Ariana | Blogger | X X

2 mar 2016

Rozdział 25 - 'Dreams'

Szła pewnym krokiem po ulicy Pokątnej, chcąc jak najszybciej załatwić wszystkie sprawy i wrócić do mieszkania. Była wykończona podróżą i marzyła jedynie o długiej, gorącej kąpieli i wygodnym łóżku. Jej stopy bolały niemiłosiernie, a krzyż błagał o odpoczynek. Musiała jednak załatwić jeszcze jedną rzecz. Nie wiedziała tylko, że ktoś przygląda jej się bardzo uważnie i z niedowierzaniem. 

Stał jak zwykle pod sklepem z eliksirami i nie reprezentował sobą żadnego porządnego poziomu. Stara skórzana kurta, czarne spodnie, czapka naciągnięta na głowę i gigantyczne sińce pod oczami. Do tego rozbiegany wzrok i trzęsące się dłonie. Brakowało tylko dziurawych rękawiczek bez palców i wyglądałby jak typowy, bezdomny kloszard, który żebra o pieniądze na kolejną butelkę. Już od dawna nie był tym szanowanym arystokratą, którym był ponad sześć lata temu. On umarł. Teraz mało kto go nawet rozpoznawał, nie mówiąc o rozmowie, bo nie tylko jego wygląd, ale też zapach był odpychający. Chciał po prostu kupić ten pieprzony eliksir i wrócić do swojego mieszkania. I wtedy ją zobaczył. Szła drugą stroną uliczki, ubrana w wełnianą czarną kurtkę i dopasowane czarne spodnie. Białe włosy opadały na smukłe ramiona, a oczy rozglądały się dookoła jakby czegoś szukała. Wtedy z jednego ze sklepów wyszedł Moore. Ten przebrzydły facet uśmiechnął się do niej trzymając za rękę malutką dziewczynkę o białych włosach i stalowoszarych oczach. Zaszokowany patrzył jak jego przyjaciółka, jak jego druga połówka podchodzi do nich z uśmiechem, chwyta dłoń dziewczynki i obejmuje ją mocno. Białowłosa pocałowała mężczyznę w policzek i ruszyła z dzieckiem w przeciwnym kierunku, mówiąc coś i śmiejąc się głośno. Ruszył za nimi, zapominając o celu swojej wizyty na Pokątnej. Szły dłuższą chwilę, po czym weszły na teren cmentarza. Zaczęło do niego docierać co się właśnie dzieje.

Dumbledore’s Farewell
Trzymała dziewczynkę w objęciach, czując że to jedyne co po nim zostało. Po prawie sześciu latach wróciła do Londynu i pierwsze co musiała zrobić to się z nim zobaczyć. Przedstawić mu córkę, której nigdy nie miał okazji poznać. Zatrzymała się przy jednym z nagrobków i postawiła dziewczynkę na ziemi.
- Mamo...- powiedziała dziewczynka, ściskając w ręce misia.
- Cassie, skarbie wiem że to nie jest pierwsze miejsce w które powinnam cię zabrać... Ale musisz kogoś poznać. W końcu...- szepnęła schylając się do niej. Nigdy nie ukrywała przed nią faktu, że James nie jest jej biologicznym ojcem. Zbyt wiele ich różniło. A mała była zbyt bystra, żeby tego nie zauważać.- To twój tata, kochanie. Zginął ratując mnie... I ciebie.- uśmiechnęła się smutno.- Mój przyjaciel, moja bratnia dusza...
- Tęsknisz?
- Każdego dnia. Ale mam ciebie, a ty jesteś częścią jego, wiesz?- pocałowała ją w czoło i objęła mocno.
- Jaki on był, mamusiu?
- Nieznośny. Dumny. Lubił się ze mną droczyć. Ale troszczył się o mnie i chciał, żebym była szczęśliwa. Gdyby nie tamten dzień to bylibyśmy razem... Wiesz, czasem spotykamy takiego człowieka, z którym rozumiemy się bez słów. Kogoś...- powiedziała cicho zrzucając z pomnika warstwę śniegu i odsłaniając wyraźnie napis.- Kto mimo iż nas irytuje i drażni, jest naszą drugą połówką... Miał swoje wady, ale... był mój. Od samego początku.- dodała wyczarowując wieniec.- Bardzo go kochałam... Dlatego tak długo żyliśmy z dala od Londynu. Zbyt wiele mi go tu przypominało...- spojrzała kątem na Jamesa, który do nich dołączył.
- Opowiesz mi więcej?- spytała dziewczynka.
- Oczywiście, kotku. A teraz idź do James, bo jest zimno.- poprawiła jej szalik i ucałowała w policzek.
- Ty nie idziesz?
- Nie, zaraz do was dołączę...
Evely czekała aż oboje znikną jej z pola widzenia i wtedy pozwoliła sobie na łzy. Załkała głośno upadając na kolana, a jej spodnie niemal natychmiast przemokły. Popatrzyła na napis.
Draco Lucjusz Malfoy
5 czerwca 1980 - 2 maja 1998
- Ty dupku, obiecałeś że sobie wszystko wyjaśnimy po bitwie. Okłamałeś mnie! I po 6 latach ja nadal cierpię tak samo... Zostawiłeś mnie i Cassie... Wiesz jakie to było trudne?! Czy ty sobie wyobrażasz jak ciężko mi było samej?! Złamałeś mi serce... Ty... Załamałeś cały mój świat...- szeptała szlochając głośno.- Noszę po tobie żałobę nawet teraz... Na Merlina, nawet nie byliśmy razem! Kochałam cię, Malfoy... 
- Ja ciebie też...- usłyszała nagle za sobą. Niby znajomy głos, a jednak zupełnie inny. Odwróciła się gwałtownie i zamarła. Mężczyzna nie przypominał dawnego siebie. Zmarniał, jego skóra była chorobliwie blada, oczy podkrążone, tlenione włosy rozkopane. W rękach trzymał czapkę, ściskając ją mocno i chwiejąc się lekko.- Nadal kocham... Przepraszam...
Podniosła się i otarła wierzchem dłoni łzy.
- Draco...- szepnęła i nie zwracając uwagi na jego stan przytuliła go mocno. Chwilę później go spoliczkowała.- Ty... dupku! Co się z tobą stało?
- Straciłem wszystko...- wyszeptał.- Widzę, że nawet więcej niż myślałem.
Pogłaskała go po policzku.
- Sześć lat pozwoliłeś mi myśleć, że nie żyjesz...
- Nie wiedziałem gdzie jesteś. Wszyscy myśleli, że zmarłem. Uważali mnie za bohatera, którym nie byłem. Nie mogłem się pozbierać po tym jak zniknęłaś z mojego życia. Moi rodzice w końcu uznali mnie za kogoś wartościowego, odważnego. A ja byłem zwykłym tchórzem. Stoczyłem się. Nie chciałem nikogo wyprowadzać z błędu.- jego głowa opadła w dół i zachwiała się.
- Chodź ze mną do domu.
- Nie. Lepiej, żeby nasza córka myślała że nie żyję...- powiedział.- Spójrz na mnie. Jestem alkoholikiem, upadłem na samo dno. Ona nie zasługuje na kogoś takiego w swoim życiu.
- A ty nie zasługujesz na karanie się do końca swoich dni, Malfoy. Twoje tłumaczenia są idiotyczne i zaczynają mnie doprowadzać do szału. A rozmawiamy od... Dwóch minut. Ogarniemy cię. Cassie nie zasługuje na życie bez ojca. 
- A James?
- James nie jest tobą...- warknęła ciągnąc go za sobą.- Pomaga mi, fakt, ale nie jesteśmy razem.- powiedziała zawieszając głos, będąc zawstydzoną faktem, że nadal to on jest jedynym facetem w jej sercu.
- Sześć lat? Czy ty kiedyś planowałaś dać sobie spokój, White?!- krzyknął zaskoczony jej wyznaniem.
- Nie rozumiesz, że nie jestem w stanie pokochać nikogo tak jak ciebie? Że byłeś moją bratnią duszą, drugą połówką, prawdziwą i jedyną miłością?! Nie byliśmy razem, ale to nie zmieniło moich uczuć. Zrobiłabym wszystko, żeby cię odzyskać. Gdyby nie Cassie... Ona jedyna trzyma mnie przy życiu. Ma twoje oczy. Na Merlina, jest do ciebie taka podobna!- zatrzymała się gwałtownie.- Z jednej strony cieszyłam się, bo to trochę jakbyś nadal przy mnie był. Ale były chwile gdy nienawidziłam tego podobieństwa, bo przypominało mi że ciebie już przy mnie nie ma!
- Jak to jest...- powiedział cicho.- Byliśmy przyjaciółmi. Nasze relacje były takie specyficzne... Zawsze skoczyłbym za tobą w ogień. Pomimo iż z początku niewiele rozmawialiśmy. Nigdy nie wyznaliśmy swoich uczuć. Nigdy nie powiedziałem, że cię kocham...
- Wiedziałam.- wzruszyła ramionami odwracając się w jego kierunku.- Byliśmy kiepscy w rozmawianiu o swoich uczuciach. Jak ci się udało przeżyć? Ten Śmierciożerca uderzył w ciebie drętwotą. Spadłeś w przepaść... Nie było szans. 
- Odzyskałem czucie i teleportowałem się. 
- Powinnam być wściekła, wiesz? Że tyle czasu nas okłamywałeś. Twoja matka się załamała. Blaise był zdruzgotany utratą dwóch przyjaciół...
- Zachowałem się jak dupek.
- Straszny. Szkoda, że tak cholernie za tobą tęskniłam, że nie potrafię się gniewać...- zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Mógł przysiąc, że była jeszcze piękniejsza. Nie zwrócił uwagi na ten moment, w którym przysunęła się do niego i pocałowała. Czule i namiętnie.- Dobrze jest móc w końcu to powiedzieć... Kocham cię, Draco... Zawsze cię kochałam...
Odsunął się od niej jak oparzony.
- To obrzydliwe, spójrz na mnie.
Zaśmiała się głośno, a jej melodyjny śmiech był dla niego najpiękniejszym dźwiękiem na świecie.
- Gdzie mieszkasz?- spytała.
- To straszna melina. Nie chcę żebyś ją oglądała.
- Ok. Chodź...- powiedziała ciągnąc go w kierunku sklepów. Zaopatrzyła go w mnóstwo rzeczy i wepchnęła siatki w jego dłonie.- Marsz do domu. Weź długą kąpiel, ogól się, ogarnij i przyjdź pod ten adres...- powiedziała z uśmiechem na ustach.- A spróbuj mnie wystawić to cię znajdę i obedrę ze skóry.- dodała.
- Dlaczego, Lyn? Powinnaś mnie kopnąć w dupę i kazać staczać się dalej. Po tym wszystkim...
- To, że cię kocham Draco to jedno. Ale jesteś moim przyjacielem... I chcę żebyś znowu zagościł w moim życiu bo bez ciebie jest... nudno. Czekam wieczorem...

Harry In Winter
Nie był pewny czy powinien to robić. Poprawił płaszcz i przeczesał po raz kolejny włosy. Stał przed niewielkim domem na przedmieściach Londynu i wpatrywał się w drzwi. Chciał zapukać, ale coś go powstrzymywało.
- Masz zamiar w końcu się ruszyć?- uśmiechnęła się blondynka stając obok niego.- Widziałam cię z okna. 
- Nie wiem czy jestem w stanie... W środku jest dużo ludzi i...
- Przestań, już im powiedziałam że mam dla nich prezent. Chce żebym wyszła na kłamcę?
- Nie...- wciągnął głośno powietrze.
- Chodź...- złapała go za dłoń i uśmiechnęła pokrzepiająco. Otworzyła drzwi i weszła do środka.- No, mój prezent w końcu dotarł...- zaśmiała się głośno i weszła do salonu, który wypełniony był ludźmi. Draco niepewnie przekroczył próg i spojrzał na zgromadzonych w środku ludzi. Narcyza siedziała na sofie razem z Lucjuszem i bawili się z małą, czarnoskórą dziewczynką. Nagle zbladła jakby zobaczyła ducha i Evelyn przeraziła się, że zaraz zemdleje. Wstała gwałtownie i podeszła do syna obejmując go mocno ze łzami w oczach.
- Oh, Draco... Nie wierzyłam, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę.- łkała tuląc się do niego.- Wyglądasz strasznie! Muszę się tobą zaopiekować!- mówiła nie mogąc uwierzyć, że po sześciu latach jej syn stoi przed nią żywy. Podobnie było z Lucjuszem, który niesamowicie przeżył śmierć chłopaka. Draco bał się reakcji Blaise'a i Pansy, którzy zajmowali fotele. Jednak oboje podnieśli się gwałtownie i zamknęli go w silnych uściskach. 
- Najgorszy przyjaciel w historii!- warknął Blaise.- Musisz teraz odpokutować to wszystko.
- Zdaję sobie z tego sprawę...
Matka Zabiniego siadła na fotelu i uśmiechnęła się widząc, że jej syn znowu się uśmiecha. Alex z jej córką stali z boku, podobnie jak państwo White. Draco popatrzył na Evelyn chcąc zadać jej pytanie, ale ona dokładnie wiedziała co mu chodzi po głowie.
- Cóz, James spędza święta ze swoją rodziną...- powiedziała kładąc mu rękę na ramieniu. Wtedy z piętra zbiegła sześcioletnia dziewczynka, ubrana w uroczą różową sukienkę i objęła nogi matki.
- To on, mamusiu?- zapytała wpatrując się w niego wyczekująco swoimi wielkimi, szarymi oczami. Uśmiechała się słodko.
- Tak, skarbie.- odparła spokojnie Evelyn i objęła ją mocno.- Nie mogła się doczekać aż przyjdziesz...
- Jak ty wytłumaczyłaś...?
- Magia...- wzruszyła ramionami.
Dziewczynka wysunęła się z objęć matki i zbliżyła się do niego obejmując mocno, czego się kompletnie nie spodziewał. Schylił się lekko i wziął ją na ręce, na co zareagowała śmiechem i objęła go mocno, wtulając się w jego ciało.
- Jestem ciężka. Dziadek mówi że bardzo szybko rosnę!- powiedziała ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.- Na prawdę mamy takie same oczy!- dodała, mocno wczepiając się w jego koszulę, a on nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Jego oczy były mokre od łez, kiedy tulił do siebie córkę.- Czemu płaczesz?! Nie lubisz mnie?
- To ze szczęścia, księżniczko...- wyszeptał do jej ucha, tak że tylko ona była w stanie to usłyszeć. Uśmiechnęła się do niego i popatrzyła mu w oczy.
- Myślisz, że jestem księżniczką?
- Oczywiście, że tak.
- Musisz zobaczyć mój pokój!- krzyknęła, wysuwając się z jego objęć, łapiąc za rękę i ciągnąc na piętro. Otworzyła drzwi do swojego małego królestwa, wciągnęła do środka i posadziła go na łóżku. Wszystko było różowo-fioletowe, na suficie było wyczarowane gwieździste niebo, a łóżko zawalone pluszakami i poduszkami.- Jestem księżniczką! Widzisz, dziadkowie się postarali żeby mój pokój był idealny!- zaśmiała się kręcąc wokół własnej osi z rękami uniesionymi do góry.- Fajnie, że jesteś tato, wiesz?- powiedziała nagle siadając obok niego. Zamarł, słysząc z jej ust to jedno słowo.- Mamusia się uśmiecha od kiedy wróciła do domu. A ja lubię jak się uśmiecha, jest wtedy taka ładna! Tańczyła dzisiaj w kuchni! Wcześniej tego nie robiła. Powiedziała, że magia cię ocaliła i do nas wróciłeś. To dobrze, bo bardzo chciałam cię poznać! Opowiadała mi dzisiaj o tobie.- objęła go mocno, na co zareagował płaczem. Wdrapała się na jego kolana, a on zamknął ją w swoich ramionach, tuląc do swojego szczupłego ciała.- Nie płacz, tatusiu. Teraz będzie dobrze!
Popatrzył w stronę drzwi, w których stała Evelyn. Też płakała, a usta zakryte miała dłonią, żeby nie zepsuć tego momentu swoim szlochem. Podeszła i siadła obok nich. Cassie oderwała się na chwilę od blondyna i popatrzyła na matkę.
- Lubię go, wiesz?- powiedziała tak jakby go tam nie było.
- Tak, ja też.
- Miałaś rację...
- Zawsze mam rację, księżniczko.
- Tatuś też wiedział, że jestem księżniczką! Więc to musi być prawda!
Evelyn zaśmiała się cicho, wsuwając dłoń we włosy mężczyzny i gładząc jego kark.
- Czas iść na dół.- powiedziała cicho.
- Już?!- zaprotestowała dziewczynka.- Jeszcze tyle rzeczy muszę tatusiowi opowiedzieć!
- Będzie na to dużo czasu, skarbie. Wszyscy czekają na dole...

Siedział na sofie i wpatrywał się w okno, za którym prószył śnieg. Przetarł dłonią twarz i wypuścił głośno powietrze.
- To było... intensywne.- powiedział cicho.
- Mhmm...- mruknęła Evelyn siadając obok niego i wtulając się w jego bok.
- Chyba powinniśmy odpocząć...- dodał chcąc wstać i ruszyć do drzwi.
- Nie waż się wyjść, Malfoy.- zacisnęła dłoń na jego nadgarstku.- Nie pozwolę ci wrócić do jakiejś meliny. Nie pozwolę ci odejść nawet na chwilę, rozumiesz? Zostajesz ze mną i z Cassie. Myślę, że ona też nie pozwoli ci odejść.
- Ona śpi.
- Zostań... Proszę.- powiedziała ciągnąc go na kanapę. Wtuliła się w jego ciało i przymknęła oczy.

~*~

2 maja 1998
It's hard to say goodbye
- Musi gdzieś tu być!- krzyknął, idąc korytarzem i rozglądając się na boki. Na podłogach leżało jeszcze sporo ciał, których nadal nikt nie zabrał. Czuł, że coś było nie tak. Czuł, że coś się wydarzyło. Musiał ją znaleźć... Był wściekły za to co zrobiła. Miała po prostu stać i przeczekać, a nie rzucać się na Voldemorta. Skręcił po raz kolejny. Nie dało się jej ominąć, przeoczyć. Jej włosy były zbyt charakterystyczne. I wtedy ją zobaczył. Leżała na ziemi tuż przed wejściem na Wieżę Astronomiczną. Oczy miała szeroko otwarte, zastygłe w przerażeniu. Opadł na kolana i załkał głośno. To się nie mogło wydarzyć, ona nie mogła być martwa. Wziął jej bezwładne ciało w objęcia i przytulił do siebie. Jej różdżka leżała obok niej, pęknięta lekko wzdłuż rdzenia. 
- Lyn, cholera...- powiedział cicho ukrywając twarz w jej włosach, które nadal miały swój charakterystyczny zapach.- Mieliśmy to ogarnąć teraz...- krzyknął.- Nie możesz mnie zostawić... Potrzebuję cię...- wyszeptał do jej ucha, jakby liczył że to ją przywróci.
Słyszał jak jej matka i ojciec wpadli do sali i wydali z siebie głośny szloch, nie chcąc nawet podchodzić do martwego ciała córki. Kątem oka dostrzegł jej brata, który upada na podłogę i ukrywa twarz we włosach Annalise. Pansy, nie była już nawet w stanie płakać po śmierci Teodora. Wpatrywała się w nich tępo, przytulana przez Dafne. Blaise opadł obok niego i pogłaskał blondynkę po bladym policzku.
- Musiałaś zgrywać bohaterkę?- powiedział cicho, kładąc dłoń na ramieniu Malfoy'a. Obaj nie mogli powstrzymać łez, wypływających z oczu. Draco zagryzł wargę niemal do krwi, czując dłoń swojej matki na ramieniu. Nie mógł pozwolić jej odejść... Była jego drugą połówką, nie mógł bez niej żyć. Zamknął jej otwarte oczy złożył na jej zimnym czole pocałunek. 
- Do zobaczenia...- szepnął cicho starając się powstrzymać szloch. 




Koniec Części I

~*~

Następny rozdział: 16.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 26 - 'I See Her'
Polecam zaglądać i czekać. Zapewniam, że to jeszcze nie koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz