Ariana | Blogger | X X

27 lut 2016

Rozdział 24 - 'Battle'


Panic Inside Hogwarts
Wszyscy stali już w Wielkiej Sali i słuchali przemówienia Snape'a. Potter był w szkole. Każdy to wiedział, a to oznaczało jedno: zaraz rozegra się najważniejsza walka w ich życiach. Ścisnęła dłoń Blaise'a bojąc się tego co ma nastąpić. Harry wyszedł spomiędzy rzędów uczniów i stanął na wprost dyrektora. Nie słuchała. Była w takim otępieniu, że nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje. Dopiero przeszywający głos Voldemorta wyrwał ją z odrętwienia. I kiedy Pansy krzyknęła, że powinni złapać Pottera, sama nie wiedziała czy nie chciała żeby tak było. Filch zebrał Ślizgonów i zaczął zapędzać do lochów. Schowała się, żeby nie trafić tam z nimi, przeklinając w duchu pozostawienie przyjaciół.
- Potter...- warknęła dopadając Wybrańca. W jej oczach malował się strach.
- Nadal nie wiem co to jest...- powiedział sfrustrowany chłopak.- Ale to musi być w Hogwarcie. I jest związane z Roweną. 
- Szukaj w Pokoju Życzeń, Potter...- warknęła cicho.- Tam jest wszystko, czego człowiek potrzebuje.
- Dzięki, Evelyn.
- Potter...- powiedziała kiedy odszedł od niej.- Wygraj to, ok? Wykończ go. Nie każ mi żałować podjętej decyzji...- powiedziała i zniknęła za zakrętem.


Blondynka wyszła na dziedziniec, na którym stali już nauczyciele, członkowie Zakonu i kilkoro uczniów. Kiedy wielkie ożywione posągi ruszyły, aby bronić szkoły, oni zaczęli rzucać zaklęcie ochronne. Wyciągnęła różdżkę w stronę nieba i szepnęła cicho formułkę zaklęcia. 


Protego Horribilis...

Nad szkołą powstała błyszcząca powłoka, która miała odeprzeć zaklęcia Śmierciożerców i Dementorów, którzy zbierali się dookoła szkoły. Poczuła silne ramiona, które otoczyły jej ciało. Odwróciła się napięcie wtulając w ukochane ramiona brata.
- Alex...- szepnęła.
- Wolałbym, żeby cię w domu zamknęli. Nie powinnaś tu być.
- Powinnam, Alex. Muszę walczyć o to miejsce. O swoją przyszłość...

Chwilę później zaklęcia Śmierciożerców zaczęły uderzać o powłokę. Wszyscy wiedzieli, że nie wytrzyma ona długo. Każdy szykował się do walki. Walki na śmierć i życie.
Kiedy ochrona zniknęła, a poplecznicy Voldemorta zaczęli wpadać na teren szkoły, jej brat popchnął ją mocno w jej kierunku. Najchętniej zatrzasnąłby ją z najmniejszym pomieszczeniu szkoły i zaczarował, tak żeby nikt jej nie znalazł. Ale teraz nie było na to czasu.
- Uważaj!- krzyknął, widząc jak jedno z zaklęć leci w jej kierunku.- Oczy dookoła głowy, Lyn!- warknął i rzucił się do walki z atakującymi. Sama zaczęła odpierać ataki i chronić tych, którzy uciekali w kierunku jakiś bezpieczniejszych miejsc. Unikała zaklęć i obserwowała jak niektórzy upadają rażeni przeróżnymi zaklęciami. I nagle poczuła się jak rażona piorunem. Musiała... Puściła się biegiem.

Biegła, nie zwracając uwagi na otaczający ją chaos. 
Biegła, bo musiała odnaleźć tą jedną, jedyną osobę.
Biegła mijając upadających aurorów, krzyczących uczniów i śmiejących się Śmierciożerców. 
Wiedziała, że gdzieś tam jest. 
Wiedziała, że walczy. 
Nie wiedziała tylko po której stronie.
Ale musiała wiedzieć czy żyje. 
Musiała go zobaczyć chociaż z daleka. 
Był jedyną osobą, która siedziała teraz w jej głowie.
A bitwa trwała w najlepsze.

Każdy zastanawia się nad tym, jak wygląda umieranie. Nie ma tego jak sprawdzić, bo kogo zapytać? Ducha, któremu odcięto głowę? Czy tego, który sam pozbawił się życia za pomocą sztyletu? Nikt nie odpowie na pytanie: jak wygląda umieranie od zaklęcia. Co się wtedy czuje. Czy to krótki moment bólu, a potem spokój i błogostan? Czy może jednak długi proces, któremu towarzyszą wyjątkowo nieprzyjemne bodźce? Ona z całą pewnością nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Powalona zaklęciem, które ugodziło ją prosto w plecy uderzyła z impetem o podłogę, czując jak z jej ust wycieka powoli strużka krwi. Nie znała napastnika, nie wiedziała co to za zaklęcie. To co miała przed oczami powoli się zamazywało, a jej nieruchome ciało drgało raz po raz w ostatnich skurczach mięśni. Ostatnie co zobaczyła to wielkie czarne buty, tuż przed jej oczami. A potem ciemność. Mrok otulił ją i powoli pociągnął w swoje ramiona.
Czy umieranie boli?
Mogła spokojnie odpowiedzieć, że tak.

Leżała i patrzyła się w sufit. Zobaczyła twarz Dafne nad sobą.
- Jesteś cała?- spytała pomagając jej wstać.
- Tak...- szepnęła Evelyn. Myślała, że to jej koniec. Stanęła o własnych siłach i popatrzyła na przyjaciółkę.- Ja... Muszę...- powiedziała i ruszyła w przeciwnym kierunku.
- Evelyn!- krzyknęła Dafne ale tamta jej nie słyszała. Znowu puściła się biegiem odpierając ataki. I wtedy go zauważyła. Powalił kilku Śmierciożerców, którzy byli gotowi do zaatakowania kilku uczniów trzeciego roku. Stał z nim Blaise. Obaj byli poturbowani i poobijani. Kiedy stalowoszare tęczówki chłopaka spotkały się z jej niebieskimi, jakby wielki kamień spadł z ich serc. Podszedł do niej pewnym, szybkim krokiem i przycisnął do ściany, całując mocno i namiętnie, aż obojgu zabrakło tchu. Odsunął się od niej na chwilę i pogłaskał jej brudny policzek. 
- Jak to się skończy...- powiedział cicho. Złapała go za dłoń i wtuliła w nią swoją twarz.
- Już niedługo.- odparła całując go jeszcze raz. Wtedy zza zakrętu wybiegła cała grupa czarnoksiężników i zaczęła ich atakować. Odpierali ich ataki, chronili się nawzajem, czekając aż to piekło się skończy. I nagle, kiedy ich przeciwnicy leżeli nieprzytomni na ziemi, usłyszeli głos Czarnego Pana, który kazał zawiesić walki. Czekał na Harry'ego w lesie.
- Trzeba ci to opatrzyć...- szepnął Draco i ruszył razem z Evelyn do Wielkiej Sali.- Znajdziesz resztę?- zapytał Zabiniego, który skinął głową i poszedł w przeciwnym kierunku. Weszli do sali i zobaczyli ludzi, którzy siedzieli i rozpaczali po zmarłych. Rannych i załamanych. Widziała Lupina, który leżał martwy obok żony. Jej brat podniósł się z miejsca i objął ją mocno.
- Jesteś cała...- powiedział cicho ukrywając twarz w jej włosach. Spojrzał na Malfoy'a.- Draco...
- Alex...- skinął blondyn obserwując przy tym Annalise. Dziewczyna podeszła do niego i przytuliła. Pamiętał, że zawsze traktowała go jak brata, bo wiele czasu spędzał z Blaisem.
- Żyje?- wyszeptała.
- Żyje.
- Cieszę się, że jesteście cali...- uśmiechnęła się lekko i pociągnęła za sobą Alexa. Evelyn siadła na ławce i popatrzyła jak Malfoy staje nad nią i ogląda ranę na jej głowie. Zmęczenie malowało się na jej twarzy. Przejechał dłonią po jej policzku, czując że to jeszcze nie koniec. Usłyszeli jak Pansy siada obok nich.
- Widzieliście kogoś? Martwię się...- powiedziała cicho.
- Blaise ich szuka.- odparł pustym głosem Draco.
- Widziałam Dafne jakiś czas temu...- dodała Evelyn wpatrując się tępo w jego tors. Wtedy pojawił się Blaise z Dafne u boku, niosąc na rękach ciało. Blondynka łkała głośno. Evelyn wychyliła się zza blondyna, który również odwrócił się w tamtym kierunku. Jęknęła i ukryła twarz w jego koszuli. Przycisnął ją mocno do siebie, próbując stłumić jej szloch. Pansy wyrwała się ze stanu otępienia i opadła na kolana tuż obok martwego ciała Teodora. Łkała głośno, trzymając jego zimną dłoń w swojej. Evelyn czuła jak Draco czule głaszcze ją po głowie, chcąc chociaż trochę ukoić ból.
- Dołohov...- powiedział cicho Blaise siadając obok niej i łapiąc za rękę. 
Długo siedzieli w milczeniu. Nikt nie wiedział co powiedzieć i czy cokolwiek jest odpowiednie. Czarnowłosa leżała z głową na torsie Notta, Dafne zasnęła na jednej z ław, z głową na kolanach Blaise'a. Evelyn siedziała wtulona w Draco i wpatrywała się tępo w podłogę. Nagle podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia. Mruknęła coś pod nosem, że musi się przewietrzyć i zniknęła za drzwiami. 

Mężczyzna zszedł do przystani na łodzie. Jego szata rozwiana była przez wiatr, który wzmógł się w ostatnim czasie. Odsunął się w mrok, gdy wszyscy bliscy współpracownicy Voldemorta razem z nim, czekali na Pottera w lesie. Szybkim krokiem stanął przed postacią, ubraną na czarno.
- Eliksir zadziałał?- zapytał cicho, przyglądając się mężczyźnie.
- Jak widać.
- Powinieneś odpocząć. Wracaj do domu.
- Taki miałem zamiar.- warknął Snape odwracając się od niego.
- Dlaczego na to pozwoliłeś? Czemu nie powiedziałeś kto jest prawdziwym właścicielem różdżki?
- Bo jest nim młody Malfoy.- Snape zmierzył Nicholasa wściekłym wzrokiem.- Miałem mu pozwolić go zabić? On ma przed sobą całe życie i ludzi, którym na nim zależy. Ja jestem sam.
- Bo taką podjąłeś decyzję. I nie jesteś sam, Severus. Ale nie potrafisz tego dostrzec. Wracaj do siebie.- nakazał White.- Jak to się skończy przybędę do ciebie razem z Victorią.

Nie było jej, kiedy wszyscy wyszli na dziedziniec i obserwowali Voldemorta wracającego z lasu, z martwym Potterem. Nie było jej wtedy gdy Voldemort pytał kto do niego dołączy. I wtedy gdy głos jego matki, cichy i zrozpaczony przedarł się do niego i złamał jego silną wolę. I gdy szedł w ich kierunku obserwowany przez wszystkich. Złamany i przybity. Nagle, gdy Longbottom dawał swoje przemówienie, które tak rozbawiło Śmierciożerców, coś się zaczęło dziać. Białe smugi światła pojawiły się i zaczęły atakować Czarnego Pana, który kompletnie się tego nie spodziewał. Śierciożercy umieli przemieszczać się w podobny sposób, tylko zawsze ich smuga była czarna. Nagle jedna z nich się zmaterializowała i Draco zobaczył Evelyn. Zagwizdała z szaleńczym uśmiechem i uderzyła zaklęciem w nic nie spodziewającego się Voldemorta, który odleciał kilka metrów. Harry nagle otworzył oczy i upadł na ziemię. Blondyn wykorzystał moment i podbiegł podając mu różdżkę. Moment później Evelyn pojawiła się przy nich i teleportowała się z Potterem nie wiadomo gdzie. Reszta smug zmieniła się w pozostałych członków rodziny White, oraz Annalise i panią Zabini, którzy zaczęli atakować tych Śmierciożerców, którzy jeszcze nie uciekli. Poczuł jak matka ciągnie go za sobą. Poddał się i ruszył za nią.

- Zostajesz tu!- warknęła White zatrzymując się na Wieży Astronomicznej.
- Muszę walczyć!- oburzył się Harry.
- Musisz przeżyć. Tylko ty możesz zabić Voldemorta. Kupujemy czas, żeby zabić Nigini, a wtedy będziesz miał czysty strzał. Zabij go.
- Wyjaśnisz mi co tu się dzieje? 
- Rodzice złapali mnie jakieś 15 minut temu... Rozmawiali z Alexem kilka tygodni temu. Pomagają Zakonowi.- wyjaśniła pospiesznie.- Nie miałam o tym pojęcia. To było... W pewien sposób zaplanowane. Rozumiesz? Nie spodziewał się zdrady pod swoim nosem. Ja miałam cię po prostu zabrać i ukryć... A przynajmniej tyle zrozumiałam z chaotycznej wypowiedzi mojego ojca.
Usłyszeli hałas na dole.
- Zostań tutaj. Nie zgrywaj bohatera dopóki nie poczujesz że wąż nie żyje, zrozumiano?- skinął głową i zobaczył jak zbiega po schodach w dół. Nie wiedział co się z nią stało, ale kilka chwil później poczuł że ostatni Horkruks został zniszczony. 

- Tak jak planowaliśmy?- spytał James, który czekał na nią u stóp schodów.
- Tak.- powiedziała cicho.- Jesteś jedyną osobą, która wie. Musisz im potem wyznać co się stało...
Skinął głową. 



- Nie mogę...- wyrwał rękę z uścisku matki i popatrzył na nią.- Nie mogę uciekać. Ja muszę...- szepnął i rzucił się pędem w stronę szkoły. Rodzice go nie powstrzymywali. Patrzyli jak biegnie w stronę Hogwartu, szukając dziewczyny, którą kocha. 
A Hogwart płonął.







~*~

Następny rozdział: 02.03.2016, godzina 18:00
Rozdział 25 - 'Dreams' 

1 komentarz

  1. Proszę, proszę, proszę... błagam nie zabijaj Severusa...
    A tak btw... suuuper. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń