadczyłem się, jak kompletny palant... Największy błąd.
- Cóż... Nie wiem jak z nią wytrzymałeś... I nie umarłeś z nudów. Pamiętam ją ze szkoły...- zaśmiała się głośno.
- Wracając do opowieści... Blaise jest aurorem. Nikogo nie ma. Puszcza się na prawo i lewo, dobrze że nie bierze za to pieniędzy.- uśmiechnął się szeroko.- Dafne pracuje w Mungu. Jest Uzdrowicielką zajmującą się dziećmi i ciążami. Podobno spotyka się z kimś, ale nadal go nam nie przedstawiła, więc to zapewne nic poważnego. A Pansy... Nadal nie ogarnęła się po Teodorze, więc z nikim się nie związała i pracuje w Ministerstwie. Razem ze mną, więc mam ją na oku. Średnio się trzyma. Chociaż próbuje to ukryć. Mieszka sama od czasu gdy rodzice zniknęli. Twoi się załamali. Zostawili dom i wynieśli się... nie mam pojęcia gdzie. Przyjeżdżali na święta, ale nic nie mówili. A Alex wstrzymał ślub i zamieszkał w Dolinie, ale to pewnie sami ci opowiedzą.
- Draco...- zaczęła cicho.- Chciałabym zwolnić...- dodała.
- To znaczy?
- No wiesz... Wiem, że sypialiśmy ze sobą i wiemy o swoich uczuciach, ale... nie chcę nic pospieszać. Zaczęliśmy od złej strony, wiesz? Chciałabym zacząć od początku naszą relację. Randki, oddzielne mieszkanie...
- I co niby? Okazjonalne bzykanko?
Uderzyła go mocno w ramię, ale zaśmiała się cicho.
- Nie po kolei to szło...- skończyła wtulając się w jego ramię.- Więc chciałabym oficjalnie wyjaśnić, że to był nasz ostatni seks... Na następny musisz sobie zasłużyć.
- Cóż...- zaśmiał się głośno.- Jak sobie życzysz, księżniczko. Zobaczymy ile wytrzymasz... To teraz zadam ci pytanie... Gdzie zamierzasz pracować?
- Nie mam pojęcia. Nie wiem do czego się nadaję. Ale chciałabym wyprowadzić się do Londynu. Rozglądałam się już za mieszkaniem... Może zrobię kurs magomedyczny.- wzruszyła ramionami. 
- Przyda się pomoc w Mungu. Mają mało ludzi. Ostatnio wszyscy chcą być aurorami.
- No tak... Odważnymi, łapiącymi złych kryminalistów... Napakowanymi, milczącymi, złymi chłopcami...- szepnęła całując go namiętnie.- To kręci.
- Ciebie też kręci?
- Nawet nie wiesz jak bardzo...

~*~

- Powinienem ci skopać tyłek za to co zrobiłaś...- powiedział czarnoskóry czarodziej, kiedy razem z nią szedł na spotkanie z agentką od nieruchomości. Dziewczyna chciała wynająć mieszkanie, bo zanim je urządzi minie kilka dni, które spędzi w rodzinnym domu.- Ale ponieważ byłem tak zdruzgotany i tak mi cię brakowało, to nie zrobię tego.
- Dziękuję łaskawco. Twoje miłosierdzie ociepla moje skostniałe serce.
- Znalazłaś Jamesa?
- Nie. Zapadł się pod ziemię.
- Może zginął?
- Blaise, ten człowiek przeżył ponad 70 lat, myślisz że nie miał planu awaryjnego?- powiedziała zrezygnowana, kiedy weszli do ładnej kamienicy w centrum londyńskiej dzielnicy Royal Borough of Kensinghton and Chelsea.- Albo go schwytali, albo był kompletnym dupkiem, który mnie wystawił. Tak czy tak... Nie ma co się nad tym zastanawiać. Ważne, że eliksir miał działanie... tymczasowe.
- Tymczasowe. Kicia, spałaś przez trzy lata. Ładne mi tymczasowe! Czy tobie teraz chce się spać?- krzyknął idąc z nią na ostatnie piętro.
- Hmm... Nie zastanawiałam się. Sypiam. Ale mało. Nie czuję zmęczenia, po prostu... Idę spać. Pewnie bardziej z przyzwyczajenia. Jutro idę się przebadać... Dzień dobry!- powiedziała zmieniając na chwilę temat, widząc uśmiechniętą kobietę w drzwiach.
- Oh, dzień dobry, jestem Melanie Brighton.
- Evelyn White. Cieszę się, że znalazła pani tak szybko dla mnie czas i mieszkania...
- Oh taka moja praca. Proszę...- zaprosiła ich do środka.- W budynku są tylko cztery mieszkania. To zajmuje dwa poziomy i widać z niego panoramę miasta.- szepnęła kobieta uśmiechając się zalotnie do Zabiniego. Evelyn zauważyła to i posłała mu drwiący uśmieszek.- Cała ta dzielnica jest magiczna, ma silne zabezpieczenia przed nieproszonymi gośćmi, bo mieszka tutaj sporo arystokracji. Mieszkanie jest objęte zaklęciem ochronnym, ale można jeszcze dorzucić coś od siebie. Na dole jest duży salon połączony z kuchnią i jadalnią oraz łazienka i pokój. Góra to dwa pomieszczenia, jedno z łazienką i garderobą oraz taras.
Blondynka rozejrzała się po dużym salonie, z którego roztaczał się widok na miasto. Budynek znajdował się na niewielkim wzniesieniu, dlatego widok był idealny. I jeszcze do tego kominek, przed którym stała wygodna kanapa i dwa fotele. Mieszkanie pomimo dwóch poziomów nie było bardzo duże, ale dla niej wydawało się idealne. Kątem oka widziała, jak agentka przystawia się do Blaise'a, więc postanowiła się nieco zabawić.
- Kochanie, co o tym myślisz?- spytała, odwracając się w jego kierunku. Uśmiechnął się łobuzersko, rozumiejąc o co chodzi.
- Myślę, że jest idealne. Przecież nie potrzebujemy ogromnego domu, prawda skarbie?
- No oczywiście i zobacz ten widok!- uśmiechnęła się szeroko.- Możemy się kochać i patrzeć na miasto!
Kobieta pobladła słysząc ich słowa, a jej oczy rozszerzyły się znacznie. Blondynka stała przy oknie, gdy czarnoskóry chłopak podszedł do niej i przycisnął do zimnej szyby.
- O tak, myślę że jest idealne.- powiedział tonem znawcy.- Bierzemy!- odkrzyknął do agentki i nachylając nad blondynką jakby chciał ją pocałować.
- Aha... Przy... przy... przygotuję dokumenty...- powiedziała odwracając się do nich tyłem. Blaise zaśmiał się cicho i odsunął od niej.

- Dobrze, Blaise... Powiedz mi... Dlaczego się puszczasz?- spytała, kiedy siedli przy stoliku, w jednej z pobliskich kawiarni.
- Kto ci tak powiedział?
Spojrzała na niego w taki sposób, że od razu zrozumiał.
- A to tleniona szuja. A kiedyś ze mną łaził na baby!- uniósł ręce do góry.- Nie mam czasu na związki. Tak jest... łatwiej. Na razie. Wiesz, jestem aurorem, laski na mnie lecą.- zaśmiał się głośno.
- Tak, tak. Właśnie widziałam reakcję tej miłej agentki, która się śliniła na twój widok.- upiła łyk kawy, siedząc wyprostowana jak struna.
- Nie chcę być w związku. Na razie korzystam z tego, a kto wie... może ktoś kiedyś zmieni moje nastawienie. Wiesz, że wyglądasz teraz jak pieprzona arystokratka?
- Jestem arystokratką, Blaise...- zaśmiała się cicho.
- Ale jakoś tak... Wyglądasz inaczej.
- Spałam trzy lata. Chciałeś powiedzieć: wyglądasz tragicznie. 
- Nigdy nie wyglądasz tragicznie, Lyn. 
- Dziękuję. Własnie to chciałam usłyszeć.- zaśmiała się.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś... Zacząłem uświadamiać sobie, że nigdy cię nie zobaczę, a tu taka niespodzianka.
- A widzisz... Nie taki był plan...
- Co teraz?
- Złożyłam papiery do akademii magomedycznej. Zobaczymy czy mnie przyjmą.
- Na pewno! Miałaś świetne oceny w Hogwarcie. Kurs nie trwa długo, więc szybko znajdziesz pracę i rozpoczniesz nowy etap w swoim życiu.
- Dobra. Skończmy o mnie. Przez trzy lata leżenia w trumnie niewiele się zmieniło.-oparła głowę na dłoniach i utkwiła w nim swoje niebieskie oczy.- Opowiadaj mi o sobie...

~*~

- To fantastyczny pomysł, Lyn! Możemy pracować razem!- uśmiechnęła się Dafne, stawiając przed nią kubek z herbatą.- Bardzo potrzebujemy nowych Uzdrowicieli, bo ostatnio mniej osób idzie do Akademii...
- Dobrze ci się pracuje?- zapytała blondynka, unosząc wzrok znad naczynia.
- Bardzo! Wiesz jakie to cudowne uczucie, pomagać przyjść na świat nowym, małym ludziom?! Tyle satysfakcji! I te reakcje rodziców... Evelyn, nawet sobie nie wyobrażałam, że będę świadkiem czegoś tak pięknego. Kiedyś kochana będę witać na świecie twoje dziecko!
Blondynka zakrztusiła się herbatą.
- Nie prędko.- skrzywiła się, po czym uśmiechnęła znowu.- O co chodzi z tym nowym facetem?
- Czy ten plotkarz Malfoy, nie potrafi trzymać jęzora za zębami?- warknęła dziewczyna siadając na przeciwko niej. Uśmiechnęła się łobuzersko.
- Oj nie potrafi...
- Nie mów dalej. Nie chcę wiedzieć do czego go używa.
- Do czynienia cudów, kochana! No to co to za facet?
- To nic takiego. Jeden z Uzdrowicieli w Mungu. Spotkaliśmy się kilka razy...
- Draco uważa, że to nic poważnego, bo go im nie przedstawiłaś.- zaśmiała się głośno Evelyn odstawiając kubek.
- Jakbym go przedstawiła tym debilom, to z całą pewnością by uciekł.
- Oh na pewno. Pewnie Zabini walnąłby jakimś idiotycznym tekstem i facet by zwiał gdzie pieprz rośnie...
- Lubię go. Ma na imię Adam i jest... starszy. Nie jakoś dużo... Siedem lat. Ale spotkaliśmy się kilka razy. Dużo rozmawiamy o sztuce, kulturze, medycynie... Jest taki czuły i... idealny.
Evelyn uśmiechnęła się promiennie, widząc zachwyt przyjaciółki. Cieszyła się, że tak dobrze jej się powodzi i układa w życiu. Nie mogłaby znieść myśli, że którekolwiek z jej przyjaciół jest nieszczęśliwe. 
- Co u twojej siostry?- rzuciła od niechcenia White.
- Oh, Astoria... Czemu pytasz?
- Dziwię się, że nie wykorzystała okazji...
- Wykorzystała.- szepnęła dziewczyna.- Draco zaczął... pić. Dużo. I pieprzyć się na prawo i lewo. Nic nowego. Cóż, dobrze że po pierwsze nie brał kasy i nie płacił nikomu, po drugie, że nie złapał jakiejś choroby, po trzecie, że żadna z nich nie była chorą psychicznie wariatką. Chociaż czasem miałam wrażenie, że zachowuje się jak męska dziwka...- zaśmiała się głośno na to wspomnienie.- Przespał się z nią... Potem wytrzeźwiał, powiedział kilka przykrych słów, które jej się należały, tak swoją drogą. Wyjechała do Paryża. Teraz tam mieszka... Niewiele wiem, bo mało się odzywa... Lyn...
- Słucham?- spytała z szerokim uśmiechem.
- Dobrze, że jesteś. Tęskniłam...

~*~

- Wybacz, nie miałam czasu żeby posprzątać...- powiedziała czarnowłosa dziewczyna układając koc z boku sofy.
- Nie jestem perfekcyjną panią domu. Nie zacznę sprawdzać jak czysto masz w mieszkaniu...- powiedziała Evelyn siadając na fotelu.- Opowiadaj...
- Dobrze mieć cię z powrotem.
- Oh przestań. Usłyszałam to tyle razy w ciągu ostatnich dni, że niedługo do przewożenia mojego ego będę potrzebowała kilku smoków.
- Masz rację. Beznadziejnie, że wróciłaś. Przynajmniej byłam w centrum zainteresowania wszystkich...- wywróciła oczami Pansy i złapała ją za rękę.- Naprawdę się cieszę. Strata Teodora była wystarczająca tamtego dnia. Kiedy zobaczyłam twoje ciało w ramionach Draco... Tego było za dużo.
- Przepraszam. Wiem, to było bezmyślne.
- Wolę tęsknić trzy lata niż całe życie...- uśmiechnęła się blado.
- Więc pracujesz w Ministerstwie?
- Tak. Planowałam założyć kancelarię prawną, ale... tak jest łatwiej. Mam pracę, mam dochody, pomagam innym. Mam pod ręką Zabiniego i Malfoy'a... 
- A po za tymi dwoma idiotami?
- Co?
- Czy jest jakiś facet, Pansy?
- Oh...- zawiesiła głos i spuściła wzrok na swoje dłonie.- Naprawdę się staram... Ale... Po prostu jeszcze nie znalazł się nikt odpowiedni.
- Ale nie zamknęłaś się w domu?
- Nie. Po prostu wolniej mi idzie...- uśmiechnęła się dziewczyna. 
- To proponuję że w weekend wyskoczymy we trzy się zabawić. 
- To dobry plan, Lyn. Tylko uprzedź Dafne bo to pracoholiczka.

~*~

- Hej, Teo...- powiedziała cicho siadając na trawie koło nagrobka i układając wieniec tuż pod nim.- Nie zasłużyłeś na to. Ani ty, ani Pansy... Bardzo mi przykro, że to się tak potoczyło. I że nie miałam się kiedy pożegnać. Byłeś dobrym przyjacielem i wszyscy za tobą tęsknią... I brakuje im twojego opanowania... Do zobaczenia w przyszłości, Nott. Obiecuję że się nimi zaopiekuję... Nawet jeśli sama zawaliłam...





~*~
Następny rozdział: 26.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 29 - 'Strong Will'

1 komentarz

  1. Bardzo podoba mi się to w jaki sposób poukładałaś ten rozdział. Każdy fragment poświęcony rozmowie z inną osobą i odkrywaniu jak się poukładały ich życia, to według mnie świetny pomysł.
    Pozdrawiam! :) :*

    OdpowiedzUsuń