Ariana | Blogger | X X

30 gru 2015

Rozdział 7 - 'If You Give Me What I Want' [+18]

Kot domowy - z łaciny Felis Catus, to udomowiony gatunek ssaka z rodziny kotowatych. Należą do zwierząt drapieżnych, jednak około 9500 lat temu zostały udomowione. Nie oznacza to jednak, że zupełnie zapominały jak to jest być dzikim i niezależnym, a na atak odpowiadać agresją. Koty trzymane w domach, mogą przeżyć nawet do 20 lat, a jako małe kocięta, stają się w pełni samodzielne około 10 lub 12 miesiąca życia.
Stan emocjonalny kota można odczytać poprzez obserwację jego zachowania. Szczególnie ważny jest przy tym jego ogon: ustawiony na wprost, oznacza że zwierzę jest spokojne, uniesiony pionowo do góry, że chce się bawić, gdy nim macha, jest zdenerwowany, machanie jedynie jego końcem, oznacza zainteresowanie, chyba że kot stoi na ugiętych łapkach - to oznacza podniecenie. Gdy najeży futerko na karku, jest poważnie zaniepokojony lub zdenerwowany. W takim stanie może zaatakować innego osobnika lub człowieka.
Koty nie są w cale samotnikami. To dość towarzyskie zwierzęta, jednak nie rozwinął się u nich instynkt stadny, dlatego te dzikie, same dbają o swoje podstawowe potrzeby. Kot nienawidzi złego traktowania, bardzo długo rozpamiętuje wszelkie uchybienia ze strony właściciela. Jeśli jest dobrze traktowany, przywiązuje się do właściciela i na swój sposób, okazuje mu swoje uczucia. 
Każdy kot ma inny zbiór cech charakteru, zachowuje się inaczej i ma inne przyzwyczajenia. To co raczej przypisywane jest do większości przedstawicieli tego gatunku to spryt, inteligencja, samodzielność, pycha, ciekawość, złośliwość i kapryśność. 

Dobrze pamiętała pierwszy dzień, kiedy dostała swojego kota. To była przerwa świąteczna podczas trzeciego roku. Jej matka przyniosła do salonu małą, białą kulkę i wręczyła córce jako prezent. Jej rodzice nie należeli do osób okazujących uczucia. Przyzwyczaiła się do oschłych uprzejmości rzucanych podczas posiłków, drogich prezentów oraz rozkazów i zakazów na każdym kroku. Dlatego gdy kociak wylądował na jej kolanach, matka nic nie powiedziała tylko usiadła po drugiej stronie stołu. Pogłaskała go po miękkim futerku i przyjrzała się jego pyszczkowi. Wpatrywał się w nią z lekko przekrzywionym łebkiem i to własnie wtedy coś zaskoczyło między nimi. Od tego czasu, kot niemal nie opuszczał jej na krok. Spał zawsze przy jej boku, wiedział jaki ma nastrój, odczytywał kiedy jest chora, źle się czuje lub coś ją boli. Był zawsze, kiedy tego potrzebowała.  Nie do końca rozumiała jak, ale odganiał od niej złe sny, koszmary i tragiczne wspomnienia. Kiedy był obok, nic złego nie mogło wkraść się do jej głowy. Jedyne czego robić nie potrafił, to zabierać tych uczuć i emocji, których się bała, których nie rozumiała, które nie powinny w niej być. Od lat zauważała, że ma wiele cech pasujących do tych kocich. Była wyjątkowo kapryśna i złośliwa. Nie można jej było odmówić sprytu i inteligencji, bo chociaż często rzucała wredne przytyki to potrafiła robić rzeczy, których nie potrafili inni. Zawsze znalazła odpowiednią odpowiedź na każdą wredną uwagę. I była pyszna, wiedzą jak wygląda, jakie ma pochodzenie. Przez arystokratyczne urodzenie, zawsze uważała się lepsza od innych. A w dodatku te białe włosy, które pasowały do futra jej kota. Ladon był jej wsparciem. 
Ladon... Nigdy nie chciała się przyznać, nawet przed sobą, dlaczego wybrała to imię. Ale czy jak ktoś odkrył co ono znaczy, nie stawało się to oczywiste?

~*~

- Zabini!- powiedziała tuż po otwarciu drzwi do pokoju i wpuszczeniu czarnoskórego chłopaka, który usiadł od razu na fotelu.
- Dostałem list od Annalise...- powiedział podając jej kartkę. Chwyciła ją szybko w dłonie i zaczęła czytać.

Blaise,
Nie mam zbyt wiele czasu na to, żeby przekazać wszystko co powinnam. Za długo nie pisałam, ale... zrobiło się nieprzyjemnie. Śmierciożercy nas namierzyli i w ostatnich miesiącach ukrywamy się i minimalizujemy kontakt ze światem. Wiemy jednak, jak się martwicie dlatego postanowiliśmy dać wam znać, że jesteśmy cali. Próbujemy wymyślić co dalej. Nie możemy wiecznie uciekać, chować się i drżeć o własne życie. Zapewne znowu zamilkniemy. Do czasu, aż pościg nie osłabnie. 
Przekaż Evelyn, że Alexander jest cały i zdrowy. Mówi, że ona nie może pod żadnymi naporami zgadzać się na Naznaczenie. Nie przeżyłby tego.
Bądźcie dzielni i silni. Miejmy nadzieję, że niedługo ten koszmar dobiegnie końca.

A.

Odłożyła list, oddychając głęboko i opadając na podłogę. Skuliła się i wydała z siebie cichy szloch. Jej brat był bezpieczny. Zabini patrzył na nią chwilę, po czym ukrył twarz w dłoniach.
- To jest chora sytuacja... Uciekają, bo co...? Są dobrzy? Nie chcieli stać się jednymi z nich...
- Są silniejsi niż większość z nas...- szepnęła podnosząc głowę do góry. Jej kot podszedł do niej i otarł się o jej rękę.- Przeraża mnie to. I to, że jeśli poddam się pod naporem to on będzie zawiedziony, ale... nie jestem taka silna.
- Na razie nie musimy stawać przed wyborem...
No i jak miała z nim rozmawiać? Miała ochotę krzyknąć, że jego najlepszy przyjaciel już stanął. Za kilka miesięcy będzie musiał wykonać ostateczny w ruch w jedną, albo drugą stronę, a ona rozumiała w stu procentach jego rozdarcie. To, że wyglądał jak chory, wymęczony koszmarami, które co noc go nawiedzały. Dręczony wizjami, przerażony jak nigdy. Coraz częściej przyłapywała go na tym, że nie w porę nakładał maskę. Że potrącony na korytarzu był jak spłoszone zwierzę, a nie arogancki arystokrata. Ile czasu minie, aż postawią jakieś wymagania przed nimi?
- Masz ochotę się skuć? Mam wolny wieczór...- powiedziała otwierając tajemną szafkę, w której przechowywała alkohol. 
- Chętnie, jak zawsze...- powiedział rozsiadając się obok niej na podłodze.- Za nasze pechowe urodzenie...- powiedział cicho stukając swoją szklankę o jej. 
- Za normalną przyszłość...- dodała opierając głowę o jego ramię.
- Co dla ciebie jest normalne?
Wzruszyła ramionami.
- Chcę czuć się bezpiecznie... Chcę się zakochać... Chcę mieć normalną pracę...- powiedziała, czując jak Ladon kładzie się na jej kolanach.
- Może jeszcze domek z ogródkiem i piątkę dzieci?- zaśmiał się.
- Piątkę? Człowieku, widzisz to ciało? Nie chcę go stracić.- odparła nieco się rozluźniając.- Nie byłabym dobrą matką. Jestem zbyt... okropna.
- Wyrośniesz z tego... Wszyscy kiedyś z tego wyrośniemy...

~*~

-... Musimy dzisiaj pokonać Krukonów. Otwieramy sezon i musimy dać im jasno do zrozumienia, że łatwo im nie pójdzie. Nieźle im szło w tamtym roku, w tym do tego nie dopuścimy...- warknął Malfoy, patrząc na swoją drużynę. Wszyscy byli pełni entuzjazmu, czekając na rozpoczęcie meczu. Wszyscy, oprócz Evelyn, która stała  z tyłu i wpatrywała się we wszystkich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Pilnuj mnie, blondasku...- zaśmiał się Zabini mierzwiąc jej włosy, które za chwilę miała upiąć w wysokiego kucyka, jak na każdym meczu. Uśmiechnęła się do niego szeroko i obserwowała jak odchodzi.
- A co ze mną? Mnie też będziesz pilnować, blondasku?- spytał Draco, pojawiając się tuż za nią i szepcząc jej te słowa wprost do ucha. Zadrżała lekko i odwróciła się do niego. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Niemal stykali się nosami.
- Pewnie... Nie pozwolę, żeby ci ta okropna piłka pogruchotała kości. W końcu... Jeśli złapiesz Znicza, może wygrasz jeszcze jedną nagrodę...- szepnęła i popatrzyła mu prosto w oczy. Na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech, kiedy zostawiła go w osłupieniu i dołączyła do reszty drużyny. Kiedy wylecieli na boisko, zdali sobie sprawę, że Krukoni jeszcze nie do końca się zgrali i popełniają wiele błędów, chociaż Obrońca wyjątkowo dobrze bronił. Od zawsze było wiadomo, że Ślizgoni grają ostro i brutalnie. Tym razem nie było inaczej, przepychali Ścigających, kierowali tłuczki w ich kierunku, które jak na razie nie robiły krzywdy. Tylko rozpraszały. Ich gra od zawsze była bardzo zsynchronizowana, latali w kluczu i zawsze się chronili nawzajem. Zauważyła w końcu, że Szukający Krukonów i Malfoy rzucili się w pogoń za Zniczem, gdy z boku leciał w ich kierunku Tłuczek. Przyspieszyła, wiedząc że blondyn zaraz oberwie nim, w najlepszym przypadku, w miotłę. Wzrok miał utkwiony w małej, złotej kuleczce, która uciekała przed nim i była ledwo widoczna. A ten cholerny tłuczek nie chciał zmienić kierunku lotu, pomimo kręcących się wokół niego innych graczy. Następne rzeczy działy się bardzo szybko: zdążyła wlecieć między Malfoy'a, a Tłuczek, wybić go daleko, ale nie udało jej się uniknąć zderzenia z blondynem i chwilę później leżała na piasku, na środku boiska, a on na niej. Dłużą chwilę żadne z nich się nie ruszało, utraciwszy oddech podczas silnego uderzenia o ziemię. Widownia wstrzymała oddechy, a drużyny zamarły. W końcu podniósł dłoń, w której ściskał Znicz. Na trybunach i w drużynie wybuchły okrzyki radości, a on opuścił bolącą rękę na dół i ani myślał ruszyć się z ciała dziewczyny. Położył twarz na jej ramieniu i oddychał głęboko, próbując pozbyć się nieprzyjemnego ucisku na płuca.
- Zleź ze mnie...- powiedziała cicho zrzucając go na bok.
- Wygrałem... 
- No widzę...
Rozrzuciła ręce na boki i oddychała głęboko. Zerknęła w lewo i zauważyła, że ich miotły na szczęście są całe. Potem popatrzyła znowu w niebo i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Nieźle mnie pilnowałaś, blondasku...
- Do usług...
- Wygrałem nagrodę specjalną?
- Zastanowię się...- powiedziała podnosząc się z ziemi i zauważając, że zbliża się ich drużyna.

~*~

- Dobra drużyno...- powiedział Flint patrząc na wszystkich zebranych.- Mamy zmiany, ale podołamy temu, prawda? Zmiażdżymy Puchonów.
Poprawiła rękawice i mocniej złapała miotłę. Początkowo miała grać na pozycji Pałkarza, ale ponieważ jeszcze brakowało jej pary w rękach, była Ścigającym. 
- Mam nadzieję, White, że twoja siostra da sobie radę...- warknął Flint do swojego Obrońcy.
- Stary, gdybyś ją widział na miotle... Poza tym to dziewczyna, nie wiesz że one zawsze z gracją przemykają między innymi graczami? Zaufaj mi...
- Oby moje zaufanie się opłaciło, White.- kapitan odsłonił swoje wielkie, krzywe zęby i odszedł. Chłopak spojrzał na swoją dwa lata młodszą siostrę, która stała z boku jak zwykle nie okazując żadnych uczuć. Wzrok zawiesił także na niej, stojący niedaleko blondyn, który grał na pozycji Szukającego. Malfoy przyglądał jej się intensywnie. Alex zauważył, że od jakiegoś czasu jego siostra spędzała czas i kręciła się wokół tej grupy trzecioklasistów, która wśród Ślizgonów i innych domów robiła największe zamieszanie. Niby nie wyglądali na zaprzyjaźnionych i zżytych, ale jej blond czupryna zawsze była niedaleko. Malfoy, który zawsze miał przy sobie Crabbe'a i Goyle'a, gdzieś niedaleko Zabini i Nott, a do tego Parkinson i jego siostra. Nie wiedział, że jego siostra lubi takie towarzystwo, ale widział, jak rozmawia często z czarnoskórym Blaisem, a ponieważ on był blisko, ona automatycznie też. Westchnął głośno i odwrócił się do wyjścia z szatni. Kiedy wylecieli na boisko, cały czas obserwował jak radzi sobie jego siostra, która swobodnie lawirowała między innymi graczami, łapała Kafel i kilka razy przerzucała go przez obręcz. Ostatecznie jak zwykle Ślizgoni znokautowali kilka osób i ostatecznie wygrali mecz, dzięki Malfoyo'wi. Evelyn wylądowała i ruszyła do szatni.
- Nie było tak źle, nie?- zagadnął Alex, kiedy opuszczała szatnię.- Mam nadzieję, że zostaniesz...
- No... Było, fajnie. Może pogram jeszcze...- uśmiechnęła się szeroko.

~*~

Avril Lavigne - Give You what You Like
Szła powoli korytarzem, będąc lekko pod wpływem procentów. Nie pozwoliła sobie na przegięcie, ale kilka kieliszków za zwycięstwo musiała wypić. Ponieważ jednak czekał ją powrót do dormitorium, stwierdziła że nie może przegiąć. Wszyscy świętowali i bawili się, pomimo ciszy nocnej, jednak ona zabrała się i wymknęła po cichu w okolicy 23. Teraz przemykała korytarzami, prosząc w duchu, żeby nikogo nie spotkać. W końcu zobaczyła upragnione wejście do dormitorium Prefektów i mijając pusty i cichy salon, weszła do siebie. Drzwi do pokoju jej towarzysza były otwarte. Wiedziała, że Malfoy zmaga się z wielkim dziadostwem, dlatego nie dziwiło ją że tak szybko zniknął z imprezy. Weszła po cichu, sprawdzając czy śpi. Nie spał. Leżał i wpatrywał się w sufit, z jedną zapaloną lampką, która oświetlała delikatnie jego twarz.
- Szybko się zmyłeś. Nigdy nie przypuszczałam, że Draco Malfoy, będzie jako pierwszy opuszczał imprezę...- powiedziała z drwiącym uśmiechem.
- Nie miałem nastroju... Chyba odpuszczę...
- Co takiego?- skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała mu się uważnie.
- Quidditcha... Jestem rozkojarzony, dzisiaj gdyby nie ty, wylądowałbym w Skrzydle Szpitalnym z połamanym... wszystkim... Nie mam głowy do gry.
- Myślę, że powinieneś się przede wszystkim przespać.
Spojrzał w końcu na nią. Światło wydobywające się z łazienki, lekko oświetlało jej postać. 
- Chodź tu...- rozkazał. Uniosła brwi zaskoczona.
- Malfoy, mi się nie rozkazuje...- warknęła niezadowolona, patrząc jak podnosi się z łóżka i podchodzi do niej szybkim krokiem. Nie zdążyła zareagować, gdy złączył ich usta w namiętnym pocałunku. W pierwszej chwili miała ochotę go odepchnąć i spoliczkować, ale to uczucie, które zaczęło się roztaczać w jej ciele było takie przyjemne... Tak bardzo tego potrzebowała, tak bardzo jej tego brakowało. Zarzuciła ręce na jego szyję i przyciągnęła jeszcze bardziej do siebie. On tylko pociągnął jej włosy, pogłębiając pocałunek. Pchnęła go na łóżko, ściągając w między czasie swoją koszulkę i siadając na nim okrakiem.
- Po pierwsze: to nic nie znaczy. To.Tylko.Sex...- wycedziła pomiędzy pocałunkami.- Po drugie...- dodała zrywając jego t-shirt.- Ja nie jestem jedną z wielu. Jak zobaczę cię z inną... koniec układu...- warknęła.
- To zawieramy jakiś układ?- wydyszał, kiedy oderwała się od niego na chwilę. 
- Jesteś w stanie... robić to z jedną osobą?
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie proponuję ci związku, Malfoy. Przyjaźń z bonusem... Oto co ci oferuję... Oboje potrzebujemy oderwać się od... wszystkiego. Pasuje ci taki układ?- spytała prostując ręce. Skinął głową, chcąc ją znowu pocałować.- Ale nikt o tym nie wie...
- Ok, ok... Tylko skończ już gadać...
Przyciągnął ją do siebie, znowu łącząc w pełnym pasji pocałunku. 

Jego place wplecione w jej długie włosy
Jej paznokcie wbite w jego skórę
Głośne warknięcie, gdy przygryza jego wargę
Jej cichy jęk, gdy przejeżdża dłonią po kręgosłupie
Biała skóra, odbijająca światło lampki
Włosy opadające na smukłą szyję i ramiona
Odsłonięty kark z zaciśniętą na nim smukłą dłonią
Wystające kości obojczykowe przy każdym zaciśnięciu ramion
Jego twarz wtulona w zagłębienie jej szyi
Wargi zostawiające ślady tej nocy
Westchnięcie 
Piersi unoszące się przy każdym oddechu
Zamglone rozkoszą i pożądaniem oczy
Spijany z jej ust smak alkoholu
Rozchylone bezwiednie wargi
Palący skórę dotyk
Prośba wyszeptana w pogoni za spełnieniem
Wzrok wbity w przestrzeń
Brak słów
Czyste pożądanie
Spełnianie potrzeb
Kosmyki przysłaniające twarz
Dłoń zaciśnięta na jej szyi
Plecy wygięte w łuk
Głośny krzyk spełnienia
Twarz przy jej skórze
Ich łączące się w jeden jęki
Ogarniająca ekstaza

Opadła na jego ramię, z głową zwieszoną w dół, unikając jego wzroku. Gdyby nie fakt, że musiała dojść do siebie, że jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a oddech nadal był przyspieszony, uciekłaby do siebie. Ale nie mogła. Nie była w stanie. Przewiesiła się przez jego ramię, czekając aż to uczucie ją opuści, aż wyrzuty sumienia znikną. Zawsze znikały. Ale teraz nie chciały odejść. 
Bo przecież tyle na to czekała... 
Chciała najzwyczajniej w świecie wyłączyć swoje uczucia, podnieść się i z wysoko uniesioną głową wyjść. Ale to doznanie było zbyt ważne, zbyt intensywne. A tylko na to mogła liczyć. Podniosła się i nie patrząc na niego, chciała wstać. Jak mogła tak bardzo się nie doceniać? Jak mogła to zaproponować? Złapał ją za rękę i odwrócił w swoim kierunku.
- Przecież normalnie tak to się kończy... z każdą inną...- powiedziała opuszczając głowę i wpatrując się w swoje stopy.
- Ty nie jesteś "każda inna"...- szepnął ciągnąc ją do siebie. Siadła na jego kolanach, czując jak przysuwa twarz do jej szyi.- Po prostu zostań...
- Czy taki układ tego nie wyklucza?
- Możemy naginać zasady, prawda?

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylają bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
- Kazimierz Przerwa Tetmajer - "Lubię, kiedy kobieta..."





~*~
Następny rozdział: 02.01.2016, godzina 18:00

3 komentarze

  1. No i fajnie :)
    Nie lubię (i pewnie też nie umiem) pisać obszernych komentarzy. Rozdział jak zwykle dopracowany i dopięty na ostatni guzik surduta Snape'a :P (a guzików to on trochę miał).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Staram się dopracowywać każdy rozdział, dlatego cieszę się, że ktoś to docenia :)

      Usuń
  2. Podoba mi się ich układ. W sytuacji, której są postawieni może to stać się dla nich chwilą zapomnienia i wyłączenia się od zbliżającej się do nich nieubłaganie ciemności. Cieszę się jednak, że nie jest ona "każdą inną" i że nie skończyło się tak samo. Obydwoje zasługują na coś wspaniałego, a relację, które pomiędzy nimi rosną właśnie takie są. Będą dla siebie oparciem, będą chronić swoje plecy i później... kto wie, może wyrośnie z tego miłość.

    OdpowiedzUsuń