Siedziała skulona na końcu sali i obserwowała jak Snape chodzi w tą i z powrotem omawiając jakieś zagadnienie. Nie do końca słucha, znudzonym wzrokiem wodziła za profesorem, a ręce skrzyżowała na piersi.
- Dobrze... Wiem, że Boginy już przerabialiście, ale chyba nie dokończyliście. Dlatego teraz każdy z was spróbuje powstrzymać to stworzenie i... panna White może rozpocznie, skoro jest tak zainteresowana lekcją.- warknął podchodząc do jej ławki. Uśmiechnęła się drwiąco i wstała stając na wprost szafy. Nie miała pojęcia co z niej wyjdzie. Nie potrafiła określić co jest jej największą obawą. Drzwiczki się otworzyły, ale nic się nie pojawiło. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła zgniłą rękę, wysuwającą się z mroku. Zaraz za nią pojawiła się lekko przekrzywiona głowa, o długich włosach opadających na twarz, której połowa, była wielką dziurą. Stwór, pokracznymi krokami wylazł z szafy i ciągnąc za sobą nogi, pełzł w jej kierunku. Jednym białym i mocno zamglonym okiem wpatrywał się w jej twarz i wydał z siebie długi warkot.
Inferius.
Zwłoki ożywione za pomocą czarnej magii.
Stworzenie posłuszne temu, kto je ożywił.
Widziała go raz. Przypadkiem, gdy jej ojciec eksperymentował na pobliskim cmentarzu. Cofnęła się nieznacznie wpatrując w potwora, który był coraz bliżej.
- Riddikulus!- krzyknęła, a stwór zmienił się w plamę błota na podłodze. Mimo iż zagrożenie minęło, ona nadal stała i oddychała głęboko. Odeszła na bok i wyjrzała przez okno, próbując się uspokoić. Patrzyła na krajobraz skąpany w słońcu i próbowała oczyścić umysł. Kiedy lekcja się skończyła, wypadła na korytarz i pobiegła do łazienki, w której od razu przemyła twarz zimną wodą. Przejrzała się w lustrze i oparła dłonie na umywalce. Mogła nie być Śmierciożercą, mogła być trzymana z dala od Voldemorta, ale nic nie zmieniło tego kim był jej ojciec i co wyprawiał, żeby przypodobać się Czarnemu Panu. Nie miała ani normalnego dzieciństwa, ani normalnego domu. Zmagała się z wymaganiami rodziców, musiała być we wszystkim perfekcyjna i najlepsza. Musiała spełniać ich plany, wyznawać ich zasady. Nie potrafiła tylko określić czy się z nimi zgadzała czy nie.
~*~
Nikt nie jest w stanie zrozumieć dramatu i tragedii dzieci, które wychowywane są przez Śmierciożerców. Nikt nie pojmie nawet jednej setnej tego uczucia, gdy od małego wbijane są do głowy określone postawy, określone zachowania i reakcje. W samotności radzą sobie z natłokiem wszystkiego. Próbują poskładać się do kupy żeby nie zawieść rodziców. Zakładają maski, podczas gdy pod tą całą arogancją, oziębłością chowają się przerażeni młodzi ludzie, którzy zagubieni są w tym całym bałaganie. Bo kto to widział, żeby dzieci walczyły przeciwko lub w imię dorosłego człowieka, który ma chore wizje świata. Nie odróżniają dobra od zła, bo nikt im tego nie pokazał. Oni widzą tylko jedną stronę medalu, taką którą ładują im do głowy rodzice. Arystokracja, czysta krew, umiejętności, odporność na ból. Zdrajcy, szlamy i mugole nie powinni istnieć. I nawet nie wiedzą, że można inaczej. I zrozumieć je mogą tylko ci, którzy przeżywają to samo.
Siedziała i wpatrywała się w skrzące wody jeziora. Popołudnie było wyjątkowo ciepłe, a słońce powoli chyliło się ku linii horyzontu. Nie miała zamiaru wracać do zamku, a tym bardziej iść na zbliżającą się kolację. W jej głowie siedziało tyle myśli, że wolała spokojnie, w samotności pogapić się na krajobraz.
- Nie ma nic złego w strachu przed tymi potworami...- powiedział cicho blondyn siadając obok niej.
- Wyjaśnij mi jedną rzecz... Od kiedy my się przyjaźnimy? Chodzi mi o rozmowy o naszym życiu i problemach, co?
- Każdy potrzebuje rozmowy.
- Jakbyś nie zauważył, nie należę do zbyt rozmownych osób.
- Oh daj spokój, White. To nie tak, że od teraz będziemy się sobie wypłakiwać na ramieniu.
- Cóż za ulga!- krzyknęła kładąc się na trawie i wpatrując w niebo. Dołączył do niej i w milczeniu obserwowali płynące po nim chmury.
- Zrozum, że z tą dziewczyną się nie zadziera. Nie chcesz mieć w niej wroga...- powiedziała blondwłosa dziewczyna idąc obok swojej siostry w stronę dormitorium.
- Ona i tak mnie nie lubi.
- Ale dotychczas po prostu cię ignorowała lub rzadko rzucała jakieś komentarze. Teraz zrobi ci z życia piekło, szczególnie że dostałaś się do drużyny. Pamiętaj: ona jest starsza więc uważa, że ma więcej praw.
- Przystawia się do...
- Astoria. Zapamiętaj dwie rzeczy: Draco nie jest dla ciebie, to kobieciarz, który aktualnie zalicza dziewczyny, a nie spotka się z nimi, po drugie: prędzej piekło zamarznie niż ta dwójka się dogada. Evelyn nie należy do osób, które przejmują się tym, że jest singlem, ba bardzo dobrze się z tym czuje. Poza tym to wyjątkowo dziwne, że nagle zaczęli ze sobą rozmawiać. Dotychczas oni egzystowali obok siebie i to cud, że znają swoje imiona. Oboje są... specyficzni. Ich relacja też taka jest.
- Jak ty możesz się z nią przyjaźnić?- krzyknęła młodsza z sióstr, gdy przekroczyły próg dormitorium Ślizgonów.
- Nie jest zła, dopóki jej nie wkurzysz. Należy raczej do milczących osób, ale to naprawdę cudowna, chociaż dość... oryginalna dziewczyna. I nie będę ratować ci tyłka, kiedy będzie się mścić, bo na treningu przesadziłaś.
- Stawiasz ją ponad mnie?
- Nie, Astoria. Po prostu uważam, że przekroczyłaś pewną granicę. Mogłaś ją naprawdę skrzywdzić. Ciesz się, że nie zawiesili cię.
- Quidditch jest dość brutalny.
- W trakcie meczu, a nie na treningu, gdzie specjalnie wycelowałaś tłuczek w jej kierunku. I co, myślisz że takimi zagrywkami zdobędziesz faceta? Cóż, wierz mi albo nie, ale z całą pewnością ci się to nie uda. Szczególnie w przypadku tego konkretnego faceta...
Siedziała na łóżku z książką i pergaminami i próbowała napisać wypracowanie dla Snape'a. Westchnęła głośno, czując że jej oczy powoli odmawiają posłuszeństwa i same zaczynają się zamykać. Odłożyła książkę, decydując jednak że przegrywa ze zmęczeniem. Spojrzała na zegarek, potem na drzwi do łazienki i dalej na te prowadzące do pokoju blondyna. Zaskoczył ją fakt, że mimo iż nie miał patrolu, nadal nie było go w pokoju, pomimo późnej pory. Jak na zawołanie usłyszała trzask drzwi i zobaczyła parę, która wpadła z impetem do pomieszczenia, złączona w namiętnym uścisku. Ciemnowłosa dziewczyna, niemal pożerała swojego towarzysza. Widziała cwany uśmieszek Malfoy'a, kiedy z szokiem malującym się na twarzy popatrzyła w ich kierunku. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, nie widząc szans na ratunek tego człowieka, który był po prostu stracony. Zatrzasnęła drzwi, zapominając niestety że oprócz wizualnego aspektu tego co działo się za ścianą, jest jeszcze ten dźwiękowy. Sama jęknęła głośno słysząc krzyki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej niepokojące. W chwili gdy dziewczyna za ścianą zaczęła syczeć wybuchnęła głośnym, niekontrolowanym śmiechem, będąc prawie w stu procentach pewną, że usłyszeli jej reakcję.
- Widzisz, Ladon.- zaśmiała się drapiąc kota za uchem.- Niektórzy po prostu tygodnia bez seksu nie wytrzymają. To mój drogi, jest uzależnienie. Przyzwyczaj się, bo ten niewyżyty człowiek nie przestanie.- dodała.- Muszę go zmusić do wyciszenia pokoju...- dodała zakładając poduszkę na głowę i zakrywając się kołdrą. Uparcie ignorowała to drobne i wyjątkowo odległe ukłucie zazdrości.
- No kto by pomyślał że jesteś taka wstydliwa...- usłyszała w środku nocy, otwierając oczy i lustrując blondyna uważnym spojrzeniem. Pomimo mroku widziała, że nie ma na sobie koszulki, jedynie czarne spodnie, opuszczone nisko na biodrach.
- Twoja koleżanka już poszła? Tak szybko? Włączyłeś światło, zobaczyłeś jej twarz i ją wygoniłeś?
- Ja z nimi nie sypiam.
- Ah, tak. To tylko sex...- skrzywiła się.- Wiesz co, Malfoy. Nic mnie nie interesuje twoje życie seksualne, serio. Jak masz ochotę zachowywać się jak skończony palant, wykorzystując te puste lale, proszę bardzo. Rób to codziennie i życzę żebyś nie złapał żadnej choroby... Na zdrowie. Tylko proszę cię, wycisz ten pieprzony pokój, bo te jęki i krzyki nie dają mi spać.
- Oh, przyznaj że wolałabyś być po drugiej stronie ściany.
- Z tobą?- zaśmiała się drwiąco.- Po moim trupie.
- Ja tam wiem swoje.
- Oh Malfoy... Żyjesz w świecie fantazji. Idź spać, bo ewidentnie zaczyna ci się coś przestawiać.
- Przysięgam ci, że do końca tego roku...- powiedział nachylając się nad nią. Popatrzyła mu prosto w oczy i uśmiechnęła drwiąco.
- Nawet, w obliczy śmierci byłbyś ostatnią osobą, z którą bym się przespała...
- To się jeszcze okaże, White...- wysyczał niczym wąż i opuścił jej pokój, jak zwykle zostawiając wszystkie drzwi otwarte.
Leżał, wpatrywał się w baldachim i czekał. Nasłuchiwał odgłosów zamku, ale wyjątkowo nie działo się zupełnie nic. Był sam i bał się zamknąć oczy. Bał się co tym razem przyjdzie do niego w snach. Co dzisiaj go nawiedzi, zrywając z łóżka, uciskając na płuca, odbierając powietrze. W tych momentach nienawidził siebie za okazanie słabości. Jednak tylko wtedy mógł. Bo nikt nie patrzył. Nikt nie oceniał. Wyrzucał z siebie wszystko, by rano znów nałożyć maskę.
Czekał. Wgapiał się w mrok.
Ale tym razem kot nie przyszedł.
- Nie ma nic złego w strachu przed tymi potworami...- powiedział cicho blondyn siadając obok niej.
- Wyjaśnij mi jedną rzecz... Od kiedy my się przyjaźnimy? Chodzi mi o rozmowy o naszym życiu i problemach, co?
- Każdy potrzebuje rozmowy.
- Jakbyś nie zauważył, nie należę do zbyt rozmownych osób.
- Oh daj spokój, White. To nie tak, że od teraz będziemy się sobie wypłakiwać na ramieniu.
- Cóż za ulga!- krzyknęła kładąc się na trawie i wpatrując w niebo. Dołączył do niej i w milczeniu obserwowali płynące po nim chmury.
~*~
- Zrozum, że z tą dziewczyną się nie zadziera. Nie chcesz mieć w niej wroga...- powiedziała blondwłosa dziewczyna idąc obok swojej siostry w stronę dormitorium.
- Ona i tak mnie nie lubi.
- Ale dotychczas po prostu cię ignorowała lub rzadko rzucała jakieś komentarze. Teraz zrobi ci z życia piekło, szczególnie że dostałaś się do drużyny. Pamiętaj: ona jest starsza więc uważa, że ma więcej praw.
- Przystawia się do...
- Astoria. Zapamiętaj dwie rzeczy: Draco nie jest dla ciebie, to kobieciarz, który aktualnie zalicza dziewczyny, a nie spotka się z nimi, po drugie: prędzej piekło zamarznie niż ta dwójka się dogada. Evelyn nie należy do osób, które przejmują się tym, że jest singlem, ba bardzo dobrze się z tym czuje. Poza tym to wyjątkowo dziwne, że nagle zaczęli ze sobą rozmawiać. Dotychczas oni egzystowali obok siebie i to cud, że znają swoje imiona. Oboje są... specyficzni. Ich relacja też taka jest.
- Jak ty możesz się z nią przyjaźnić?- krzyknęła młodsza z sióstr, gdy przekroczyły próg dormitorium Ślizgonów.
- Nie jest zła, dopóki jej nie wkurzysz. Należy raczej do milczących osób, ale to naprawdę cudowna, chociaż dość... oryginalna dziewczyna. I nie będę ratować ci tyłka, kiedy będzie się mścić, bo na treningu przesadziłaś.
- Stawiasz ją ponad mnie?
- Nie, Astoria. Po prostu uważam, że przekroczyłaś pewną granicę. Mogłaś ją naprawdę skrzywdzić. Ciesz się, że nie zawiesili cię.
- Quidditch jest dość brutalny.
- W trakcie meczu, a nie na treningu, gdzie specjalnie wycelowałaś tłuczek w jej kierunku. I co, myślisz że takimi zagrywkami zdobędziesz faceta? Cóż, wierz mi albo nie, ale z całą pewnością ci się to nie uda. Szczególnie w przypadku tego konkretnego faceta...
~*~
Siedziała na łóżku z książką i pergaminami i próbowała napisać wypracowanie dla Snape'a. Westchnęła głośno, czując że jej oczy powoli odmawiają posłuszeństwa i same zaczynają się zamykać. Odłożyła książkę, decydując jednak że przegrywa ze zmęczeniem. Spojrzała na zegarek, potem na drzwi do łazienki i dalej na te prowadzące do pokoju blondyna. Zaskoczył ją fakt, że mimo iż nie miał patrolu, nadal nie było go w pokoju, pomimo późnej pory. Jak na zawołanie usłyszała trzask drzwi i zobaczyła parę, która wpadła z impetem do pomieszczenia, złączona w namiętnym uścisku. Ciemnowłosa dziewczyna, niemal pożerała swojego towarzysza. Widziała cwany uśmieszek Malfoy'a, kiedy z szokiem malującym się na twarzy popatrzyła w ich kierunku. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, nie widząc szans na ratunek tego człowieka, który był po prostu stracony. Zatrzasnęła drzwi, zapominając niestety że oprócz wizualnego aspektu tego co działo się za ścianą, jest jeszcze ten dźwiękowy. Sama jęknęła głośno słysząc krzyki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej niepokojące. W chwili gdy dziewczyna za ścianą zaczęła syczeć wybuchnęła głośnym, niekontrolowanym śmiechem, będąc prawie w stu procentach pewną, że usłyszeli jej reakcję.
- Widzisz, Ladon.- zaśmiała się drapiąc kota za uchem.- Niektórzy po prostu tygodnia bez seksu nie wytrzymają. To mój drogi, jest uzależnienie. Przyzwyczaj się, bo ten niewyżyty człowiek nie przestanie.- dodała.- Muszę go zmusić do wyciszenia pokoju...- dodała zakładając poduszkę na głowę i zakrywając się kołdrą. Uparcie ignorowała to drobne i wyjątkowo odległe ukłucie zazdrości.
- No kto by pomyślał że jesteś taka wstydliwa...- usłyszała w środku nocy, otwierając oczy i lustrując blondyna uważnym spojrzeniem. Pomimo mroku widziała, że nie ma na sobie koszulki, jedynie czarne spodnie, opuszczone nisko na biodrach.
- Twoja koleżanka już poszła? Tak szybko? Włączyłeś światło, zobaczyłeś jej twarz i ją wygoniłeś?
- Ja z nimi nie sypiam.
- Ah, tak. To tylko sex...- skrzywiła się.- Wiesz co, Malfoy. Nic mnie nie interesuje twoje życie seksualne, serio. Jak masz ochotę zachowywać się jak skończony palant, wykorzystując te puste lale, proszę bardzo. Rób to codziennie i życzę żebyś nie złapał żadnej choroby... Na zdrowie. Tylko proszę cię, wycisz ten pieprzony pokój, bo te jęki i krzyki nie dają mi spać.
- Oh, przyznaj że wolałabyś być po drugiej stronie ściany.
- Z tobą?- zaśmiała się drwiąco.- Po moim trupie.
- Ja tam wiem swoje.
- Oh Malfoy... Żyjesz w świecie fantazji. Idź spać, bo ewidentnie zaczyna ci się coś przestawiać.
- Przysięgam ci, że do końca tego roku...- powiedział nachylając się nad nią. Popatrzyła mu prosto w oczy i uśmiechnęła drwiąco.
- Nawet, w obliczy śmierci byłbyś ostatnią osobą, z którą bym się przespała...
- To się jeszcze okaże, White...- wysyczał niczym wąż i opuścił jej pokój, jak zwykle zostawiając wszystkie drzwi otwarte.
~*~
Leżał, wpatrywał się w baldachim i czekał. Nasłuchiwał odgłosów zamku, ale wyjątkowo nie działo się zupełnie nic. Był sam i bał się zamknąć oczy. Bał się co tym razem przyjdzie do niego w snach. Co dzisiaj go nawiedzi, zrywając z łóżka, uciskając na płuca, odbierając powietrze. W tych momentach nienawidził siebie za okazanie słabości. Jednak tylko wtedy mógł. Bo nikt nie patrzył. Nikt nie oceniał. Wyrzucał z siebie wszystko, by rano znów nałożyć maskę.
Czekał. Wgapiał się w mrok.
Ale tym razem kot nie przyszedł.
~*~
Następny rozdział: 19.12.2015, godzina 18:00
O kurcze to jest naprawdę dobre!! Czekam na jakiś romansik między Evelyn a Draco i jestem ciekawa, czy chłopak wyciszy ten pokój, a może raczej przestanie jej to przeskadzać bo będzie tam z nim. Nie mogę doczekać się 19, pisz kochana jak najwięcej. Pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuńCieszę się że Ci się podoba :) i bardzo doceniam każdy Twój komentarz :) coś między tą dwójką się wydarzy :D może nawet niedługo :D
UsuńPozdrawiam :*
Trafiłam przypadkiem. Zostanę na dłużej. Podoba mi się styl pisania. Opowiadanie wciągnęło od początku. Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na kończące się już samarastory.
Pozdrawiam SomeSay
http://samarastory.blogspot.com/
Cieszę się, że Ci się spodobało :) bardzo mi miło, że Cię to opowiadanie wciągnęło :)
UsuńZajrzałam na Twojego bloga i widzę, że dużo mam do czytania więc od razu się zabieram :)
Pozdrawiam :)
Powtórzę się, ale uwielbiam ich relację! Nie są to sztywne i drętwe przekomarzanki, tylko czuć w ich rozmowach tą naturalność. Wszystkie ich zachowania pasują idealnie do bohatera, przez co rysują nam się ciekawe postacie, a ich konflikt będzie na pewno... interesujący. Jestem ciekawa jak Malfoy będzie chciał zdobyć oziębłą na jego zaloty Ślizgonkę. No cóż mogę mu życzyć jedynie powodzenia! :D Co do Astorii... dziewczyna igra z ogniem i coś czuję, że szybko przekona się, że to źle się skończy.
OdpowiedzUsuń