Alexander White był legendą w Hogwarcie. Szczególnie w Slytherine, do którego należał przez siedem lat swojej nauki w tym miejscu. Był typowym niegrzecznym chłopcem o nienagannych manierach i uroku osobistym. Podbił serca uczennic równie mocno co nauczycieli, którzy widzieli w nim ogromny umysł, niebywałe zdolności i ambicje. Wszyscy wróżyli mu świetlaną przyszłość, sławę. To wszystko załamało się, gdy po zdaniu egzaminów odmówił dołączenia do Śmierciożerców. Jawnie odrzucił Mroczny Znak, mówiąc że nie będzie robił nic wbrew sobie. Może uważać się za lepszego od innych, ale nie na tyle by ich zabijać. Ojciec wpadł w szał, Śmierciożercy krzywdzili go wiele godzin, a kiedy odpuścili na chwilę, Alex zdążył uciec, obiecując że wróci po siostrę zabierając ją z dala od tego bałaganu.
I ten stan trwał już 2 lata. Bo pan White robił wszystko, bo jego syn nie był w stanie do siostry się przedostać.
Evelyn siedziała na parapecie i wpatrywała się w jedno z ich ostatnich wspólnych zdjęć. Jej brat obejmował ją z uśmiechem bujając się na boki i całując ją w policzek. Tak bardzo się o niego martwiła. Dotychczas pisał do niej raz w tygodniu, ale już trzy miesiące nie otrzymała żadnego listu. Do jej serca wdarła się obawa, że go dopadli. Że znaleźli go i zabili bez mrugnięcia okiem. Otarła łzę spływającą po jej policzku i odchyliła głowę do tyłu. Spojrzała na drzwi, w których stał blondyn i przypatrywał jej się z uwagą.
- Zmiataj stąd...- powiedziała cicho odwracając wzrok do okna. Zignorował jej wrogi ton i siadł na jej łóżku.
- Porozmawiasz ze mną?
- A po cholerę? Już ci mówiłam: nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Dobra, zrozumiałem za pierwszym razem. Ale duszenie w sobie tego wszystkiego nie jest dobre.
- Nic w sobie nie duszę. A ty gówno wiesz.
- No tak, masz rację...- skrzywił się Draco.
- Nie ma o czym mówić... Bo niby jak oddać słowami jak bardzo boję się o brata? Bo nie pisze, bo nie wiem co się z nim dzieje.
- To co wiem o twoim bracie, to to, że nie dałby się tak po prostu złapać.- powiedział wzruszając ramionami.- Zresztą jest z Annalise, nie? Ona na pewno się o niego troszczy. Pewnie musieli się znowu ukryć, bo gdzieś ich namierzyli... Niedługo napisze.- dodał beznamiętnym tonem.
- Malfoy, dlaczego tu jesteś?
Wzruszył od niechcenia ramionami.
- Tak jakoś...- powiedział cicho wpatrując się w przestrzeń.- Wiem, jakie to wszystko popaprane.
- Boję się przyszłości... Boję się, że nie będę wiedziała co zrobić...
- Chyba nikt z nas nie będzie tego widział...
- Oni wszyscy myślą, że wiedzą jak to jest... Żyć pod jednym dachem ze Śmierciożercą... Oceniają nas, chociaż tak naprawdę nic nie wiedzą...
- A ty ich nie oceniasz?
Zamilkła. Nie wiedziała co mówić, bo miała wrażenie, że żadne słowa nie są w stanie oddać ich położenia.
- Jaki masz plan? Jak chcesz to zrobić?- spytała nagle.
Wyciągnął w jej kierunku rękę. Spojrzała na nią nieufnie.
- No przecież cię nie zabiję, White.- warknął łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą.
- No jak tak się zachowujesz to zaczynam się obawiać, że jednak to zrobisz.
Szedł szybkim, zdecydowanym krokiem, a ona truchtała za nim, czując mocny uścisk na nadgarstku. W końcu zatrzymali się przed ścianą.
- Chcesz walić głową w ścianę?- zaśmiała się cicho gdy puścił jej rękę.- Bolesne.
- Merlinie, White czasami zachowujesz się jak typowa, tępa blondynka.
- Dzięki.- skrzywiła się. Nagle przed nimi pojawiły się drzwi, otworzył je i wepchnął ją do środka. Stanęła w pomieszczeniu pełnym przedmiotów, które poustawiane były w wysokie stożki. Kichnęła, czując jak kurz dostaje się do jej nozdrzy i drażni je nieprzyjemnie. Blondyn znowu ją pociągnął i doprowadził pod dziwny, wysoki przedmiot, który przypominał szafę w bardzo niestandardowym kształcie.
- Chciałaś wiedzieć jaki mam plan: oto on.
- Chcesz się schować i udawać, że cię nie ma? Nie no, genialny plan...
- Durna jesteś... To Szafka Zniknięć.
- Ok. Ale nadal nie czaję jak to ma ci pomóc...- powiedziała przesuwając dłonią po zdobionych drzwiach.
- Wiem, że to skurwysyństwo... Ale dzięki niej Śmierciożercy wejdą do szkoły... Jeśli mi się nie uda... Oni to zrobią...- westchnął.- Tortury wydają się niewielką karą...
Odwróciła wzrok w jego kierunku i popatrzyła na niego uważnie.
- Muszę ją tylko naprawić...
Stał z rękami wciśniętymi w kieszenie i przyglądał się przedmiotowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wydawał się w tym momencie zagubiony i niepewny. Zmarszczył lekko brwi analizując coś szczegółowo, po czym ponownie popatrzył w jej kierunku zaskoczony tym, że tak intensywnie mu się przygląda. Nagle wepchnęła go między stosy rupieci i przycisnęła do ściany, zasłaniając dłonią usta.
- Ktoś tu jest...- szepnęła. Odsunęła rękę od jego twarzy i oboje w napięciu nasłuchiwali. Kroki zbliżały się do nich, słyszeli czyjś oddech. Przysunęła się bliżej do niego, bo miejsce w jakim się ukrywali, było tak wąskie, że niewielki ruch, mógł sprawić, że jedna z gór śmieci się rozsypie. Objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Atmosfera między nimi się zagęściła, oddechy stały się głębokie i przyspieszone. Wpatrywali się w siebie aż w końcu ona spuściła wzrok na jego wargi. Czuł jak jej klatka piersiowa unosi się szybko.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele...- wysyczała. Kiedy usłyszeli, że drzwi ponownie się zamykają, odskoczyła od niego i wróciła na główną 'alejkę'.- Chyba najwyższy czas wracać...- warknęła ruszając w stronę drzwi. Poczuła jednak silne szarpnięcie i jej ciało odwróciło się w stronę blondyna wpadając w jego ramiona.
- To nie koniec.
- Najpierw przestań się puszczać, Malfoy. Nie jestem jedną z wielu...- dodała i szybkim krokiem opuściła Pokój Życzeń.
- Eve!- Usłyszała, kiedy szła wolnym krokiem w kierunku lochów na Eliksiry. Odwróciła się w stronę blondwłosej czarownicy.- Co jest Dafne?
- Chciałam się zapytać jak tam. Po tym co zrobiła moja siostra...
- Dlatego mnie unikałaś?
- Tak. Przepraszam, jest mi okropnie wstyd za jej karygodne zachowanie.
- A nie powinno, Daf. To nie byłaś ty, tylko ona. Jest wystarczająco duża, żeby wiedzieć jak powinna się zachować. To jej powinno być wstyd i to ona powinna mnie unikać, a nie ty.
- Bo widzisz to taka głupota... Ona podkochuje się w Malfoy'u i...
Evelyn wybuchnęła głośnym śmiechem.
- To jednak grono jego fanek jest większe niż przypuszczałam. A co to ma do nienawiści do mnie?
- Ona myśli że ty i on...
- To jest po prostu obrzydliwe...- jęknęła obserwując Malfoy'a, który stał razem z Zabinim przed salą
- Jesteś pewna?- szepnęła jej koleżanka patrząc w tym samym kierunku co ona.- Według mnie zrobił się całkiem całkiem.
- Ale to Malfoy...
Bo przecież nie mogła jej przyznać racji.
Czasami, potrzebowała ucieczki. I tak bardzo żałowała, że nie potrafi po prostu wyłączyć uczuć i emocji. Nie potrafi wyrzucić z głowy wszystkich myśli i po prostu... trwać. Osunęła się powoli w wannie, zanurzając całe ciało, włącznie z głową. Wstrzymała oddech, zamknęła oczy i poczuła spokój. Kontrolowała sytuację. Ciepła woda działała kojąco na jej mięśnie, które rozluźniły się lekko. Okrągła wanna pozwoliła jej na wyprostowanie nóg i rąk. Leżała niczym topielec, któremu nic już nie pomoże. Musiała wyrzucić z siebie to czego nie mogła kontrolować, to czego nie mogła zrozumieć i zaakceptować. Poczuła powoli nasilający się ucisk na jej płuca. Czuła jak zatrzymane w nich powietrze się ulatnia, pozostawiając pustkę i uczucie nieprzyjemnego palenia. Topiła się. Ale nie ruszyła się nawet na milimetr, gdy spomiędzy jej ust wydobyły się ostatnie bąbelki powietrza. Nie przejęła się tym leżąc dalej, czując jak traci kontakt z rzeczywistością, jak powoli odpływa w nieznane.
I wtedy poczuła szarpnięcie. Silne ręce wyciągnęły ją z wody, otuliły ręcznikiem i wyciągnęły na zimne kafelki. Wpatrywała się tępo w sufit, nie reagując na nic. Dopiero kiedy zobaczyła nad sobą zatroskane szare tęczówki Malfoya, zamrugała lekko, a spomiędzy jej ust wyleciała woda. Zakrztusiła się, przechylając na bok i wypluwając wszystko na podłogę.
- Na Merlina, idiotko utopić się chciałaś?!- krzyknął opadając na podłogę i wgapiając się w nią intensywnie. Odwróciła na niego swoje spojrzenie. Patrzyła się na niego oddychając głośno.
- Bałeś się, że będziesz musiał robić mi usta-usta?- uniosła wargi w drwiącym uśmiechu.
- Usta-usta to bym wolał robić w innych okolicznościach. Nekrofilia mnie nie kręci. Mogłaś się utopić!- warknął wstając z podłogi.
- Tęskniłbyś?- szepnęła kładąc się na podłodze i wpatrując w sufit. Nachylił się nad nią.
- A gdybym odpowiedział, że tak?
- To byłbyś pewnie jedyną taką osobę...- powiedziała cicho. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, bez słów, bez dźwięków, bez świadków.
Stała wraz z innymi uczniami przed wejściem do Wielkiej Sali, czekając na powrót tej wysokiej czarownicy, która jeszcze przed chwilą coś do nich mówiła. Wszyscy z zainteresowaniem przyglądali się korytarzowi. Ona stała na samym końcu, oparta o kamienną poręcz schodów i ze znudzeniem wpatrywała się w drzwi. Chciała, żeby ta cała szopka się skończyła. Brat zdążył jej opowiedzieć o tym jak to wygląda dla pierwszorocznych, a ona nie lubiła być przez wszystkich obserwowana. Poza tym była w stu procentach pewna, że zdążył naopowiadać swoim kumplom jakiś bajek na jej temat i teraz będzie zażenowana ich obecnością.
- Zapraszam...- powiedziała McGonagall i wprowadziła ich do sali, wypełnionej już starszymi uczniami. Wszyscy przyglądali im się z zaciekawieniem. Nie zwracała na to jednak uwagi. Szła pewnym krokiem, z rękami ukrytymi w kieszeniach szaty, na samiuteńkim końcu. Nie lubiła się wychylać, nie lubiła być na przodzie, bo ci którzy byli z przodu zawsze obrywali jako pierwsi. Zresztą przez nazwisko i tak pewnie zostanie wywołana jako ostatnia. Dziwnym trafem tak się nie stało, gdzieś w połowie listy usłyszała jak zostaje wywołana. Przecisnęła się przez tłum, potrącając przy okazji kilka osób. Już usłyszała, że Wybraniec, Ten-Którego-Wszyscy-Tak-Desperacko-Chcieli-Poznać, Pan Popularny, Wielki Harry Potter, trafił do Gryfindoru. Aż śmiać jej się chciało z przewidywalności tej czapki. Usiadła na stołku i poczuła jak Tiara została jej nałożona na głowę. Wzrok miała lekko znudzony i jako jedna z nielicznych nie obawiała się tego co zaraz się stanie. Było jej wszystko jedno gdzie trafi.
- Oh, znowu White...- usłyszała na głową, unosząc lekko wzrok do góry.- Tak samo arogancka jak brat... Widać, że ta sama krew, te same cechy... Jesteś przebiegła, umiesz poradzić sobie w każdej sytuacji, a w dodatku jesteś ambitna, sprytna, oddana i znajduję w tobie odrobinę mroku, który starasz się ukryć, prawda? Nie mogłabyś trafić do domu innego niż ten… SLYTHERIN!
Zeszła z krzesełka i witana przez oklaski Ślizgonów siadła obok brata, wpatrując się w tlenionego blondyna na przeciwko niej. Posłała mu drwiący uśmieszek. patrząc mu prosto w oczy.
- Ta czapka jest do bólu przewidywalna...- powiedziała odwracając wzrok do Alexa.
- Co, wolałabyś Gryfonów?
- Przynajmniej byłabym zaskoczona. A tak... Żadnej niespodzianki.
- Ojciec będzie dumny...- skrzywił się nieznacznie jej brat czochrając jej włosy.
- Poszłabym do Gryfonów i bym się zaprzyjaźniła z Potterem! Byłabym sławna!- powiedziała z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem.
- Zapewne. Bo jesteś taka łatwa w przyjaźni i tak ci zależyna popularności...
Zaśmiała się drwiąco. Przyjaciele jej brata zaczęli zadawać tyle pytań, że nie nadążała z odpowiadaniem, cały czas mając znudzenie wymalowane na twarzy. Ona nie chciała tam być, a blondyn na przeciwko wiedział, że chce mieć ją po swojej stronie.
- Boję się przyszłości... Boję się, że nie będę wiedziała co zrobić...
- Chyba nikt z nas nie będzie tego widział...
- Oni wszyscy myślą, że wiedzą jak to jest... Żyć pod jednym dachem ze Śmierciożercą... Oceniają nas, chociaż tak naprawdę nic nie wiedzą...
- A ty ich nie oceniasz?
Zamilkła. Nie wiedziała co mówić, bo miała wrażenie, że żadne słowa nie są w stanie oddać ich położenia.
- Jaki masz plan? Jak chcesz to zrobić?- spytała nagle.
Wyciągnął w jej kierunku rękę. Spojrzała na nią nieufnie.
- No przecież cię nie zabiję, White.- warknął łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą.
- No jak tak się zachowujesz to zaczynam się obawiać, że jednak to zrobisz.
Szedł szybkim, zdecydowanym krokiem, a ona truchtała za nim, czując mocny uścisk na nadgarstku. W końcu zatrzymali się przed ścianą.
- Chcesz walić głową w ścianę?- zaśmiała się cicho gdy puścił jej rękę.- Bolesne.
- Merlinie, White czasami zachowujesz się jak typowa, tępa blondynka.
- Dzięki.- skrzywiła się. Nagle przed nimi pojawiły się drzwi, otworzył je i wepchnął ją do środka. Stanęła w pomieszczeniu pełnym przedmiotów, które poustawiane były w wysokie stożki. Kichnęła, czując jak kurz dostaje się do jej nozdrzy i drażni je nieprzyjemnie. Blondyn znowu ją pociągnął i doprowadził pod dziwny, wysoki przedmiot, który przypominał szafę w bardzo niestandardowym kształcie.
- Chciałaś wiedzieć jaki mam plan: oto on.
- Chcesz się schować i udawać, że cię nie ma? Nie no, genialny plan...
- Durna jesteś... To Szafka Zniknięć.
- Ok. Ale nadal nie czaję jak to ma ci pomóc...- powiedziała przesuwając dłonią po zdobionych drzwiach.
- Wiem, że to skurwysyństwo... Ale dzięki niej Śmierciożercy wejdą do szkoły... Jeśli mi się nie uda... Oni to zrobią...- westchnął.- Tortury wydają się niewielką karą...
Odwróciła wzrok w jego kierunku i popatrzyła na niego uważnie.
- Muszę ją tylko naprawić...
Stał z rękami wciśniętymi w kieszenie i przyglądał się przedmiotowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wydawał się w tym momencie zagubiony i niepewny. Zmarszczył lekko brwi analizując coś szczegółowo, po czym ponownie popatrzył w jej kierunku zaskoczony tym, że tak intensywnie mu się przygląda. Nagle wepchnęła go między stosy rupieci i przycisnęła do ściany, zasłaniając dłonią usta.
- Ktoś tu jest...- szepnęła. Odsunęła rękę od jego twarzy i oboje w napięciu nasłuchiwali. Kroki zbliżały się do nich, słyszeli czyjś oddech. Przysunęła się bliżej do niego, bo miejsce w jakim się ukrywali, było tak wąskie, że niewielki ruch, mógł sprawić, że jedna z gór śmieci się rozsypie. Objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Atmosfera między nimi się zagęściła, oddechy stały się głębokie i przyspieszone. Wpatrywali się w siebie aż w końcu ona spuściła wzrok na jego wargi. Czuł jak jej klatka piersiowa unosi się szybko.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele...- wysyczała. Kiedy usłyszeli, że drzwi ponownie się zamykają, odskoczyła od niego i wróciła na główną 'alejkę'.- Chyba najwyższy czas wracać...- warknęła ruszając w stronę drzwi. Poczuła jednak silne szarpnięcie i jej ciało odwróciło się w stronę blondyna wpadając w jego ramiona.
- To nie koniec.
- Najpierw przestań się puszczać, Malfoy. Nie jestem jedną z wielu...- dodała i szybkim krokiem opuściła Pokój Życzeń.
~*~
- Eve!- Usłyszała, kiedy szła wolnym krokiem w kierunku lochów na Eliksiry. Odwróciła się w stronę blondwłosej czarownicy.- Co jest Dafne?
- Chciałam się zapytać jak tam. Po tym co zrobiła moja siostra...
- Dlatego mnie unikałaś?
- Tak. Przepraszam, jest mi okropnie wstyd za jej karygodne zachowanie.
- A nie powinno, Daf. To nie byłaś ty, tylko ona. Jest wystarczająco duża, żeby wiedzieć jak powinna się zachować. To jej powinno być wstyd i to ona powinna mnie unikać, a nie ty.
- Bo widzisz to taka głupota... Ona podkochuje się w Malfoy'u i...
Evelyn wybuchnęła głośnym śmiechem.
- To jednak grono jego fanek jest większe niż przypuszczałam. A co to ma do nienawiści do mnie?
- Ona myśli że ty i on...
- To jest po prostu obrzydliwe...- jęknęła obserwując Malfoy'a, który stał razem z Zabinim przed salą
- Jesteś pewna?- szepnęła jej koleżanka patrząc w tym samym kierunku co ona.- Według mnie zrobił się całkiem całkiem.
- Ale to Malfoy...
Bo przecież nie mogła jej przyznać racji.
~*~
Czasami, potrzebowała ucieczki. I tak bardzo żałowała, że nie potrafi po prostu wyłączyć uczuć i emocji. Nie potrafi wyrzucić z głowy wszystkich myśli i po prostu... trwać. Osunęła się powoli w wannie, zanurzając całe ciało, włącznie z głową. Wstrzymała oddech, zamknęła oczy i poczuła spokój. Kontrolowała sytuację. Ciepła woda działała kojąco na jej mięśnie, które rozluźniły się lekko. Okrągła wanna pozwoliła jej na wyprostowanie nóg i rąk. Leżała niczym topielec, któremu nic już nie pomoże. Musiała wyrzucić z siebie to czego nie mogła kontrolować, to czego nie mogła zrozumieć i zaakceptować. Poczuła powoli nasilający się ucisk na jej płuca. Czuła jak zatrzymane w nich powietrze się ulatnia, pozostawiając pustkę i uczucie nieprzyjemnego palenia. Topiła się. Ale nie ruszyła się nawet na milimetr, gdy spomiędzy jej ust wydobyły się ostatnie bąbelki powietrza. Nie przejęła się tym leżąc dalej, czując jak traci kontakt z rzeczywistością, jak powoli odpływa w nieznane.
I wtedy poczuła szarpnięcie. Silne ręce wyciągnęły ją z wody, otuliły ręcznikiem i wyciągnęły na zimne kafelki. Wpatrywała się tępo w sufit, nie reagując na nic. Dopiero kiedy zobaczyła nad sobą zatroskane szare tęczówki Malfoya, zamrugała lekko, a spomiędzy jej ust wyleciała woda. Zakrztusiła się, przechylając na bok i wypluwając wszystko na podłogę.
- Na Merlina, idiotko utopić się chciałaś?!- krzyknął opadając na podłogę i wgapiając się w nią intensywnie. Odwróciła na niego swoje spojrzenie. Patrzyła się na niego oddychając głośno.
- Bałeś się, że będziesz musiał robić mi usta-usta?- uniosła wargi w drwiącym uśmiechu.
- Usta-usta to bym wolał robić w innych okolicznościach. Nekrofilia mnie nie kręci. Mogłaś się utopić!- warknął wstając z podłogi.
- Tęskniłbyś?- szepnęła kładąc się na podłodze i wpatrując w sufit. Nachylił się nad nią.
- A gdybym odpowiedział, że tak?
- To byłbyś pewnie jedyną taką osobę...- powiedziała cicho. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, bez słów, bez dźwięków, bez świadków.
~*~
Stała wraz z innymi uczniami przed wejściem do Wielkiej Sali, czekając na powrót tej wysokiej czarownicy, która jeszcze przed chwilą coś do nich mówiła. Wszyscy z zainteresowaniem przyglądali się korytarzowi. Ona stała na samym końcu, oparta o kamienną poręcz schodów i ze znudzeniem wpatrywała się w drzwi. Chciała, żeby ta cała szopka się skończyła. Brat zdążył jej opowiedzieć o tym jak to wygląda dla pierwszorocznych, a ona nie lubiła być przez wszystkich obserwowana. Poza tym była w stu procentach pewna, że zdążył naopowiadać swoim kumplom jakiś bajek na jej temat i teraz będzie zażenowana ich obecnością.
- Zapraszam...- powiedziała McGonagall i wprowadziła ich do sali, wypełnionej już starszymi uczniami. Wszyscy przyglądali im się z zaciekawieniem. Nie zwracała na to jednak uwagi. Szła pewnym krokiem, z rękami ukrytymi w kieszeniach szaty, na samiuteńkim końcu. Nie lubiła się wychylać, nie lubiła być na przodzie, bo ci którzy byli z przodu zawsze obrywali jako pierwsi. Zresztą przez nazwisko i tak pewnie zostanie wywołana jako ostatnia. Dziwnym trafem tak się nie stało, gdzieś w połowie listy usłyszała jak zostaje wywołana. Przecisnęła się przez tłum, potrącając przy okazji kilka osób. Już usłyszała, że Wybraniec, Ten-Którego-Wszyscy-Tak-Desperacko-Chcieli-Poznać, Pan Popularny, Wielki Harry Potter, trafił do Gryfindoru. Aż śmiać jej się chciało z przewidywalności tej czapki. Usiadła na stołku i poczuła jak Tiara została jej nałożona na głowę. Wzrok miała lekko znudzony i jako jedna z nielicznych nie obawiała się tego co zaraz się stanie. Było jej wszystko jedno gdzie trafi.
- Oh, znowu White...- usłyszała na głową, unosząc lekko wzrok do góry.- Tak samo arogancka jak brat... Widać, że ta sama krew, te same cechy... Jesteś przebiegła, umiesz poradzić sobie w każdej sytuacji, a w dodatku jesteś ambitna, sprytna, oddana i znajduję w tobie odrobinę mroku, który starasz się ukryć, prawda? Nie mogłabyś trafić do domu innego niż ten… SLYTHERIN!
Zeszła z krzesełka i witana przez oklaski Ślizgonów siadła obok brata, wpatrując się w tlenionego blondyna na przeciwko niej. Posłała mu drwiący uśmieszek. patrząc mu prosto w oczy.
- Ta czapka jest do bólu przewidywalna...- powiedziała odwracając wzrok do Alexa.
- Co, wolałabyś Gryfonów?
- Przynajmniej byłabym zaskoczona. A tak... Żadnej niespodzianki.
- Ojciec będzie dumny...- skrzywił się nieznacznie jej brat czochrając jej włosy.
- Poszłabym do Gryfonów i bym się zaprzyjaźniła z Potterem! Byłabym sławna!- powiedziała z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem.
- Zapewne. Bo jesteś taka łatwa w przyjaźni i tak ci zależyna popularności...
Zaśmiała się drwiąco. Przyjaciele jej brata zaczęli zadawać tyle pytań, że nie nadążała z odpowiadaniem, cały czas mając znudzenie wymalowane na twarzy. Ona nie chciała tam być, a blondyn na przeciwko wiedział, że chce mieć ją po swojej stronie.
~*~
Następny rozdział: 26.12.2015, godzina 18:00
Bardzoo mi się podoba! Czytając można wyczuć chemię, jaka jest między tą dwójką, a moment w łazience... kochany! Nie doczekam się chyba 26, ale jak mus to mus. Życzę Ci dużo veny i punktualności takiej, jaka towarzyszy Ci teraz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Kolejny świetny rozdział. Lubię ten mrok, który opisujesz...
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej urzeka mnie to napięcie, które rośnie pomiędzy bohaterami. Najpierw w Pokoju Życzeń, później w łazience. Powoli się do siebie zbliżają. I coś czuję, że Draco skończy ze swoimi dziewczynami na jedną noc. W końcu ma przed sobą osobę, która... no właśnie która jest dla niego kimś więcej. Ale kim? Jestem ciekawa kiedy przyzna się przed sobą kim tak naprawdę jest dla niego White.
OdpowiedzUsuń