Ariana | Blogger | X X

26 gru 2015

Rozdział 6 - 'In My Dark Times'

- Organizujemy imprezę w lochach. Znaczy, bardziej w naszym dormitorium, ale obejmie też lochy. Maski obowiązkowe. Oczywiście, nie możecie się wykręcić.- powiedział Blaise, siadając przy stole w Wielkiej Sali, obok Evelyn, która konsumowała swoje śniadanie naprzeciwko Malfoy’a i nie zwracała uwagi na nic, poza Prorokiem Codziennym trzymanym w dłoni. Zerknęła na przyjaciela i uniosła jeden kącik ust w drwiącym uśmiechu.
- Jasne.- uśmiechnęła się słodko, obserwując siostry Greengrass, które właśnie do nich dołączyły. Astoria zmierzyła ją nienawistnym wzrokiem, a Dafne uśmiechnęła się uroczo, siadając obok Draco, który spojrzał na obie jak zwykle pustym wzrokiem.
- Co ty taki zmarnowany, Malfoy? Kolejna laska dała ci popalić w nocy?- zadrwił Nott siadając obok niego i szturchając w bok.

Teodor, Malfoy i Blaise byli jednymi z najlepszych partii w szkole i oczywiste było, że każdy cieszył się ogromnym powodzeniem. Większość z dziewczyn, które wpychały im się do łóżka, skrycie liczyło, że odmienią ich zimne oblicza i nagle zapałają oni do nich wielką miłością, ale to się nigdy nie wydarzyło. Panowie wykorzystywali swoją popularność, żeby zaspokoić swoje potrzeby i nie bawili się w związki, które ich zdaniem wprowadzały za dużo chaosu. Poza tym żadna z tych dziewczyn nie była wystarczająca dla ich wymagań. Jednonocne przygody to coś innego niż długi związek.
Teodor szukał kogoś spokojnego i wyciszonego, z kim mógłby prowadzić długie rozmowy na różne tematy. To typowy artysta zamknięty w swoim świecie, który zdecydowanie potrzebował dziewczyny, która zrozumie i zaakceptuje jego dziwactwa i potrzebę samotności.
Blaise miał za dużo energii. Wszędzie go było pełno, chociaż miewał napady melancholii i wybierał się wtedy na długie spacery po Zakazanym Lesie. Mimo wszystko jego poczucie humoru, dla niejednej mogło być odstraszające. Poza tym wychowany, tak jak pozostali, przez matkę arystokratkę, miał określone zasady, przez które nie każda dziewczyna była w stanie go zaakceptować.  
Co do Malfoy’a. Nikt tego nie wiedział. Nikt nie potrafił określić i zgadnąć jaki jest jego typ dziewczyny. On po prostu go nie miał. I chociaż jego przyjaciele chociaż raz spotykali się z kimś dłużej niż na jedną noc, on wzbraniał się przed tym jak przed odrąbaniem sobie nogi. Poza tym, nie można było odkryć jaki jest wzór, według którego dobierał sobie partnerki na noc. Z całą pewnością, nigdy nie sięgnął po blondynki. A przynajmniej nie po te z bardzo jasnymi włosami.
Nic jednak nie zmieniało faktu, że wszyscy trzej byli na tyle specyficzni, że potrzeba dużo cierpliwości, tolerancji i miłości, żeby z którymś się związać.

- Oh, zamknij się Nott…- warknął w odpowiedzi Draco i spiorunował go wzrokiem.
- No, Lyn, przyznaj co się działo w nocy? Wybacz, Smoku ale twoje życie seksualne jest jak dobra telenowela, a ja naprawdę potrzebuję rozrywki.- zaśmiał się Teodor, na co sok dyniowy w jego pucharze zawrzał i wybuchnął prosto w jego twarz. Evelyn zaśmiała się pod nosem.
- Odpowiadając na twoje pytanie…- zaczęła. Spojrzała na blondyna, który rzucał jej ostrzegawcze spojrzenie.- Nic nie słyszałam. Może, Draco zrobił sobie przerwę… Wiesz, każdy czasem potrzebuje odpocząć…- upiła łyk soku, a na jej wargach pojawił się drwiący uśmieszek, gdy cały czas obserwowała wściekłego Malfoy’a.- Ale czekam aż wrócą… Zaczynam obstawiać jakie będzie następne zwierzę…- posłała mu, swój sztandarowy, łobuzerski uśmiech, gdy poczuła, że blondyn złapał ją wyjątkowo mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie przez stół.
- A ja czekam, aż zobaczę cię z facetem, bo zaczynam podejrzewać, że wolisz dziewczyny…- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Uśmiech nie schodził z jej ust, kiedy odsuwał się od niej i siadał na swoim miejscu. Usłyszała prychnięcie z boku i zobaczyła, że Astoria śmieje się pod nosem. Jej zachowanie wkurzyło Evelyn do tego stopnia, że nagle jedzenie młodszej uczennicy, wylądowało w całości na niej. Czekolada, tosty, sok i owoce. Wszystko co płynne lało się po jej włosach i twarzy, wywołując głośny śmiech wśród wszystkich na Sali. White wstała z miejsca i nachyliła się nad dziewczyną, która mordowała ją wzrokiem.
- To dopiero początek, słonko…- warknęła i z drwiącym uśmiechem wyszła przez ogromne drzwi.

- Ona zachowuje się jak zwierzę!- oburzyła się Astoria zrzucając z siebie kawałki jedzenia i ścierając z twarzy wszelkie płyny.- Takich ludzi powinno się odizolować od społeczeństwa, bo zagrażają innym.
- Z tego co widzę, to ucierpiała jedynie twoja reputacja, słonko…- powiedział Malfoy nachylając się nad nią i zjadając truskawkę, którą nadal miała na czubku głowy. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak to podziałało na dziewczynę, której oddech przyspieszył, a w podbrzuszu pojawił się dziwny ucisk. Puścił jej oczko i wyszedł za przyjaciółką z Sali.
- Widziałaś, Daf?!- zapiszczała młodsza Greengrass patrząc na siostrę. Ta wywróciła oczami i wróciła do swojego posiłku.
- I tak nie masz u niego szans… Zawsze stanie po jej stronie.
- Może gdybym była wieczną ofiarą Evelyn…
- Ast, powiem to raz. On też się śmiał.- westchnęła kończąc śniadanie.- Nie podobasz mu się i nie było mu przykro, nie było mu cię żal. To go robzawiło. Wyjdź z tej bańki i się ogarnij…
- Zobaczysz! Na imprezie go uwiodę!- warknęła w stronę siostry i oburzona wyszła, żeby przygotować się do lekcji.

~*~

Bycie na drugim roku niosło ze sobą pewne korzyści. Nie było się już najmłodszymi, pojawili się nowi, którzy stali się obiektem drwin starszych. Równocześnie, w zależności w jakim domu się było, na drugim roku pojawiały się przywileje, których nie było wcześniej. Nie zmienia to jednak nastawienia rówieśników z innych domów i drugi rok, nie rozwiązuje w magiczny sposób konfliktów z przeszłości. Nikt nagle nie zaczyna też budzić w innych nowych uczuć. Evelyn White szła powoli, poprawiając swoją szatę i kierując się w stronę lochów i dormitorium. Przez ramię przewieszoną miała czarną torbę, wypchaną książkami i pergaminami. Korytarz nie był zatłoczony, a mimo wszystko rudy chłopak potrącił ją sprawiając, że jej książki wysypały się na podłogę. Spiorunowała go wzrokiem.
- Ups, wybacz, nie zauważyłem cię…- warknął w jej kierunku. Był wściekły za zeszłotygodniowe upokorzenie jakie zaserwował mu Malfoy i za to jak nazwał Hermionę. O tak, Ronald Weasley był zły na wszystkich Ślizgonów, za sam fakt, że nimi byli.
- Gdyby nie upadły moje książki, nawet nie poczułabym, że na mnie wpadłeś…- odparowała od razu. Rudzielec wyciągnął swoją złamaną różdżkę i wycelował w jej kierunku.
- Expelliarmus!- krzyknął ktoś z oddali, a różdżka Gryfona poszybowała kilka metrów dalej.- Nie wiesz, Weasley, że nie ładnie celować do nieuzbrojonego przeciwnika?- wysyczał blondwłosy Ślizgon uderzając go w twarz.- Poza tym, znowu chcesz pluć ślimakami?  Najpierw napraw różdżkę… chyba że cię nie stać.
- Goń się Malfoy! Jeszcze pożałujesz nazwania Hermiony…
- Szlamą? Już się boję… Zmiataj!- krzyknął robiąc krok w jego kierunku, na co Gryfon uciekł, zbierając swoją różdżkę z podłogi.- Śmieć.
- Dzięki…- powiedziała dziewczyna ładując swoje rzeczy do torby.
- Weasley to straszny dureń. Czasem mam wrażenie, że robi sobie większą krzywdę niż innym. Draco… Malfoy.- wyciągnął w jej kierunku dłoń. Spojrzała trochę nieufnie, po czym uścisnęła ją, a na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
- Evelyn White…
Tak oto, narodziła się najdziwniejsza przyjaźń w dziejach. Bo byli blisko ale nie rozmawiali, spędzali ze sobą czas ale nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, jednak jedno za drugie było w stanie skrzywdzić. Byli w stanie walczyć o siebie wzajemnie, tak jakby od niemowlęctwa się razem wychowywali i znali się najlepiej na świecie. Niektórzy snuli teorie, że porozumiewają się telepatycznie. Nic takiego się nie działo, chociaż zdawali się odgadywać swoje myśli, znali swoje gesty i zachowania. Nikt nie wiedział skąd ta dwójka tak doskonale wie co drugie zrobi, powie, jak się zachowa, skoro zamienili ze sobą może dwa zdania.
A oni się po prostu obserwowali.

~*~

- Idź sam. Dołączę!- krzyknęła ze swojego pokoju, zapinając zamek w sukience.
- Jesteś pewna?- odparł Malfoy wychylając się zza drzwi.- Nie chce mi się tam iść… Gdyby wiedzieli…
- Ale nie wiedzą. Musisz sprawiać pozory, że jest jak dawniej. Zmiataj, a ja zaraz przyjdę…- jęknęła, układając swoje piersi w górnej części sukienki. Sama nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się na brak bielizny. Kiedy jednak podniosła wzrok z dekoltu, na swoje odbicie zrozumiała. Bielizna tu nie pasowała. Usłyszała jak drzwi do pokoju jej sąsiada zamykają się, a ona zostaje sama. Poprawiła ciemny makijaż i wyprostowane włosy i rozejrzała się za maską. Leżała na biurku i czekała by ją założyć. Sama nie wiedziała skąd ją wytrzasnęła i dlaczego przywiozła ją ze sobą, ale była oszałamiająca, dlatego cieszyła się, że może ją założyć. Zakrywała twarz tylko na wysokości oczu, była ażurowa, a druciki powyginane w finezyjne wzory, ozdobione gdzieniegdzie diamencikami. Kształtem przypominała oczy kota, w kącikach uniesiona była do góry, a jej czerń jeszcze mocniej podbijała błękit jej oczu i biel włosów. Sukienka była prosta, czarna, na cienkich ramiączkach, zrobiona z lekkiego materiału, który kończył się przed jej kolanem i unosił gdy się obracała. Wsunęła stopy w obcasy i z jękiem opuściła pokój, po drodze drapiąc kota za uchem.

Nie chciało jej się tam iść, ale wiedziała że jej przyjaciele będą zawiedzeni, więc zdecydowała się sprawiać pozory i chociaż przez jakiś czas dobrze się bawić. Lochy w całości były wyciszone. Zawsze podziwiała fakt, że nikt nie wiedział o wielkich imprezach Ślizgonów. Chociaż podejrzewała, że nauczyciele po prostu nie chcą o tym wiedzieć i dopóki nikomu nie działa się krzywda, przymykali na to oko. Zeszła po schodach i rozejrzała się dookoła.  Całe dormitorium było wypełnione ludźmi. Światła zostały przygaszone i lekko oświetlały zebranych. Muzyka otaczała wszystkich, jedni po prostu się bujali do taktu, inni tańczyli w miejscu do tego przeznaczonym. Ale tłok był niesłychany. Z boku zauważyła Blaise’a i Malfoy’a, którzy przerwali rozmowę i spojrzeli w jej kierunku. Obaj wyglądali wyjątkowo dobrze i tajemniczo z maskami na twarzach, ubrani jak zwykle na czarno.

Zabini uderzył go w boku i wskazał na wejście do dormitorium. Stała tam Evelyn i wyglądała jak milion funtów. Maska dodawała jej tylko seksapilu i tajemniczej aury, która sprawiła, że wszyscy spojrzeli w jej kierunku. Jak zwykle uśmiechnęła się drwiąco i utkwiła wzrok w Malfoy’u, który pewnym krokiem ruszył w jej stronę. Ale ku swojemu niezadowoleniu, nie było jej w miejscu, w którym stała przed chwilą. Przeciskała się między ludźmi, odwracając co chwilę w jego kierunku i uśmiechając kusząco. Uciekała. Ruszył za nią, obserwując jak obraca się między ludźmi, porusza w rytmie lecącego utworu i rzuca mu te swoje uwodzicielskie spojrzenia. W końcu złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Zaśmiała się cicho, będąc szczerze rozbawiona tą sytuacją.
- Goniłeś mnie…- powiedziała cicho, gdy ich twarze dzieliły milimetry. Ich oczy jak zwykle toczyły wojnę, nie wiadomo czemu i w jakim celu.

Pociągnęła go za sobą na parkiet i pozwoliła, żeby dźwięki utworu nią zawładnęły. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie.
- W co ty pogrywasz?- warknął wprost do jej ucha, a jej policzek owionął jego ciepły oddech. Zamruczała ocierając się o niego swoim ciałem.
- W nic…
- Nie ogarniam cię, dziewczyno…- powiedział, przejeżdżając dłonią po jej kręgosłupie. Zadrżała pod jego dotykiem, wczepiając się rękami jeszcze mocniej w jego skórę, osłoniętą przez koszulę.- Ładnie wyglądasz…- szepnął, czując jak jej ciało wygina się lekko pod naporem dźwięków, które ich otaczały. Przejechała dłonią po jego ramieniu. Lekkie światło rzucało blade cienie na jej twarz i zamknięte w transie oczy.

This ain’t the right time for you to fall in love with me
Baby I’m just being honest
And I know my lies could not make you believe
We’re running in circles that’s why

Zatraciła się w muzyce i pozwoliła, by to rytm kierował jej ciałem. Czuła jak blondyn się do niej przysuwa, jak wodzi rękami po jej ciele, pozwalając sobie na więcej niż zwykle. Czuła jego lekko alkoholowy oddech i intensywne spojrzenie na twarzy. Tego właśnie potrzebowała. Potrzebowała utraty kontroli, zatracenia się i odepchnięcia od siebie wszelkich myśli i zmartwień.

In my dark times I’ll be going back to the streets
Promising everything I do not mean
In my dark Times, baby this is all I cound be
Only my mother could love me for me
In my dark times

Ich relacja zawsze była niezrozumiała dla innych. Jak mogli być blisko, jak mogli się bronić w zajadłych walkach z innymi uczniami, kiedy prawie nic o sobie nie wiedzieli? A może wiedzieli za dużo… Wpatrując się w jej twarz, ukrytą pod maską, złapał się na myśli, że gdyby umiał się zakochać, to w niej. Była nieidealna dla wszystkich, ale idealna dla niego. Ale nie mógł… I ona też nie mogła. Zbyt wiele działo się zła, żeby teraz narażać kogoś innego na cierpienie. Nie mógłby…

In my dark times I’ve still got some problems I know
Driving too fast but just moving too slow
And I’ve got something I’ve been trying to let go
Pulling me back every time

Zbliżyła się do niego, a jej biodra jeszcze mocniej naparły na jego.
- Myślę, że Astoria nienawidzi mnie teraz jeszcze bardziej…- szepnęła, spoglądając ponad jego ramieniem w stronę dziewczyny, która wpatrywała się ich sylwetki z nieukrywaną wściekłością. Zaśmiała się cicho, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Czemu ona ma jakiś problem?- spytał z nieukrywaną niechęcią i musnął wargami skórę jej szyi.

- Widzisz, Astoria należy do twojego fanclubu… I dlatego tak mnie nie lubi…- szepnęła zsuwając dłoń na dół jego pleców i obserwując jak młoda Greengras rozbija wszystko dookoła siebie.- Ups…- powiedziała cicho, odsuwając się od niego lekko i spojrzała mu w oczy. Po raz kolejny odeszła, a on ruszył za nią. Jakby wiedziony niewidzialną siłą, poszedł za nią w stronę wyjścia z dormitorium. Tam, gdzie było pusto. Stała, oparta o ścianę, kiedy się do niej zbliżył, pociągnęła go za materiał koszuli i przyciągnęła do siebie, zamykając jego usta swoimi. Szybko się rozluźnił, oplatając jej talię dłońmi i przyciskając jej szczupłe ciało do swojego. Uniosła wzrok, widząc jak Astoria staje osłupiała kilka metrów od nich i wpatruje się w ich złączone w namiętnym pocałunku wargi. Evelyn uśmiechnęła się drwiąco i posłała jej mroczne spojrzenie, gdy wplotła palce w jego blond włosy. Przygryzła jego wargę, na co wydał z siebie ciche warknięcie. Widziała, jak tamta odchodzi ze łzami w oczach. Odsunęła się od blondyna.
- Nie ma za co...- powiedziała cicho, oddychając głośno. 
- Co?- zapytał nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Myślę, że już nie jest twoją fanką. Albo mnie nienawidzi jeszcze bardziej...- zaśmiała się blondynka poprawiając jego włosy i koszulę. Przyglądał się jej twarzy. Próbowała udawać, że nie ruszyło jej to co się właśnie wydarzyło, ale ją ruszyło. I chociaż na zewnątrz nic nie dała po sobie poznać, od środka zalewała się łzami. Bo to nic dla niego nie znaczyło.





~*~
Następny rozdział: 30.12.2015, godzina 18:00

3 komentarze

  1. Rozdział świetny, a końcówka przeszła moje najśmielsze oczekiwania... Chemią zalatuje na kilometr! Coraz lepiej piszesz, naprawdę. Pozdrawiam cieplutko i życzę dużooo veny! :) :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za bardzo miłe słowa :)
      Myślę, że następnych rozdziałach ta chemia między nimi się... rozwinie :) :D
      :* :)

      Usuń
  2. W końcu! Muszę przyznać, że czekałam na tą scenę, lecz nie spodziewałam się, że nadejdzie tak szybko :) Miłe zaskoczenie. Chociaż i tak wiem, że ich relacje jeszcze bardziej się przez to skomplikują... to trudno! Przez ten pocałunek zaczną myśleć o sobie w kompletnie inny sposób, a wtedy... różne rzeczy mogą się wydarzyć. Oczywiście wielkim problemem może stać się Astoria... chyba, że zrezygnuje po tym z Dracona?

    OdpowiedzUsuń