Ariana | Blogger | X X

2 kwi 2016

Rozdział 31 - 'I Love You'

Siedziała na jednej z ławek i rozkoszowała się promieniami słonecznymi, które otulały jej twarz. Miała akurat przerwę i postanowiła spędzić trochę czasu w parku, znajdującym się niedaleko szpitala.
- Zastanawiał mnie fakt... Że Malfoy na szóstym roku zwierzył się akurat tobie. Nie mi, nie Pansy, tylko tobie.- powiedział Zabini siadając w końcu obok niej. Przyszedł w czasie obiadu, żeby zabrać ją ze szpitala. Musiała przyznać, że była mu za to ogromnie wdzięczna, bo zaczynała robić sobie wrogów w pracy, pyskując za każdym razem, gdy ktoś po raz kolejny nazywał ją dziwką. Przeniosła na niego wzrok.
- Tak kiedyś sobie pomyślałam, że to pewnie przez wakacje.- powiedziała, wrzucając do ust frytkę.
- A co takiego się wtedy wydarzyło?
- Przespaliśmy się ze sobą...- powiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. 

~*~

Otworzyła jedno oko. Poczuła silny ból i od razu je zamknęła. Po chwili jednak, podjęła decyzję, że odważnie sprawdzi gdzie jest. Przesadziła tej nocy. Wypiła zdecydowanie za dużo i straciła kontrolę co było do niej nie podobne. Jęknęła, czując że światło wpadające przez okno wypala jej oczy. Ostatecznie podniosła powieki i rozejrzała się po pomieszczeniu stwierdzając, że...
Po pierwsze, była w swoim pokoju i chwała Merlinowi, że jej rodzice wyjechali na kilka dni, bo zapewne nie popisała się dobrymi manierami, wracając do domu narąbana jak stary alkoholik. Tylko, że jej pokój nie bardzo wyglądał jak jej. Wyglądał raczej jak po przejściu jakiegoś niszczycielskiego tajfunu. Szafki były odsunięte, dywan mokry (nie chciała nawet wiedzieć co się na niego wylało), krzesełko przewrócone, a dwa wazony rozbite w drobny mak. Pomijając obraz, który leżał na ziemi a nie wisiał na swoim pierwotnym miejscu, oraz umazanym czymś oknie. W dodatku wszystko dookoła niej miało piżmowy zapach pomieszany z dwoma rodzajami perfum i potem.
Po drugie, bolało ją całe ciało. I to dosłownie, nawet takie miejsca i mięśnie o których albo nie wiedziała , że je ma, albo nie wiedziała że mogą tak boleć. Szczególnie, czuła promieniujący ból w okolicach krzyża i... o zgrozo... Zajrzała pod kołdrę i miała ochotę jęknąć. Jej piersi pokryte były malinkami, a na udach miała otarcia niewiadomego pochodzenia. Zaczęła analizować intensywnie wczorajszy strój i stwierdziła, ku swojemu niezadowoleniu, że miała wyjątkowo kusą sukienkę. Sukienkę, która aktualnie leżała rozerwana na pół na podłodze. Podobnie jak jej stanik i koronkowe figi do kompletu. Mogła powiedzieć do widzenia, jednemu ze swoich ulubionych zestawów bielizny. Przyłożyła dłoń do otwartych ust i stwierdziła, że one też ją bolą. Były zdecydowanie mocno napuchnięte i... pogryzione. Pokręciła głową i uszczypnęła się w rękę, licząc, że to wszystko to tylko sen. Ale nim nie był. No tak. We śnie byłaby w trakcie, a nie po. Zaczęła analizować, co jeszcze jest nie tak w okolicach jej twarzy. Oprócz spierzchnięcia i suszy niczym na pustyni, jej wargi były popękane, a szyja i linia szczęki podrapana. Ale... I wtedy odwróciła wzrok. W głębi duszy, prosiła Merlina, by mężczyzna nie okazał się podstarzałym tatuśkiem, z piwnym brzuchem i twarzą, którą miałaby ochotę zedrzeć za pomocą papieru ściernego.
I tu doszła do wniosku numer trzy: obok niej leżał jej przyjaciel. Pieprzony Draco Malfoy, ze swoimi nie do końca perfekcyjnie ułożonymi, tlenionymi włosami i lekkim zarostem. Jak zwykle przystojny. Ten, w którym się podkochuje od kilku lat i za którego byłaby w stanie wydrapać oczy. Tak, tak... Ten Draco Malfoy, o którym prawie nic nie wiedziała, a jednak nie wyobrażała sobie, że go nie ma.
Podniosła się do pozycji siedzącej, przypominając niektóre fragmenty z wczorajszego wieczoru. Jak oboje byli pijani, każde z innych powodów. Jak zdecydowali się opuścić jeden z magicznych, londyńskich clubów i wrócić do domu. Jak tym domem okazał się być jej dom. Jak wpadli do jej pokoju i w szale zdzierali z siebie ubrania demololując przy tym wszystko dookoła. Jak wydawała mu bezwstydne polecenia, jak wiła się, jęczała, krzyczała i błagała o więcej, jak... Spojrzała znowu na okno i zrozumiała skąd te smugi. 
Okno, krzesło, fotel, szafka, podłoga, łóżko... Ochrzcili chyba każdą przestrzeń w jej pokoju... I w łazience. Nie dziwiła się teraz skąd ten ból w całym jej ciele... Całonocna sesja, dzięki której nabawiła się tarć, malinek, siniaków i opuchniętych warg. I zmęczenia, które niemal ją unieruchamiało.
- Kurwa...- szepnęła cicho. Jeszcze nigdy nie czuła się tak źle i dobrze w tym samym momencie. Wolałaby pamiętać więcej, bo najwyraźniej ta noc była wyjątkowo ciekawym doświadczeniem dla obojga. Przejechała dłonią po kilku różowych plamach na jej piersiach i odwróciła się w stronę chłopaka, który właśnie się przeciągał.
- Cześć...- powiedział zakładając ręce za głowę i prężąc muskuły. Dlaczego on musiał być taki przystojny?!
- Powiedz, że pamiętasz z nocy więcej niż ja.
- Cóż...- zaczął cicho, skupiając się na czymś.- Pamiętam jak jęczałaś, krzyczałaś i mi rozkazywałaś... Swoją drogą to było bardzo seksowne... Pamiętam jak przez mgłę jak... Brałem cię przy tamtym oknie i jak ujeżdżałaś mnie na... tamtym krześle...- powiedział wskazując dłonią przewrócony mebel. Wywróciła oczami i opadła na łóżko.- Nie wiedziałem, że masz taki temperament... Jakbym miał o tym pojęcie już dawno byśmy się zabawili. Reszta to niestety jakieś strzępki. Taka szkoda... widzę, że było... ostro.
- Kurwa...- przeklęła znowu, podnosząc się z łóżka i idąc do łazienki.
- Numerek w wannie też pamiętam!- usłyszała, kiedy włączyła wodę, chcąc wziąć kąpiel. Skrzywiła się lekko i stanęła przed lustrem, obserwując rozmazany makijaż, czerwone, opuchnięte wargi i kolejne malinki, tym razem na swojej szyi. Przejechała dłonią po lekko zlepionych włosach i wydawała z siebie zduszony jęk.
- Czy ty musisz tak intensywnie znaczyć swoje partnerki?!- warknęła, zdając sobie sprawę, że bez magii tego nie ukryje. 
- Pewnie... Żeby o mnie myślały...- szepnął stając tuż za nią i całując jej szyję. Był od niej wyższy. Trochę, ale jednak. Czuła jego ciepłe dłonie na udach. Odwróciła się do niego przodem i spiorunowała wzrokiem, na co zacisnął dłonie na jej pośladkach.- Powtórka?
Zaczęła analizować za i przeciw. Jego usta powoli zbliżyły się do jej szyi, wrażliwej na każdy dotyk, a dłonie zatrzymały się na piersiach. Oddech jej przyspieszył, a silna wola, a raczej jej strzępki, powoli ulatniały się w oparach pożądania. Jej zdradzieckie ciało odpowiedziało na wyjątkowo przyjemne pieszczoty, zdradzając jej odczucia. Poczuła skurcz między nogami i zrozumiała, że domaga się ono powtórki i zaspokojenia potrzeb. Był taki delikatny... Taki czuły... Jego ruchy, powolne i dokładne sprawiały jej nieludzką przyjemność. Nie powinna mu pozwalać. Powinna to uciąć. Niby wcześniej seks bez zobowiązań nie był dla niej problemem. Dziewictwo straciła w wieku 14 lat, nawet nie pamiętała jego imienia. Pod powłoką zimnej i odpychającej kryła się szkolna rozpustnica, która nocami zaciągnęła już kilku w mroczne korytarze, żeby spełnili każde jej żądanie. Ale to był Malfoy! Chłopak, w którym na swój pokręcony sposób była zakochana.
- Oh Merlinie...- szepnęła, niemal mdlejąc z przyjemności wprost w jego ramiona.- Nie boisz się, że na trzeźwo nie jestem już taka rozrywkowa?
- Odwrotnie...- wyszeptał, patrząc z podziwem jak powoli ogarnia ją ten przyjemny stan, w którym logiczne myślenie się wyłącza, a kontrolę nad ciałem przejmuje pożądanie i podniecenie. I cholera, jego sam ten widok podniecał.- Myślę, że na trzeźwo będzie jeszcze lepiej.

~*~

Blaise siedział wpatrując się w jej twarz z szokiem. A ona niewzruszona konsumowała kolejną frytkę.
- Czemu nikt o tym nie wiedział?- wydukał w końcu.
- Czym się mieliśmy chwalić? Że przeżyliśmy najlepszy seks w swoim życiu? Że puściliśmy się ze sobą po pijaku a potem na trzeźwo? Byłam zażenowana, że doprowadziłam się do takiego stanu, że dowiedziałam się, że spędziliśmy ze sobą noc, dopiero nad ranem! Poza tym byłam zła. Dlatego nie siedziałam w przedziale razem z wami. To się wydarzyło tuż przed powrotem do szkoły, przed tym jak dowiedział się co ma zrobić. Zamilkł. Nie odzywał się do mnie. Poza tym zawarliśmy układ, że o tym nie rozmawiamy, nie wspominamy. Dlatego tak mu dogryzałam. Byłam zła. Było minęło.
- Dlatego polazł do ciebie w pociągu!
- Zakładam, że chciał wytłumaczyć swoje milczenie. Ale ja jestem głuuuuuupia!
- Czemu?
- Patrz: pieprzyliśmy się. Było super. Zdecydowanie najlepszy facet, z jakim uprawiałam... uprawiam seks. Istny kosmos. I przestaje się odzywać. Tak o! Miło nie? Myślę sobie: pfff... kolejna dupa na jedną noc, czego mogłam się spodziewać po Malfoy'u. Ale boli, jak cholera, bo jednak jestem w nim zakochana, nie? Wracamy do szkoły, on się zaczyna tłumaczyć i co? I puszczać. Z innymi. A ja potem jak ta głupia cizia, lecę do niego i co? Znowu daję mu dupy!- powiedziała nieco za głośno, podnosząc ręce do góry i opuszczając a uda.- No głupia i pusta.
- Z tym się zgodzę. Powinnaś go wykopać poza układ słoneczny.- zaśmiał się Zabini, zakładając rękę na oparcie ławki za nią.
- A co ja mogłam poradzić, że byłam tak zakochana, że bym wszystko zrobiła?!- załamała ręce i popatrzyła w niebo.
- Nie ma co żałować. On się opamiętał. Zmądrzał... Wiesz, kręciłaś go od trzeciej klasy.
- Serio?- popatrzyła na niego zaskoczona.
- Ta. Tylko on miał taką niepisaną zasadę, że przyjaciółek nie tyka. Ale chyba w 6 klasie zrozumiał, że też jest w tobie zakochany i że jesteście jak bratnie dusze. No bo patrz... Jesteście podobni z wyglądu. Te oczy, przenikliwe i zimne i włosy...
- Moje włosy takie nie są...- wyznała jakby to było oczywiste.
- Słucham?
- No moje włosy są jasne, ale nie aż tak, Tylko... jestem genetycznie obciążona siwizną. Moje naturalne włosy aktualnie są całkiem siwe.- zaśmiała się cicho.- Zaczęło się już w wieku 15 lat, dlatego zaczęłam szukać sposobu na zmianę koloru. Cóż... Może kiedyś zdejmę czar i będę szarowłosą...
- To teraz jestem w jeszcze większym szoku... Ale wracając, urodziliście się tego samego dnia.
- A to widzisz jest dziwne, bo jestem opóźniona?
- W rozwoju? Zdecydowanie.
- Nie, pajacu!- uderzyła go w ramię.- Miałam się urodzić kilka dni wcześniej, ale akcja porodowa mojej matki się nie zaczynała...- wyznała.
- W każdym razie. To przeznaczenie.
- Yhmm... W które nie wierzę.
- To zacznij!
- Jak go nie zabiję przed 30-stką to uwierzę.

~*~

Stała i wpatrywała się w pacjenta, leżącego na łóżku, który jak na jej gust, był zbyt blady, ale wszyscy powtarzali, że to nic takiego. No to przyjęła, że to nic takiego, zapisała odczyty z badań i wyszła z sali razem z innymi, chcąc usiąść chociaż na chwilę. I nie minęła sekunda, od momentu gdy jej cztery litery dotknęły sofy, a nogi przyjemnie się rozluźniły, a usłyszała alarm, wzywający ją do sali tego pacjenta. Pobiegła w tamtym kierunku, niemal słaniając się ze zmęczenia. Od rana siedziała w szpitalu, miała małą przerwę na lunch, ale cały czas była na nogach, biegając po pietrach i salach. Oczywiście, że bladość faceta wskazywała na to, że coś jest nie tak. Dostał bezdechu i po chwili dusił się jak ryba poza wodą. I kiedy usłyszała, że powinna iść do domu, odetchnęła z ulgą. Czekało na nią wygodne łóżko i mruczący kot. Zostawiła swoje szaty Uzdrowiciela, zarzuciła kurtkę, otuliła się szalikiem i ruszyła w stronę domu. Aportowała się na skraj swojej dzielnicy. Na jej terenie było to nie możliwe. Szybkim krokiem ruszyła  w stronę swojego ciepłego... Poczuła uderzenie. Wylądowała na ziemi, dociśnięta do niej silną dłonią.
- Nie wyrywaj się, skarbie to będzie mniej bolało i szybciej się skończy...- usłyszała koło ucha. Poczuła bardzo nieprzyjemny zapach alkoholu i papierosów. Skrzywiła się, czując jak jej spódnica (czemu akurat dzisiaj ją założyła?!) zostaje podsunięta do góry. Szorstkie dłonie, przejechały po delikatnej skórze jej ud.- Jaka ładniutka...
Czemu, ta przeklęta różdżka była tak daleko, poza zasięgiem jej dłoni. Próbowała się wyrwać z jego uścisku, ale średnio jej to wychodziło. Była w takiej pozycji, że ruch miała ograniczony do minimum. Jęknęła, uświadamiając sobie, swoje beznadziejne położenie. I kiedy czekała na to co ten facet chce zrobić. Czekała na ból i upokorzenie, jakie planował jej zaserwować, ciężar zniknął. Uniosła się w pośpiechu, poprawiając spódnicę i kuląc się pod ścianą jakiegoś budynku. Czuła, że krew spływa po jej twarzy, gdyż zapewne uderzyła głową w chodnik, chociaż ból zagłuszył strach i adrenalina. Zwinęła się w kłębek i patrzyła jak jej wybawca krępuje mężczyznę i wzywa pomoc. Przyjechało dwóch aurorów i jakiś uzdrowiciel. Zaczęli się kręcić wokół niej, ale była w takim szoku, że nie do końca wiedziała co się dzieje. Dopiero po chwili zauważyła zaniepokojonego całym zbiegowiskiem chłopaka, który szedł w ich kierunku. Zignorowała wszystkich dookoła i rzuciła się w jego kierunku, wpadając w jego ramiona z głośnym szlochem.
- Ej, księżniczko... Co jest?- szepnął głaszcząc ją po plecach.
- Co tu robisz?
- Szedłem do ciebie... Co tu się stało?
- Oh nic tylko...- zalała się znowu łzami. Blondyn popatrzył ponad jej ramieniem na znajomych aurorów. Jeden z nich, wysoki facet po czterdziestce, się zbliżył.
- Zaatakował ją jakiś facet. Jeden z ochroniarzy tego osiedla zauważył i go obezwładnił...- wyjaśnił Malfoy'owi, który trzymał Evelyn w żelaznym uścisku. 
- Zrobił ci coś?- warknął z wściekłością. Pokręciła przecząco głową, ale on zauważył niewielkie rozcięcie na jej czole.- Zabiję gnoja.
- Nikogo nie zabijesz, Malfoy.- powiedział spokojnie auror.- Facet jest już w areszcie. Zmiatajcie stąd dzieciaki i odpocznijcie, my też się już zbieramy.- powiedział i zostawił ich samych. Czuła jak jego mięśnie się spięły i jeszcze dłuższą chwilę nie ruszył się z miejsca, po czym złapał ją na ręce i zaniósł do domu. Wtuliła się w niego i po chwili zamilkła, mocno trzymając jego kurtkę. Postawił ja dopiero, kiedy byli w jej salonie.
- Zrobię ci coś do jedzenia. I herbatę...- powiedział wchodząc do części kuchennej. Zdjęła buty, zostawiając je na środku pomieszczenia, zrzuciła kurtkę i opadła na sofę, otulając się kocem i czując jak Ladon wskakuje i układa się obok niej przyjemnie mrucząc. Chwilę później na stoliku przed nią stał talerz wypełniony kanapkami i kubek gorącej herbaty. Blondyn opadł z głośnym westchnięciem na drugim końcu kanapy, łapiąc jej nogi w dłonie i przyjemnie je masując. Ułożyła się wygodnie, pochłaniając przygotowany przez niego posiłek, co chwila podtykając mu pod usta kolejną kanapkę, żeby też mógł zjeść.
- Przepraszam...- powiedziała cicho.
- Za co?
- Za to, że się zdenerwowałeś.
- Żartujesz? Nie twoja wina, że ten... Urwałbym mu fiuta...- warknął.- Płakałaś przez niego.
- Przestraszyłam się. Nie mogłam złapać różdżki i zaczęłam panikować. Ale jestem cała.- powiedziała podnosząc się i układając głowę na jego torsie. Przytulił ją do siebie i pocałował czule w czubek głowy.
- Zabiłbym każdego, kto chce cię skrzywdzić.
- Widziałam. Byłeś przerażająco poważny i... wyglądałeś jak psychopata.- zaśmiała się cicho.
- Pięknie się zaczynają nasze urodziny...- skrzywił się.
- Zostało jeszcze 5 minut. A teraz... Jest idealnie...- szepnęła i zamknęła oczy. Nie usnęła, ale leżała bez ruchu, z zamkniętymi oczami. A kiedy zegar wybił północ, nastał nowy dzień, w którym oboje mieli skończyć dwadzieścia jeden lat. Przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie.
- Wszystkiego najlepszego, Lyn.- usłyszała przy uchu. Pogłaskał ją po głowie i pocałował w sam jej czubek.- Kocham cię... Najmocniej na świecie...






~*~
Następny rozdział: 06.04.2016, godzina 18:00



Rozdział 32 - 'Birthday'

1 komentarz

  1. Uwielbiam tą nową rzeczywistość.
    Fajnie wyjaśniłaś czemu Draco przyszedł akurat do niej na samym początku opowiadania.
    No i ten prezent urodzinowy. Chyba lepszego nie można sobie wyobrazić!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń