Ariana | Blogger | X X

16 mar 2016

Rozdział 26 - 'I See Her'

3 lata później
- Kochanie, jeśli zaraz nie wyjdziesz to spóźnisz się do pracy...- krzyknęła kobieta z kuchni i wyjrzała do salonu, licząc ze zobaczy mężczyznę gotowego do wyjścia.
- Już prawie jestem gotowy...- odparł pojawiając się za nią i całując ją przelotnie w policzek. - Chciałem się z tobą pożegnać, Cath. Dzisiaj będę wyjątkowo późno.- powiedział cicho oplatając rękami jej talię.
- Uprzedź Blaise'a, że jeśli cię upije to zrobię mu krzywdę. 
- Mhm...- zamruczał, zabierając swoją torbę i wychodząc z mieszkania. Przecież nie mógł jej powiedzieć, że dzisiaj rocznica. Że najchętniej oddałby się rozpaczy i zamknął na trzy spusty w domu. Trzy lata... Tyle minęło od tego cholernego dnia, kiedy jego życie wywróciło się do góry nogami. I chociaż na początku było trudno pozbierać się po utracie bliskich to musiał jakoś ruszyć ze swoim życiem. Zaczął pracę w Ministerstwie, w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów i poznał całkiem miłą dziewczynę. To nie tak, że nie kochał Catherine. Gdyby jej nie kochał to nie oświadczyłby się i nie przygotowywałby się do ślubu. Jednak... Cały czas miał wrażenie, że to jedynie zagłuszanie bólu po utracie Evelyn. Szedł jedną z londyńskich ulic, która prowadziła do wejścia do Ministerstwa. Spojrzał w prawo, czując że ktoś mu się przygląda. Był niemal w stu procentach pewny, że po drugiej stronie ulicy stała Ona. Stała i wpatrywała się w niego ze smutkiem w oczach. Kiedy jedynak zamrugał, jej nie było. Zagryzł mocno wargę, czując że coraz bardziej wariuje. Przekroczył próg swojej pracy i na najbliższe godziny planował wyrzucić z umysłu wszystko co dotychczas w nim siedziało. 

- Jesteś, stary. Chodź...- powiedział Zabini czekając na niego na ulicy. Ruszyli obok siebie z butelkami ukrytymi w torbach. Przekroczyli próg cmentarza w ciszy. Spotykali się często i starali się zachowywać normalnie. Jednak tego jednego dnia, każdego roku, niemal zawsze milczeli. Zbliżyli się do grobu i zobaczyli mężczyzn, którzy poprawiali ziemię wokół niego.
- Co tu się stało?!- warknął Malfoy podchodząc do nich i odpychając od nagrobka.
- Jakieś dowcipnisie w nocy rozkopały grób aż do trumny. Ale już jest naprawione.- powiedział mężczyzna i razem ze swoim towarzyszem odeszli zostawiając ich samych. Przyjaciele siedli na trawie przed nagrobkiem i wyciągnęli butelki Ognistej.
- Twoje zdrowie, Lyn!- powiedział Zabini upijając łyk.
- Cholernie mi jej brakuje...- szepnął Malfoy.
- Nie mogę uwierzyć, że to już trzy lata... Gdyby nie to, to nie szykowałbym się do twojego ślubu z Catherine.- skrzywił się Blaise.- Stary, uważasz, że to dobry pomysł?
Blondyn wzruszył ramionami.
- Wiesz czego mi brakuje? Tych chamskich przytyków. Tego jak nie chciała używać mojego imienia. I tego jak się wściekała. Jej oczy miały wtedy kolor wzburzonego oceanu. Potrafiła mnie zirytować jak nikt inny. Ale też znała mnie najlepiej ze wszystkich...- westchnął cicho.- Gdybym mógł cofnąć czas, nie pozwoliłbym jej wyjść z Wielkiej Sali.
Poczuli, ze ktoś siada obok nich. Pansy zajęła miejsce obok Blaise'a, a Dafne koło Draco. Obie płakały. 
- To takie chore... Przychodzimy tu opłakiwać dwójkę przyjaciół, którzy powinni być z nami...- szepnęła Dafne.- Tyle czasu minęło, a my nadal nie do końca ruszyliśmy do przodu.
- Draco...- odezwała się Pansy.- Uważam, że ten ślub to twój najbardziej debilny pomysł. Liczysz, że nauczysz się żyć bez Lyn? Nie uda ci się to. Nigdy nie pokochasz Catherine tak jak jej...
- Przynajmniej próbuję poukładać życie.- warknął blondyn.
- Nie. Próbujesz stłumić ból. Ile razy płakałeś od tamtego czasu? Nawet na pogrzebie stałeś jak góra lodowa. 
Nie odpowiedział. Pogrzeb był dla niego wyjątkowo traumatycznym przeżyciem. Jej rodzina rozpaczała, przyjaciele rozpaczali, a on był w stanie takiego otępienia, że nie był w stanie się ruszyć. Jego matka prowadziła go za każdym razem, gdy musiał się przemieścić z jednego miejsca na drugie. A on po prostu chciał, żeby wróciła. 
- Poza tym Catherine jest za miła...- zaśmiał się Blaise i po chwili wszyscy uśmiechali się lekko.- Wyobrażacie sobie Lyn? Zjadłaby ją na obiad. Nawet by się nie zorientowała. Czy ona kiedykolwiek mówi do ciebie po nazwisku?
- W życiu. Zawsze używa mojego imienia...- zaśmiał się blondyn pociągając duży łyk Ognistej.
- Wyobrażacie sobie oświadczyny? "Malfoy, czy ciebie do reszty pojebało? Czy ja wyglądam jak ktoś kto desperacko chce się chajtać?"
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
- To strasznie irytujące, wiecie? Nie to, że nie lubię swojego imienia... Pewnie wybrałaby się z nami na wieczór kawalerski...
- No raczej... "Kochanie, umówiłem się z Zabinim!", a ona co na to? "Mogę z wami?". 
- Nawet gdybyśmy szli do baru ze striptizem, poszłaby z nami...- powiedział przez śmiech Draco.- Cholerna, Evelyn...
- Z całym szacunkiem, Malfoy, ale twoja narzeczona nie ma jaj.- powiedział czarnoskóry.
- Fakt...
- Ty masz rogi, potrzebujesz kogoś niepokornego!
Nie potrafił tego przyznać przed samym sobą, ale Blaise miał rację. Uniósł wzrok i znowu zobaczył. Popatrzył na przyjaciół, ale oni zajęci byli rozmową i nawet nie patrzyli w tamtym kierunku. Ale ona tam stała i patrzyła się wprost na niego. Ciepły, wiosenny wiatr rozwiewał białe włosy, które zasłaniały jej niebieskie oczy. Uśmiechnęła się przelotnie, a on zamknął oczy, chcąc żeby zniknęła.

~*~

Poprawił krawat i przejrzał się w lustrze. Podobno przed ślubem, jest się najszczęśliwszą osobą na świecie. On nie był. Nie czuł euforii, nie czuł zniecierpliwienia. Właściwie nic nie czuł. Chociaż... Czuł się jak drań. Catherine nie zasługiwała na takie życie. Jego przyjaciele mieli rację.
- Jesteś gotowy, kochanie?- zapytała jego matka wsuwając głowę przez drzwi.- Oh, wyglądasz bardzo przystojnie, Draco.
- Ale czuję się paskudnie... Nie ona powinna tam stać.
- Co mam ci powiedzieć, Draco? Rozumiem cię, ale Evelyn zmarła. Wiem jaką zostawiła po sobie pustkę. Wierz mi. Od trzech lat widzę jak bardzo cię to załamało i jak cierpisz każdego dnia. Ale musisz ruszyć ze swoim życiem. Jeśli jednak uważasz, że ten ślub nie ma sensu... To teraz masz jeszcze czas na podjęcie decyzji. Jeśli poślubisz dzisiaj Catherine... Nie chciałabym żebyś stał się więźniem małżeństwa. Wiem, że jesteś honorowy i wolałbyś być nieszczęśliwy, niż ją zostawić. Dlatego proszę cię. Zastanów się póki możesz...- powiedziała, pocałowała go w policzek i wyszła.
- Oh to strasznie idiotyczny pomysł, Malfoy...- usłyszał nagle i odwrócił się. Stała w drzwiach jego łazienki. Miała na sobie długą, białą suknię, idealnie opinającą jej smukłe ciało i rozpuszczone, lekko pofalowane włosy.- Kto jak kto ale byłeś ostatnią osobą, którą bym podejrzewał o tak wczesny ślub...- zaśmiała się cicho.- A ta dziewczyna... To jakaś genetyczna pomyłka bez jaj.
- Ciebie tu nie ma.
- Oh, ranisz moje uczucia, palancie. 
- To tylko w mojej głowie.
- Czy to, że to się dzieje w twojej głowie, musi oznaczać, że to nieprawda?- podeszła do niego.- Uważam, że to idiotyczny pomysł. Może darzysz ją jakimiś uczuciami, ale generalnie to nic wielkiego, prawda? Przyznaj, że jej nie kochasz... 
- Kocham.
- Ah tak. Inaczej byś się nie oświadczył. Ale nie kochasz jej AŻ TAK. Robisz mi to na złość? Bo powiedziałam wtedy, że jest okropna i powinieneś dać sobie spokój? Chciałeś udowodnić, że to co mówię, to nie to co myślisz? Cóż... Powiem to jeszcze raz, ona do ciebie nie pasuje. Nie ma charakteru jest taka... miła.- skrzywiła się mocno.- Ten ślub to ze złych powodów bierzesz... Jak możesz być szczęśliwy, skoro non stop myślisz o mnie? Poza tym, wiesz to nie do końca normalnie, że ze mną rozmawiasz, prawda? Ej... Słyszałeś mnie?
- Słyszałem.
- To może zastanów się co to oznacza? Może po prostu sam tak uważasz, ale boisz się przyznać?
- Muszę ruszyć ze swoim życiem.- powiedział cicho patrząc na postać Evelyn, która stała tuż przed nim.
- A mimo to nadal tu jestem. Znowu myślisz o mnie... Więc wyjaśnij mi, jak chcesz to zrobić?
- Może chciałem się pożegnać?
- Proszę cię, Malfoy! Oboje wiemy że to nieprawda! Mówiłeś to tyle razy, że przestałam zwracać na to uwagę. Widziałeś mnie nawet wtedy gdy pieprzyłeś kolejną dziwkę. Każdego dnia. Kiedy się budzisz, pracujesz, wracasz do domu, kładziesz spać ja jestem przy tobie... Przyznaj, że nie chcesz pozwolić mi odejść. Boisz się, że jak to się stanie to poczujesz się jakbyś mnie zdradzał. Tęsknisz za mną i potrzebujesz mnie...
- A ciebie nie ma!- krzyknął i rzucił w jej kierunku wazonem, który przeleciał przez jej postać i uderzył w ścianę.
- Pudło...- warknęła zbliżając się jeszcze bardziej. Mierzyli się spojrzeniem, aż przerwał im głos Zabiniego.
- Czekamy na ciebie na dole...- powiedział chłopak wchodząc do pomieszczenia. Draco popatrzył znowu w kierunku blondynki, ale jej już nie było.
- Wiesz co...- powiedział blondyn przejeżdżając dłonią po twarzy.- Cały czas przed oczami mam Lyn w białej sukni. I to jakby wyglądała. 
- Stary... To jest już obsesja.
- Wiem...- blondyn zaczął lekko podskakiwać.- Przecież wyśmiałaby pomysł ślubu.
- Jako przyjaciółka, na pewno powiedziałaby: Ten ślub to idiotyzm, Malfoy. Ta laska to genetyczna pomyłka bez charakteru. Stać cię na więcej. Lepiej ci?- miał ochotę zaśmiać się,kiedy jego przyjaciel powiedział te słowa.
- Nie.
- Miej to za sobą, albo zwiej.- powiedział czarnoskóry kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Zróbmy to. Jeśli tego nie zrobię to nigdy nie ruszę ze swoim życiem.

Stał na wprost uroczej brunetki ze swoim sztucznym, wyuczonym uśmiechem. Ślub odbywał się późnym wieczorem, dlatego dookoła unosiły się świecące kule, które nadawały wszystkiemu magicznego klimatu. Kiedy Catherine szła w jego kierunku, przed oczami miał Evelyn. Chyba wyglądał źle, bo jego matka i Zabini rzucali sobie zaniepokojone spojrzenia. Jego dom znikał w mroku i nagle czuł się wyjątkowo przytłoczony. Jakby wszystko dookoła niego znikało. A jeśli ktokolwiek liczył, że popłacze się patrząc na swoją przyszłą żonę to się przeliczył. Nie uronił ani jednej łzy. Nie słyszał do końca co się dzieje dookoła niego. Nagle, na samym środku ścieżki prowadzącej do ołtarza, zobaczył białego kota. Wytężył wzrok, chcąc zobaczyć oczy zwierzęcia, ale było za ciemno.
- Przepraszam...- szepnął i ruszył w jego stronę jak zahipnotyzowany. Kot jednak uciekł i zniknął w krzakach. Stał chwilę, oddychając głęboko, po czym wszedł do posiadłości i zatrzasnął za sobą drzwi. Siadł na łóżku i wpatrywał się w ścianę. Jego spokój przerwało pukanie do drzwi.
- Porozmawiasz ze mną?- spytała jego matka i zajęła miejsce obok niego.
- Widuję ją... Widuję kota, widuję jej postać. Rozmawiam z nią nawet. Myślisz, że jestem chory?  Że coś ze mną nie tak?
- Kochanie straciłeś przyjaciółkę... Kogoś bardzo ważnego to oczywiste, że za nią tęsknisz. I nie potrafisz odpuścić...
- Czy to kiedyś minie?- powiedział, kiedy z jego oczy zaczęły lecieć łzy.
- Niestety... Po prostu kiedyś będzie bolało mniej. Po prostu nauczysz się to znosić...
- Nie jestem w stanie tego zrobić.
- Wiem. Chyba wszyscy wiedzą. Myślę, że Catherine zasługuje na szczerość. 
- Bardzo jest zła?- zapytał podnosząc wzrok na matkę.
- Zmartwiona. Widziała, że coś się działo w ostatnich dniach. Powiem jej, żeby przyszła, dobrze?
Skinął głową i rozwiązał krawat, który nagle zdawał się go dusić. Ściągnął marynarkę i rozpiął pierwsze guziki koszuli. Odwrócił się w stronę drzwi, kiedy usłyszał, że się zamykają. Dziewczyna wpatrywała się w niego wyczekująco. Nie miała już na sobie sukni. Była ubrana w jeansy i biały t-shirt. 
Jedyne czego oczekuję to szczerość. Nic więcej...- szepnęła.
- Trzy lata temu... Wiesz, że brałem udział w bitwie, prawda?
- Wiem. Mnie rodzice wtedy nie wysłali do Hogwartu.
- Straciłem wtedy przyjaciela i... przyjaciółkę, która była zdecydowanie kimś więcej...- powiedział cicho i siadł na fotelu przejeżdżając dłońmi po twarzy.- Nawet teraz trudno mi określić kim była. Bratnia dusza... Druga połówka... Rozumieliśmy się bez słów. Znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny i... akceptowała. Nie pozbierałem się po tym... Evelyn ona... Przepraszam, powinienem być z tobą szczery od samego początku. Naprawdę mi na tobie zależy i czuję się teraz jak skończony skurwiel, że cię tak traktuję. Ale chyba muszę w końcu spróbować to poukładać. Myślałem, że nowy związek ułożenie sobie życia, pomoże mi... Przepraszam, że zostałaś w to wplątana...- skończył i popatrzył jej prosto w oczy. Nie potrafił rozgryźć co jej chodzi po głowie. 
- Wszyscy wiedzieli o twoim dziwnym układzie z White. Ale na Merlina... Przyznam, że pięknie mnie wykorzystałeś. Powiedz chociaż... Czy ty mnie kochasz? Czy kiedykolwiek mnie kochałeś, czy po prostu chciałeś zagłuszyć ból?
- Myślę, że w jakiś sposób...- nie skończył.
- Ok. Czyli po trzech latach ty kochasz bardziej martwą laskę, a nie kogoś kto się o ciebie naprawdę troszczy?! Masz jakiś problem ze sobą, Draco! Powinieneś się leczyć! Mam być brutalna?! Dobrze: Evelyn nie żyje! A ty jesteś chory, bo nie pozwalasz jej odejść! Może zostań sam do końca życia, bo najwyraźniej nikt nigdy cię nie uszczęśliwi bo nie jest nią! Oszczędzisz kolejnej dziewczynie złamanego serca! Lecz się, bo to naprawdę niepokojące, że nie potrafisz sobie uświadomić, że ta dziewczyna nie żyje! - krzyknęła zdenerwowana.- Jadę teraz zabrać swoje rzeczy do mieszkania! I nie waż mi się pokazywać na oczy. Upokorzyłeś mnie przed wszystkimi! Zostawiłeś samą przed ołtarzem! Jesteś skończonym draniem! Chciałam wierzyć, że to co o tobie mówili w szkole to nieprawda! Chciałam wierzyć, ze jednak jesteś dobry. Ale ty jesteś jedynie nieczułym dupkiem. Evelyn pewnie też nigdy nie kochałeś, dawała ci dupy to było ci wygodnie, co? Nie musiałeś martwić się o uczucia. Idealnie pasowałeś do Śmierciożerców. NIE MASZ UCZUĆ!- dodała i otworzyła drzwi, widząc ostre spojrzenia jego przyjaciół.- Co?
- Właśnie obraziłaś naszego przyjaciela i martwą przyjaciółkę.- warknęła Dafne.
- Może chcesz się przekonać na własnej skórze, co to znaczy zadrzeć ze Śmierciożercami?- dodała Pansy przekrzywiając lekko głowę.
- Powinnaś uważać na to co mówisz, koleżanko.- wysyczał wściekły Blaise.- Bo jedyną osobą bez uczuć tutaj, jesteś ty.
- Nie pojmiesz jakąś tragedią jest utrata przyjaciół, bo najwyraźniej ty takowych nie masz...- podeszła do niej Dafne z morderczym wyrazem twarzy.
- Bo widzisz... Jak przyjaciele stają się jak rodzina... To jesteś w stanie za nich zabić...- dodał Zabini, na co dziewczyna z krzykiem uciekła na dół.- Ups, chyba ją przestraszyliśmy. Malfoy?- powiedział w stronę przyjaciela, który wpatrywał się w krajobraz za oknem.
- Mmm?- mruknął pod nosem.
- Dobra decyzja.- dodał zamykając drzwi i zostawiając go samego.


Spał. Ale niespokojnie. Rzucał się po łóżku, męczony koszmarami, które go nawiedzały niemal codziennie. Poczuł dotyk chłodnej dłoni na swoim rozgrzanym policzku. Nie chciał otwierać oczu. Ten dotyk musiał należeć do jego matki. Chyba że to halucynacja i kiedy jego powieki się rozchylą, zobaczy niebieskie oczy Evelyn.
- Daj spokój, mamo...- powiedział cicho.
- Pudło...- usłyszał wprost przy swoim uchu, a ciepły oddech owionął jego twarz. Otworzył szeroko oczy, ale był sam. 

Wpatrywała się w jego postać leżącą na łóżku. Rzucał się i wydawał z siebie ciche jęki. Usiadła na skraju łóżka i delikatnie pogłaskała go po rozgrzanym policzku. 
- Daj spokój mamo...- usłyszała. Uśmiechnęła się pod nosem, nachylając w stronę jego twarzy.
- Pudło...




~*~
Następny rozdział: 19.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 27 - 'Get Out Of My Head'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz