Stała obok Blaise'a i nie płakała. Nie była w stanie uronić ani jednej łzy. Po prostu wpatrywała się tępo w trumnę, w której spoczywał jej przyjaciel. Słyszała szloch Pansy i Dafne, ale ona sama nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Jej wzrok był pusty. Dochodziła do siebie po tych wszystkich wizjach. Cały czas zmagała się z obawą, że to jedna z nich, że znowu się obudzi. Poczuła jak Zabini łapie ją za dłoń. Nie było dużo osób. Tak jak się spodziewała, przyszli tylko jego znajomi, których można było policzyć na palcach jednej ręki. Teodor Nott, który stracił życie w walce o świat czarodziejów, stojąc na przeciwko rodziców, teraz był żegnany przez pięć osób.
A to doprowadzało ją do furii.
~*~
- ... tym razem mam ochotę wrócić do szkoły. Rany, ale ja dam popalić Potterowi i jego przyjaciołom. Oh... Z ogromną chęcią im pokażę jaka ze mnie suka. Skoro za taką mnie wszyscy mają...- powiedziała z cynicznym uśmiechem, kiedy szli razem z Zabinim w stronę jej domu. Lubiła Wiltshire. Wprawdzie Londyn był według niej cudownym miastem, które pełne było kultury, sztuki, kolorów i miało swoją historię, a to wszystko wpływało na niepowtarzalny klimat tego miejsca, jednak Wiltshire... Było spokojne. Ciche. Zamieszkałe tylko przez arystokratyczne rodziny, których domostwa były sporo od siebie oddalone. Prywatność i brak wścibskich sąsiadów. Bogaci czarodzieje, wydawali ogromne sumy, żeby mieszkać w tym miejscu. Przepych było widać w każdej posiadłości i otaczającym ją ogrodzie. Tutaj nikt się nie przejmował zazdrością, bo wszyscy dookoła mieli tyle samo, albo więcej. W samym centrum hrabstwa znajdowało się małe miasteczko, w którym arystokracja mogła znaleźć to co najlepsze.
Oh tak... Evelyn lubiła Wiltshire. I to, że wszyscy jej bliscy tu byli i wystarczył jej długi spacer, żeby zobaczyć się z przyjaciółmi. Poza tym, posiadłość jej rodziny znajdowała się w lesie, więc miała pod ręką to co lubiła najbardziej.
To miejsce było idealne dla bogatych, zadufanych i uważających się za lepsze rodzin. Tylko takie tu mieszkały. W hrabstwie, które należało tylko do świata czarodziejów.
- Nawet mnie nie wkurzaj... W Ministerstwie patrzą na mnie jak na kryminalistę. Poza tym, wiesz co? Ja też mam ochotę wrócić. Odbić sobie ten ostatni rok. Zakończyć nasze panowanie z hukiem!- zaśmiał się, zarzucając marynarkę na ramię. Blondynka zaśmiała się, poprawiając czarną sukienkę.
- Narozrabiamy jeszcze, co?
- Oczywiście. To będzie dziki rok!- uśmiechnął się szeroko, obejmując ją mocno.- Dasz im popalić, co? Widzę, że wróciła twoja czarująca natura.
- Oh, kochanie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja mam dość bohaterów wojennych...
- Wszyscy Ślizgoni chyba ci przytakną.
- Skoro postrzegają nas jako tych najgorszych... Będziemy tacy...- na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, kiedy oparła głowę o jego ciało.
~*~
- Wcześnie wysłano listy w tym roku...- powiedział Nicholas, kiedy weszła do salonu i zdjęła ze stóp buty. Wzięła do ręki kopertę i wyciągnęła list.
- McGonagall dyrektorką.
- To było do przewidzenia.
Zerknęła na ojca ponad kartką papieru.
- Mnóstwo książek. Nowa szata... A i... chyba muszę coś zrobić z różdżką. Ma spore pęknięcie.
- Możesz się jutro wybrać do madame Malkin i zamówić szaty zanim zacznie się prawdziwy szał przygotowań. A różdżkę myślę, że Olivander naprawi bez problemu.
- Rok szkolny zacznie się trochę wcześniej. W połowie sierpnia mamy się stawić w Hogwarcie...- usiadła na fotelu, wczytując się dalej w list.- Czeka nas jakaś oficjalna impreza... Cudownie i... Nadal mam zakaz gry?
- Evelyn... Wolałbym, żebyś odpuściła. Lekarze radzili, żebyś się nie narażała.
Zrobiła nadąsaną minę i znowu skupiła się na liście.
- Co jeszcze?- zapytał odkładając Proroka Codziennego.
- W sumie... To co zwykle...- odparła i podniosła się z miejsca.
- Rozprawa Draco będzie w tym tygodniu.
- Kiedy?- ożywiła się, odwracając napięcie w stronę ojca.
- Nie wiem dokładnie. Ale on i jego ojciec w końcu pewnie wyjdą.
- Świetnie.- powiedziała nieco hamując swoje emocje i ruszyła w stronę schodów.
- Jutro wybieram się na Nokturn. O 10.
- Dobrze.- powiedziała, wiedząc co ma na myśli.- Będę gotowa.
~*~
Szła pewnym krokiem obok Blaise'a, tuż po wyjściu z clubu. Musieli odreagować wszystkie wydarzenia ostatnich tygodni. Evelyn czuła, że wszystko się w niej kumuluje i tylko czeka, żeby wydostać się na zewnątrz. Więc postanowili się spić i dać ponieść. Utracić kontrolę i wyrzucić z głowy wszystkie myśli, emocje i uczucia. To zostało za drzwiami wielkiego clubu.
- Zastanawiałem się...- powiedział Zabini, kiedy po raz kolejny w ciągu ostatnich dni, szli jedną z bocznych dróżek w okolicach jej domu. Tym razem dookoła nich było ciemno, a tuż nad ziemią unosiła się warstwa mgły. Nastrój był magiczny i dość mroczny.- Dlaczego wtedy, na początku szóstego roku, Draco przyszedł do ciebie...
Zatrzymała się gwałtownie, przypominając sobie, że w jednej z wizji, rozmawiała z nim na ten temat. Zawahała się chwilę.
- Nigdy nie powiedział nic na ten temat...
- Przespaliśmy się ze sobą.- powiedziała beznamiętnym tonem. Na co Blaise zareagował śmiechem.
- Serio?
- Serio. Byliśmy w barze. Trafiliśmy na siebie przypadkiem. Trochę przegięliśmy z alkoholem. Wróciliśmy tak pijani, że... Mój pokój wyglądał jak po przejściu huraganu. A potem zamilkł. Pewnie chciał się wytłumaczyć.- wzruszyła ramionami.
- Jesteście niemożliwi.- skończył się śmiać i objął ją.- Czemu nic nie powiedzieliście?
- Nie wiem. Czym mieliśmy się chwalić? Wiem, że puszczałam się w szkole. Ale ty wiedziałeś co czuję do niego... Poza tym trochę było mi wstyd, że nie byłam nawet świadoma, że to on. Blaise, zrobiłam wiele idiotycznych rzeczy jeśli chodzi o Malfoy'a, dobrze o tym wiesz.
- No wiesz... Nie zaprzeczę.
- Czasami mam wrażenie, że powinnam go olać. Po prostu odwrócić się, zostawić i nie oglądać się za siebie. Ale nie mogę... Cholera jasna, nie potrafię.
- Wiesz co ci powiem? Że powinnaś spróbować, bo teraz będzie inaczej. Zobaczyć czy to, że nie będzie nacisków ze strony Voldemorta i Śmierciożerców na niego wpłynie. A wiesz, że ja jestem obok i w razie czego służę radą i czarującą osobą.
Zaśmiała się głośno.
- Czy ja właśnie chcę zmierzyć się ze smokiem?
- Z całą pewnością. Ale tylko ty wydajesz się odpowiednia, żeby go ujarzmić.
- To będzie dziwny rok. Bez Teo. Bez jego zamyślonego wyrazu twarzy i tych błyskotliwych uwag. Dopiero do mnie dochodzi że jego już nie ma.
- Wiem...- westchnął Blaise i zapatrzył się w jakiś odległy punkt przed nimi.- Nigdy mi przez myśl nie przeszło, że to on polegnie... Tak wiele było przed nim...
- I nikt nie pamięta, nikt się nie przejmuje oprócz nas. To takie przykre... Trzeba było uciec. I tak patrzą na nas jak na tchórzy, którzy winni są całemu złu. A tak przynajmniej Teo by żył.
- Nie ma co rozpamiętywać. Trzeba żyć dalej, tego chciałby Teo.
- Pewnie by powiedział jakąś błyskotliwą sentencję, filozoficzne rozkminy na temat żałowania umarłych i tego, że nie warto płakać nad tym czego nie da się zmienić.
- "Oh, wy popaprańcy nie macie sumienia! Po cholerę wyć z mojego powodu, skoro to mi życia nie zwróci? Żyjcie dalej tak, żebym był z was cholernie dumny! Bądźcie czarujący jak zawsze, bo za to was ceniłem. Nawet jeśli byliście bandą aroganckich cyników zakochanych we własnym odbiciu!"- powiedział Zabini naśladując głos przyjaciela.
- To mówię ja... Teodor Nott, najnormalniejszy z tej całej zgrai narcyzów.- dodała Evelyn, śmiejąc się głośno.- Cholernie będzie go brakować.
- Tak...
~*~
Florence and the Machine - Long & Lost/ Mikky Ekko - Time
W pokoju panowały nieprzeniknione ciemności. Na dużym łóżku, pod cienką, zieloną narzutą spała blondwłosa dziewczyna. Twarz miała spokojną, malinowe usta były lekko rozchylone, a jedna z rąk ulokowana pod jej głową. Jej biały kocur spał w nogach, jakby przygotowany do zaatakowania potencjalnego napastnika. Ona natomiast oddychała równomiernie, a do jej snów nie wkradał się mrok i koszmary. Już od jakiegoś czasu wizje z bitwy zniknęły, nie budząc jej co noc. Po prostu zamknęła je w szufladzie w swojej głowie i nie pozwalała wyjść. Bo nie było zagrożenia, bo nie potrzebne było odtwarzanie na nowo spływających krwią korytarzy i ciał leżących pod ścianami. Dzięki temu, oraz jej iście narcystycznej naturze, mogła po prostu cieszyć się, że ona przeżyła ona, a wraz z nią, większość jej bliskich.
Poruszyła się lekko, zmieniając pozycję i przewracając się na drugi bok. Wysunęła rękę spod nakrycia, układając ną na boku swojego ciała. Białe włosy rozsypały się po jej twarzy, ale zamknięta w świecie snu, nie zwróciła na to uwagi. Przez otwarte drzwi na balkon, wpadały podmuchy ciepłego, letniego wiatru i blask księżyca w pełni, oświetlający jej postać. Wyglądała jak nimfa, otulona narzutą z roślin. O idealnej białej skórze, jasnych włosach opadających na spokojną twarz i zasłaniających skutecznie każdego dnia bliznę na szczycie jej czoła, której się nabawiła podczas bitwy.
Powoli odsunął włosy z jej twarzy, tak żeby nie wpadały jej do oczu i ust. Pogłaskał jej policzek, czując pod palcami ciepło jej skóry. Znowu poruszyła się lekko, ale nie wzdrygnęła się, czując ten delikatny dotyk. Zsunął buty i zbędne ubrania i położył obok niej. Niemal natychmiast przywarła do niego całym ciałem, kładąc dłoń na jego torsie. Objął ją i przyciągnął do siebie, tak bardzo potrzebując jej bliskości. Dłuższą chwilę obserwował go kot, ale szybko powrócił do krainy snów. Jakby spokojniejszy o sen swojej właścicielki. Zamknął oczy, tak desperacko potrzebując snu. I już po chwili jego oddech się wyrównał, a on sam zatopił się w snach i po raz pierwszy od dawna, nie zrywał się z krzykiem, przerażony tym co w nich zobaczył.
- No wiesz... Nie zaprzeczę.
- Czasami mam wrażenie, że powinnam go olać. Po prostu odwrócić się, zostawić i nie oglądać się za siebie. Ale nie mogę... Cholera jasna, nie potrafię.
- Wiesz co ci powiem? Że powinnaś spróbować, bo teraz będzie inaczej. Zobaczyć czy to, że nie będzie nacisków ze strony Voldemorta i Śmierciożerców na niego wpłynie. A wiesz, że ja jestem obok i w razie czego służę radą i czarującą osobą.
Zaśmiała się głośno.
- Czy ja właśnie chcę zmierzyć się ze smokiem?
- Z całą pewnością. Ale tylko ty wydajesz się odpowiednia, żeby go ujarzmić.
- To będzie dziwny rok. Bez Teo. Bez jego zamyślonego wyrazu twarzy i tych błyskotliwych uwag. Dopiero do mnie dochodzi że jego już nie ma.
- Wiem...- westchnął Blaise i zapatrzył się w jakiś odległy punkt przed nimi.- Nigdy mi przez myśl nie przeszło, że to on polegnie... Tak wiele było przed nim...
- I nikt nie pamięta, nikt się nie przejmuje oprócz nas. To takie przykre... Trzeba było uciec. I tak patrzą na nas jak na tchórzy, którzy winni są całemu złu. A tak przynajmniej Teo by żył.
- Nie ma co rozpamiętywać. Trzeba żyć dalej, tego chciałby Teo.
- Pewnie by powiedział jakąś błyskotliwą sentencję, filozoficzne rozkminy na temat żałowania umarłych i tego, że nie warto płakać nad tym czego nie da się zmienić.
- "Oh, wy popaprańcy nie macie sumienia! Po cholerę wyć z mojego powodu, skoro to mi życia nie zwróci? Żyjcie dalej tak, żebym był z was cholernie dumny! Bądźcie czarujący jak zawsze, bo za to was ceniłem. Nawet jeśli byliście bandą aroganckich cyników zakochanych we własnym odbiciu!"- powiedział Zabini naśladując głos przyjaciela.
- To mówię ja... Teodor Nott, najnormalniejszy z tej całej zgrai narcyzów.- dodała Evelyn, śmiejąc się głośno.- Cholernie będzie go brakować.
- Tak...
~*~
Florence and the Machine - Long & Lost/ Mikky Ekko - Time
W pokoju panowały nieprzeniknione ciemności. Na dużym łóżku, pod cienką, zieloną narzutą spała blondwłosa dziewczyna. Twarz miała spokojną, malinowe usta były lekko rozchylone, a jedna z rąk ulokowana pod jej głową. Jej biały kocur spał w nogach, jakby przygotowany do zaatakowania potencjalnego napastnika. Ona natomiast oddychała równomiernie, a do jej snów nie wkradał się mrok i koszmary. Już od jakiegoś czasu wizje z bitwy zniknęły, nie budząc jej co noc. Po prostu zamknęła je w szufladzie w swojej głowie i nie pozwalała wyjść. Bo nie było zagrożenia, bo nie potrzebne było odtwarzanie na nowo spływających krwią korytarzy i ciał leżących pod ścianami. Dzięki temu, oraz jej iście narcystycznej naturze, mogła po prostu cieszyć się, że ona przeżyła ona, a wraz z nią, większość jej bliskich.
Poruszyła się lekko, zmieniając pozycję i przewracając się na drugi bok. Wysunęła rękę spod nakrycia, układając ną na boku swojego ciała. Białe włosy rozsypały się po jej twarzy, ale zamknięta w świecie snu, nie zwróciła na to uwagi. Przez otwarte drzwi na balkon, wpadały podmuchy ciepłego, letniego wiatru i blask księżyca w pełni, oświetlający jej postać. Wyglądała jak nimfa, otulona narzutą z roślin. O idealnej białej skórze, jasnych włosach opadających na spokojną twarz i zasłaniających skutecznie każdego dnia bliznę na szczycie jej czoła, której się nabawiła podczas bitwy.
Powoli odsunął włosy z jej twarzy, tak żeby nie wpadały jej do oczu i ust. Pogłaskał jej policzek, czując pod palcami ciepło jej skóry. Znowu poruszyła się lekko, ale nie wzdrygnęła się, czując ten delikatny dotyk. Zsunął buty i zbędne ubrania i położył obok niej. Niemal natychmiast przywarła do niego całym ciałem, kładąc dłoń na jego torsie. Objął ją i przyciągnął do siebie, tak bardzo potrzebując jej bliskości. Dłuższą chwilę obserwował go kot, ale szybko powrócił do krainy snów. Jakby spokojniejszy o sen swojej właścicielki. Zamknął oczy, tak desperacko potrzebując snu. I już po chwili jego oddech się wyrównał, a on sam zatopił się w snach i po raz pierwszy od dawna, nie zrywał się z krzykiem, przerażony tym co w nich zobaczył.
~*~
Następny rozdział: 02.06.2016, godzina: 18:00
Rozdział 39 - 'Coming Back'