Ariana | Blogger | X X

19 maj 2016

Rozdział 37 - 'Awakening'

2 maja 1998
It's hard to say goodbye
- Musi gdzieś tu być!- krzyknął, idąc korytarzem i rozglądając się na boki. Na podłogach leżało jeszcze sporo ciał, których nadal nikt nie zabrał. Czuł, że coś było nie tak. Czuł, że coś się wydarzyło. Musiał ją znaleźć... Był wściekły za to co zrobiła. Miała po prostu stać i przeczekać, a nie rzucać się na Voldemorta. Skręcił po raz kolejny. Nie dało się jej ominąć, przeoczyć. Jej włosy były zbyt charakterystyczne. I wtedy ją zobaczył. Leżała na ziemi tuż przed wejściem na Wieżę Astronomiczną. Oczy miała szeroko otwarte, zastygłe w przerażeniu. Opadł na kolana i załkał głośno. To się nie mogło wydarzyć, ona nie mogła być martwa. Wziął jej bezwładne ciało w objęcia i przytulił do siebie łkając głośno. Jej różdżka leżała obok niej, pęknięta lekko wzdłuż rdzenia. 
- Lyn, cholera...- powiedział cicho ukrywając twarz w jej włosach, które nadal miały swój charakterystyczny zapach.- Mieliśmy to ogarnąć teraz... Nie możesz mnie zostawić... Potrzebuję cię...- wyszeptał do jej ucha, jakby liczył że to ją przywróci.
Słyszał jak jej matka i ojciec wpadli do sali i wydali z siebie głośny szloch, nie chcąc nawet podchodzić do martwego ciała córki. Kątem oka dostrzegł jej brata, który upada na podłogę i ukrywa twarz we włosach Annalise. Pansy, nie była już nawet w stanie płakać po śmierci Teodora. Wpatrywała się w nich tępo, przytulana przez Dafne. Blaise opadł obok niego i pogłaskał blondynkę po bladym policzku.
- Musiałaś zgrywać bohaterkę?- powiedział cicho, kładąc dłoń na ramieniu Malfoy'a. Obaj nie mogli powstrzymać łez, wypływających z oczu. Draco zagryzł wargę niemal do krwi, czując dłoń swojej matki na ramieniu. Nie mógł pozwolić jej odejść... Była jego drugą połówką, nie mógł bez niej żyć. Zamknął jej otwarte oczy złożył na jej zimnym czole pocałunek. 
- Do zobaczenia...- szepnął cicho starając się powstrzymać szloch. Harry stał ze wzrokiem utkwionym w blondynie. Nigdy wcześniej, nawet rok temu, nie widział go w takim stanie. Tak załamanego i rozbitego. Widział jak uparcie trzyma ciało blondynki w ramionach. Jak wszyscy dookoła nie potrafią dojść do siebie po tym wszystkim. I wtedy minął go obcy mężczyzna, ominął wszystkich i siłą oderwał Malfoy'a od Evelyn, który zaczął głośno protestować. 
- Moore...- warknął ojciec dziewczyny i zbliżył się do mężczyzny, który powstrzymał go stanowczym gestem. Nachylił się nad dziewczyną, czule uniósł jej głowę i wlał coś między jej wargi. Dziewczyna zerwała się nagle i popatrzyła na niego ze strachem w oczach. Potem spojrzała dookoła siebie.
- Co do...?- jęknęła i odsunęła od niego.
- Nie taka była umowa?- spytał patrząc na nią uważnie.
- Ale... ja się obudziłam... Żyłam... To kolejny sen, prawda?- spytała opierając się o ścianę i zasłaniając uszy dłońmi.- Kolejna wizja, zaraz znowu się obudzę...- mówiła jak w amoku.- Znowu uwierzę, że jest dobrze... Zatracę się, będę wierzyć, że to wszystko jest idealną prawdą, a potem znowu się obudzę...
- Evelyn...- powiedział cicho James wyciągając w jej kierunku dłoń.- To jest prawda... Obudziłaś się naprawdę...
- Ile czasu...?
- Nie wiem, z godzinę...- szepnął.
- To naprawdę się dzieje?
Spojrzała na swojego brata, który akurat stanął kawałek za Jamesem. 
- Alex...- szepnęła cicho i podeszła do niego powoli.
- Chodź tu...- powiedział i przyciągnął ją do siebie.- Myślałem, że nie żyjesz...
- Żyję...- powiedziała cicho, nadal nie będąc pewną czy to wszystko jest prawdziwe, czy nie.- Jak mogę mieć pewność, że to wszystko to prawda? Ostatnia wizja trwała prawie pół roku...
- Ile razy się zmieniały wizje?
- Nie wiem, one się zlewały... 
- Świat snów jest dość tajemniczy... Na przestrzeni godziny tutaj, widziałaś w głowie tyle wizji, że teraz nie wierzysz, że to się dzieje naprawdę.- powiedział James i minął ją.
- Dziękuję... Że nie olałeś sprawy.
- Mieliśmy umowę...- powiedział i spojrzał na aurorów, którzy wpadli do Wielkiej Sali. Od razu skierowali się w stronę Jamesa, który nawet nie walczył, kiedy wyprowadzali go na zewnątrz. Dwóch jednak stało dalej. Wszyscy popatrzyli w ich kierunku.
- Panie Malfoy, pójdzie pan z nami po dobroci?- spytał jeden z nich. Evelyn oderwała się od brata.
- Słucham?!- warknęła wychodząc przed nich.- Jakim prawem?!
- Przynależność do Śmierciożerców. Pan Malfoy musi poczekać na rozprawę w Azkabanie. Tak jak jego ojciec...
- Nie ma takiej opcji...- powiedziała, ale poczuła dłoń na ramieniu.
- Lyn...- powiedział cicho.- Pójdę dobrowolnie.- dodał. Popatrzyła na niego zrezygnowana i mocno go przytuliła.- Jeszcze trochę...- powiedział całując ją w czubek głowy i wyszedł razem z aurorami. Westchnęła głośno i podeszła do pozostałych osób.

~*~

Siedziała w niewielkim gabinecie i stukała palcami o kolano. Czekała aż wysoki mężczyzna przyjdzie do niej i zacznie przesłuchanie. Po kilku dniach, kiedy wszystko zaczęło wracać do normy, jej charakter też wrócił na swoje miejsce. Cynizm i arogancja niemal biły z niej na odległość, odstraszając wszystkich dookoła. Wywróciła oczami, kiedy usłyszała zatrzaskiwanie drzwi.
- Nareszcie.- warknęła.- Panu się wydaje, że mam cały dzień?
- Proszę mi wybaczyć. Mamy naprawdę urwanie głowy.
- Dobra, dobra. Zaczynajmy... Szybciej będę mogła wyjść.
- Zapytam panią najpierw o pana Moore'a.  
- Nie wiem co mam powiedzieć na jego temat. Uratował mi życie. Ale kim ja jestem, żeby to miało znaczenie? Nikim. Nie jestem bohaterką wojenną. Był Śmierciożercą, nie bardzo mu ufałam. Pomógł mi, ot i cała historia.
- A pan Malfoy?
- Naprawdę... Jestem oburzona, że niewinnego człowieka zamykacie w Azkabanie. Minęły już dwa tygodnie! 
- Takie są procedury...- odparł nieco speszony mężczyzna, widząc jej zdenerwowanie.
- Procedury. Niewinny chłopak gnije w tym koszmarnym miejscu, a sądzeni są mordercy i socjopaci. Fantastyczne te wasze procedury. Draco jest niewinny. Został zmuszony do dołączenia do Śmierciożerców, ale nie zrobił nic złego. Czy to wszystko?- spytała mierząc go swoimi lodowatymi oczami. Mężczyzna skulił się w sobie i skinął głową. Wstała i wyszła, zatrzaskując z impetem drzwi. Przeszła kawałek korytarza, a jej obcasy stukały o podłogę, sprawiając że ludzie spoglądali w jej kierunku. 
- White!- usłyszała i odwróciła się niezadowolona.
- Czego, Potter?- warknęła.
- A co z zawieszeniem broni?
- Zerwane. Dzięki ci, za uratowanie świata, ale na chwilę obecną... Nie wchodź mi w drogę.- powiedziała i odwróciła się napięcie.
- Dzięki Zakonowi, twoi rodzice nie zostali osądzeni. Twój bart dostał pracę w Ministerstwie, podobnie jak ojciec. Matka wróciła do Munga. A ty nadal masz jakiś problem?
- Wybacz, ale mam całować ziemię, po której stąpają członkowie Zakonu? Może po prostu cię nie lubię? Może taka już jestem, że czuję się lepsza od innych? Może taki mam charakter? Pogódź się tym, Chłopcze. Dzięki za pomoc. 
- Myślałem, że już mamy to za sobą... Mówiłaś, że...
- Nie rozumiesz?! Mój przyjaciel od dwóch tygodni siedzi w Azkabanie, bo ma na ręce Mroczny Znak, którego nie chciał! Potter, on ma 17 lat!- powiedziała, patrząc na niego z góry, bo dzięki obcasom, była od niego sporo wyższa.- Nikt nie ma czasu, żeby przeprowadzić proces, który według mnie jest zbędny, bo Draco nic nie zrobił! Walczył po twojej stronie, ryzykował wszystko! Walczył przeciwko rodzicom i ludziom, których doskonale znał i wiedział do czego są zdolni! I co dostaje w zamian? Małą celę w Azkabanie. A ty i twoi kumple zbieracie laury! Czy ktokolwiek podziękował nam? Pansy, Blaisowi, Dafne? Ktokolwiek wspomniał Teodora, który stanął oko w oko ze swoim szalonym ojcem, tuż przed tym jak został zamordowany?! Nikt nie mówi o nas. Wszyscy mówią o Weasley'u, który stracił brata, o biednym dziecku Lupina, które straciło rodziców. Gratulują Krukonom, Puchonom... Gryfonom. Ale nas wszyscy mają w dupie, bo jesteśmy ze Slytherinu. Bo nasi rodzice byli Śmierciożercami. Bo byliśmy wredni i aroganccy. Każdy zapomina, że mieliśmy do stracenia tak samo dużo jak wy. Więc nie, Potter, nie będę miła. Nie będę ci słodzić i wychwalać pod niebiosa. Nie licz na to teraz i nie licz na to w szkole. Wiem, że do niej wracasz... I wszystko wraca do normy.- warknęła zdenerwowana, aż jej oczy pociemniały, i odwróciła się, odchodząc pewnym krokiem w stronę windy.

~*~

Wyszedł wolnym krokiem z Ministerstwa i popatrzył na dwójkę osób, które stały oparte o ścianę. Blondynka paliła papierosa, ubrana w czarne, skórzane spodnie i białą luźną koszulkę. Wyglądała na odprężoną i aroganckie podejście do wszystkiego i wszystkich miała wymalowane na twarzy. Podszedł do nich pewnym krokiem, wziął ją w ramiona i pocałował namiętnie. 
- Wynajmijcie pokój!- powiedział Zabini, na co Draco pokazał mu środkowy palec. Kiedy w końcu oderwał się od Evelyn i skierował w jego kierunku, czarnoskóry uśmiechnął się łobuzersko.- Wolisz klasycznie czy z języczkiem?- spytał rozkładając ręce.
- Z tobą skarbie, tylko z języczkiem.- odparł spokojnie. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Co, kryminalisto? Czas do domu...
- Wstawaj...- usłyszał nagle i nie potrafił zlokalizować osoby, która to mówiła. Odwrócił się napięcie i spojrzał na strażnika w drzwiach.- Obiad...- warknął mężczyzna i wsunął tacę, na której stał talerz i kubek. Blondyn podniósł się z ziemi i wziął jedzenie, jedząc je łapczywie. Porcje dla więźniów były niewielkie, a jedzenie pozostawiało wiele do życzenia. Tylko myśl o tym, że niedługo może stąd wyjdzie, trzymała go przy zdrowych zmysłach. Zjadł co zostało mu podane i napił się względnie ciepłej herbaty i oddał wszystko pod drzwi, po czym siadł pod ścianą i zapatrzył się na otaczające go mury. Wprawdzie poszedł dobrowolnie z aurorami, ale nie myślał że jego areszt potrwa aż tyle. Był wściekły. Miał ochotę coś rozwalić. Z jego strachu i niepewności nie zostało nic. Po prostu wrócił dawny on, który chce walczyć z większością ludzi dookoła.

~*~

Coś się zmieniło. Jej brat wrócił do domu, zajął swój dawny pokój i na nowo zaczął się dogadywać z rodzicami, którzy też się zmienili. Poświęcali im więcej czasu, bardziej interesowali się ich samopoczuciem. Nadal byli wyniośli i chłodni, ale to raczej ich sposób bycia i nie liczyła, że to akurat się zmieni. Weszła do swojego pokoju, rzucając torebkę na łóżko i opadając na nie tuż obok kota, który spał smacznie. 
- Wróciłaś z Ministerstwa?- spytał Alex zaglądając do środka.
- Tak. Zero szacunku. Siedziałam czekając na przesłuchanie ponad 30 minut. Tragedia. 
- Lyn, oni naprawdę maja urwanie głowy. 
- O nie... Nie zaczynaj! Jestem wściekła! Oni mają urwanie głowy, a niewinny człowiek gnije w Azkabanie! Alex, to mój przyjaciel i nie mogę patrzeć na to, że tam siedzi zamiast cieszyć się wolnością! I przesłuchanie wygląda... Jestem taka wściekła! Jak oni traktują arystokrację! To karygodne.
- Wyłazi z ciebie jędza...- powiedział, stojąc oparty o framugę.
- Bo jestem zła.- szepnęła zakrywając twarz dłońmi.- Zła i zmęczona tym łażeniem i popychaniem tego wszystkiego. Narycza jest okropnie przejęta. Mąż w Azkabanie, syn w Azkabanie. Ledwo daje sobie radę... Wiesz, że Annabell cały czas z nią siedzi?
- Tak, słyszałem ale...
- Nie tłumacz. Wiem, że Lucjusz jest jaki jest i robił to co robił, ale ona się martwi o Draco. A on nie jest niczemu winny!
- Wiem, że się martwisz... Ale mam nadzieję, że już niedługo będzie miał proces i wyjdzie. Wiesz, że zeznania Narcyzy bardzo pomogą?
- Tak, słyszałam że okłamała Voldemorta w Zakazanym Lesie. 
- Harry potwierdził.
- Fantastycznie. Święty Potter znowu wszystkich ratuje.
- Lyn...
- Nie, Alex. Wkurza mnie słuchanie jaki to Potter jest odważny, jak jego przyjaciele uratowali świat, jak poświęcili wszystko by inni byli bezpieczni. Kurwa! Jutro jest pogrzeb Teodora, czy ktoś o tym wie oprócz jego bliskich? Nie! Bo nikt nie zwraca uwagi, że my też poświęciliśmy wiele. Teo stracił życie, a pewnie oprócz nas na pogrzebie nikogo nie będzie. Bo jego rodzina to banda socjopatów i sadystów, która miała go w dupie. Nikt nie patrzy na poranioną rękę Dafne, blizny Blaise'a, brak wolności Draco czy załamanie Pansy. Bo my jesteśmy ci źli... Mam tego dość. Wiesz jak na mnie patrzą w Ministerstwie? Jak na jedną z tych złych. Bo co? Bo ratowałam swoje życie? Nie każdy ma ochotę umrzeć za innych. A ktoś zapomina, że to ja odstawiłam Pottera na Wieżę, żeby przeżył do czasu pozbycia się Nagini. Nie chcę laurów i pieśni na swój temat...- skończyła nagły wybuch.- Chcę szacunku i sprawiedliwości...



~*~
Następny rozdział: 26.05.2016, godzina: 18:00

Rozdział 38 - 'We're The Same'

1 komentarz

  1. Ufff... Dobrze, że Evelyn nic nie jest. Jeśli dobrze zrozumiałam, te ostatnie rozdziały działy się w jej głowie? Przerażające, pewnie temu przebudzeniu towarzyszyło ogromne zdezorientowanie.
    Fajnie, że jest taka wyniosła i zdenerwowana. W stu procentach rozumiem ją i nie dziwię się, że czuje się potraktowana niesprawiedliwie. Mam nadzieję, że Draco szybko opuści Azkaban.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń