- Organizujemy imprezę w
lochach. Znaczy, bardziej w naszym dormitorium, ale obejmie też lochy. Maski
obowiązkowe. Oczywiście, nie możecie się wykręcić.- powiedział Blaise, siadając
przy stole w Wielkiej Sali, obok Evelyn, która konsumowała swoje śniadanie naprzeciwko
Malfoy’a i nie zwracała uwagi na nic, poza Prorokiem Codziennym trzymanym w
dłoni. Zerknęła na przyjaciela i uniosła jeden kącik ust w drwiącym uśmiechu.
- Jasne.- uśmiechnęła się
słodko, obserwując siostry Greengrass, które właśnie do nich dołączyły. Astoria
zmierzyła ją nienawistnym wzrokiem, a Dafne uśmiechnęła się uroczo, siadając
obok Draco, który spojrzał na obie jak zwykle pustym wzrokiem.
- Co ty taki zmarnowany,
Malfoy? Kolejna laska dała ci popalić w nocy?- zadrwił Nott siadając obok niego
i szturchając w bok.
Teodor, Malfoy i Blaise
byli jednymi z najlepszych partii w szkole i oczywiste było, że każdy cieszył
się ogromnym powodzeniem. Większość z dziewczyn, które wpychały im się do
łóżka, skrycie liczyło, że odmienią ich zimne oblicza i nagle zapałają oni do
nich wielką miłością, ale to się nigdy nie wydarzyło. Panowie wykorzystywali
swoją popularność, żeby zaspokoić swoje potrzeby i nie bawili się w związki,
które ich zdaniem wprowadzały za dużo chaosu. Poza tym żadna z tych dziewczyn
nie była wystarczająca dla ich wymagań. Jednonocne przygody to coś innego niż
długi związek.
Teodor szukał kogoś
spokojnego i wyciszonego, z kim mógłby prowadzić długie rozmowy na różne
tematy. To typowy artysta zamknięty w swoim świecie, który zdecydowanie
potrzebował dziewczyny, która zrozumie i zaakceptuje jego dziwactwa i potrzebę
samotności.
Blaise miał za dużo
energii. Wszędzie go było pełno, chociaż miewał napady melancholii i wybierał
się wtedy na długie spacery po Zakazanym Lesie. Mimo wszystko jego poczucie humoru,
dla niejednej mogło być odstraszające. Poza tym wychowany, tak jak pozostali,
przez matkę arystokratkę, miał określone zasady, przez które nie każda
dziewczyna była w stanie go zaakceptować.
Co do Malfoy’a. Nikt tego
nie wiedział. Nikt nie potrafił określić i zgadnąć jaki jest jego typ
dziewczyny. On po prostu go nie miał. I chociaż jego przyjaciele chociaż raz
spotykali się z kimś dłużej niż na jedną noc, on wzbraniał się przed tym jak
przed odrąbaniem sobie nogi. Poza tym, nie można było odkryć jaki jest wzór, według
którego dobierał sobie partnerki na noc. Z całą pewnością, nigdy nie sięgnął po
blondynki. A przynajmniej nie po te z bardzo jasnymi włosami.
Nic jednak nie zmieniało
faktu, że wszyscy trzej byli na tyle specyficzni, że potrzeba dużo
cierpliwości, tolerancji i miłości, żeby z którymś się związać.
- Oh, zamknij się Nott…-
warknął w odpowiedzi Draco i spiorunował go wzrokiem.
- No, Lyn, przyznaj co się
działo w nocy? Wybacz, Smoku ale twoje życie seksualne jest jak dobra
telenowela, a ja naprawdę potrzebuję rozrywki.- zaśmiał się Teodor, na co sok
dyniowy w jego pucharze zawrzał i wybuchnął prosto w jego twarz. Evelyn
zaśmiała się pod nosem.
- Odpowiadając na twoje
pytanie…- zaczęła. Spojrzała na blondyna, który rzucał jej ostrzegawcze
spojrzenie.- Nic nie słyszałam. Może, Draco zrobił sobie przerwę… Wiesz, każdy
czasem potrzebuje odpocząć…- upiła łyk soku, a na jej wargach pojawił się
drwiący uśmieszek, gdy cały czas obserwowała wściekłego Malfoy’a.- Ale czekam
aż wrócą… Zaczynam obstawiać jakie będzie następne zwierzę…- posłała mu, swój
sztandarowy, łobuzerski uśmiech, gdy poczuła, że blondyn złapał ją wyjątkowo
mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie przez stół.
- A ja czekam, aż zobaczę
cię z facetem, bo zaczynam podejrzewać, że wolisz dziewczyny…- wysyczał przez
zaciśnięte zęby. Uśmiech nie schodził z jej ust, kiedy odsuwał się od niej i
siadał na swoim miejscu. Usłyszała prychnięcie z boku i zobaczyła, że Astoria
śmieje się pod nosem. Jej zachowanie wkurzyło Evelyn do tego stopnia, że nagle
jedzenie młodszej uczennicy, wylądowało w całości na niej. Czekolada, tosty,
sok i owoce. Wszystko co płynne lało się po jej włosach i twarzy, wywołując
głośny śmiech wśród wszystkich na Sali. White wstała z miejsca i nachyliła się
nad dziewczyną, która mordowała ją wzrokiem.
- To dopiero początek,
słonko…- warknęła i z drwiącym uśmiechem wyszła przez ogromne drzwi.
- Ona zachowuje się jak
zwierzę!- oburzyła się Astoria zrzucając z siebie kawałki jedzenia i ścierając
z twarzy wszelkie płyny.- Takich ludzi powinno się odizolować od społeczeństwa,
bo zagrażają innym.
- Z tego co widzę, to
ucierpiała jedynie twoja reputacja, słonko…- powiedział Malfoy nachylając się nad
nią i zjadając truskawkę, którą nadal miała na czubku głowy. Nawet nie zdawał
sobie sprawy jak to podziałało na dziewczynę, której oddech przyspieszył, a w
podbrzuszu pojawił się dziwny ucisk. Puścił jej oczko i wyszedł za przyjaciółką
z Sali.
- Widziałaś, Daf?!-
zapiszczała młodsza Greengrass patrząc na siostrę. Ta wywróciła oczami i
wróciła do swojego posiłku.
- I tak nie masz u niego
szans… Zawsze stanie po jej stronie.
- Może gdybym była wieczną
ofiarą Evelyn…
- Ast, powiem to raz. On
też się śmiał.- westchnęła kończąc śniadanie.- Nie podobasz mu się i nie było
mu przykro, nie było mu cię żal. To go robzawiło. Wyjdź z tej bańki i się
ogarnij…
- Zobaczysz! Na imprezie
go uwiodę!- warknęła w stronę siostry i oburzona wyszła, żeby przygotować się
do lekcji.
~*~
Bycie
na drugim roku niosło ze sobą pewne korzyści. Nie było się już najmłodszymi,
pojawili się nowi, którzy stali się obiektem drwin starszych. Równocześnie, w
zależności w jakim domu się było, na drugim roku pojawiały się przywileje,
których nie było wcześniej. Nie zmienia to jednak nastawienia rówieśników z
innych domów i drugi rok, nie rozwiązuje w magiczny sposób konfliktów z
przeszłości. Nikt nagle nie zaczyna też budzić w innych nowych uczuć. Evelyn
White szła powoli, poprawiając swoją szatę i kierując się w stronę lochów i
dormitorium. Przez ramię przewieszoną miała czarną torbę, wypchaną książkami i
pergaminami. Korytarz nie był zatłoczony, a mimo wszystko rudy chłopak potrącił
ją sprawiając, że jej książki wysypały się na podłogę. Spiorunowała go wzrokiem.
-
Ups, wybacz, nie zauważyłem cię…- warknął w jej kierunku. Był wściekły za
zeszłotygodniowe upokorzenie jakie zaserwował mu Malfoy i za to jak nazwał
Hermionę. O tak, Ronald Weasley był zły na wszystkich Ślizgonów, za sam fakt,
że nimi byli.
-
Gdyby nie upadły moje książki, nawet nie poczułabym, że na mnie wpadłeś…-
odparowała od razu. Rudzielec wyciągnął swoją złamaną różdżkę i wycelował w jej
kierunku.
-
Expelliarmus!- krzyknął ktoś z oddali, a różdżka Gryfona poszybowała kilka
metrów dalej.- Nie wiesz, Weasley, że nie ładnie celować do nieuzbrojonego
przeciwnika?- wysyczał blondwłosy Ślizgon uderzając go w twarz.- Poza tym,
znowu chcesz pluć ślimakami? Najpierw
napraw różdżkę… chyba że cię nie stać.
-
Goń się Malfoy! Jeszcze pożałujesz nazwania Hermiony…
-
Szlamą? Już się boję… Zmiataj!- krzyknął robiąc krok w jego kierunku, na co
Gryfon uciekł, zbierając swoją różdżkę z podłogi.- Śmieć.
-
Dzięki…- powiedziała dziewczyna ładując swoje rzeczy do torby.
-
Weasley to straszny dureń. Czasem mam wrażenie, że robi sobie większą krzywdę
niż innym. Draco… Malfoy.- wyciągnął w jej kierunku dłoń. Spojrzała trochę
nieufnie, po czym uścisnęła ją, a na jej twarzy pojawił się łobuzerski
uśmieszek.
-
Evelyn White…
Tak
oto, narodziła się najdziwniejsza przyjaźń w dziejach. Bo byli blisko ale nie
rozmawiali, spędzali ze sobą czas ale nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, jednak
jedno za drugie było w stanie skrzywdzić. Byli w stanie walczyć o siebie
wzajemnie, tak jakby od niemowlęctwa się razem wychowywali i znali się
najlepiej na świecie. Niektórzy snuli teorie, że porozumiewają się
telepatycznie. Nic takiego się nie działo, chociaż zdawali się odgadywać swoje
myśli, znali swoje gesty i zachowania. Nikt nie wiedział skąd ta dwójka tak
doskonale wie co drugie zrobi, powie, jak się zachowa, skoro zamienili ze sobą
może dwa zdania.
A
oni się po prostu obserwowali.
~*~
- Idź sam. Dołączę!-
krzyknęła ze swojego pokoju, zapinając zamek w sukience.
- Jesteś pewna?- odparł
Malfoy wychylając się zza drzwi.- Nie chce mi się tam iść… Gdyby wiedzieli…
- Ale nie wiedzą. Musisz
sprawiać pozory, że jest jak dawniej. Zmiataj, a ja zaraz przyjdę…- jęknęła,
układając swoje piersi w górnej części sukienki. Sama nie wiedziała, dlaczego zdecydowała
się na brak bielizny. Kiedy jednak podniosła wzrok z dekoltu, na swoje odbicie
zrozumiała. Bielizna tu nie pasowała. Usłyszała jak drzwi do pokoju jej sąsiada
zamykają się, a ona zostaje sama. Poprawiła ciemny makijaż i wyprostowane włosy
i rozejrzała się za maską. Leżała na biurku i czekała by ją założyć. Sama nie
wiedziała skąd ją wytrzasnęła i dlaczego przywiozła ją ze sobą, ale była
oszałamiająca, dlatego cieszyła się, że może ją założyć. Zakrywała twarz tylko
na wysokości oczu, była ażurowa, a druciki powyginane w finezyjne wzory,
ozdobione gdzieniegdzie diamencikami. Kształtem przypominała oczy kota, w
kącikach uniesiona była do góry, a jej czerń jeszcze mocniej podbijała błękit
jej oczu i biel włosów. Sukienka była prosta, czarna, na cienkich ramiączkach,
zrobiona z lekkiego materiału, który kończył się przed jej kolanem i unosił gdy
się obracała. Wsunęła stopy w obcasy i z jękiem opuściła pokój, po drodze
drapiąc kota za uchem.
Nie chciało jej się tam
iść, ale wiedziała że jej przyjaciele będą zawiedzeni, więc zdecydowała się
sprawiać pozory i chociaż przez jakiś czas dobrze się bawić. Lochy w całości
były wyciszone. Zawsze podziwiała fakt, że nikt nie wiedział o wielkich
imprezach Ślizgonów. Chociaż podejrzewała, że nauczyciele po prostu nie chcą o
tym wiedzieć i dopóki nikomu nie działa się krzywda, przymykali na to oko.
Zeszła po schodach i rozejrzała się dookoła. Całe dormitorium było wypełnione ludźmi.
Światła zostały przygaszone i lekko oświetlały zebranych. Muzyka otaczała
wszystkich, jedni po prostu się bujali do taktu, inni tańczyli w miejscu do
tego przeznaczonym. Ale tłok był niesłychany. Z boku zauważyła Blaise’a i
Malfoy’a, którzy przerwali rozmowę i spojrzeli w jej kierunku. Obaj wyglądali
wyjątkowo dobrze i tajemniczo z maskami na twarzach, ubrani jak zwykle na
czarno.
Zabini uderzył go w boku i
wskazał na wejście do dormitorium. Stała tam Evelyn i wyglądała jak milion
funtów. Maska dodawała jej tylko seksapilu i tajemniczej aury, która sprawiła,
że wszyscy spojrzeli w jej kierunku. Jak zwykle uśmiechnęła się drwiąco i
utkwiła wzrok w Malfoy’u, który pewnym krokiem ruszył w jej stronę. Ale ku
swojemu niezadowoleniu, nie było jej w miejscu, w którym stała przed chwilą. Przeciskała
się między ludźmi, odwracając co chwilę w jego kierunku i uśmiechając kusząco.
Uciekała. Ruszył za nią, obserwując jak obraca się między ludźmi, porusza w
rytmie lecącego utworu i rzuca mu te swoje uwodzicielskie spojrzenia. W końcu
złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Zaśmiała się cicho, będąc szczerze
rozbawiona tą sytuacją.
- Goniłeś mnie…-
powiedziała cicho, gdy ich twarze dzieliły milimetry. Ich oczy jak zwykle
toczyły wojnę, nie wiadomo czemu i w jakim celu.
Pociągnęła go za sobą na
parkiet i pozwoliła, żeby dźwięki utworu nią zawładnęły. Objął ją w talii i
przyciągnął do siebie.
- W co ty pogrywasz?-
warknął wprost do jej ucha, a jej policzek owionął jego ciepły oddech.
Zamruczała ocierając się o niego swoim ciałem.
- W nic…
- Nie ogarniam cię,
dziewczyno…- powiedział, przejeżdżając dłonią po jej kręgosłupie. Zadrżała pod
jego dotykiem, wczepiając się rękami jeszcze mocniej w jego skórę, osłoniętą
przez koszulę.- Ładnie wyglądasz…- szepnął, czując jak jej ciało wygina się
lekko pod naporem dźwięków, które ich otaczały. Przejechała dłonią po jego
ramieniu. Lekkie światło rzucało blade cienie na jej twarz i zamknięte w
transie oczy.
This ain’t the right time for you to fall in love with me
Baby I’m just being honest
And I know my lies could not make you believe
We’re running in circles that’s why
Zatraciła się w muzyce i
pozwoliła, by to rytm kierował jej ciałem. Czuła jak blondyn się do niej
przysuwa, jak wodzi rękami po jej ciele, pozwalając sobie na więcej niż zwykle.
Czuła jego lekko alkoholowy oddech i intensywne spojrzenie na twarzy. Tego
właśnie potrzebowała. Potrzebowała utraty kontroli, zatracenia się i
odepchnięcia od siebie wszelkich myśli i zmartwień.
In my dark times I’ll be going back to the streets
Promising everything I do not mean
In my dark Times, baby this is all I cound be
Only my mother could love me for me
In my dark times
Ich relacja zawsze była
niezrozumiała dla innych. Jak mogli być blisko, jak mogli się bronić w
zajadłych walkach z innymi uczniami, kiedy prawie nic o sobie nie wiedzieli? A
może wiedzieli za dużo… Wpatrując się w jej twarz, ukrytą pod maską, złapał się
na myśli, że gdyby umiał się zakochać, to w niej. Była nieidealna dla
wszystkich, ale idealna dla niego. Ale nie mógł… I ona też nie mogła. Zbyt
wiele działo się zła, żeby teraz narażać kogoś innego na cierpienie. Nie mógłby…
In my dark times I’ve still got some problems I know
Driving too fast but just moving too slow
And I’ve got something I’ve been trying to let go
Pulling me back every time
Zbliżyła się do niego, a
jej biodra jeszcze mocniej naparły na jego.
- Myślę, że Astoria
nienawidzi mnie teraz jeszcze bardziej…- szepnęła, spoglądając ponad jego
ramieniem w stronę dziewczyny, która wpatrywała się ich sylwetki z nieukrywaną
wściekłością. Zaśmiała się cicho, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Czemu ona ma jakiś
problem?- spytał z nieukrywaną niechęcią i musnął wargami skórę jej szyi.
- Widzisz, Astoria należy
do twojego fanclubu… I dlatego tak mnie nie lubi…- szepnęła zsuwając dłoń na
dół jego pleców i obserwując jak młoda Greengras rozbija wszystko dookoła
siebie.- Ups…- powiedziała cicho, odsuwając się od niego lekko i spojrzała mu w
oczy. Po raz kolejny odeszła, a on ruszył za nią. Jakby wiedziony niewidzialną siłą, poszedł za nią w stronę wyjścia z dormitorium. Tam, gdzie było pusto. Stała, oparta o ścianę, kiedy się do niej zbliżył, pociągnęła go za materiał koszuli i przyciągnęła do siebie, zamykając jego usta swoimi. Szybko się rozluźnił, oplatając jej talię dłońmi i przyciskając jej szczupłe ciało do swojego. Uniosła wzrok, widząc jak Astoria staje osłupiała kilka metrów od nich i wpatruje się w ich złączone w namiętnym pocałunku wargi. Evelyn uśmiechnęła się drwiąco i posłała jej mroczne spojrzenie, gdy wplotła palce w jego blond włosy. Przygryzła jego wargę, na co wydał z siebie ciche warknięcie. Widziała, jak tamta odchodzi ze łzami w oczach. Odsunęła się od blondyna.
- Nie ma za co...- powiedziała cicho, oddychając głośno.
- Co?- zapytał nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Myślę, że już nie jest twoją fanką. Albo mnie nienawidzi jeszcze bardziej...- zaśmiała się blondynka poprawiając jego włosy i koszulę. Przyglądał się jej twarzy. Próbowała udawać, że nie ruszyło jej to co się właśnie wydarzyło, ale ją ruszyło. I chociaż na zewnątrz nic nie dała po sobie poznać, od środka zalewała się łzami. Bo to nic dla niego nie znaczyło.
~*~
Następny rozdział: 30.12.2015, godzina 18:00
Rozdział świetny, a końcówka przeszła moje najśmielsze oczekiwania... Chemią zalatuje na kilometr! Coraz lepiej piszesz, naprawdę. Pozdrawiam cieplutko i życzę dużooo veny! :) :-*
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo miłe słowa :)
UsuńMyślę, że następnych rozdziałach ta chemia między nimi się... rozwinie :) :D
:* :)
W końcu! Muszę przyznać, że czekałam na tą scenę, lecz nie spodziewałam się, że nadejdzie tak szybko :) Miłe zaskoczenie. Chociaż i tak wiem, że ich relacje jeszcze bardziej się przez to skomplikują... to trudno! Przez ten pocałunek zaczną myśleć o sobie w kompletnie inny sposób, a wtedy... różne rzeczy mogą się wydarzyć. Oczywiście wielkim problemem może stać się Astoria... chyba, że zrezygnuje po tym z Dracona?
OdpowiedzUsuń