Ariana | Blogger | X X

13 sty 2016

Rozdział 11 - 'Leave Me Alone'

Zależnie od tego co się wydarzyło, umieranie może być bardzo bolesne lub szybkie i nie wywoływać żadnych nieprzyjemnych dolegliwości. Jeśli traci się świadomość i uderza głową o zamarzniętą ziemię, można poczuć odległy ból, który mózg nie do końca rejestruje. Można też nie zdawać sobie sprawy z tego co się dzieje. 

Ona nie wiedziała. Nie do końca rejestrowała co się wydarzyło po tym jak jeden z tłuczków uderzył ją w łopatkę, a drugi w dół pleców. Jak to możliwe, że oba zderzyły się właśnie z nią?! Kiedy jej ciało zawisło kilkanaście centymetrów nad ziemią, a wszyscy wylądowali obok i zbiegli się dookoła niej, nikt nie wiedział czy żyje i kto powstrzymał ją przed roztrzaskaniem się o ziemię.

- Zabierzcie ją od razu do pani Pomfrey.- zarządził Dumbledore obserwując jak z jej ust wypływa strużka krwi. 

Myślała że życie po śmierci wygląda inaczej. Myślała że nie ma bólu. Że jest tylko spokój. Ale ją bolało. Tak bardzo ją bolało, że z jej oczu poleciały łzy. A przecież ona prawie nigdy nie płacze. Jęknęła głośno, próbując się podnieść. Ale nie mogła. 

- Nie ruszaj się.- usłyszała z boku. Odwróciła się w kierunku tej osoby. 
- Jak źle jest?- spytała.- I dlaczego tu siedzisz?
- Bo tu jest cicho i spokojnie. Zmieniamy się co jakiś czas żeby być przy tobie jak się obudzisz...- powiedziała Pansy odkładając pergamin i książkę na bok.- Jak się czujesz?
- Źle... Jak długo...?
- Tydzień. 
- Co się stało? 
- Dwa tłuczki w ciebie uderzyły. Jeden wybił ci bark, drugi uszkodził rdzeń kręgowy. Potem ktoś zablokował twój upadek, ale za późno i uderzyłaś głową o ziemię. Dlatego tyle byłaś nieprzytomna. Ale najlepsi Uzdrowiciele przybyli żeby cię poskładać. Pewnie twój ojciec ich sprowadził. Podobno wypadł w furię gdy się dowiedział.- powiedziała czarnowłosa poprawiając jej poduszkę.- Według nich niedługo wyjdziesz. Najbardziej bali się o rdzeń. Ale powinno być w porządku.- uśmiechnęła się pokrzepiająco. 
- Wszyscy tu bywali?
- Przynajmniej raz. Poza Astorią oczywiście.- zaśmiała się cicho. Zmarszczyła brwi, ale nie chciała dopytywać czy Draco też miewał swoje dyżury przy jej łóżku.
- Jak się skończył mecz?
- To niesamowite... Omal nie zginęłaś a mimo to się tym przejmujesz... Złapałaś znicz. Ale nie licz na kolejny. Nie wrócisz na boisko...
- Słucham?!
- Twój ojciec zakazał. Powiedział że nie chce słyszeć o kolejnym wypadku. Nikt nie wie jak to się stało. Ale... masz anioła stróża. Gdyby nie to nie byłoby co zbierać. Nikt nie zdążył zareagować oprócz tej osoby kimkolwiek była. Zakładam że to jakiś przystojny, tajemniczy wielbiciel...- dziewczyna uśmiechnęła się łobuzersko.
- Nie sądzę...- wyszeptała wpatrując się w sufit. Ona podejrzewała kim była osoba, którą ją uratowała.

~*~


Usiadła na łóżku, rozmasowując nogę, która nadal ją bolała. Coraz częściej łapała się na tym, że skutki jej wypadku podczas meczu, przeszkadzały jej w funkcjonowaniu. Pani Pomfrey mówiła, że to się może utrzymywać przez kilka tygodni, bo obrażenia były zbyt duże. 
- Słyszałem o twoim wypadku... Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej.- powiedział blondyn opierając się o framugę.
- Co cię to obchodzi, Malfoy?- warknęła podnosząc na niego wzrok. Wyglądał jak widmo, z niemal przezroczystą skórą i podkrążonymi oczami.
- Masz rację. Nic mnie to nie obchodzi.- powiedział beznamiętnym głosem.- Nawet mnie tam wtedy nie było.
- Oh, straciłeś mój spektakularny upadek. Jaka szkoda. Poczułbyś się lepiej...
- Z całą pewnością... 
- Jesteś pewny, że cię tam wtedy nie było?
- Jestem, White. Mam ważniejsze rzeczy do roboty niż oglądać mecz. 
- Jasne...- skrzywiła się i odwróciła od niego. Słyszała jak zamyka drzwi do swojego pokoju. Miała ochotę rzucić w nie wazonem. Jęknęła wstając i wychodząc do dormitorium, w którym siedziała Dafne i Pansy.
- Gotowa na wieczór z nami?- zapytała blondynka, kiedy Evelyn siadła obok nich.
- Nie wiem...- powiedziała niepewnie na nie patrząc.
- Masz. Poczujesz się lepiej!- wcisnęła jej w rękę szklankę z whisky. 

- A ty, Lyn? Nigdy nie mówisz o facetach...- powiedziała Pansy, kiedy wszystkie trzy siedziały na podłodze przed kominkiem
- Ja... Cóż... Nie w głowie mi faceci...
- Oh, przestań! Każdej w głowie faceci.
- Chyba za bardzo skupiłam się na jednym... I zapomniałam o innych.
- Naprawdę?- drążyła Dafne siedząc po jej lewej stronie.- Na kim?
- Teraz to już nie ważne. Wiedziałam od zawsze, że z tego nic nie będzie... Tyle w tym temacie.
Najtrudniej jest odpuścić. Powiedzieć sobie, że nie ma sensu dalej walczyć.- powiedziała cicho Pansy, wpatrując się w płomienie.- Dobrze wiem, jak to jest, Lyn... Ale kiedy w końcu odpuszczasz, to zaczynasz postrzegać ludzi... facetów, inaczej.- uśmiechnęła się szeroko.- I nagle uświadomiłam sobie, że ta moja obsesja na punkcie Malfoy'a była... tylko szczeniacką miłostką, która zniknęła jak tylko pojawił się ktoś odpowiedni.- dodała uśmiechając się tajemniczo.
- Pansy!- zaśmiała się Evelyn uderzając ją w ramię.- Kto?!
- Znamy go?- dodała Dafne.
- Nawet bardzo dobrze. To Teodor.
- Słucham?! Czy ja naprawdę oślepłam? Jak mogłyśmy tego nie zauważyć?!- krzyknęła Dafne kładąc się na ziemi.- Eve, wszystkie wyznałyśmy kto jest naszą miłością. To kto jest tym tajemniczym facetem, który zawrócił ci w głowie i przez którego masz klapki na oczach?
- Powiedzmy, że ja i Pansy mamy dużo wspólnego...
- NIE?!- niemal podniosła się czarnowłosa.- Malfoy?- dodała ciszej, uświadamiając sobie, że ludzie dookoła nich śpią.
- Cóż, ten człowiek zdecydowanie potrafi uwieść tłumy...- skrzywiła się Dafne. Evelyn uniosła brwi i popatrzyła w stronę kominka.
- To był błąd.- szepnęła dopijając Ognistą do końca.
- Coś się zmieniło, prawda? Byliśmy paczką, która po prostu przebywała razem, ale nigdy nie było jak teraz...
- Chyba wszyscy czujemy, że nadchodzą zmiany... Potrzebujemy teraz prawdziwych przyjaciół, ludzi którym się ufa, z którym można porozmawiać, którzy rozumieją... I tych chwil, kiedy nie myśli się o nadchodzącej wojnie...- powiedziała ledwo dosłyszalnym głosem Evelyn.
Wiecie co jest najgorsze? Że nie wiemy czy wydadzą na nas wyrok śmierci, czy będziemy walczyć przeciwko naszym rodzinom, czy może przeciwko ludziom, którzy bronią prawdziwego domu.- Dafne spojrzała na swoje towarzyszki.- Nie wiem co zrobię, kiedy postawią mnie przed wyborem. Kocham rodziców, ale to co oni uważają za słuszne... W Hogwarcie nauczyłam się, że to nie jest jedyna droga... Że można inaczej... Tu jest prawdziwy dom... 
- Nie chcę walczyć przeciwko...- zawiesiła głos czarnowłosa.- Mogę tępić mugolaków, mogę się wywyższać, ale to tylko poza. Bo co drugi Ślizgon donosi Śmierciożercom... A ja nie chcę zginąć...- dodała.
- My przynajmniej jeszcze mamy wybór... Niektórzy już nie...- blondynka popatrzyła w kierunku wejścia do sypialni Prefektów Slytherinu, wiedząc że za drzwiami, pewnie jak co noc rozgrywa się piekło blondyna. Ich rozmowie przysłuchiwała się brązowowłosa dziewczyna, która z każdym kolejnym słowem jej wrogów, oddychała coraz głośniej, odkrywając ich zupełnie nowe oblicze.

~*~

Harry In Winter (utwór dostępny na Playliście z boku)
-... Śmierciożercy znowu zaatakowali centrum Londynu.- powiedział Zabini, kiedy razem z Evelyn szli wzdłuż jeziora.- Zabijają wszystkich... Mugoli, czarowników. Już się nawet z tym nie kryją. Nasz świat zaczyna się ujawniać i coraz mocniej zagrażać temu nie magicznemu.
Blondynka westchnęła głośno, schylając się po garść śniegu i lepiąc z niego kulkę, po czym rzuciła ją mocno przed siebie.
- Blaise... Jak myślisz, jesteśmy w stanie przeżyć? Jeśli staniemy po stronie Hogwartu. 
- Nie wiem, Lyn... Nie chcę nikogo zwodzić fałszywymi zapewnieniami, że będzie dobrze. Każdy z nas może zginąć... Ale wiesz co... To niesamowite... Przebywasz z ludźmi, których ledwo znasz, ale rozumiesz w stu procentach ich tragedię, bo ty też ją przeżywasz. Ja... Czujesz to jak nastrój w szkole się zmienił? Wszyscy wiedzą, że nie jest tak jak wcześniej... Że od powrotu Czarnego Pana wszystko się zmieniło... Niedługo wrogowie zaczną się bratać, by ramię w ramię walczyć o bezpieczeństwo i normalność.
Popatrzyła w jego kierunku.
- Wolałabym, żeby to nastąpiło jutro... To czekanie doprowadza mnie do obłędu... 
Podszedł do niej i mocniej nasunął jej czapkę na głowę. 
- Zaczniemy się martwić jak wojna zapuka do drzwi, ok? Nie mogę uwierzyć, że ten palant do mnie z tym nie przyszedł. Bez urazy, ale nie rozumiem, czemu akurat tobie powiedział o tym, co zlecił mu Voldemort.
- Może to dlatego, że byłam niemal obca. Czasem łatwiej takie rzeczy wyznać obcemu niż bliskiej osobie...
- To on dał ten naszyjnik Bell, prawda?
- Tak sądzę... Podpowiedziałam mu to...
Czarnoskóry przeklął pod nosem.
- On już nigdy nie będzie taki sam.
- Blaise, on ma pecha. Ojciec popełnił błąd, Voldemort każe mu zapłacić. A jaki jest lepszy sposób, niż zniszczyć jego syna? Możemy mówić co chcemy o tym człowieku, ale on jest inteligentny... Wie co zrobić, żeby zabolało najbardziej... Draco... On tego nie zrobi. Nie jest mordercą. Ale psychicznie... To go wykańcza, a on wszystkich od siebie odsuwa.
- Postaram się go trzymać przy zdrowych zmysłach...
Zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Objęła go i przytuliła policzek do jego torsu. Położył dłoń na jej włosach i docisnął do swojego ciała, całując czubek jej głowy. Evelyn czuła, że Zabini zastępuje jej brata, bo jak nikt inny rozumiał jej sytuację. Nie wiedzieli, że mają widownię i ktoś właśnie szybkim krokiem wracał do zamku.

~*~

Jej sukienka w kolorze brudnego różu, układała się tak jak chciała. Westchnęła głośno ruszając do wyjścia. Jej sąsiada nie było w pokoju od kilku godzin. Liczyła, że do jutrzejszego poranka, kiedy wszyscy wyruszą w drogę do domu, go nie zobaczy. Za jakie złe uczynki musiała iść na to przyjęcie. Gdyby nie fakt, że rodzice nalegali to spędziłaby ten wieczór z innymi ludźmi. 
- White!- usłyszała nagłe wołanie.
- Czego Potter?!- warknęła. Jeszcze tego jej brakowało,  żeby Wybraniec się napatoczył.
- Mogę ci zaufać? 
- Zależy o co chodzi.
- O twojego brata.- powiedział cicho. Spojrzała na niego uważnie.
- Słucham...
- Przyjedź na Grimmauld Place 12, 27 grudnia...
- Coś więcej?
- Zobaczysz... Po prostu, bądź ok? 
- Zastanowię się...- wysyczała, zostawiając go samego na środku korytarza.

~*~

Jesse Ware - Say You Love Me
Wszystko co było jej potrzebne, było spakowane. Rozejrzała się dla pewności i już miała wychodzić z sypialni, gdy zobaczyła Malfoya w drzwiach.
- A ty tu czego? Chciałam mieć przyjemne święta, nie psuj tego.- jęknęła.
- Chyba powinniśmy coś wyjaśnić.
- Miałeś na to dwa miesiące. Dwa miesiące się do mnie nie odzywałeś i teraz, gdy spieszy mi się na pociąg, ty nagle chcesz rozmawiać?! Wyjątkowo dojrzałe, Malfoy. Zejdź mi z drogi...
- Nie.- odparł z nonszalanckim uśmiechem, tym samym wywołując w niej atak furii.
- Wiesz co... 
Nie powinnaś się we mnie zakochać. Mówiłem, że ja nie potrafię... że nie chcę skrzywdzić nikogo. Izolując się liczyłem, że mnie znienawidzisz i dasz sobie spokój...
- W porządku. Powiem ci co mam do powiedzenia. Złamałeś mi serce, wiesz?! Wiem, że to chore. Wiem, że sama zaproponowałam ten układ, ale kiedy mnie olałeś, bez słowa wyjaśnienia, poczułam się jak twoja kolejna dziwka. Chcesz to usłyszeć? Tak, zakochałam się w tobie. Odkryłeś moją małą tajemnicę, co? Tak, mój kot, ma imię smoka, od którego wziął się gwiazdozbiór, który to natomiast zainspirował twoich rodziców do nadania ci takiego imienia. Dlaczego nic nie robiłam? Bo nigdy nie byłam desperatką. Nie chciałam wyjść na psycholkę. Nie potrzebowałam tego. Zadowalało mnie przebywanie w twoim towarzystwie! W wakacje wydarzyło się co się wydarzyło... A po nich nagle cię oświeciło, zacząłeś ze mną rozmawiać, zwierzać się... Więc pomyślałam, czemu nie? Wystarczyło mi to wszystko. Bo liczyłam, że kiedyś... 
- Dlatego po drodze do Hogsmade zaczęłaś gadać o miłości i związkach, tak? Liczyłaś, że nagle coś się we mnie zmieni? Nie zmieni. Tak już jest i będzie. Ja.Nie.Kocham.
Zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
- Bo sobie to wmawiasz, Malfoy. Bo jesteś upartym osłem. Nie przypuszczałam, że zachowasz się jak świnia i kiedy odkryjesz co czuję, to bez słowa znikniesz. Już wolałabym, gdybyś powiedział, że nie ma szans, że nie czujesz tego samego. Ale ty mnie olałeś, jak zwykłą szmatę. Nic nie znaczącą... Z Pansy przynajmniej porozmawiałeś... Ja nawet na to nie zasługiwałam? Dałam ci dupy i tyle? Chciałam ci pomóc, Draco... Naprawdę chciałam zrobić wszystko, żebyś tylko nie zwariował... Nie ma szans na miłość? W porządku... Zniosłabym to... Ale postanowiłeś mnie odepchnąć. A ja nie mam zamiaru walczyć... Bo nie mam siły zmagać się z tą twoją pieprzoną dumą i wizją, że dasz sobie ze wszystkim sam radę. Wierzyłam w ciebie. Ale kompletnie to zniszczyłeś. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to wszystko trudne. Liczyłeś, że cię znienawidzę? Gratuluję, to akurat ci się udało. Nie chcę, mieć z tobą nic wspólnego. Nasze kontakty ograniczą się do obowiązkowego minimum. Radź sobie sam z tym wszystkim...- powiedziała ze łzami w oczach i jednym zdecydowanym ruchem wypchnęła go za drzwi i wyminęła, zostawiając osłupiałego, na środku korytarza. 
- Masz rację...- powiedział. Zatrzymała się porażona tonem jego głosu.- Byłaś tylko kolejną dziwką do zaliczenia...- nie wytrzymała. Podeszła do niego i z całej siły przywaliła mu w twarz.
- Jesteś cholernym dupkiem, Malfoy. Miłego, samotnego życia ci życzę...
Zniszczył wszystko co dobre. Na własne życzenie.





~*~
Następny rozdział: 16.01.2016, godzina 18:00
Rozdział 12 - 'Have Yourself A Merry Little Christmas'

3 komentarze

  1. Kto podsłuchiwał rozmowę dziewczyn? Bo chyba nie Hermiona?
    Lubię relację Zabiniego i Lyn. Faktycznie ich relacja jest jak brat-siostra.
    Intryguje mnie też nowinka od Harrego...
    No i finał oczywiście mocny. Pełen emocji... Ach nie mogę doczekać się kolejnego odcinka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mogę zdradzić, to była Hermiona :D
      Myślę, że nieco wyjaśni się w następnym odcinku :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. No, no. Cholera jasna. Nie wiem co mam napisać. Ostatnia scena i do tego piosenka... wytrąciłaś mnie z równowagi i muszę przyznać, że zabolał mnie upadek i to mocno. Głupi Malfoy! Miałam zwrócić uwagę na podsłuchującą dziewczynę, na obserwatora sceny Zabiniego i White, ale teraz... nawet myśli nie mogę skupić, a co dopiero zabrać się za tamto. Mam nadzieję, że White da mu popalić. Ja wiem, że on stara się nie kochać, tak jest bezpieczniej, ale to go wykończy. Jeszcze jego misja. Wydaje mi się, że wróci do Eve, gdy tylko nastąpi moment załamania. Ale nie wiem czy wtedy ona będzie chciała go widzieć... :(

    Życzę weny i zapraszam do mnie,
    http://dark-side-of-life-hermiona-granger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń