Ariana | Blogger | X X

13 lut 2016

Rozdział 20 - 'The Tale Of The Man Who Cheated Death'

Trochę się pozmieniało, ten fantastyczny szablon wykonała Ariana ze Starved Souls, za co niezmiernie dziękuję!


~*~

Szybkim krokiem szła jednym z korytarzy. W dłoni trzymała różdżkę, którą ściskała coraz mocniej jakby coś miało wyskoczyć zza zakrętu i ją zaatakować. Włosy miała zlepione i przyklejone do twarzy, po której nadal płynęła krew. Kiedy ich zaatakowali wszyscy gotowi byli na lekcje. Nikt się tego nie spodziewał. Kiedy Potter wpadł do szkoły, Snape uciekł, a cała reszta zaczęła się krzątać i szykować do walki, oni podejmowali jedną z najtrudniejszych decyzji w swoim życiu. Walczyć przeciwko swoim rodzinom? Ale było po wszystkim. Trupy leżały gęsto na podłogach. Wrogowie mieszali się z przyjaciółmi. Krew spływała po ścianach, schodach, a nawet po suficie. To była rzeź i każdy walczył z myślą, że zaraz może zginąć. Szukała znajomych twarzy z narastającym przerażeniem. Nagle potknęła się o czyjąś rękę. Spojrzała w dół i zobaczyła martwe oczy Dafne. Zaraz obok niej leżał Teodor i Pansy. Przeraziła się. Czuła, że jest źle. Że zaraz zobaczy to czego obawia się najbardziej. Nie myliła się i najgorsze koszmary właśnie się ziściły. Za rogiem zauważyła ciało Blaise'a. Rozpostarte szeroko ręce i otwarte oczy, wpatrujące się w sufit. Padła na kolana widząc kawałek dalej ciało blondyna. Załkała głośno. Wiedziała że jej rodzice i Alex nie żyją. Została sama. Zupełnie sama. Wszyscy ważni dla niej ludzie nie żyli. Złapała zimną dłoń chłopaka i przycisnęła do siebie jakby nie chciała mu pozwolić odejść. Tylko, że jego już nie było. Usłyszała za sobą kroki. Wiedziała do kogo należą. Podniosła się i z podniesioną głową spojrzała na czarownika. 
- Tak to jest... Jak wybiera się walkę po złej stronie...- wysyczał Voldemort. Nie bała się. Strach by go jedynie usatysfakcjonował.- Avada Kedavra.

Uniosła się zlana potem i oddychając szybko. Te koszmary ją wykańczały. Nie wysypiała się, bo za każdym razem bała się po raz kolejny zamknąć oczy. Leżała dłuższą chwilę próbując chociaż uspokoić oddech. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 5 rano. Nie było sensu nawet próbować znowu usnąć. Podniosła się z łóżka i poszła wziąć szybką kąpiel i przygotować się do lekcji. Dormitorium opuściła wcześniej niż pozostali, chcąc wejść do Biblioteki. Nie było już Działu Ksiąg Zakazanych. Teraz wszystkie książki były dla nich dostępne. Szukała jednego z tytułów czarnomagicznych, które skupiały się na eliksirach. Od kilku tygodni profesor Moore nie dawał jej spokoju. Przez większość każdej lekcji się w nią wpatrywał i zawsze oczekiwał, że to jej uda się zrobić najlepszy eliksir bądź truciznę. Kompletnie nie rozumiała o co mu chodzi, ale wywierał na niej taką presję, że fakt jak była wychowana sprawiał, że chciała jego wymaganiom sprostać. Zabrała dwie książki i ruszyła z powrotem do sypialni, żeby je tam zostawić. Pech chciał, że zderzyła się z kimś i wielkie tomiszcza wylądowały z hukiem na ziemi.
- Przepraszam...- warknęła nieprzyjemnym tonem i spojrzała na osobę z którą się zderzyła. Ciemne oczy nauczyciela lustrowały jej twarz dokładnie.
- Panna White... Co pani robi tak wcześnie na korytarzu?- zapytał beznamiętnym głosem James, podnosząc książki i patrząc na tytuły. Uśmiechnął się drwiąco oddając jej obie.
- Chyba już zna pan odpowiedź.
- Oh, ojciec wspominał że jest pani wyjątkowo ambitna. Cóż, cieszę się że pani tak się stara na moje zajęcia. Proszę uważać...- powiedział nachylając się nad nią, tak że ich wargi dzieliły centymetry.- Następnym razem może pani trafić na mniej przyjaznego nauczyciela.
- Nie nazwałabym pana przyjaznym...- szepnęła spoglądając na Mroczny Znak.
- Pozory czasem mylą. A teraz proszę wrócić do sypialni i stawić się na śniadaniu razem z innymi...- warknął i odsunął się od niej. Ruszyła pewnym krokiem w stronę lochów, nie odwracając się ani razu w jego kierunku.

-... Dziwny jest. I rozmawiał z moim ojcem na mój temat.- jęknęła, kiedy razem z Teodorem i Blaisem siedzieli na śniadaniu. Pansy zajęta była rozmową z Dafne, dlatego nie słyszała jak jej przyjaciółka narzeka na ich nauczyciela eliksirów.
- Przyznam, że zachowuje się dziwnie...- odparł Teodor.- Cały czas się na ciebie gapi i od ciebie więcej wymaga.
- Posłuchajcie, on może mieć co najwyżej 34 lata. Byłam w Bibliotece i szukałam go w spisie uczniów Hogwartu z tamtych lat. Nikt o imieniu James Moore nie uczęszczał do naszej szkoły.- szepnęła nachylając się w ich stronę.
- To dziwne. Może jest młodszy, albo starszy tylko nieźle się trzyma...- zaczął zastanawiać się Blaise.
- Przejrzałam roczniki na przestrzeni 30 lat. Coś mi w tym nie pasuje. Dzisiaj przejrzę jeszcze starsze.
- Lyn on musiałby...
- Pamiętacie jak na lekcji mówił o życiu wiecznym?- spytała z błyskiem w oku.- A co jeśli on znalazł na to sposób?
- Popadasz w paranoję.- powiedział Zabini.- Spytaj Malfoy'a. Może on coś wie na jego temat.
- Nie.- odparła stanowczym głosem.- Niech Malfoy zajmie się sobą. Sama to rozgryzę...- warknęła podnosząc się i wychodząc z Wielkiej Sali.

Do Biblioteki poszła zaraz po lekcjach. Miała wolne jakieś 2 godzin, zanim powinna zrobić obchód korytarzy. Zebrała kolejne roczniki, które planowała przejrzeć i kilka książek, które miały posłużyć za przykrywkę, gdyby ktoś tu przyszedł. Chociaż ostatnio mało kto zapuszczał się do Biblioteki. Śledziła kolejne lata, będąc coraz bardziej zaniepokojoną brakiem Moora, w którymkolwiek z nich. Doszła do absolwentów z 1945 roku. Znalazła wśród nich Riddle'a, który gdyby nie fakt kim się stał, byłby całkiem przystojnym chłopakiem. Tracił jednak na uroku, kiedy człowiek uświadamiał sobie że to sam Voldemort. I chwilę później zamarła. Kilka zdjęć dalej, znalazła zdjęcie zawadiacko uśmiechającego się chłopaka. 
James Moore... 1938-1945
Nie było to możliwe, że ten człowiek to ten sam który ich uczy. Miałby teraz jakieś 71/72 lata... Ale wyglądał identycznie jak uczeń na zdjęciu.
- Widzę, że poznałaś mój mały sekret...- usłyszała za sobą, chwilę przed tym jak straciła przytomność.

~*~

Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Głowa ją bolała, a w nozdrza wdzierał się ostry zapach, którego nie potrafiła skojarzyć z niczym znanym. Pokręciła nosem i podniosła się lekko rozglądając po pomieszczeniu pełnym fiolek i kociołków. Próbowała się podnieść, ale opadła na ziemię z jękiem, gdyż ból był zbyt duży.
- Nie powinnaś robić gwałtownych ruchów.- usłyszała z oddali.
- Co ty nie powiesz...- warknęła patrząc na Moore'a. Złapała się za głowę i powoli podniosła.- Wyjaśnisz mi o co tu chodzi?
- Cóż, odkryłem sposób na życie wieczne.- zaśmiał się głośno.
- Chcesz w tym pomóc Voldemortowi? 
- Zależy co zaproponuje w zamian. Skarbie, słyszałaś jak mówiłem, że nasze umiejętności są najważniejsze... Ja je wykorzystuje żeby przeżyć.
- Czyli zniżasz się do jego poziomu, żeby uratować własną dupę?
- Powiedzmy, ze Czarny Pan nie da się pokonać tak łatwo...- zaśmiał się szaleńczo.
- Jesteś chory.- jęknęła z obrzydzeniem.- Po co mnie tu zabrałeś?
- Żeby ci o tym opowiedzieć. Żebyś zrozumiała.
- Może od razu mnie zabij.
- Żeby potem mnie wykończył twój ojczulek?- zadrwił.- Oh tak, twój tatuś to psychol, jeśli chodzi o jego własne dzieci. Tak pogruchotał Carrow'a po tym jak torturował twojego braciszka, że prawie mi było go żal. Cóż, ty jesteś za ładna, żeby cię pozbawić życia...
- Czuję się zaszczycona... Dlatego tak mnie obserwujesz na lekcjach? Bo jestem ładna?
- Nie. Obserwuję cię bo mi kogoś przypominasz.
- Ohoho! Chcę wiedzieć?
- Czy to nie oczywiste?- spiorunował ją wzrokiem.
- Chciałam to usłyszeć od ciebie.
- Dobra, opowiem ci historię o człowieku, który oszukał śmierć... Pod jednym warunkiem. Nie przerwiesz mi.- warknął, siadając na przeciwko niej. Skinęła głową na potwierdzenie i utkwiła w nim wzrok.

- Urodziłem się w 1926 roku. Dorastałem w arystokratycznej, magicznej rodzinie, w której czarna magia była na porządku dziennym. Ojciec był świetnym alchemikiem, więc szkolił mnie poza szkołą, kazał dużo czytać i trenować, żebym kiedyś potrafić uwarzyć wszystko. W wieku 11 lat rozpocząłem naukę w Hogwarcie. Trafiłem do Slytherinu i szybko znalazłem sobie kilku przyjaciół, którzy byli jak ja. Milczący, mroczni, niebezpieczni. Nie trudno się domyślić, że Tom Riddle był jednym z nich. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt często, ale trzymaliśmy się razem. Tak było wygodniej. 
Kiedy Riddle zaczął tworzyć Horkruksy, kiedy zaczął zbierać wokół siebie zaufanych ludzi, kiedy zaczął tworzyć armię, byłem pierwszą osobą, do której się zgłosił. Widział jak wyglądam, wiedział że znalazłem sposób na zatrzymanie czasu. Chciał żebym mu przygotował dawkę. Ale... Nie ma nic za darmo. Powiedziałem, że jak sobie zasłuży na eliksir, to wtedy mu go przygotuję. Dlatego mi nadskakiwał. Byłem jedyną osobą, dla której zrobiłby wszystko. Tak desperacko mnie potrzebował. Eliksir przedłużający życie, eliksir wzmacniający... Proszę bardzo, byłem w stanie uwarzyć wszystko. Oprócz... Eliksiru, który przywraca życie i takiego, który chroni przed zabiciem nas. Rozumiesz? Mogę przedłużać życie, ale jeśli ktoś mnie zepchnie z klifu, albo uderzy Klątwą Śmierci to nic mnie nie uratuje. Voldemort chciał żebym coś wymyślił. Żeby się mógł jeszcze bardziej zabezpieczyć przed śmiercią. Popadł w paranoję. Chciał mieć plan B na wypadek gdyby... A ja dostawałem to czego chcę. Robił dla mnie wszystko. Miałem wszystko czego potrzebowałem. Chronił mnie. A ja miałem wygodne życie.
I tylko jednej rzeczy mi brakowało. Miłości. I nie, nie chciałem fałszywego uczucia, zbudowanego na pojeniu drugiej osoby eliksirem. Kochałem... Raz. W szkole, poznałem piękną dziewczynę. Byliśmy szczęśliwi, planowaliśmy wspólną przyszłość... Jednak kiedy wyznałem jej prawdę o eliksirze, kiedy zaproponowałem nieśmiertelność ze mną... Ona mnie zostawiła. Nie winię jej. Na początku byłem wściekły, ale potem zrozumiałem, że ona nie chciała takiego życia, a ja nie chciałem jej słuchać. Miała szczęśliwe życie. Kochającego męża dziecko. Wnuki. A mi odpowiada takie życie. Cóż... Nazwij mnie nieczułym, nazwij mnie samotnikiem, ale taki już jestem. I nikt nigdy nie wie jaką podejmę decyzję... Jeśli uznam, że pomoc Czarnemu Panu jest bardziej opłacalna... To nikt mnie nie powstrzyma przed znalezieniem sposobu, aby przeżył... Nie obiecuję że mi się to uda, ale...

Wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami, uświadamiając sobie kilka faktów.
Po pierwsze: ten człowiek był egoistom do potęgi entej. Nikt nigdy nie był większym, zadufanym w sobie, zaspokajającym swoje potrzeby bez względu na wszystko palantem.
Po drugie: był w stanie znaleźć sposób, na przedłużenie życia Voldemorta. Być może potrafił nawet w końcu odkryć jak wskrzeszać zmarłych. I z całą pewnością, Czarny Pan oferował mu wszystko czego chciał, dlatego z nim współpracował.
Po trzecie: to co najbardziej nią wstrząsnęło to fakt, że słyszała już wcześniej o nim, ale dopiero teraz sobie to uświadomiła. Bo kobietą, którą kochał była jej babka, która opowiadała, że ten człowiek to nieprzewidywalny socjopata, który jest zdolny do wszystkiego.






~*~
Następny rozdział: 17.02.2016, godzina 18:00
Rozdział 21 - 'Let's Destroy Christmas'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz