Kiedy rozchylił oczy, już jej nie było. Za to w nogach spał duży, biały kot. Popatrzył na niego swoimi niebieskimi oczami, zeskoczył z gracją i opuścił pokój. Jak zawsze... Kiedy on się budził, kot wychodził. Podniósł się i przetarł twarz dłonią i poszedł sprawdzić gdzie podziała się Evelyn. Ku jego zaskoczeniu, jej pokój był pusty, a kot... spał na łóżku. Wzruszył ramionami i z głośnym ziewnięciem wszedł do łazienki. Wyglądał marnie. Nie mógł zaprzeczyć, że każdy kolejny tydzień dodawał mu zmartwień i psuł wygląd. Skóra poszarzała, włosy zaczęły mocniej wypadać, a policzki się zapadły. Oczy miał przekrwione i wyglądał na chorego. Zresztą większość osób zdążyła zauważyć, że dzieje się z nim coś niedobrego. Coraz częściej milczał i uciekał spłoszony, zamiast odpowiadać na pytania. Tylko wieczory pozwalały mu zapomnieć o tych wszystkich zmartwieniach. Noce z blondynką były dla niego oderwaniem od rzeczywistości. Nawet wtedy, kiedy ledwo żywa padała na łóżko i odwracała się tyłem, jakby chciała coś ukryć. Nawet wtedy gdy znikała w środku nocy, pozostawiając go samego. Nawet wtedy te wspomnienia trzymały go przy zdrowych zmysłach. I tak bardzo żałował, że nie ma nic więcej do zaoferowania. Przeczesał mokrymi rękami włosy, które ułożyły się w standardową fryzurę. Założył koszulę, krawat i szatę. Zabrał jakieś książki, nie do końca wiedząc, które są mu potrzebne. Wsadził je do torby i ruszył na lekcje. Wpadając przy okazji na Weasley'a.
- Uważaj jak łazisz...- warknął do niego i minął, opuszczając dormitorium.
- Czy ja się przesłyszałem, czy nie padło żadne obraźliwe przezwisko?- powiedział Rudzielec do Hermiony, która właśnie do niego podeszła.
- Ronald, nie widzisz w jakim on jest stanie?
- Może zaczęłaś mu współczuć?- obruszył się Gryfon.
- Nawet najgorszy człowiek zasługuje na współczucie. Nie rzucę się mu na pomoc, ale nie mam zamiaru wchodzić mu w drogę. Daj mu spokój Ron, najwyraźniej w jego życiu dzieje się coś złego.- dodała zostawiając go osłupiałego na środku korytarza.
~*~
Stała pod jedną z półek w bibliotece i przeglądała książki, po czym czyściła je z kurzu i wsuwała na miejsce. Te, które były w stanie nie nadającym się do korzystania, miała odkładać na bok, bo szły do naprawy. Pierwsza godzina minęła dość szybko, dopiero teraz zaczęła odczuwać, że ma dość.
- Mam po...- zamarł chłopak patrząc na nią, po czym wydał z siebie głośny jęk.- Ty?!
- Ty?! Na Merlina, tak mnie pokarali, że mam spędzać mój szlaban z tobą?!
- I vice versa, White. Nie mam ochoty na to, ale cóż poradzić?
Przyjrzała się czarnowłosemu chłopakowi.
- Ehh... Weź tamtą stronę półki. Tam jest zbiór tych, które trzeba naprawić. Resztę przeczyścić i na półkę...- powiedziała wracając do swojego wcześniejszego zajęcia.
- Czemu?
- Co czemu, Potter?
- Czemu taka jesteś?
- Oczekujesz zwierzeń? Dlaczego myślisz, że nagle najdzie mnie na nie ochota? I to jeszcze przy tobie.
Wzruszył ramionami nie patrząc na nią.
- Czasem się zbiera na zwierzenia... Tak po prostu.
- Oh, no tak, to twoja aura, tak działa?
- Zapomnij, White.- warknął.- Nie musisz. Możemy przesiedzieć dwie godziny w ciszy.
- Myślisz, że wiesz jak to jest? Myślisz, że rozumiesz to wszystko? Nic nie wiesz i nic nie rozumiesz. Takie życie to koszmar, z którego nijak możemy się obudzić. Ciągłe oczekiwania i strach. A wy mądrale, wielcy wybrańcy, dzielne dzieci, myślicie że rozumiecie. Gówno wiecie. Was nagrodzą, będą wychwalać pod niebiosa, a nam co pozostaje? Jesteśmy naznaczeni. Już zawsze będziemy tylko dziećmi Śmierciożerców.
- Każdy ma wybór.
- Nie każdy. Wiesz jak wygląda życie tych którzy odmówili? Albo giną, albo ciągle uciekają. Żyją jak szczury, chowają się w ściekach i modlą o przeżycie kolejnego dnia. Jak mamy stanąć przeciwko swoim rodzicom, tym, którzy nas wychowali? Może nie są najczulszymi ludźmi na świecie, ale nas kochają, poświęcają wszystko, żebyśmy my mogli normalnie żyć. Wystarczy jeden ich błąd, a to my ponosimy konsekwencje.
- Możecie przejść na dobrą stronę, bo jesteśmy w stanie was ochronić...
- Jesteś tego pewny, Potter? Czym ma być ta dobra strona, gdy od dziecka wpajane są jakieś wartości? Skąd mamy wiedzieć że to złe i niepoprawne, kiedy nikt nam nie powiedział że jest jeszcze druga strona. Dla nas to, że czysta krew jest najważniejsza, a arystokracja stoi ponad wszystkimi jest czymś naturalnym. A kiedy przestanę się bać, że Czarny Pan zabije mnie, moich rodziców i brata, może zacznę się zastanawiać co dalej. Może zacznę planować swoją przyszłość, myśleć o tej drugiej stronie. Na razie bezpieczniejsze jest takie życie. Dla nas wszystkich...
- Twoi rodzice kiedyś podjęli złą decyzję, prawda?
Westchnęła głośno opadając na półkę i siadając na niej.
- A ich dzieci za to płacą. Ale myśleli, że tak będzie lepiej. Że Voldemort wygra, a oni nas obronią. Dobrze wiesz, co się dzieje z tymi, którzy mu odmawiają. Twoi rodzice to zrobili, a ty zostałeś sierotą.
- Dlatego Malfoy wygląda jak chory? Dlatego łazi do Pokoju Życzeń? Coś...
- Na to pytanie nie odpowiem. To co się dzieje w jego życiu i głowie to tylko jego sprawa. Ale wierz mi, że ma z nas wszystkich najgorzej. I ma w życiu naprawdę napaprane, przez złe decyzje rodziców... Po prostu następnym razem, pomyśl że takie zachowanie wynika ze strachu i oczekiwań...
~*~
Ściągnęła z siebie bluzkę i poczuła jak składa pocałunki na jej płaskim brzuchu. Jęknęła głośno i przyciągnęła go do siebie całując namiętnie i przewracając ich na łóżko.
- Zdecydowanie...- powiedział między pocałunkami, siłując się z jej zapięciem jej spodni.- Sex z przyjaciółką... Jest dużo lepszy... Niż sex z przypadkową dziewczyną...
- Czarujący jesteś jak cholera, Malfoy...- zaśmiała się i pocałowała go znowu, czując jak się na niej kładzie, ale nie zdaje się być za ciężki. Nagle przerwało im donośne pukanie do drzwi. Evelyn podniosła się, zapięła rozporek i założyła bluzkę, którą chwilę temu z siebie ściągnęła. Zerknęła przez ramię na Malfoy'a, który zapiął koszulę i rozłożył się na jej łóżku wygodnie. Otworzyła wściekła drzwi i zmierzyła brązowowłosą Gryfonkę morderczym spojrzeniem.
- Padma wylądowała w Skrzydle Szpitalnym i Anthony jest z nią. Ernest i Hanna mieli wczoraj obchód, dlatego zdecydowaliśmy, że dzisiaj wy idziecie na wieczorny patrol...- powiedziała Hermiona, uważnie obserwując blondyna, który podszedł do Evelyn. Sam fakt, że był w jej pokoju nie powinien Gryfonki dziwić. Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka się przyjaźni i że ich relacja jest dziwna i dla niej niezrozumiała, ale kiedy podszedł do niej, kładąc dłoń na jej pośladku, a po chwili obejmując, przyciskając mocno do swojego ciała, oczy Hermiony rozszerzyły się i zaszokowana wpatrywała się w nich. Oni natomiast na twarzach wymalowaną mieli niechęć i zniesmaczenie.
- Czy to wszystko, Granger?- warknęła blondynka niezadowolona.
- Tak...- wyjąkała po chwili, czerwieniąc się i uciekając od nich.
- Mam wrażenie, że ta dziewczyna zostanie dziewicą do końca swoich dni...- powiedział Draco zatrzaskując drzwi i przyciskając do nich Evelyn. Oparł dłonie po obu stronach jej głowy. Zaśmiała się głośno, całując go namiętnie.
~*~
Wszyscy siedzieli i konsumowali posiłek, rozmawiając przy tym z ożywieniem. W najbliższy weekend mieli iść do Hogsmade, a w następny zorganizować Bal Duchów z okazji Halloween. On, z głową opartą na dłoni i nieobecnym wyrazem twarzy, wpatrywał się w ścianę przed sobą. Nic do niego nie docierało, oprócz zniekształcony dźwięków Wielkiej Sali. Poczuł dłoń na ramieniu.
~*~
Ściągnęła z siebie bluzkę i poczuła jak składa pocałunki na jej płaskim brzuchu. Jęknęła głośno i przyciągnęła go do siebie całując namiętnie i przewracając ich na łóżko.
- Zdecydowanie...- powiedział między pocałunkami, siłując się z jej zapięciem jej spodni.- Sex z przyjaciółką... Jest dużo lepszy... Niż sex z przypadkową dziewczyną...
- Czarujący jesteś jak cholera, Malfoy...- zaśmiała się i pocałowała go znowu, czując jak się na niej kładzie, ale nie zdaje się być za ciężki. Nagle przerwało im donośne pukanie do drzwi. Evelyn podniosła się, zapięła rozporek i założyła bluzkę, którą chwilę temu z siebie ściągnęła. Zerknęła przez ramię na Malfoy'a, który zapiął koszulę i rozłożył się na jej łóżku wygodnie. Otworzyła wściekła drzwi i zmierzyła brązowowłosą Gryfonkę morderczym spojrzeniem.
- Padma wylądowała w Skrzydle Szpitalnym i Anthony jest z nią. Ernest i Hanna mieli wczoraj obchód, dlatego zdecydowaliśmy, że dzisiaj wy idziecie na wieczorny patrol...- powiedziała Hermiona, uważnie obserwując blondyna, który podszedł do Evelyn. Sam fakt, że był w jej pokoju nie powinien Gryfonki dziwić. Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka się przyjaźni i że ich relacja jest dziwna i dla niej niezrozumiała, ale kiedy podszedł do niej, kładąc dłoń na jej pośladku, a po chwili obejmując, przyciskając mocno do swojego ciała, oczy Hermiony rozszerzyły się i zaszokowana wpatrywała się w nich. Oni natomiast na twarzach wymalowaną mieli niechęć i zniesmaczenie.
- Czy to wszystko, Granger?- warknęła blondynka niezadowolona.
- Tak...- wyjąkała po chwili, czerwieniąc się i uciekając od nich.
- Mam wrażenie, że ta dziewczyna zostanie dziewicą do końca swoich dni...- powiedział Draco zatrzaskując drzwi i przyciskając do nich Evelyn. Oparł dłonie po obu stronach jej głowy. Zaśmiała się głośno, całując go namiętnie.
~*~
Wszyscy siedzieli i konsumowali posiłek, rozmawiając przy tym z ożywieniem. W najbliższy weekend mieli iść do Hogsmade, a w następny zorganizować Bal Duchów z okazji Halloween. On, z głową opartą na dłoni i nieobecnym wyrazem twarzy, wpatrywał się w ścianę przed sobą. Nic do niego nie docierało, oprócz zniekształcony dźwięków Wielkiej Sali. Poczuł dłoń na ramieniu.
- Jedz!- usłyszał głos obok siebie. Odwrócił pusty wzrok w jego kierunku.
- Nie jestem głodny, White.
- Zaraz wepchnę ci to jedzenie siłą...
- Uroczo...- odwrócił wzrok i znowu popatrzył na ścianę. Położyła mu dłoń na kolanie, chcąc dodać mu otuchy, jednak po chwili zabrała dłoń i wróciła do jedzenia.
- Szafka bez zmian?- szepnęła nie odrywając się od jedzenia. Pokręcił przecząco głową.
- Wpadłam na pewien pomysł...- powiedziała cicho.
- Chodź ze mną do Hogsmade...- stwierdził, jakby nagle go oświeciło. Zmarszczyła brwi, analizując za i przeciw.- Będziemy mogli porozmawiać poza szkołą...
Wzruszyła ramionami.
- Planowałam nie iść.
- Nie planowałaś też się ze mną przespać, a teraz robisz to codziennie...- wytknął, na co spiorunowała go wzrokiem.- Nikt nie słucha. Poza tym nie wiem czy wiesz, ale już zaczynają o nas plotkować, skarbie.
- Niech ci będzie.- warknęła wstając z miejsca i opuszczając salę. Nie wiedziała, że ich przyjaciele analizują ich zachowanie bardzo intensywnie, od kilku tygodni. Kiedy i blondyn wyszedł z kolacji, Zabini odwrócił się do Notta.
- Nie rozumiem... To znaczy, wiem że leciał na nią od... trzeciego roku. Ale ta dwójka nigdy nie zamieniła ze sobą więcej niż jednego zdania...- powiedział Blaise dopijając sok.
- Czy ktoś, kiedykolwiek zrozumiał Malfoy'a? Dobrze wiemy, że coś się stało w te wakacje w jego domu. Nie mam pojęcia, czemu akurat jej postanowił zaufać, skoro niemal jej nie zna.
Czarnoskóry wgapił się w swoją kolację.
- Nie to, że jestem zazdrosny ale... mam przeczucie, że to się źle skończy.
- Zabini!- krzyknęła podbiegając do niego z szerokim uśmiechem.- Gdzie masz swojego tlenionego kumpla?- spytała, nasuwając czapkę na głowę i rozcierając dłonie ukryte w rękawiczkach. Blaise spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Byli jednymi z nielicznych, którzy zostali w Hogwarcie i nie poszli do Hogsmade. Ona, bo nie chciała, on bo jako trzecioroczny musiał mieć pozwolenie. A jego zabiegana matka jak zwykle zapomniała go podpisać.
- Jeszcze moment, a zacznę podejrzewać, że Draco ci się podoba.
- No coś ty!- obruszyła się, ale na jej twarzy pojawiły się rumieńce.- Po prostu ostatnio trudno cię złapać samego. Jesteście jak swoje własne cienie...- zaczęła się szybko tłumaczyć. Nic to jednak nie dało, bo język jej ciała i nagle przyspieszony oddech mówił wszystko za nią. Jego przyjaciel naprawdę jej się podobał.
Szli w milczeniu. Każde zatopione w swoich własnych myślach. Jej czarne, nieprzyzwoicie drogie botki rozpryskiwały błoto dookoła. Zniesmaczona stwierdziła, że czeka ją intensywne czyszczenie.
- Pomyślałam o klątwie...- powiedziała nagle, przerywając ciszę. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.- Przekazać komuś przedmiot, żeby przekazał go jeszcze komuś innemu, a ten dał go Dumbledorowi. Klątwa śmiertelna i sprawa załatwiona...
- Czemu mi pomagasz? Chcesz mieć krew na rękach?
- Co dwie głowy to nie jedna...- wzruszyła ramionami, czując że jej ciało zaczyna bezwładnie lecieć w stronę ziemi. Malfoy był szybszy i złapał ją w ostatniej chwili, chroniąc przed bolesnym upadkiem.
- Ale z ciebie niezdara.
- Przepraszam, panie idealny.- skrzywiła się wyrywając z jego objęć.- Wiesz, nie planowałam iść do Hogsmade.
- Wiem.
- Skąd niby?
- Nigdy nie chodzisz...
- To czemu mnie tu ciągniesz?
Wzruszył ramionami i przybliżył się do niej.
- Jesteś cholernie tajemniczy, Malfoy...
- Lubię z tobą przebywać.
- To prawie jak wyznanie miłosne. Uważaj, bo jeszcze się zakochasz...
- Ja się nie zakochuję.
- Ah tak, zapomniałam. Ty się tylko pieprzysz...- powiedziała z lekkością, jakby jej to nie ruszało. Ale ruszało.
- Tak jest łatwiej.
- Niby jak ma to cokolwiek ułatwiać?
- Nie wybaczyłbym sobie skrzywdzenia osoby, którą kocham. A tak to się skończy. Ona stanie się tarczą, która oberwie za to, że ja popełnię błąd...
- Masz klapki na oczach, Malfoy. Nie wiesz, że czasem miłość wszystko prostuje?
- Nie ma co prostować... Sprawa jest już prosta.
- Powiedz mi, jak sobie wyobrażasz swojego ojca, gdyby nie twoja matka? Myślisz, że zachowywałby się tak jak teraz? Desperacko próbując ją uratować? Że nie popadłby w obłęd jak inni? Ślepo zapatrzeni w Voldemorta jak Crouch, Bellatrix czy Carrow. Gdyby nie ona, gdyby nie to że ją kocha i ona go trzyma z dala od postawienia ostatniego kroku, gdyby nie ty i to że się martwi, to już dawno zabijałby w imię Czarnego Pana. Tak jak ci, którzy są sami...- warknęła przyspieszając.
- Ale ja nie jestem sam... Mam ciebie.- powiedział podbiegając do niej.
- Oh, uważaj bo się wzruszę... Ale tu nie ma uczuć! Nie starasz się być lepszy, nie ruszyłbyś żeby mnie ratować. Opierasz się na przyjemności, a to jedynie złudne uczucie, że trzymam cię na powierzchni. Tak naprawdę Malfoy, topisz się. I jeśli się w porę nie obudzisz i nie pozwolisz sobie na pozytywne uczucia, silne uczucia... To skończysz martwy na dnie. Wyprany ze wszystkich uczuć, gotów zabić w imię innego czarownika. Przyjaźń i miłość to to, co daje siłę, a ty odpychasz od siebie wszystkich. Siłą muszę cię zmuszać do rozmowy. A co z Balisem? Co z Pansy? Kiedy ostatni raz z nimi rozmawiałeś? Zrozum wreszcie, że sam nic nie zrobisz... Nie możesz żyć w takim zawieszeniu!- oburzyła się odwracając napięcie w jego kierunku.
- I co ja mam zrobić? Pozwolić żeby zabił moją rodzinę? Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Albo zostanę mordercą, albo stracę bliskich. Mam otoczyć się wianuszkiem ludzi, którzy albo będą opłakiwać mój wyrok w Azkabanie, albo śmierć? Mam skazać na to innych? Gdy nikt, nie będzie mnie żałował jest łatwiej...
- Oh, zostań sam jak palec, odetnij się od wszystkich... Nie pojmujesz, że ludzie są w stanie pomóc? Że są silniejsi niż sobie uroiłeś w tej tlenionej łepetynie?! I tak, masz rację, z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Ale nie musisz siedzieć w tym zupełnie sam...
- Nawet nie wiem, czy jestem w stanie się zakochać...
- Każdy jest... Trzeba się tylko na to otworzyć...- powiedziała cicho odchodząc od niego wolnym krokiem.
~*~
-... moi drodzy. Dzisiaj uwarzymy Amortencje.- powiedział Slughorn patrząc na swoich uczniów i uśmiechając się szeroko. Evelyn skrzywiła się mocno, zerkając na Malfoy'a, który siedział z policzkien opartym na dłoni i nad czymś dumał. Podniósł wzrok dopiero, jak z hukiem postawiła na blacie składniki.
-Pomożesz mi, czy mam to zrobić sama?- warknęła. Oderwał się od wcześniejszego zajęcia i pomógł jej dolewać i wrzucać kolejne składniki. W końcu po niemal godzinie, z ich kociołka unosiły się opary w kształcie spirali.
- Fantastycznie! To teraz sprawdźmy... Panno White, co pani czuje?- powiedział nauczyciel podchodząc do nich.
- Hmmm...- nachyliła się nad eliksirem i wciągnęła powietrze.- Jałowiec... zapach drzew iglastych, ohh żywica czystek i...- zawahała się chwilę, wyczuwając kolejny bardzo charakterystyczny zapach, znany jej z własnej łazienki.- Szampon do włosów...- zmarszczyła brwi. Wiedziała z kim kojarzą jej się te zapachy, bo niemal codziennie je wdychała. Skrzywiła się odganiając myśli, bo przecież las był oazą spokoju, w której mogła być sama ze sobą, nie musiało to od razu oznaczać charakterystycznych i osobliwych perfum jej sąsiada. A w pokoju czuła się po prostu dobrze, a takie zapachy wyczuwała każdego poranka, kiedy Malfoy wychodził spod prysznica. Poza tym te zapachy łączyły się z jeszcze jednym, o którym wolała nie wspominać. Delikatny zapach potu, towarzyszący ich wspólnym nocom. Chyba mogła się tego spodziewać...
- A pan panie Malfoy?
- Skóra... Ale taka, z której robi się ubrania, bardzo wyraźna...- zawiesił na chwilę głos.- Zapach mydła...- skrzywił się nie do końca rozumiejąc co właśnie wdycha. I wtedy pojawił się najbardziej charakterystyczny zapach ze wszystkich, którego nie mógł pomylić z innym, a który bardzo subtelnie lawirował między pozostałymi. Delikatny, przyjemny zapach kociego futra.
Czarnoskóry wgapił się w swoją kolację.
- Nie to, że jestem zazdrosny ale... mam przeczucie, że to się źle skończy.
~*~
- Zabini!- krzyknęła podbiegając do niego z szerokim uśmiechem.- Gdzie masz swojego tlenionego kumpla?- spytała, nasuwając czapkę na głowę i rozcierając dłonie ukryte w rękawiczkach. Blaise spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Byli jednymi z nielicznych, którzy zostali w Hogwarcie i nie poszli do Hogsmade. Ona, bo nie chciała, on bo jako trzecioroczny musiał mieć pozwolenie. A jego zabiegana matka jak zwykle zapomniała go podpisać.
- Jeszcze moment, a zacznę podejrzewać, że Draco ci się podoba.
- No coś ty!- obruszyła się, ale na jej twarzy pojawiły się rumieńce.- Po prostu ostatnio trudno cię złapać samego. Jesteście jak swoje własne cienie...- zaczęła się szybko tłumaczyć. Nic to jednak nie dało, bo język jej ciała i nagle przyspieszony oddech mówił wszystko za nią. Jego przyjaciel naprawdę jej się podobał.
~*~
Szli w milczeniu. Każde zatopione w swoich własnych myślach. Jej czarne, nieprzyzwoicie drogie botki rozpryskiwały błoto dookoła. Zniesmaczona stwierdziła, że czeka ją intensywne czyszczenie.
- Pomyślałam o klątwie...- powiedziała nagle, przerywając ciszę. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.- Przekazać komuś przedmiot, żeby przekazał go jeszcze komuś innemu, a ten dał go Dumbledorowi. Klątwa śmiertelna i sprawa załatwiona...
- Czemu mi pomagasz? Chcesz mieć krew na rękach?
- Co dwie głowy to nie jedna...- wzruszyła ramionami, czując że jej ciało zaczyna bezwładnie lecieć w stronę ziemi. Malfoy był szybszy i złapał ją w ostatniej chwili, chroniąc przed bolesnym upadkiem.
- Ale z ciebie niezdara.
- Przepraszam, panie idealny.- skrzywiła się wyrywając z jego objęć.- Wiesz, nie planowałam iść do Hogsmade.
- Wiem.
- Skąd niby?
- Nigdy nie chodzisz...
- To czemu mnie tu ciągniesz?
Wzruszył ramionami i przybliżył się do niej.
- Jesteś cholernie tajemniczy, Malfoy...
- Lubię z tobą przebywać.
- To prawie jak wyznanie miłosne. Uważaj, bo jeszcze się zakochasz...
- Ja się nie zakochuję.
- Ah tak, zapomniałam. Ty się tylko pieprzysz...- powiedziała z lekkością, jakby jej to nie ruszało. Ale ruszało.
- Tak jest łatwiej.
- Niby jak ma to cokolwiek ułatwiać?
- Nie wybaczyłbym sobie skrzywdzenia osoby, którą kocham. A tak to się skończy. Ona stanie się tarczą, która oberwie za to, że ja popełnię błąd...
- Masz klapki na oczach, Malfoy. Nie wiesz, że czasem miłość wszystko prostuje?
- Nie ma co prostować... Sprawa jest już prosta.
- Powiedz mi, jak sobie wyobrażasz swojego ojca, gdyby nie twoja matka? Myślisz, że zachowywałby się tak jak teraz? Desperacko próbując ją uratować? Że nie popadłby w obłęd jak inni? Ślepo zapatrzeni w Voldemorta jak Crouch, Bellatrix czy Carrow. Gdyby nie ona, gdyby nie to że ją kocha i ona go trzyma z dala od postawienia ostatniego kroku, gdyby nie ty i to że się martwi, to już dawno zabijałby w imię Czarnego Pana. Tak jak ci, którzy są sami...- warknęła przyspieszając.
- Ale ja nie jestem sam... Mam ciebie.- powiedział podbiegając do niej.
- Oh, uważaj bo się wzruszę... Ale tu nie ma uczuć! Nie starasz się być lepszy, nie ruszyłbyś żeby mnie ratować. Opierasz się na przyjemności, a to jedynie złudne uczucie, że trzymam cię na powierzchni. Tak naprawdę Malfoy, topisz się. I jeśli się w porę nie obudzisz i nie pozwolisz sobie na pozytywne uczucia, silne uczucia... To skończysz martwy na dnie. Wyprany ze wszystkich uczuć, gotów zabić w imię innego czarownika. Przyjaźń i miłość to to, co daje siłę, a ty odpychasz od siebie wszystkich. Siłą muszę cię zmuszać do rozmowy. A co z Balisem? Co z Pansy? Kiedy ostatni raz z nimi rozmawiałeś? Zrozum wreszcie, że sam nic nie zrobisz... Nie możesz żyć w takim zawieszeniu!- oburzyła się odwracając napięcie w jego kierunku.
- I co ja mam zrobić? Pozwolić żeby zabił moją rodzinę? Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Albo zostanę mordercą, albo stracę bliskich. Mam otoczyć się wianuszkiem ludzi, którzy albo będą opłakiwać mój wyrok w Azkabanie, albo śmierć? Mam skazać na to innych? Gdy nikt, nie będzie mnie żałował jest łatwiej...
- Oh, zostań sam jak palec, odetnij się od wszystkich... Nie pojmujesz, że ludzie są w stanie pomóc? Że są silniejsi niż sobie uroiłeś w tej tlenionej łepetynie?! I tak, masz rację, z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Ale nie musisz siedzieć w tym zupełnie sam...
- Nawet nie wiem, czy jestem w stanie się zakochać...
- Każdy jest... Trzeba się tylko na to otworzyć...- powiedziała cicho odchodząc od niego wolnym krokiem.
~*~
-... moi drodzy. Dzisiaj uwarzymy Amortencje.- powiedział Slughorn patrząc na swoich uczniów i uśmiechając się szeroko. Evelyn skrzywiła się mocno, zerkając na Malfoy'a, który siedział z policzkien opartym na dłoni i nad czymś dumał. Podniósł wzrok dopiero, jak z hukiem postawiła na blacie składniki.
-Pomożesz mi, czy mam to zrobić sama?- warknęła. Oderwał się od wcześniejszego zajęcia i pomógł jej dolewać i wrzucać kolejne składniki. W końcu po niemal godzinie, z ich kociołka unosiły się opary w kształcie spirali.
- Fantastycznie! To teraz sprawdźmy... Panno White, co pani czuje?- powiedział nauczyciel podchodząc do nich.
- Hmmm...- nachyliła się nad eliksirem i wciągnęła powietrze.- Jałowiec... zapach drzew iglastych, ohh żywica czystek i...- zawahała się chwilę, wyczuwając kolejny bardzo charakterystyczny zapach, znany jej z własnej łazienki.- Szampon do włosów...- zmarszczyła brwi. Wiedziała z kim kojarzą jej się te zapachy, bo niemal codziennie je wdychała. Skrzywiła się odganiając myśli, bo przecież las był oazą spokoju, w której mogła być sama ze sobą, nie musiało to od razu oznaczać charakterystycznych i osobliwych perfum jej sąsiada. A w pokoju czuła się po prostu dobrze, a takie zapachy wyczuwała każdego poranka, kiedy Malfoy wychodził spod prysznica. Poza tym te zapachy łączyły się z jeszcze jednym, o którym wolała nie wspominać. Delikatny zapach potu, towarzyszący ich wspólnym nocom. Chyba mogła się tego spodziewać...
- A pan panie Malfoy?
- Skóra... Ale taka, z której robi się ubrania, bardzo wyraźna...- zawiesił na chwilę głos.- Zapach mydła...- skrzywił się nie do końca rozumiejąc co właśnie wdycha. I wtedy pojawił się najbardziej charakterystyczny zapach ze wszystkich, którego nie mógł pomylić z innym, a który bardzo subtelnie lawirował między pozostałymi. Delikatny, przyjemny zapach kociego futra.
~*~
Następny rozdział: 06.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 9 - 'You Will Sufer'
Rozdział 9 - 'You Will Sufer'
Ciekawe czy dobrze myślę... Bohaterka jest animagiem, więc mam pewne podejrzenia co do kota :-) Mam je dalej mieć, czy kot to kot?
OdpowiedzUsuńWarto mieć dalej te podejrzenia :D
UsuńMyślę, że niedługo to wszystko się wyjaśni chociaż trochę :)
Ciekawe. Amortencja jest jednym z czynników, które powoli uświadomi ich co do swoich uczuć, które po części już powoli analizują. Komentarz u góry sprawił, że również zaczęłam się zastanawiać co do postaci animaga White. Kompletnie o tym zapomniałam, a może to być dość ciekawe rozwinięcie-nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńNo i w taki sposób dotarłam do końca. Nadrobiłam wszystko, chłonąc z przyjemnością twoje słowa. Bardzo mi się podoba i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Życzę weny i zapraszam do mnie!
http://dark-side-of-life-hermiona-granger.blogspot.com/
Wow, jestem pod ogromnym wrażeniem że nadrobiłaś wszystko i skomentowałaś każdy rozdział :) Dziękuję za miłe słowa :) Myślę, że wszystko się zacznie rozjaśniać w najbliższych rozdziałach :)
UsuńNa następny rozdział zapraszam 9 stycznia, a ja czekam na pierwszy na Twoim blogu :)
Pozdrawiam :)
Właśnie dodałam :) Zapraszam
Usuńhttp://dark-side-of-life-hermiona-granger.blogspot.com/
Czy nie chciałabyś spróbwać swoich sił w pisaniu na PBF?
OdpowiedzUsuńTo tylko moja mała propozycja, w razie pytań zostawiam namiar na siebie w postaci gadu i link do forum. :)
gg 8660039
http://magiclullaby.forumpl.net/